To nie jest kraj dla bezbronnych ludzi - recenzja mangi Złudne niebo (tom 1)

Próbując przewidzieć, które z ostatnio emitowanych anime mają potencjał na to, aby zasłużyć na polskie wydanie mangi, doszła do mnie jedna dość zaskakująca konkluzja. Zdawałam sobie co prawda sprawę z tego, że na przestrzeni ostatnich kilku lat o wiele częściej ogłasza się serie jeszcze zanim dostaną bajki albo chociaż chwilę przed tym, nim w telewizji zostanie wyemitowany 1. odcinek, jednak nie spodziewałam się, jak bardzo te proporcje się odwróciły. Bo jeśli mnie arytmetyka nie zawodzi, to począwszy od kwietnia 2022 roku, czyli na przestrzeni pełnych 2 lat doczekaliśmy się zapowiedzi zaledwie 5 (!) tytułów ze świeżo wypuszczonymi anime: Bezsenności po szkole (org. Kimi wa Houkago Insomnia) i Skip to Loafer od wydawnictwa Kotori, Zewu nocy (org. Yofukashi no Uta) i Mojego szczęśliwego małżeństwa (org. Watashi no Shiawase na Kekkon) od Studia JG oraz Złudnego nieba (org. Tengoku Daimakyou) od wydawnictwa Waneko. Jasne, logicznym posunięciem wydaje się jak najszybsze zgarnianie potencjalnie dochodowych marek zanim zainteresuje się nimi konkurencja, natomiast niesamowite wydaje się to, jak trafnym przeczuciem wykazują się pracownicy polskich wydawnictw... a może jak bardzo na znaczeniu stracił robiony przez rodzimy fandom szum? Tym ciekawsze wydają się te nieliczne franczyzy, które narobiły na tyle dużego zamieszania, aby jednak wcisnąć się w wyjątkowo napięte terminarze, nim związany z nimi fanowski zapał zdąży już nieco przestygnąć.


Tytuł: Złudne niebo
Tytuł oryginalny: Tengoku Daimakyou
Autor: Masakazu Ishiguro
Ilość tomów: 10+
Gatunek: seinen, akcja, przygoda, tajemnica, psychologiczny, horror
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)

W pewnym spokojnym, sterylnym ośrodku wychowywane są dzieci, dla których koncepcja istnienia czegokolwiek poza przestronną placówką wydaje się czystą abstrakcją. Błogie nastawienie Tokio zmienia się dopiero wtedy, gdy na niezapowiedzianym teście zauważa na ekranie dziwne, nadprogramowe zagadnienie w formie pytania "Czy chcesz wyjść poza to, co na zewnątrz?". Zagadnięta o tę kwestię dyrektorka przyznaje, że poza murami faktycznie istnieje coś więcej, jednak jest to przestrzeń skażona, niezdatna do życia i wypełniona niebezpiecznymi potworami. Wtedy to też narracja przeskakuje na parę nastolatków przemierzających zniszczone, opustoszałe miasto rodem z filmów post-apo. Bliźniaczo podobny do Tokio Maru oraz jego obstawa w postaci Kiruko poszukują miejsca zwanego Niebem. Czym dokładnie ono jest oraz gdzie konkretnie leży, tego nawet sami główni zainteresowani nie wiedzą, przez co wędrują od jednej mętnej wskazówki do drugiej, regularnie zderzając się ze ścianą (nierzadko wręcz literalnie). Czego są natomiast pewni, to że Maru musi tam dotrzeć, odszukać kogoś posiadającego taką samą twarz jak on i podać mu specjalne, przekazane przez zmarłą już opiekunkę lekarstwo. Zadanie to będzie jednak mocno utrudnione nie tylko przez ograniczoną ilość informacji na temat celu podróży, ale również z powodu kiepskiej kondycji świata oraz... grasowania po nim ludożernych potworów roboczo określanych przez nasz duet jako hiruko.

No tak. Priorytety.

Wcale się nie dziwię, że przed emisją anime nikt się specjalnie nie kwapił z wydaniem Złudnego nieba. Wszak potencjału przystojniako- lub ślicznotkogennego nie ma toto absolutnie żadnego, sporadyczne sekwencje akcji są w gruncie rzeczy mało spektakularne, bo ograniczają się do biegania, skakania i oddawania w odpowiednich momentach celnych strzałów, natomiast sceny ecchi zamiast miło ekscytować - praktycznie zawsze wywołują w odbiorcy jakiś taki podskórny niepokój. Jednocześnie nie sposób zaprzeczyć, że jeśli już raz wsiąknie się w świat przedstawiony i ogrom jego groteskowych tajemnic, praktycznie nie ma takiej siły, która zdołałaby odciągnąć od śledzenia gęstniejącej z każdym rozdziałem fabuły. Na ten moment główną jej osią wydaje się odkrycie, w jaki sposób wydarzenia rozgrywające się w zamkniętej placówce wychowawczej mają się do poszukiwanego przez Kiruko i Maru Nieba. Uderzające podobieństwo chłopaka do Tokio oraz sugestia dyrektorki o tym, że w piekle na zewnątrz grasują potwory, zdają się wskazywać, że to właśnie placówka stanowi cel podróży pary bohaterów. Dlaczego jednak jest to aż takie ważne? Czemu misja zostaje powierzona akurat tej dwójce  nieokrzesanych młodzików, którzy zdają się być jedynymi osobami zdolnymi permanentnie unieszkodliwiać odporne na konwencjonalną broń hiruko? No i jakim sposobem mieszkańcy ośrodka żyją sobie jak gdyby nigdy nic w pełnej izolacji, nie przejmując się nie tylko zapasami jedzenia, ale nawet tak podstawowymi mediami jak woda czy prąd? A co najlepsze, to zaledwie kilka tajemnic, które na przestrzeni paru kolejnych tomów doczekają się rozwikłania... i zastąpienia przez drugie (jak nie trzecie) tyle nowych pokrętnych zagadek.

Tam zaraz piekło... toż to zwykły wtorek w Sosnowcu!

Animowane adaptacje coraz częściej nie tylko nie przynoszą wstydu materiałom żródłowym, ale w pewnych aspektach wyglądają nawet lepiej, niż to pierwotny twórca mógł sobie wymarzyć - i nie inaczej sprawa ma się ze Złudnym niebem. Dzięki zaangażowaniu w projekt studia Production I.G anime wygląda absolutnie zjawiskowo, co znalazło chociażby odzwierciedlenie w kilku nagrodach w mniej lub bardziej serio traktowanych internetowych plebiscytach honorujących emitowane w 2023 roku seriale. Lecz nawet mimo tego, jak znakomitą robotę wykonała ekipa twórców pod reżyserską batutą Hirotaki Moriego, nie można zaprzeczyć, że już oryginalne rysunki Masakazu Ishiguro robią piorunujące wrażenie. Owszem, pyzate buźki pierwszoplanowych bohaterów pewnie nie wydają się Mount Everestem designerskich możliwości, ale właśnie dlatego tym lepiej działają one jako taki przyjazny kontrast dla niezwykle bogatych, szczegółowo rysowanych teł (tak otwartych przestrzeni, jak i wnętrz), pełnych gruzów, dziko pnącej się roślinności, losowo porzuconych przedmiotów i co tam mateczka apokalipsa zasponsorować jeszcze zechciała. Aż miło wodzi się wzrokiem po nawet najmniejszych kadrach, próbując wypatrzeć, co tragicznego zaszło w danym miejscu lub jak daleko przyroda posunęła się przy odzyskiwaniu cennej przestrzeni. Nie można przy tej okazji nie wspomnieć także o ohydnym/fascynującym/tu wstaw odpowiedni epitet projekcie (póki co dopiero pierwszego) hiruko, z którym Kiruko i Maru mieli okazję zmierzyć się podczas jednego z etapów swojej podróży. Obecność tego kalibru morderczych wynaturzeń świetnie buduje ponurą atmosferę świata przedstawionego, niemniej muszę przyznać, że bydlak jest do tego stopnia upiorny, że aż zaczęłam się zastanawiać, czy to aby sam Junjo Ito nie udzielał mangace korepetycji.

Wcalę się nie zdziwię, jeśli do podobnych efektów dojdziemy na skutek bioakumulacji mikroplastiku

Co prawda żyjemy w znacznie milszych adaptacyjnie czasach i mnóstwo choćby szczątkowo dobrze przyjętych anime dostaje kontynuacje, niemniej obawiam się, że Złudne niebo to wyjątkowo nie ten przypadek. Głównie dlatego, że projekt wymagał zaangażowania wielu utalentowanych ludzi, którzy przyszli wyżyć się artystycznie w ramach nietuzinkowego świata przedstawionego, a nie utknąć w łupanej latami masówce. Na dodatek jeśli ktoś miał ochotę zainteresować się angielską edycją, to entuzjazm mocno ostudziła wiadomość, że zajmuje się nim niszowe wydawnictwo Denpa, które od grudnia 2019 roku zdążyło wypuścić zaledwie 6 tomów z 10 już dostępnych w Japonii. Z tym większą radością należy więc przyjąć decyzję Waneko, które przygarnęło Złudne niebo pod swoje stabilne wydawnicze skrzydła. Jeśli oglądaliście już emitowane w 2023 roku anime, pewnie nie potrzebujecie większej zachęty, aby wraz z Kiruko i Maru kontynuować niezwykłą podróż już na kartach mangi, natomiast w przypadku, gdy jest to dla was tytuł bliżej nieznany... hmm... Właściwie kontrowersyjnie polecałabym zacząć od dostępnego legalnie na platformie Disney+ serialu, bo to prawdziwa audiowizualna uczta, a gdy już nazbieracie wystarczająco dużo teorii i nawarstwiających się pytań, koniecznie wróćcie do oryginału, by skonfrontować pozyskaną wiedzę ze skrupulatnie rozrzucanymi przez autora poszlakami. Ja sama dzięki świeżej znajomości anime bawię się przy lekturze znakomicie i jestem absolutnie pewna, że to wciąż nie jest ostatni raz, kiedy będę chciała wrócić do przedstawionych w pierwszych tomach wydarzeń.

Apokalipsa czy nie, pewne rzeczy pozostają niezmienne

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze