Czy jeszcze te dwie dekady temu ktokolwiek mógł się spodziewać, że powstanie seria, która będzie w stanie dorównać popularności Dragon Ballowi? Czy przed dziesięcioma laty po sieci nie zaczęły krążyć opinie, że oto kończy się pewna era Weekly Shounen Jumpa i nikt nie zdoła powtórzyć fenomenu Wielkiej Trójcy? Jak w tym kontekście wypada Miecz zabójcy demonów, który po jedenastu latach konsekwentnego panowania One Piece'a w topkach sprzedaży tomików jako pierwszy zdołał zrzucić hegemona z jego pozycji? A co powinniśmy sądzić o niesamowicie memionym Kagurabachi, który znajduje się zaledwie o krok od zajęcia pierwszego miejsca wśród najbardziej poczytnych publikacji dostępnych w aplikacji Manga Plus, mimo iż do sieci trafiło zaledwie 7 rozdziałów? No cóż... patrząc na przytoczone wyżej przykłady chyba nie sposób nie zgodzić się z
twierdzeniem, że po zakończeniu każdego wielkiego hitu prędzej czy
później musi nadejść moment, kiedy do głosu dochodzi kolejna legenda. I jak nie powinniśmy się zamykać na nowe doświadczenia, tak samo nie należy ignorować dorobku mistrzów, którzy położyli fundamenty pod dzisiejszy rozwój gatunku "przygodówek dla nastolatków". Zwłaszcza kiedy mowa o równie kultowych tytułach co Hunter x Hunter, wpasowujących się zarówno w kategorię boomerskich serii, jak i dzieł aktualnie (choć nieregularnie) wychodzących.

Tytuł: Hunter x Hunter
Tytuł oryginalny: Hunter x Hunter
Autor: Yoshihiro Togashi
Ilość tomów: 37+ (?)
Gatunek: shounen, akcja, przygoda, dramat, psychologiczny, fantasy, supernatural
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Morderczy maraton odbywający się w ramach 1. etapu egzaminu na Łowcę zdaje się nie mieć końca. Jakby mało było tego, że przebieżka trwa wiele dziesiątków kilometrów, monotonne podziemia zostają zastąpione przez przepełnione bestiami Zwodnicze Mokradła zasnute tak gęstą mgłą, że stracenie przewodnika z oczu grozi nie tylko automatycznym wykluczeniem z testu, ale i niechybną śmiercią. Sytuacji zgromadzonych śmiałków nie poprawia również fakt, że Hisoka, jeden z uczestników wyzwania, nagle porzuca główne zadanie i w samym środku pustkowia oddaje się spontanicznej rzezi na niezbyt dobrze rokujących współtowarzyszach niedoli. Na nieszczęście w grupce, którą na celownik obiera sobie szalony magik, znajduje się także mocno wyzuty z sił Leorio oraz dodający mu otuchy Kurapika. O ile jednak Hisoka morduje wszystkich pozostałych zawodników bez choćby cienia zawahania, tak z jakiegoś niewyjaśnionego powodu postawa wspomnianej dwójki oraz Gona (który postanawia wrócić po ociągajacych się przyjaciół) zadowala go na tyle, aby wspaniałomyślnie darować im życia. Po wydostaniu się z mokradeł, na miejsce 2. etapu egzaminu na Łowcę udaje się dotrzeć już tylko 148 kandydatom. Co ciekawe tym razem zamiast nieziemskiej wytrzymałości i krzepy od uczestników wymagany będzie pomyślunek, szybkość działania oraz... ździebka kulinarnego talentu!
 |
Ogromnie podoba mi się koncept "jeździeckich" okładek i wcale bym nie pogardziła, gdyby potrwał jak najdłużej
|
Muszę sama siebie porządnie zganić, gdyż ostatnio podczas recenzowania
Walkirii kresu dziejów dopuściłam się nie lada zniewagi, zapominając o wymienieniu egzaminu na Łowcę z
Hunter x Hunter wśród najbardziej znanych turniejowych arców występujących w klasycznych shounenach ostatnich kilku dekad. A co by nie mówić, jest to ogromnie ważny moment serii, gdyż nie tylko stanowi wstęp całej historii i przepustkę, aby postacie mogły legalnie wykonywać wymarzony fach, nie tylko dochodzi w jego trakcie do poznania głównych bohaterów, ale zajmuje również dość okazałą liczbę rozdziałów (po 4 tomach wciąż jeszcze nie dobrnęliśmy do, hmmm, ostatecznego finiszu). Na dodatek widać jak na dłoni, że wiele spośród późniejszych tytułów zasilających szeregi Weekly Shounen Jumpa czerpało garściami z pomysłów, na które lata wcześniej wpadł Yoshihiro Togashi. Weźmy choćby za przykład 2. etap oceniany przez wybitnych łowców przysmaków, który wymagał od Gona i pozostałych wcześniejszego znalezienia składników w terenie. Przypomina wam to coś? Dokładnie! Przecież analogicznemu zadaniu zleconemu przez szefową Inui zostają poddani uczniowie Akademii Tootsuki w
Kulinarnych pojedynkach! Znów 5. etap, czyli walki jeden na jednego, odbywają się w rozległej, ascetycznie urządzonej sali zaskakująco podobnej do tej, w której analogiczne starcia przeprowadzane były w
Naruto w trakcie pamiętnego egzaminu na chuunina.
 |
...nie zabraknie też zdziadziałach mistrzów i absolutnie nimi gardzących młodych geniuszy
|
Jasne, nie oznacza to, że kolejni autorzy nie mają prawa wykorzystywać raz przedstawionych motywów, by przerabiać je na własną modłę i implementować w swoje historie. Wręcz przeciwnie! Jeśli tylko potrafią zrobić to umiejętnie, dodając przy okazji coś od siebie, to takie nawiązania wydają się wcale zacnym hołdem złożonym tym mangakom, którzy wcześniej przecierali serializacyjne szlaki. Wydaje się to tym bardziej zasadne, że chyba niemożliwym byłoby rysować tasiemca i nawet raz (zwłaszcza totalnie nieświadomie!) nie skorzystać z dziedzictwa, jakie pozostawił i wciąż pozostawia po sobie chociażby Yoshihiro Togashi. A się, chłopina, w twórczym rzemiośle absolutnie nie ogranicza. Już sam fakt, że zawodu "łowcy" nie da się sprowadzić wyłącznie do
nabuzowanych ziomków, którzy piorą po pyskach zbiegłych bandziorów czy innych leśnych dziadków polujących na wybitnie groźne bestie, otwiera multum możliwości przy planowaniu czekających na bohaterów wyzwań... a przecież autor Hunter x Hunter prezentuje
ogromną swobodę także w kreowaniu lokacji, egzemplarzy flory i fauny,
stylów walki czy egzystencjalnych problemów, z jakimi zmagają się postacie. Być może niektórych ta obezwładniająca otwartość świata przedstawionego kompletnie onieśmieli, niemniej w mojej ocenie pozwala poczuć coś, czego w XXI wieku nie doświadczymy zbyt często na własnej skórze. Czyli prawdziwego zewu przygody.
 |
Oho... Hisoka chyba właśnie przebudził w sobie tryb fanatyka wędkarstwa...
|
Z drugiej jednak strony nie zamierzam podchodzić do Hunter x Hunter całkowicie czołobitnie, gdyż po fantastycznym 1. tomie seria łapie miejscami naprawdę solidną zadyszkę. Szczególnie potencjał 2. (kulinarnego) i 3. (wymagającego przejścia wieży sztuczek) etapu uważam za mocno niewykorzystany, jakby miały one posłużyć wyłącznie temu, by błyskawicznie przerzedzić szeregi konkurencji do znośnej liczby postaci, którym można już przydzielić zapadające w pamięć designy mordeczek. Dopiero przy 4. etapie (czyli plakietkowym battle royale) akcja znów nabrała odpowiedniego tempa, żeby przy 5. skupić się na absolutnej klasyce swojego gatunku, czyli wspomnianych już wcześniej pojedynkach. Zwłaszcza to ostatnie zadanie mimo wprowadzenia dość przewrotnej zasady "ostatni na placu boju przegrywa" stanowi doskonałą okazję, aby na pierwszy plan ponownie wysunęły się osobiste motywacje postaci, dla których zdobycie licencji to coś więcej niż tylko przepustka do fajnej, intratnej roboty. Nie da się natomiast ukryć, że zanim przejdziemy do właściwego mięska, w tym szukania ojca Gona/robienia krzywdy Trupie Fantomu/zgłębiania zakamarków mrocznej przeszłości Killui/zbijania fortuny na dobroczynne cele, musimy wpierw odhaczyć parę tomów zakamuflowanej ekspozycji, która jednak ekspozycją magicznie być nie przestaje.
 |
Hunter x Hunter niby taki leciwy, a jednak już potrafił dyktować trapowe trendy
|
Chcę przy tym zastrzec, że czerpanie radości z lektury nie byłoby możliwe, gdyby już od pierwszych rozdziałów nie zażarła chemia między gromadką głównych postaci. I tak, "gromadką". Na ten moment nie ośmielę się nazywać ich "paczką" albo, nie daj rolado przenajkremowsza, "zespołem", gdyż Killua zdaje się mieć wywalone na kogokolwiek poza Gonem, a i sam Gon też nierzadko lubi się pakować w całkiem indywidualne kłopoty. Na całe szczęście kiedy już dochodzi do interakcji między nimi, z miejsca da się odczuć, że towarzystwo tak zróżnicowanych charakterologicznie gagatków stanowi zarówno źródło fajnych komediowych scenek, jak i pozytywnie wpływa na wzajemny rozwój bohaterów (no dobra, nie oszukujmy się - patrzę głównie na ciebie, Leorio). Gdyby w kolejnych tomach Hunter x Hunter miałby dostarczać dokładnie to samo, tylko w jeszcze większych dawkach, to już byłabym niesamowicie ukontentowana, ale mając świadomość, że fabuła dopiero zaliczyła rozgrzewkę i dalej będzie coraz intensywniej... pozostaje mi jedynie dziękować niebiosom, że zabrałam się za śledzenie tej serii dopiero teraz, a nie bliżej 1998 roku.
 |
Bryzgi krwi? Brutalna dekapitacja? E tam, nie traktujmy naszych czytelników jak małe dzieee... ej! Ale niech was ręka cenzorska broni przed pokazywaniem sutków!
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze