Zielono mi, czyli wegetarianizm trochę bardziej stosowany - recenzja mangi Adou (tom 1)

Co prawda pozostaję nadzwyczaj wierna wykształconej już za dzieciaka fascynacji do różnej maści produkcji fantasy, niemniej to też nie tak, że absolutnie gardzę drugim z rodzeństwa fantastycznych gatunków, czyli science-fiction. Zresztą, chyba nie pozostaję w tym poglądzie tak zupełnie samotna, zwłaszcza patrząc na to, jak gigantyczny krytyczny sukces w 2022 odniósł chociażby Cyberpunk: Edgerunners, a w kolejnym roku - animowane Tengoku Daimakyou (czyli Złudne niebo, którego 1. tom mangi recenzowałam akurat poprzednim razem). Że o szeroko pojętej popkulturze i gorącym przyjęciu takich produkcji jak Diuna czy Fallout już nawet nie wspomnę. Owszem, dzieł z zakresu fantastyki naukowej wypuszcza się zwyczajnie mniej, więc trochę trudno być pełnoetatowym fanem siedzącym wyłącznie w tej jednej niszy, natomiast w zamian można odnieść wrażenie, że jeśli już coś przebija się do świadomości masowej publiki, to jest to co najmniej niezłe, o ile nie znakomite. Ciężko co prawda na ten moment ocenić, czy to stwierdzenie będzie w pełni pasowało do Adou, debiutanckiej, a przez to mocno jeszcze niszowej serii autorstwa Amano Jaku, niemniej wiele wskazuje na to, że i owszem - zwłaszcza patrząc na nieodparte fabularno-wizualne podobieństwa do pewnej kultowej wśród wielu maniaków popkultury mangi/filmu anime, który również zaczyna się na "A", a kończy na "kira".


Tytuł: Adou
Tytuł oryginalny: Adou
Autor: Amano Jaku
Ilość tomów: 8+
Gatunek: seinen, akcja, dramat, tajemnica, sci-fi
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)

19-letnia Riko nie ma w życiu łatwo. Choć fuksem udało jej się wyrwać ze skrajnie patologicznego domu, po przyjeździe do wielkiego miasta wcale nie czeka na nią oszałamiająca kariera, a jedynie przykra proza łapanych dorywczo fuch. Ostatnią z nich traci przez kolejne z rzędu spóźnienie, którego (choć jedynie połowiczną) przyczyną było uratowanie kilkuletniego chłopca przed finałem jako plama na masce Dzikiej Ciężarówki-kuna. A chociaż bohaterski uczynek miałby potencjał, aby być drobną osłodą goryczy zwanej bezrobociem, niestety młodzieniec nie chce wydusić z siebie ani jednego słowa, nie mówiąc już o żadnych kwiecistych podziękowaniach. Co więcej, tego samego średnio rozgarniętego smyka Riko spotyka zaraz po dyscyplinarnym zwolnieniu z całodobowego. Z braku laku oraz nadmiaru wolnego czasu decyduje się zaprowadzić chłopca na policję, by tam zajęli się nim specjaliści z założenia choć odrobinę bardziej kompetentni w sprawach zapodzianych małoletnich niż młode, samotnie mieszkające dziewoje. Jak się jednak okazuje, zaawansowany system identyfikowania obywateli nie jest w stanie ustalić, gdzie mały mieszka, jakiego jest pochodzenia ani nawet ile ma lat. Wiadomo jedynie tyle, że zowie się Eight, co sprawia, że stróże prawa zaczynają tajemniczo między sobą szeptać. Wyczuwając zbliżające się kłopoty, chłopiec przestaje być bierny i za pomocą dziwnych, telekinetycznych mocy rozprasza policjantów na tyle, aby móc razem z Riko uciec na zewnątrz. Niestety, decyzja ta uruchamia za sobą całą lawinę nadzwyczajnych wydarzeń, a losy dwójki wyrzutków zostają ze sobą trwale (i prawie że dosłownie) splątane.

Masakra, jak niewiele brakowało, żeby zamiast obiecującego saj-faja dostać generycznego isekaja...

Skojarzenia Adou z Akirą nie wynikają wyłącznie z podobieństwa świata przedstawionego, gdzie za kulisami życia w cyberpunkowym mieście rozgrywa się znacznie większa draka skupiona wokół nielegalnych eksperymentów na dzieciach przeprowadzanych pod okiem wojskowych oraz ucieczki jednego z obiektów testowych dysponujących nadnaturalnymi zdolnościami przechodzącymi tradycyjne ludzkie pojęcie. Korelacje uwidaczniają się nawet w tym, że mimo formalnego podziału tomiku na pomniejsze rozdziały, nie są one oddzielane od siebie żadnymi tytułowymi stronami ani okładkami, przez co fabuła pędzi równym tempem przez bite 250 stron (!). Nie da się również nie zauważyć, że Amano Jaku czerpie garściami z estetyki uniwersum stworzonego przez Katsuhiro Otomo, a projekt ukazanego na obwolucie 1. tomu Eighta wybitnie mocno przypomina proporcjami łepetyny młodszych bohaterów Akiry. Skoro zatem postawiliśmy sprawę jasno, że analogie występują i to w ilości raczej wykluczającej przypadek, a wskazującej bardziej na zupełnie celowe inspirowanie się klasyką japońskiego komiksu, pozostaje odpowiedzieć na pytanie, czy to w sumie źle, że Adou aż tak gorliwie naśladuje swojego sławnego kolegę po fachu? W mojej opinii... totalnie nie. Od powstania Akiry minęło wszak przeszło 30 lat i nie dość, że przez cały ten czas science-fiction nie przędło finansowo najlepiej, przez co ciężko kogokolwiek posądzać o skok na łatwą kasę, to jeszcze duchowy następca zaczął się ukazywać w momencie absolutnego przesytu rynku niskich lotów isekajami, które nawet zrzynać od siebie nawzajem za dobrze nie potrafią. W tym kontekście praca Amano Jaku wydaje się zasłużonym powiewem świeżego powietrza, zwłaszcza dla młodszego pokolenia fanów, którzy niespecjalnie muszą czuć ciągoty do nadrabiania staroci sprzed paru solidnych dekad.

Pomysłowemu panelingowi mówimy wincyj!

Byłam tęgo zaskoczona, wyczytując, że Adou stanowi debiut Amano Jaku. Znaczy, najpewniej jakieś doujiny czy inne one-shoty stworzone pod (być może) odrębnym pseudonimem na koncie mieć musi, ale i tak żeby wystartować na początku kariery z serią, która zdążyła już dobić do 8 tomów i kończyć się jeszcze nie zamierza... tego się nie robi totalnie od niechcenia. Nie z taką znakomitą szatą graficzną. Znaczy, no dobra, przyznam, że projekty postaci mogą wydawać się odrobinę surowe, jakby autor (autorka?) nie do końca jeszcze wiedział, czy bardziej zależy mu na uchwyceniu dynamizmu kosztem wprowadzenia prostych designów, czy jednak na dopasowaniu poziomu detalu do reszty przyjętego stylu. Co jednak absolutnie robi robotę i czyni z Adou rasowego kuzyna Akiry, to tła. Każdy element  przedstawionego tu świata - każda zatłoczona, nabzdryngolona neonami uliczka, każdy skitrany w futurystycznych samojezdnych busikach lokal, każdy zapluty posterunek policji czy też korytarz w przytłaczająco sterylnej placówce badawczej - został skrupulatnie zaprojektowany, a następnie przeniesiony na karty mangi, abyśmy ani przez moment nie byli w stanie poddać w wątpliwość, w jakim akurat miejscu rozgrywa się pokręcona akcja. Takie aspekty budowania opowieści doceniam znacznie bardziej niż nie wiadomo jak dopieszczone mordeczki czy wymyślne rastry, gdyż nadają historii potrzebnej głębi i kontekstu, a nie są tylko sposobem na wizualne odbębnianie lwiej części narracji, po który twórca sięgnął li i wyłącznie dlatego, bo nie chciało mu się pisać light novelki.

Traumatyczne dzieciństwo level "o kuźwa, najszczersze wyrazy współczucia"

Z jednej strony to nie tak, że bazowy koncept na intrygę powala swoją oryginalnością, no bo któż z nas nie kojarzy choć jednej historii o jakimś obdarzonym nieprzeciętnymi zdolnościami uciekinierze z tajnej placówki badawczej, którego pod swoje opiekuńcze skrzydła totalnym przypadkiem bierze zwykły/a praworządny/a protagonista/tka? Tylko spośród japońskich wytworów popkultury można wymienić chociażby Elfen Lied, Zankyou no Terror, Alice to Zouroku, The Promised Neverland czy nawet Blue Phobię. Z drugiej jednak strony interesujące do zgłębiania są nie tylko tajemnice związane bezpośrednio z pierwszoplanowymi bohaterami czy genezą ich supermocy, ale właściwie całym barwnym światem przedstawionym. Jak bardzo cywilizacja posunęła się do przodu, skoro widzimy tu i ówdzie, że ludzie swobodnie korzystają z holograficznych urządzeń czy pomocy autonomicznych robotów? Czy tak dzieje się na całym świecie, czy to tylko Japonia jak zwykle przoduje w opracowywaniu przełomowych technologii? I co musiało się po drodze odwalić, że Kraj Zamkniętej Wiśni osiągnął stadium pełnoprawnego wielokulturowego tygla kalibru współczesnych Stanów Zjednoczonych? Może to tylko moje pobożne życzenia, ale jeśli o rozwinięcie tych aspektów Amano Jaku również mocno się postara, to widzę przed Adou świetlaną przyszłość jako współczesnego klasyka sci-fi, którym powinni się zainteresować nie tylko hardkorowi fani klimatów akiropodobnych.

Ziom zaprawdę pluje językiem faktów

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze