Miłość szyta na miarę - recenzja mangi Powiedzmy, że cię kocham (jednotomówka)

Już parę razy zdarzało mi się wzdychać w przestrzeń, że strasznie szkoda, że na polskim rynku mangowym nie ma nieco więcej pozycji w stylu Herezji miłości oferujących bardziej pikantne hetero romanse. Jasne, od czasu do czasu można się skusić na jakiś hentai, ale kiedy do wyboru jest kolejny zbiór skrajnie pretekstowych historyjek, w których bohaterowie już na trzeciej stronie przechodzą do rzeczy, to można się szybko znudzić (a jeszcze szybciej zapomnieć, o co w ogóle w fabule chodziło poza wiadomymi szczegółami anatomicznymi). Coś zaczęło się jednak w tej kwestii zmieniać, bo jakiś czas temu Waneko ogłosiło zamiar wydania w ramach cyklu jednotomówek Tysiąc słodkich kłamstw, natomiast Dango - choć spóźnione względem samej zapowiedzi - zdołało już wypuścić swoją pierwszą pozycję z "gatunku" Teen Love, czyli Powiedzmy, że cię kocham. Niech was jednak nie zmyli to tajemnicze oznaczenie, bo z nieletnimi ma ono tyle wspólnego co Berserk z kolorowankami dla dzieci.


Tytuł: Powiedzmy, że cię kocham
Tytuł oryginalny: Shouganai kara Aishite Ageru
Autor: Yoko Ito
Ilość tomów: 1
Gatunek: komedia, romans, erotyk
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)
 
Praca w korpo raczej nie kojarzy się z licznymi przyjemnościami, dlatego Sako Miyamura sama postanawia sobie urozmaicić szarą codzienność i rozpływa się w zachwycie, obserwując ukradkiem prężnie działających biznesmenów noszących eleganckie garnitury. Zwłaszcza jeden z nich przykuwa uwagę młodej pani księgowej, a mianowicie as działu sprzedaży, niejaki Eiji Miya - człowiek tak samo utalentowany, co próżny i przeświadczony o doskonałości swej nieprzeciętnie urodziwej buźki. Lecz kiedy Eiji myśli już, że Sako jest jedną z wielu kobiet z otaczającego go wianuszka adoratorek, która leci na jego kasę i urodę, ta brawurowo wyprowadza go z błędu, wytykając, że podnieca ją li i jedynie jego dobrze skrojony garnitur. Wtedy Eiji zmienia nastawienie i zacieśnia znajomość z Sako, traktując ją jako idealną kompankę do kielicha. Pewnego razu jednak szczere komentarze, którymi współpracownicy dzielą się ze sobą na przemian z kolejnymi drinkami, brną nieco za daleko, a rozochocona sprzeczką para... kończy razem w łóżku!

Uuu, szarpałabym jak Reksio szynkę... albo jak rozochocona księgowa krawat

Choć znawcą mangowych erotyków z pewnością nie jestem, to mam na koncie parę flagowych tytułów - dawniej w mgnieniu oka pochłonęłam 10-tomowe Hapi Mari (które do dziś całkiem miło wspominam), a obecnie zaczytuję się w przekochanym Ase to Sekken (gorąco polecam, mądry związek over 9000!). I wystarczą już te dwa przykłady, żeby zauważyć pewien schemat niezmiennie obierany przez mangaków, a mianowicie nie ma nic lepszego nad gorący romans w biurze. Może to wina specyfiki rynku pracy w Japonii, który niemal w całości składa się z anormalnej ilości zmęczonych życiem salarymanów oraz kasjerów biorących nocki w sklepach całodobowych? Skoro jednak życie poza korpo nie istnieje, to wydaje się to najbardziej optymalną - żeby nie powiedzieć jedyną możliwą - formą znalezienia sobie drugiej połówki... W każdym razie! Zgaduję, że gdyby mangowe erotyki pojawiały się u nas częściej, taki motyw główny jak ten przedstawiony w Powiedzmy, że cię kocham nie wydawałby się niczym niezwykłym. Ale że mamy taki klimat, jaki mamy, to wydana przez Dango jednotomówka nie tyle jest sympatycznym powiewem świeżości, co istnym huraganem innowacyjności. Dorośli ludzie mówią o swoich uczuciach, tworzą związki, a nawet uprawiają seks? To bohaterowie mang w ogóle tak potrafią?!

Szparka sekretarka i to, co ją podnieca - to się nazywa garniak!
 
Ano potrafią. Sako jest do tego stopnia twarda, pewna siebie i bezpośrednia, że nie waha się wziąć faceta za chabety - pardon, właściwie to prosto za twarz - i wyjaśnić takiemu osobnikowi jak chłop krowie na rowie, że owszem, ma dziki fetysz na punkcie dobrze skrojonego garnituru na dobrze zorganizowanym męskim ciałku i proszę się tu krzywo nie patrzeć, bo psuje całokształt. O. To się naprawdę ceni, tym bardziej że początkowe pozory każą myśleć, że Sako jest typową, przeciętną szarą myszką z jakiegoś podrzędnego działu wielkiej The Firmy. Tymczasem jeśli miałabym wskazać, kto z dwójki głównych bohaterów faktycznie nosi w tym związku spodnie (jeśli nie, hehe, cały garnitur), to jest nią właśnie Sako. Oczywiście nie jest też żadną bezwzględną dominą ani niczym w tym rodzaju, jednak umie wyrazić swoje zdanie, a często nawet... hmm... lubi przejmować inicjatywę w łóżku. Eiji ma w związku z tym dość ciężkie zadanie, jednak ostatecznie wychodzi z tego zestawienia obronną ręką. Tylko z samego początku wydaje się stereotypowym łamaczem niewieścich serc, a szybko wychodzi na jaw, że jest z niego porządny, troskliwy gość, który po prostu nie miał wielkiego szczęścia w minionych związkach. Kiedy jednak trafia na Sako i jej bezwarunkową miłość (głównie do garniturów... ale nie tylko...), wreszcie udaje mu się pozbyć strachu, że jest tylko ładnym dodatkiem do damskiej torebki i odwdzięczyć się równie dużą dawką szczerych uczuć.

Kobieta niezależna, która żadnej fantazji się nie boi
 
O kresce mogę powiedzieć tyle, że jest bardzo w porządku. Przeziera przez nią pewna debiutancka niepewność - no, debiutancka jak na moment, kiedy manga została wydana w Japonii, a sięga to aż 2014 roku - ale na przeważającej większości kadrów jest niezwykle lekka, urocza i pełna świetnie zbalansowanego humoru. Zresztą, nie ma też tego złego, co by na dobre nie wyszło, a gdy zerknęłam na najnowszą mangę autorki, widać dalszą poprawę warsztatu oraz niezmordowane eksplorowanie romantyczno-erotycznych historii z dorosłymi bohaterami w rolach głównych. Chwali się, oj, bardzo chwali. Jeśli znów chodzi o sceny zbliżeń, to są, a i owszem, nawet kilka... choć jeśli mam być szczera, to jest to trochę taki seks Schrödingera (z całym szacunkiem dla życia erotycznego szacownego pana fizyka). Mimo stosownego oznaczenia na tyle okładki tomiku nie uświadczycie tu absolutnie żadnych szczegółów anatomicznych poza kobiecymi sutkami oraz literalnie czterema milimetrami pojedynczej kreski świadczącej o objawieniu się przyrodzenia Eijiego w dłoni Sako. Cała reszta jest mega sugestywna i zdecydowanie jednoznaczna, ale nie powinno to zgorszyć żadnej, nawet niepowołanej do lektury osoby. Zresztą, od nadmiernie wyeksponowanych pozycji to ja mam hentajce od Akumy i z dwojga złego wolę mieć sympatyczną fabułę w garści niż nawet najbardziej wyuzdane widoki na dachu.

To całkiem fascynujące, że damskie sutki zupełnie umknęły tu cenzurze, ale już męskie - paszoł won z takimi bezeceństwami!

Świetnie jest zobaczyć w rodzimej ofercie mangowej pozycje stanowiące ukłon w stronę innych, zapewne mniej oczywistych grup czytelników. Było nie było, ten nasz fandom porządnie się już zestarzał i ludzie, którzy zaczynali przygodę od zupełnie niewinnych shoujo, dziś chętnie sięgnęliby po nieco bardziej winne josei (czy jakkolwiek tam sobie tego nie nazwiemy). Poza szczyptą pieprzu cudowna jest także możliwość zetknięcia się z dorosłymi bohaterami, którzy potrafią ze sobą rozmawiać, bezpardonowo wytykać sobie wady, ale też mówić wprost o swojej miłości. Powiedzmy, że cię kocham to również świetny test bojowy rynku, jako że jest to kompaktowa jednotomówka będąca podręcznikowym przedstawicielem całkiem licznej grupy mang traktujących o biurowych romansach. Zachęcam gorąco do sprawdzenia, a w przyszłości - kto wie? - może zmysłowe erotyki znajdą swoją własną, stabilną niszę jak zrobiły to ostatnio hentaje.
 
Dołączam się do podziękowań Kluskom za przecieranie na mangowym rynku kolejnych szlaków!

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze