Nie szata, a makijaż czyni człowieka - recenzja mangi Bless (tom 1)

Przyjemnie jest widzieć na naszym rynku nie tylko ogrom bitewnych przygodówek zachwycających kunsztownie zaprojektowaną akcją, ale także artystyczne shouneny (jak je pod nosem nazywam, mimo iż zwykle okazują się seinenami), ukazujące czytelnikom dążenie do szczytnego celu nie poprzez twarde piąchy, ale na skutek połączenia wytrwałej pracy, cierpliwości i kapki niezwykle ważnego zmysłu estetycznego. Niegdyś tego typu tematy były raczej domeną takich czytadeł jak chociażby Paradise Kiss, które były skierowane głównie do dojrzałych bab, natomiast współcześnie autorzy celują w dużo młodszą publikę, mając świadomość, że to właśnie nastolatki potrzebują tego cennego popkulturowego bodźca, aby samemu zacząć realizować swoje marzenia oraz mniej szablonowe plany na życie. Tylko na przestrzeni ostatnich 3 lat pojawiło się w Polsce wiele niezwykle wartościowych tytułów, na czele z Blue Period (mangą opowiadającą o noszącym się niczym delikwent licealiście, który pragnie zdawać na akademię sztuk pięknych), Boys Run the Riot (niezwykłą historią o zgłębianiu tożsamości płciowej uzupełnianej o wątek zakładania biznesu odzieżowego), Wandance (świeżą nowością ukazującą taniec nowoczesny dłońmi mangaki, który sam regularnie szaleje na parkiecie) czy Bezsenność po szkole (serią niby skupioną wokół kółka astronomicznego, tyle że robienie artystycznych zdjęć nieba wraz z przyległościami stanowi istotną część zmagań głównych bohaterów). No a w maju 2024 roku do tego zacnego grona dołączyła kolejna odnaleziona przez Waneko perełka gatunku, czyli manga Bless autorstwa Yukino Sonoyamy.


Tytuł: Bless
Tytuł oryginalny: Bless
Autor: Yukino Sonoyama
Ilość tomów: 4+
Gatunek: shounen, dramat, romans, okruchy życia
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)

W pewnej prestiżowej szkole średniej jak co roku odbywa się Malwowy Konkurs - plebiscyt, podczas którego uczniowie mają okazję zaprezentować swój wizażowy kunszt, a przy okazji przykuć uwagę osobistości z branży, dzięki którym sami będą mogli kiedyś zrobić zawrotną karierę. W przypadku mocno jeszcze niedoświadczonych pierwszoklasistów decydują się oni wysunąć kandydaturę dwójki uczniów: Aii Utagawy, przystojnego chłopaka z doświadczeniem w modelingu, który ma dokonać prezentacji na wybiegu, oraz Jun Sumisaki, wysoką, piegowatą, zawsze wyglądającą na onieśmieloną dziewczynę, która jako takiego obycia w robieniu makijażu nie ma... ale jako członkini komitetu wykonawczego nie potrafi odmówić udziału w wydarzeniu, więc właściwie co za różnica. Zresztą, każdy zakłada, że młodsi uczniowie mają posłużyć jedynie za tło dla starszych, traktujących imprezę dużo bardziej na serio kolegów. Nikt nie zdaje sobie jednak sprawy, że Aia również wykazuje żywe zainteresowanie konkursem, aczkolwiek nie od tej strony, której wszyscy się spodziewają. Nastolatek pasjonuje się bowiem właśnie wizażem, tyle że ze względu na swoją ponadprzeciętną urodę od zawsze był szufladkowany w roli modela. Na szczęście tak się przypadkiem składa, że Sumisaki zauważa predyspozycje Utagawy w kierunku bycia stylistą, przez co nie tylko zdradza, że jej samej dużo bardziej odpowiadałoby wystąpienie bezpośrednio na pokazie, ale proponuje też zamianę ról. Tym oto sposobem dwójka nastolatków zawiązuje niezwykły sojusz, dzięki któremu będą mogli spełnić swoje marzenia, bez oglądania się na to, czego oczekuje od nich skostniałe otoczenie.

Czy wspominałam wam już, że lubię, gdy pod obwolutami kryją się jakieś fajne rysunkowe smaczki? Pewnie tylko ze trzydzieści razy...

Mamo, mamo! Możemy mieć Runway de Waratte? Dziecko drogie, ale przecież mamy już Runway de Waratte w domu... i jest nim właśnie Bless. Zanim jednak żart ten zostanie uznany za kpinę z dzieła Yukino Sonoyamy, od razu zastrzegę, że wyjątkowo mam na myśli coś zupełnie przeciwnego, a memo-mama miała rację (jak to prawdziwi rodzice często lubią mieć, tylko zaczynamy ją dostrzegać dopiero po dłuuugim czasie), wskazując interesujące zastępstwo tego, o co niektórzy czytelnicy od kilku lat prosili w komentarzach różne wydawnictwa. Rzecz jasna nie chcę umniejszać jakości serii autorstwa Kotoby Inoyi, bo sama przy anime bawiłam się przednio, niemniej trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, że oryginalna manga dobiła aż do 22 tomów. W przypadku komiksu o niszowej tematyce profesjonalnego modelingu, która nie każdemu przypadnie do gustu, to jednak trochę dużo... tym bardziej że inaczej sprawy mają się z Bless. Po pierwsze, komiks ma na ten moment zaledwie 4 tomy i choć oczywiście może kiedyś urosnąć do porównywalnych rozmiarów, nie onieśmiela już na dzień dobry deklaracją pokaźnej inwestycji uwagi, czasu i przede wszystkim pieniędzy. Po drugie, w mojej opinii makijaż jest nieco wdzięczniejszym motywem przewodnim niż projektowanie ubrań, zwłaszcza tych pokazywanych na topowych światowych wybiegach. O ile takie fatałaszki często bywają zachwycające, lecz mocno niepraktyczne, tak praca wizażystów sprawdza się praktycznie wszędzie, od naturalnego podkreślenia atutów na potrzeby sesji do modowego magazynu dla zwykłych nastolatek, po wymyślne stylizacje tworzone z myślą o karnawale, Halloween i tego typu tematycznych imprezach. A to znów rodzi ogrom nieszablonowych, ciekawych wyzwań, którym bohaterowie będą musieli stopniowo stawiać czoła.

Łooo! He said the thing!

Po trzecie jednak i co najważniejsze, Bless prezentuje się absolutnie wyśmienicie i w mojej osobistej opinii - dużo lepiej nawet niż Runway de Waratte. Osobną kwestię stanowi znakomity reżyserski sznyt oraz poziom stosowanego przez autorkę detalu, przez co większość nawet drobnych kadrów może uchodzić za małe dzieła sztuki. To, co cieszy paszczę zdecydowanie najbardziej, to rzadko spotykana otwartość w projektowaniu postaci. Mogłoby się wydawać, że skoro mamy tu do czynienia z szeroko pojętą branżą stylizacyjną, to znakomita większość obsady będzie wyglądać niczym wymuskani półbogowie (albo przynajmniej jak standardowy cast pierwszej lepszej mangi shoujo). Ale nie! Bohaterowie są tylko ludźmi i takowych jak najbardziej przypominają, z całym dobrodziejstwem zróżnicowanego inwentarza. W efekcie wspominana już wcześniej Sumisaki jest wciórno piegowatą, wysoką, w sumie wyraźnie kościstą dziewczyną, a znów pod koniec tomu pojawia się czupurny stylista z zadziornie odstającymi włosami, który nosi stały aparat nazębny z gumkami ortodontycznymi! Jakby... nie sądziłam, że dożyję takiego momentu, kiedy będę się aktywnie jarała rysowanymi gumkami ortodontycznymi, praktycznie ze łzami w oczach doceniając obycie autorki, jak się z takim ustrojstwem na co dzień funkcjonuje. Tym ciekawiej wypada na tym tle protagonista, chłopak o perfekcyjnej urodzie księcia z bajki, który jak na złość fabule wcale nie chce stawać w świetle reflektorów, ale pracować zza kulis i uwydatniać w ludziach piękno tych nietypowych cech, które na pierwszy rzut oka uchodzą bardziej za materiał pod kompleksy niż wrodzone atuty.

Kurde, ale że takie miłe słowa i to jeszcze przed ślubem?

Wystarczyły zaledwie 3 rozdziały, aby Bless nie tylko wprowadziło mnie w fascynujący świat makijażu - dużo bardziej subtelnego i pełnego artystycznego piękna niż mijane na ulicy kopiuj-wklej panie z ciężarnymi od tuszu rzęsami oraz toną szpachli nałożoną na wydętych od botoksu ry... sach twarzy - ale jeszcze obudziło szczere pragnienie, aby sięgnąć po wincyj tego typu opowieści. Niestety, seria Yukino Sonoyamy ma jedną zasadniczą wadę: tomiki są cienkie. Boleśnie cienkie. Trochę dziwi, że wydawnictwo Waneko nie zdecydowało się powiększyć formatu nie tylko ze względu na skromną ich objętość (sięgającą zaledwie 160 stron), ale też zjawiskowe rysunki... choć może to akurat Japonia narzuciła jakieś abstrakcyjne wymogi, o których lokalnym filozofom nawet się nie śniło. Tak czy inaczej gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę mangę, zwłaszcza że 1. wolumin bez zbędnych ceregieli wprowadzi was w cały koncept kompetytywnego wizażu, przy okazji demonstrując potężny pakiet niezwykle ciekawych osobistości z pierwszego i drugiego planu. I pamiętajcie! Chociaż kontakt z nieznanymi z innych mediów historiami może wywoływać nieufność, daje to okazję do przeżycia zupełnie nowej, świeżej przygody.

Cienszki żywot ludzi garbatych wysokich (niestety totalnie z tym reluję)

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze