Pracoholizm lvl zabójc(z)y - recenzja mangi Tank Chair (tom 1)

Raczej nie odkryję Ameryki, pisząc, że mali chłopcy, którzy pasjami zaczytują się w shounenach, gdzie bohaterowie walczą z antagonistami w imię przyjaźni, wolności, pokoju na świecie i innych tego typu truizmów, zaledwie kilka lat później już jako duzi faceci chętnie przerzucają się na seineny, gdzie pranie po pyskach zostaje zastąpione przez nawalanie po mordach, a zamiast jasno (ciemno?) zdefiniowanych antagonistów mamy do czynienia ze zwichrowanymi szaleńcami podobnego kalibru co nasi niepokorni (anty)bohaterowie. W efekcie po całkiem intensywnym boomie na różnego rodzaju przygodowe tasiemce przyszedł również czas na to, aby nasz rynek zaczęły zasilać mangi dla dojrzałych czytelników, którzy żadnego gore się nie boją, a im bardziej krzywa akcja odwala się na kartach komiksu, tym więcej sprawia radochy. Oczywiście za honorowego patrona tego odłamu rysowanej fikcji należy uznać Tatsukiego Fujimoto, który swoim Fire Punchem oraz Chainsaw Manem niejedną czytelniczą psychikę zdrowo przeorał. Nie można też zapominać o Q Hayashidzie, która w Dorohedoro oraz Dai Dark sprawnie łączy psychodelię z końską dawką czarnego humoru. Osobiście z tego nurtu ogromnie polecam także Murcielago - tytuł ten o tyle ma pod górkę, ponieważ nie doczekał się animowanej adaptacji, ale patrząc na to, jak znaczna część materiału zapewne zostałaby chlaśnięte cenzurą (skoro nawet pokazywanie sutków stanowi ewenement), to lepiej w ogóle tematu nie zaczynać. No a od kwietnia 2024 (mimo że stopka redakcyjna zagina czasoprzestrzeń, wspominając o 2023 roku) do tego grona dołączył Tank Chair, czyli intrygujący kolaż bezpardonowej mordoklepki oraz zbyt rzadko spotykanej reprezentacji osób z niepełnosprawnościami.


Tytuł: Tank Chair
Tytuł oryginalny: Sensha Isu - Tank Chair
Autor: Manabu Yashiro
Ilość tomów: 5+
Gatunek: komedia, seinen, obyczajowy
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)

Przed trzema laty w Ikibukuro doszło do specyficznej w swej naturze tragedii. Młodsza siostra Nagiego Tairy - najlepszego płatnego zabójcy w mieście - została uprowadzona przez bandę oprychów, a choć bratu udało się ją odbić, przy okazji wyrzynając w pień zastęp przestępców, to jednak zdołał na sam koniec akcji dostać kulką w łeb, chroniąc przed nią własnym ciałem odsłoniętą Shizukę. Mimo odniesienia niezwykle poważnej rany lekarzom udało się uratować życie Nagiego, niemniej stał się on pozbawionym władzy w nogach warzywem. Traf jednak chce, że kiedy Shizuka chce zabić komara, który przysiadł na twarzy jej otępiałego brata, ten nagle na krótką chwilę wraca do pełni zmysłów. Okazuje się, że rokowania konowałów dalekie są od absolutnej katatonii, jak się pierwotnie wydawało, a skutecznym remedium na wegetatywny stan mężczyzny wydaje się aplikowanie mu najsilniejszych możliwych do znalezienia bodźców w postaci skierowanej ku niemu żądzy mordu. Na potrzeby specyficznej rehabilitacji Nagi przyjmuje więc tożsamość Tank Chaira, natomiast nastoletnia Shizuka regularnie krąży po mieście w poszukiwaniu odpowiednio trudnych zleceń bądź zaczepki u największych zwyrodnialców, coby nie tylko móc przywrócić brata do stanu normalności, ale też dowiedzieć się czegoś więcej na temat warunków jego oprzytomnienia. Problem w tym, że póki co nic na dłuższą metę nie zdaje egzaminu, a i sam Nagi coraz częściej zaczyna przebąkiwać, żeby Shizuka odpuściła i zajęła się w końcu normalnym, jak najdalszym od krwawego półświatka życiem...

Ten ziom raczej nie słyszał od występujących na srebrnym ekranie kolegów, że "małpy razem silne"...

Tank Chair to perfekcyjne zastępstwo dla duchowych sierot po Murcielago, które choć jeszcze się nie zakończyło, to dużo wolniej wydawane tomy mogły doprowadzić do rozwoju syndromu odstawiennego i zwiększonego łaknienia na brutalną, opływającą w makabreskę bitkę. Twórcy obu tych serii absolutnie nie biorą jeńców jeśli chodzi o postacie trzecioplanowe, niejednokrotnie przerabiając je na krwawą miazgę, coby nie robiły zbędnych nadziei, że jeszcze kiedyś się odkują i wzmocnione wrócą się zemścić. Znacznych podobieństw można się również doszukać w kreacji światów przedstawionych - w obu przypadkach mamy do czynienia z dziwnym miastem rodem z nieodległej przyszłości, w którym poza szerzącą się przestępczością często można się również natknąć na różne wybryki natury powstałe czy to na skutek działania wyjątkowo paskudnych narkotyków, czy to rozwoju biotechnologii bądź też innej inżynierii genetycznej. Na dodatek zbliżona energia bije od par protagonistów: Kuroko i Nagi robią za tych bezwzględnych, świetnie wyszkolonych prosów walczących w zwarciu, natomiast Hinako oraz Shizuka to te skubane małe gnomy, które mogą wydawać się damami w opresji, niemniej absolutnie nie dadzą sobie w kaszę dmuchać. Jedyną większą różnicą jest to, że Murcielago mocno perwersyjnym cycem stoi (we wszelakich tego sformułowania znaczeniach), natomiast w Tank Chair na dobrą sprawę żadnego ecchi nie uświadczycie. No, przynajmniej póki co.

Rzecz jasna dużych, krzepkich, fajnych bab również nie zabraknie!

Manabu Yashiro wyciska z przyjętej konwencji wszystko, co tylko się da, ukazując postacie równie przerażające, co na swój specyficzny sposób kozackie. Wózek inwalidzki, którym porusza się tytułowy bohater, nie tylko w żaden sposób go nie osłabia, ale stanowi jego osobisty Batmobil (a nawet cały ich zestaw), dzięki któremu daje radę bez problemu unicestwić praktycznie każdego przeciwnika. Jednocześnie uszczerbek na zdrowiu, którego Nagi doznał, nie został w żadnym razie zamieciony pod dywan i sprowadzony wyłącznie do pozyskania nietuzinkowej broni masowego rażenia. Choć wciąż świetnie sprawdza się w roli zabójcy doskonałego, ogromnie cierpi na tym najbliższa mu osoba, czyli Shizuka. W ferworze walki praktycznie nie ma czasu, aby mogła z nim porozmawiać o trywialnych sprawach czy nacieszyć się jedzeniem, a kiedy napędzająca brata żądza mordu znika, on również wylogowuje się z rzeczywistości, zostawiając nastolatkę samą sobie. Albo nie, taka sytuacja byłaby jeszcze wcale wygodna. Problem polega jednak na tym, że Shizuka musi cały czas szukać kolejnych niebezpiecznych okazji do stymulacji świadomości Nagiego nie tylko po to, by przysłużyć się jego rehabilitacji, ale też dlatego, by odgonić wszelkich potencjalnych zakapiorów, którzy z tego czy innego powodu żywią urazę do jego wcześniejszych morderczych wyczynów. Także fajnie, że fabuła nie samym dzikim szaleństwem stoi i że w epicentrum brutalnego chaosu wciąż możemy zaczepić naszą empatię o zupełnie swojską relację dbającego o siebie nawzajem rodzeństwa.

Trochę to wszystko rozczulające, a trochę irytujące, zwłaszcza że mówi to chłop, który już raz literalnie nadstawił karku za młodą zamiast "skupić się na własnym przetrwaniu"

Tank Chair z całą pewnością spodoba się wszystkim twardzielom i twardzielkom szukającym wartkiej akcji pełnej krwi, flaków, gęsto ścielącego się trupa oraz charyzmatycznych popaprańców. Na ten moment nie umiem co prawda stwierdzić, w którą stronę podąży główny wątek fabularny i w co konkretnie będzie musiało zaangażować się rodzeństwo Taira, aby zdobyć dla Nagiego panaceum na jego schorzenie - równie dobrze możemy dostać niezwykle zwartą historię pokroju kultowego Akiry, jak i epizodyczną epopeję rozmiarów niespiesznego Murcielago - ale co wiem na pewno, to że sceny walk dostarczą. Jedyne, czego mimo wszystko będę skrycie żałować, to że dołączony na końcu 1. tomu zbiór 20 zjawiskowych ilustracji (pochodzących z okładek poszczególnych rozdziałów publikowanych na łamach portalu K MANGA) nie ukazał się w kolorze. W żadnym razie nie obwiniam o ten stan wydawnictwa Waneko, bo pracowali na takich materiałach, jakie mogli dostać, natomiast gorąco zachęcam do sprawdzenia profilu autora na Twitterze i odszukania grafik w ich pełnej neonowej krasie. Jeśli słabość Manabu Yashiro do takiej estetyki ma być oznaką częstszego puszczania się poręczy i poszybowania z wydarzeniami w stronę choć w połowie tak absurdalną jak w Chainsaw Manie czy innym Cyberpunk: Edgerunners, to aż nie mogę się doczekać kolejnej dawki poczynań poruszającego się na wózku inwalidzkim asasyna.

Choć takiej bryki można szczerze pozazdrościć, mimo wszystko lepiej się o nią aktywnie nie starać

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze