Śledczy przyłapany na gorącym... uczuciu - recenzja mangi Miłosne marzenia detektywa (jednotomówka)

Nie zamierzam zgrywać świętej i twierdzić, że hentajców nie tykam nawet na długość dwumetrowego kija, bo czasem nachodzi mnie ochota, aby popatrzeć sobie na ładnie narysowane cycki czy kształtną męską dupkę (a najlepiej obie te rzeczy jednocześnie). Żałuję jednak, że na naszym rynku wciąż mamy przede wszystkim do dyspozycji albo zbiory one-shotów, gdzie imiona bohaterów odgrywają dużo mniejszą rolę niż przyjęta podczas numerku pozycja, albo historie przeznaczone dla koneserów dość wyszukanych, niekiedy zastanawiających moralnie tagów. Na szczęście z ratunkiem przychodzą mangowe erotyki określane mianem TLek (skrót od Teen Love). Nie tylko mają one zalążki choćby szczątkowej fabuły,  lecz na dodatek prezentowane w nich sceny zbliżeń potrafią zachowywać zdrowy balans między dającą do myślenia sugestią a ukazywaniem wszystkiego z punktu widzenia jurnej aparatury do rentgena (która działa w taki sposób, aby męskie przyrodzenia z zasady nie przepuszczały promieniowania, dzięki czemu zawsze pozostają doskonale widoczne). I takim właśnie reprezentantem na polskim poletku mang jest świeżutka nowość od wydawnictwa Dango, czyli Miłosne marzenia detektywa autorstwa Lindy Sumi.



Tytuł: Miłosne marzenia detektywa
Tytuł oryginalny: Keiji, Junai wo Kibo
Autor: Linda Sumi
Ilość tomów: 1
Gatunek: romans, erotyk, josei
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Mijają już 3 lata, odkąd Naho straciła męża. Z jednej strony 30-letnia kobieta wciąż nie może się z tym faktem pogodzić, z drugiej jednak rozumie, że nie może dłużej izolować się od ludzi i zgrywać totalnie niedostępnej. Okazja na życiową zmianę przytrafia się w momencie, gdy u drzwi jej mieszkania rozlega się dzwonek. Kiedy otwiera, u progu wita ją przystojny mężczyzna, który legitymuje się jako detektyw Natsunaki. Ponieważ prowadzi on śledztwo w sprawie dziejących się w okolicy włamań i kradzieży kobiecej garderoby, rutynowo wypytuje Naho, czy nie widziała w ostatnim czasie niczego podejrzanego. Po odbyciu krótkiej rozmowy detektyw się z nią żegna i można by było pomyśleć, że na tym cała historia po prostu się zakończy... ale tak się przypadkiem składa, że jeszcze tego samego popołudnia wracająca z pracy bohaterka ponownie natyka się na funkcjonariusza, tym razem już kończącego służbę. Od słowa do słowa postanawia zaprosić żyjącego samotnie mężczyznę do siebie na kolację, a gdy po fantastycznie spędzonym wieczorze ponownie przychodzi czas rozstania, detektyw obiecuje zrobić wszystko, co tylko zechce gospodyni, by zrewanżować jej się za okazaną dobroć. Wówczas tknięta impulsem Naho wychodzi z wyjątkowo śmiałą propozycją, że skoro ma tak duże pole do manewru, to chciałaby, aby sympatyczny Natsunaki... spędził razem z nią noc!

Gdyby nie leciutki poślizg przy premierze, byłby z tego idealny zestaw walentynkowy

Fabuła Miłosnych marzeń detektywa wydaje się co prawda mocno pretekstowa - bardziej naciągana byłaby chyba tylko wizyta przystojnego, półnagiego hydraulika wezwanego do przepchania zatkanych rur w mieszkaniu samotnej kury domowej (nie powiem, czytałabym) - niemniej w przeciwieństwie do rasowych mang typu hentai, taki zgrabnie podany pretekst daje czytelnikowi chociaż minimum zaczepienia w świecie przedstawionym. Poza tym mamy czas i przestrzeń, aby dowiedzieć się, że bohaterka jest miłą kobietą, która bardzo kochała poprzedniego męża, jednak nie chce stracić całego życia na żałobie, a pan detektyw to porządny, kulturalny gość, który mocno przykłada się do swojej pracy. No normalnie aż chce się kibicować takim dobrodusznym mordkom, aby wreszcie odnalazły w życiu szczęście - i to nawet mimo tego, że jedną trzecią objętości jednotomówki zajmują nie głębokie filozoficzne dysputy, a sceny seksu lub chociaż jakiegoś intymnego mizianka. Dodatkowo w drugiej połowie tomiku wywiązuje się drobny kryminalny wątek, który może nie jest szczytem thrillerowego pisarstwa, ale w fajny sposób zazębia relację Naho z detektywem Natsunakim, jednocześnie pozwalając bohaterom ewoluować.

W sumie strach drzwi otwierać, tyle tych kryminalnych doku-soapów kręcą...

Również pod kątem graficznym TLka autorstwa Lindy Sumi prezentuje się zupełnie poprawnie. Ciężko tu o takie wizualne wodotryski jak miało to miejsce chociażby w niedawno recenzowanym Scarlet Secret (cóż... właściwie to większość tytułów jest z góry skazana na porażkę przy tak potężnym rywalu), jednak nie można też powiedzieć, że mamy tu do czynienia z wynaturzonymi paszkwilami. Ot, do pełni szczęścia wystarczyłoby jedynie popracować nad bogatszymi tłami i odrobinę ciekawszym kadrowaniem, by wykorzystać pełny potencjał naprawdę nieźle zaprojektowanych postaci. A skoro już przy designach jesteśmy, to czy wam też nie przyszło w pewnym momencie na myśl, że Naho wydaje się zaginioną bliźniaczką... czy może raczej sześcioraczką ze Sposobu na pięcioraczki? W mojej ocenie nie tylko wygląda niczym dorosła wersja Miku Nakano, ale na dodatek zachowuje się w bardzo podobny do niej sposób. Co prawda takiemu Natsunakiemu daleko jest do Futaro (ale może to i lepiej), niemniej jeśli  to Miku była dla kogoś ulubioną opcją romansową w ramach wyżej wymienionej serii, wówczas można potraktować Miłosne marzenia detektywa za swego rodzaju fanfik opowiadający o jakiejś alternatywnej przyszłości. Ja sobie takich skojarzeń nie odmówiłam.

Einstein tyle się głowił nad teorią względności, a tu wystarczyło zapytać o tempo upływu czasu samotnej 30-latki!

Ogromnie podoba mi się dotychczasowy wybór wydawanych przez Dango TLek oraz fakt, że przedstawiają one stosunkowo silne, niezależne kobiety będące dla mężczyzn oparciem, a nie trofeum do zdobycia. Co prawda bohaterka poprzedniej jednotomówki z tej kategorii, Powiedzmy, że cię kocham, miała w sobie znacznie więcej pazura jeśli chodzi o dominację w sypialni, jednak Naho też doskonale wie, czego chce - w końcu to właśnie ona jako pierwsza wychodzi z propozycją pójścia do łóżka i kiedy po kilku spotkaniach orientuje się, że z Natsunakim to coś więcej niż tylko przygodna znajomość, potrafi z miejsca wyznać mu swoje uczucia. Dlatego chociaż Miłosne marzenia detektywa raczej nie mają predyspozycji, aby zrobić na naszym rynku furorę, wciąż stanowią doskonałą odskocznię od rozmemłanych na kilkanaście tomów romansów albo hentajców tak pikantnych, że aż zatracających posmak dobrze zbalansowanej relacji. No i warto wspierać tę rozwijającą się gałąź rynku, aby za jakiś czas mogła ona obrodzić w kolejne (nie takie znowu) zakazane owoce.

Czy bycie sugar mamą ma coś wspólnego z pożyczaniem od sąsiadów cukru?

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze