Sięgać tam, gdzie wzrok nie sięga - recenzja mangi Tylko gwiazdy wiedzą (jednotomówka)

Choć nie da się ukryć, że pod kątem liczby wydanych na naszym rynku BLkowych pozycji palmę pierwszeństwa niepodzielnie dzierżą takie gwiazdy jak Scarlet Beriko, Chise Ogawa czy Kou Yoneda, niemniej widać, że w ciągu kilku ostatnich lat mangi Nagisy Furuyi również stały się w Polsce towarem wyjątkowo wręcz chodliwym. Wystarczy zresztą spojrzeć na statystyki. Szlaki w 2020 przetarły Dwa lwy wypuszczone przez wydawnictwo Dango. Potem w 2021 do wyścigu dołączyło Kotori, wydając w dwumiesięcznym odstępie zarówno Jesteś moim latem, jak i stanowiące kontynuację Nasze wspólne lato. W listopadzie 2022 ukazało się (ponownie zasługą Dango) Tylko gwiazdy wiedzą, natomiast na tym Kluski nie zamierzają poprzestać gdyż na marzec 2023 zapowiedziały już premierę świeżutkiej pozycji z dorobku tej niezwykle płodnej autorki, czyli S&N. A kto wie, co będzie dalej. Popularność Nagisy Furuyi jest oczywiście całkowicie zrozumiała dla każdego, kto miał okazję zapoznać się bliżej przynajmniej z jedną jej pracą, natomiast dla tych, dla których fenomen ten pozostaje zagadką - postaram się go wytłumaczyć na podstawie jednej z ostatnich nowości wydawnictwa Dango.


Tytuł: Tylko gwiazdy wiedzą
Tytuł oryginalny: Hoshi dake ga shitteru
Autor: Nagisa Furuya
Ilość tomów: 1
Gatunek: komedia, dramat, romans, okruchy życia, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Nawet jeśli każdemu zdarzają się gorsze dni, to sytuacja Sory w przedbiegach wygrywa z większością tragicznych przypadków. Jakby mało było tego, że z dnia na dzień chłopak stracił pracę w izakayi, gdyż szef prowadził działalność na totalnym nielegalu, to jeszcze nie mógł liczyć na pocieszenie ze strony swojej dziewczyny, gdyż ta brawurowo z nim zerwała i na dodatek od razu znalazła nową miłość. Sora jest tak przytłoczony najnowszymi rewelacjami, że nie panuje nawet nad tym, gdzie idzie, co kończy się dla niego zbłądzeniem pośród gęstych chaszczy miejskiego parku. Kiedy próbuje się z nich wydostać, idąc na oślep przed siebie, niespodziewanie natrafia na siedzącego w krzakach samotnego mężczyznę. Zanim zdąży choćby pomyśleć, że oto skreślił w bingo życia kolejne traumatyczne wydarzenie - tym razem ze zboczeńcem w roli głównej - wychodzi na jaw, że tajemniczy nieznajomy jest w rzeczywistości cichym koneserem piękna geminid. Uspokojony widokiem spadających gwiazd Sora zaczyna się mimowolnie zwierzać ze swoich trosk, a gdy ciążące mu emocje manifestują się w postaci łez, nieznajomy towarzysz... nachyla się i całuje go prosto w usta. Adresat buziaka natychmiast salwuje się ucieczką, obiecując sobie solennie, że zapomni o tym zdarzeniu, najlepiej w pakiecie z całym niefortunnym w przebiegu dniem. Może się to jednak okazać cokolwiek trudne w realizacji, gdyż gwiaździsty casanowa pracuje jako kelner w przytulnej, leżącej nieopodal uczelni Sory kawiarni.

Przemilusi (i przeprzystojny) zestaw ratunkowy idealny za zimę!

Mangi Nagisy Furuyi raczej ciężko zaliczyć do grona ciężkich, ambitnych lub zmuszających do myślenia opowieści, których przesłania zostają z czytelnikiem na wiele tygodni. Wyróżniają się jednak pewną rzadko spotykaną cechą, a mianowicie... są po prostu pieruńsko przyjemne w odbiorze. Objawia się to na kilka sposobów. Po pierwsze chociaż prace tej autorki zaliczane są do "gatunku" BLek, to żadna z nich nie pokazuje nic więcej niż pocałunki. Ba! Nawet niczego poza pocałunkami nie sugeruje! I wiecie co? Absolutnie nie czuć, że jest to puryzm forsowany na siłę czy w ramach jakiejkolwiek odgórnie narzuconej cenzury. Powiedziałabym nawet, że to inni autorzy i autorki miewają problemy z tym, że wciskają sceny łóżkowe dla samej konieczności odwalenia pańszczyzny, chociaż nierzadko nijak się one mają do klimatu dzieła czy statusu pary głównych bohaterów (z takich niechlubnych przypadków na myśl przychodzi mi chociażby Szczęście w nieszczęściu od Enzo). Po drugie Nagisa Furuya to istna mistrzyni zrównoważonego tempa prowadzenia historii, dzięki któremu jej mangi w pełni wykorzystują dostępny metraż, nie przeszarżowując ani w rozmemłaną epopeję, ani w pospieszną kompilację losowych scenek rodzajowych. Po trzecie nawet jeśli nie stoją one bombastyczną fabułą, to wciąż kryje się w nich wiele nietuzinkowych gimmicków lub pamiętnych elementów - żeby nie wchodzić w za duże spoilery, napiszę jedynie enigmatycznie, że w Tylko gwiazdy wiedzą pojawia się pewna rzadko brana na popkulturowy warsztat przypadłość.

Miłe złego Zimne romantycznego początki

No i pozostaje jeszcze czwarty aspekt, czyli tworzenie niezwykle sympatycznych, ujmujących bohaterów, którym z całego serca się kibicuje... i to nie tylko w kontekście wzajemnego spiknięcia, ale przede wszystkim w realizacji ich marzeń bądź życiowych postanowień. Raczej nie trzeba zachęcać do tego kogokolwiek, kto miał do czynienia z Sorą - takie natężenie życiowego pecha w każdym postronnym obserwatorze od razu uruchamia matczyny instynkt, przez co czytelnik ma przemożną ochotę wziąć takiego biedaka w ramiona i wydaijobować go od stóp do głów. Jednocześnie jest to typ dobrego kumpla, co to może i nie wyróżnia się z tłumu, ale jednocześnie pozostaje tym miłym gościem, na którego zawsze można liczyć (Sora broni, Sora radzi, Sora nigdy was nie zdradzi!). Z drugiej strony mamy natomiast naszego gwieździstego casanovę, czyli Kengo. I tu przyznam, że na początku napędził mi on trochę stracha, bo bałam się, że historia podąży znienawidzoną przeze mnie ścieżką "od gwałtu/wymuszenia do miłości". Na szczęście nie z Nagisą Furuyą takie numery, a kwestia "pocałunku zza krzaczka" ostatecznie zostaje załatwiona z olbrzymią klasą. Ostatecznie więc Kengo również okazuje się być mega spoko facetem, a przy tym rasowym profesjonalistą - czy to w gastronomii, czy to w dziedzinie podbijania serca.

Progresywność level hard (oczywiście dla Japończyków)

Umiejętności scenopisarskie to jednak nie jedyne, czym może się poszczycić autorka Tylko gwiazdy wiedzą. Na równie duże wyróżnienie zasługuje jej warsztat rysowniczy, który co prawda nie olśniewa przepychem detali, ale od wielu lat stoi na tym samym, solidnym, niezwykle urokliwym poziomie. W przeciwieństwie do takiej Kotetsuko Yamamoto, która zdaje się nieustannie recyklingować te same projekty postaci, w przypadku prac Nagisy Furuyi czuć w jej uproszczonych designach unikalność bohaterów. Dzięki temu inaczej wygląda Leo z Dwóch lwów, inaczej nosi się Wataru z Jesteś moim latem, inaczej prezentuje się Sora z Tylko gwiazdy wiedzą i inaczej z oczu patrzy Yucie z nadchodzącego S&N, mimo że wszyscy czterej panowie są raczej niskopiennymi brunetami. Właśnie w takich niepozornych detalach kryje się kunszt zdolnego rysownika. Jedyne, co mogłabym zarzucić tej autorce, to raczej powszechna wśród BLek maniera stosowania oszczędnych teł, które w wielu przypadkach ograniczają się do pustej przestrzeni w różnych odcieniach szarości bądź bieli. Z jednej strony dzięki temu komiks jest przynajmniej schludny i czytelny, natomiast z drugiej... aż szkoda, że mangaczka nie dała z siebie jeszcze ociupinkę więcej.

O, toż to wygląda jak każdy smogowy czwartek w Warszawie!

Jak zdążyłam już napomknąć, brak scen łóżkowych czy jakichkolwiek seksualnych podtekstów poza dwoma czy trzeba kadrami uroczych pocałunków plasuje mangi Nagisy Furuyi (zaraz obok Ori Mity) jako pozycję obowiązkową do polecenia wszystkim tym, którzy zaczynają bądź chcą rozpocząć swoją przygodę z BLkami, ale poszukują nieco mniej inwazyjnych tytułów do zgłębiania tego olbrzymiego uniwersum... chociaż nie, zaraz, wróć. Tylko gwiazdy wiedzą nie powinno być zamykane w takim podgatunkowym getcie. W końcu jest na tyle uniwersalne, że może po nie sięgnąć każdy, kto po prostu lubi przyjemne, ładnie narysowane, nieprzedramatyzowane mangi o fajnych ludziach. I kropka. To jedno zdanie w zupełności oddaje istotę twórczości Nagisy Furuyi... i niestety czyni tę recenzję trochę zbędnym laniem wody.

Ale przynajmniej nie ma tego złego, co by na komplementowane nie wyszło, o!

Uważajcie, bo poza sercem Tylko gwiazdy wiedzą potrafią poruszyć także żołądek...

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze