Dla namolnego nic trudnego - recenzja mangi S&N (jednotomówka)

O ile zupełnie zrozumiała jest dla mnie popularność szkolnych shoujo - zwłaszcza że ich grupą docelową są młode dziewczęta łatwo utożsamiające się z sytuacją bohaterek - tak nie umiem do końca rozgryźć, czemu akcja tak wielu BLek dzieje się w murach liceum. Jeśli fabuła kończy się/jest przetykana łóżkowymi harcami, wtedy ciężko zakładać, że po takie tytuły mają w domyśle sięgać niewinne, nastoletnie białogłowy (a że to czynią i to na dodatek z wielką radością, to już kompletnie inna para kaloszy). Czy zatem chodzi o fakt, że odbiorcy i odbiorczynie mający te ustawowe 18+ lat lubią sięgać wspomnieniami do młodzieńczych lat? Albo że takie związki są dużo burzliwsze, a przez to ciekawsze do opisywania? Ciężko stwierdzić. Poza tym istnieje jeszcze kwestia tytułów na wskroś niewinnych, a przez to odpowiednich dla czytelników z całego spektrum wiekowego, w czym specjalizuje się chociażby taka Nagisa Furuya - autorka, którą szczególnie ukochał imprint mochiko od Dango. W takich przypadkach faktycznie niedaleko pada BLka od shoujo, szczególnie że poziom teen dramy oscyluje w obu quasi-gatunkach w całkiem podobnych rejonach...


Tytuł: S&N
Tytuł oryginalny: S to N
Autor: Nagisa Furuya
Ilość tomów: 1
Gatunek: romans, szkolne życie, okruchy życia, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Dla nastoletniego Natoriego byłby to dzień jak co dzień, gdyby podczas schodzenia ze schodów nie zagapił się, a noga nie omsknęła mu się ze schodka, powodując, że chłopak niemal z miejsca zaliczył upadek roku... i gdyby z opresji cudem nie wyratował go przypadkowy pierwszoroczniak, który ni z tego, ni z owego wyskoczył po całej akcji z wyznaniem miłości. To samo w sobie jeszcze nie wydawałoby się niczym złym, gdyby nie fakt, że po raczej stanowczym odrzuceniu zalotów adorator Natoriego (niejaki Setoguchi) zamiast zgrabnie się wycofać i zapomnieć o całej sprawie - postanowił zagadywać do niego przy każdej możliwej sposobności! Po kilku tego typu "przypadkowych" spotkaniach Natori zaczyna być pieruńsko zmęczony, a apogeum sfrustrowania osiąga w momencie, gdy po nakrzyczeniu na Setoguchiego ten nijak się nie płoszy, lecz zwraca się do niego z tym większym podziwem. Co gorsza, Natori ma nieszczęście natknąć się na młodszego kolegę nawet podczas wypadu z młodszym rodzeństwem do zoo, na co ten nie dość, że dołącza do wesołej wycieczki, to z miejsca zaskarbia sobie sympatię maluchów. Z czasem odkrywa jednak, że poza upierdliwym wyskakiwaniem z każdego możliwego kąta i każdej otworzonej lodówki Setoguchi ma w sumie więcej zalet, niż mógł się spodziewać.

Nie sposób zgadnąć po tak uroczych, sielskich grafikach, że przez większość trwania tomiku jeden bohater będzie aktywnie unikał widzenia się z drugim

Nazwisko Nagisy Furuyi praktycznie od początków jej twórczości stanowi dla mnie synonim jakościowych historii, które poniżej pewnego zacnego poziomu nigdy nie spadały. Najwyraźniej jednak nawet takie autorytety jak ona nie są w stanie ukręcić wybitnego bicza z oklepanego settingu szkolnego i wątku powolnego odwzajemniania uczuć przez wciórno emocjonalnie podchodzących do życia nastolatków... chociaż nie, inaczej. Po prostu nie są w stanie robić tego w nieskończoność. W końcu stworzone nieco wcześniej Jesteś moim latem też opowiadało o licealistach, a mimo to daleko mu było do wywoływania napadów znudzenia. Jednocześnie nie sposób zignorować, że w tamtej jednotomówce (która dopiero po czasie przerodziła się w regularną serię skupioną na czasach studenckich) bohaterowie więcej czasu spędzali poza murami szkoły, a sympatyczny motyw przewodni stanowiła głęboka miłość do filmów. Gdybym znów miała powiedzieć, co wyróżnia takie S&N na tle innych BLek osadzonych w przybytkach oświaty, to... naprawdę nie umiałabym powiedzieć nic. Zresztą, nawet o głównym bohaterze, Natorim, dowiadujemy się jedynie tyle, że uwielbia doriyaki, ma troszeczkę delikatniejszą urodę i jest spoko bratem dla młodszego rodzeństwa. Znów Setoguchi od początku do końca pozostaje tylko wesołym, umiejącym w kontakty międzyludzkie głupkiem.

Z młodej piersi się wyrwało~

Prawdziwym problemem S&N nie jest jednak sztampowe miejsce osadzenia akcji, powolne tempo wydarzeń czy użycie nad wyraz prostych archetypów postaci, ale to, że przez dobre dwie trzecie tomiku dochodzi tu do regularnego stalkingu, który co prawda nie przyjął najgorszej możliwej postaci obłąkańczego prześladowania 24/7 czy naruszania sfery osobistej, jednak wciąż co do zasady opierał się na ustawicznym nękaniu swoją randomową obecnością drugiej osoby, chociaż ta wprost mówiła, że sobie tego nie życzy. I wiecie, co mnie w tym wszystkim najbardziej niepokoi? Że ta forma ustawicznego naprzykrzania się nie tylko została znormalizowana na potrzeby komediowej fabuły (co w trochę innych okolicznościach jeszcze dałoby się przełknąć), ale jak to w BLkach z reguły bywa - skończyła się regularnym happy endem. Tak jakby bycie cierpliwym i kurewsko namolnym miało uchodzić za uniwersalną receptę na sukces w zdobyciu serca drugiej połówki. Yyy... no nie powiem, ten aspekt historii pozostawił w moich ustach pewien niesmak, tym bardziej, że za tytuł odpowiada autorka, której do tej pory bezgranicznie ufałam pod kątem konstruowania całkiem wiarygodnych zaczątków męsko-męskich znajomości.

Wszystko by się udało, gdyby nie ten wścibski dzieciak i jego wrodzony talent do niewyczuwania ironii!

To napisawszy przyjmuję na klatę wszelkie komentarze, które postanowią zaliczyć powyższy wywód na poczet nadinterpretacji fabuły. Co by bowiem nie mówić, chociaż sam motyw u swoich podstaw wydaje się wątpliwy moralnie, mangaczka wciąż ograła go najdelikatniej i najsympatyczniej, jak się tylko dało. Jeśli zatem lubicie lekkie, szkolne romansidła lub znacie kogoś, komu taką odprężającą pozycję chcielibyście sprezentować, to Nagisa Furuya zawsze stanowi właściwy wybór. Jeśli znów należycie do grona osób, które od lat cierpią z powodu chronicznej alergii na licealne amory, to S&N absolutnie was z tej przypadłości nie wyleczy. Pomijając duet zmęczonego obiektu uczuć i jego nazbyt aktywnego adoratora, manga ta nie prezentuje żadnej unikalnej myśli ani interesującego plottwistu. Gdybyście jednak takowej szukali, zdecydowanie bardziej polecam zaopatrzyć się w dwie inne jednotomówki sygnowane logiem imprintu mochiko, czyli Dwa lwy oraz recenzowane na tym blogu Tylko gwiazdy wiedzą.

To ja na myśl, że dobra passa twórczości Nagisy Furuyi została brutalnie przerwana

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze