Pieskie życie wyborowego szpiega (i nie tylko) - recenzja mangi SPYxFAMILY (tomy 4-5)

Po pięciu tomach SPYxFAMILY dotarło do mnie, że przy lekturze czuję się mniej więcej tak, jak podczas oglądania Kryptonimu U.N.C.L.E. (The Man from U.N.C.L.E.) od Guya Ritchiego. Jest to praktycznie ten sam klimat zimnowojennego wywiadu polany solidną porcją tłuściutkiego sosu zrobionego na bazie humoru, surrealizmu i zarąbistej efekciarskości, tylko w przypadku komiksu cały czas siedzimy w pseudo-zachodnich Niemczech. Kto filmu nie widział, ten niech da mu szansę (nawet jeśli woli medium mangi i anime), a komu seans się podobał i dysponuje wolną gotówką, ten tym bardziej powinien się zaopatrzyć w serię od Tatsuyi Endou. Tutaj przynajmniej nie trzeba się martwić o kontynuację, bo manga zarabia w Japonii kokosy i zgarnia kolejne branżowe nagrody, więc nikt z redaktorów pozostających przy zdrowych zmysłach nie powinien nawet próbować sięgać w stronę guzika z kasacją projektu. Natomiast jeśli ktoś martwi się o ostateczną długość historii... no, to nie takie poczytne serie kończyły się ostatnio na własnych warunkach, więc drugiego One Piece'a też raczej nie ma się co spodziewać. Idealna sytuacja win-win!



Tytuł: SPYxFAMILY
Tytuł oryginalny: SPYxFAMILY
Autor: Tatsuya Endou
Ilość tomów: 6+
Gatunek: shounen, akcja, komedia, okruchy życie, dramat
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)

W nagrodę za zdobycie pierwszej Stelli Anya może wybrać sobie dowolny prezent. Ku zaskoczeniu przybranych rodziców dziewczynka decyduje się na... psa. Początkowo Loid myśli o przygarnięciu jakiegoś bojowego wilczura, który przy okazji mógłby chronić Anyę przed nieprzewidzianymi wypadkami, ale kiedy dziewczynka kręci nosem na widok muskularnych czworonogów, którym źle z pyska patrzy, rodzinka rusza w stronę organizowanej giełdy zwierząt. Tam przyjaźnie wyglądających milusińskich na szczęście nie brakuje, dlatego Anya i Yor mogą skupić się na wybieraniu pupila odpowiadającego gustom kilkulatki. Tymczasem Loid zostaje pilnie wezwany przez oficer prowadzącą. Okazuje się, że wywiad zdołał pochwycić tajemniczo zachowującego się studenta, który okazał się członkiem nacjonalistycznej bojówki planującej zamach. Ich celem jest Brants, minister spraw zagranicznych Westalii, który przybył do Ostanii na polityczny szczyt. Niestety utrzymanie pokoju nie wszystkim obywatelom jest w smak, dlatego studenci decydują się zaatakować w wyjątkowo wyrafinowany sposób - a mianowicie z pomocą ładunków wybuchowych przytwierdzonych do psów, które zostały wykupione za bezcen po zamknięciu placówki parającej się mało humanitarnymi eksperymentami. Wśród nich jest także wielkie, białe psisko, które przypadkowo zwraca uwagę wyglądającej przez okno Anyi...

Rodzinka systematycznie się powiększa... podobnie jak meblowe wyposażenie serii.

Do tej pory mieliśmy do czynienia z historią nastawioną na swego rodzaju epizodyczność, nie licząc może wątku Akademii Eden i Anyi walczącej o uwagę "panica" Damiana. Tym bardziej nie spodziewałam się więc, że tom czwarty, który kontynuuje kwestię zakupu psa w ramach prezentu, okaże się tak zwarty i intensywny fabularnie. Praktycznie w całości jest poświęcony sprawie zamachu i próbie jego zapobiegnięcia, w co zostaje wciągnięty nie tylko Loid (z oczywistych szpiegowskich względów), ale również Yor i Anya. Yor jak zwykle wie o wszystkim najmniej, natomiast Anya w pewnym momencie jest nawet krok przed Loidem jeśli chodzi o dotarcie do sprawców i poznania ich niecnych zamiarów. Wartka, trzymająca w napięciu akcja jak zwykle przeplata się z masą humoru, nie pozwalając odłożyć tomiku na półkę póki nie pojawi się ta upragniona ostatnia strona. Może to i lepiej, że takie akcje pojawiają się tylko od czasu do czasu i że autorowi udaje się domknąć przygodę na przestrzeni danego tomu, nie serwując przy tym chamskich cliffhangerów? Inaczej mogłabym nie wytrzymać w skanowym celibacie. Z drugiej strony możliwość regularnego "wyskoczenia" z fabułą poza Akademię z pewnością jest odświeżające i pozwala rozwijać się również dorosłym bohaterom.

Pamiętajcie, drogie dzieci - telewizja kłamie. Wierzcie tylko tutorialom na Youtubie.

A to dopiero początek zaskoczeń jeśli chodzi o lekturę SPYxFAMILY. Zrelaksowany człowiek czyta sobie jak gdyby nigdy nic ten czwarty tom, czyta, czyta, śmieje się co drugi kadr, myśli, że to taka sympatyczna, pełna beztroski manga... aż tu nagle jak człowieka nie zdzieli po pysku brutalna prawda o świecie...! Śledząc historię z perspektywy Anyi mamy głównie do czynienia albo z niewinnymi sytuacjami, albo z sytuacjami przefiltrowanymi przez umysł dziecka, jednak sporadycznie - czyli na przykład jak w tomie czwartym - dostajemy przypomnienie, że tam w tle rozgrywa się bardzo realny konflikt, który w każdej chwili może eskalować do militarnych rozmiarów. Widać to choćby w postaci przełożonej Loida, oficer Sylvii. W pewnym momencie nerwy odrobinę jej puszczają, przez co  wtrąca się w przesłuchanie świadka i zaczyna opowiadać o paru sugestywnych sytuacjach mających miejsce podczas wojny, którą przeciwnicy tak gorliwie próbują rozpętać. Niczego nieświadomy czytelnik wierzy, że ma do czynienia z uroczym shounenem ubranym w fikuśne, pseudohistoryczne ciuszki, a potem natyka się na monolog, w którym szefowa agencji wywiadowczej beznamiętnie pyta pojmanego studenta, czy był kiedyś zmuszony jeść ludzkie mięso bądź bezsilnie przypatrywać się, jak na ścianę obok bryzgają wnętrzności rozstrzeliwanej ukochanej. Aż mrozi krew w żyłach, co? Warto jednak pamiętać, że komedia wywodzi się z tragedii i stanowią dwie strony tej samej monety, dlatego mimo początkowego zaskoczenia oba te gatunki w SPYxFAMILY doskonale ze sobą współgrają.

Czy ja już gdzieś wspominałam, że te dzisiejsze shouneny zupełnie się z czytelnikiem nie cackają...?

Żeby się jednak za mocno nie dołować, pozwolę sobie jeszcze napisać kilka miłych słów o nowym, niezwykle ważnym, czworonożnym bohaterze. Białe psisko o dość zmęczonym wyrazie pyska, które można podziwiać na obwolucie czwartego tomu, podobnie jak Loid, Yor i Anya został mocno skrzywdzony przez przeszłość - i podobnie jak oni nie do końca jest tym, na kogo wygląda - jednak na swoje szczęście wskutek splotu wielu przypadków wreszcie trafia do naszej lekko dysfunkcyjnej rodzinki Forger. Dodatkowo, choć nie zawsze łapie komendy swojej nowej pańci i wydaje się mieć skrajnie złą orientację w terenie, pewne naturalne braki w talentach nadrabia ponadprzeciętną potrzebą ratowania ludzi (czyli dokładnie jak nasza ekipa głównych bohaterów walczących w imię utrzymania kruchego pokoju). A jeśli choć raz przypadkiem natknęliście się w telewizji na którąś część filmowego Bethoveena, pewnie zdajecie sobie sprawę, jak to z takimi wielkimi miśkami jest - to ogrom bezwarunkowej, psiej miłości, której zwykle brakuje siły przebicia czy chęci do bezpośredniej walki. Mimo to uważam, że nie dało się znaleźć Anyi lepszego przyjaciela niż właśnie taką spokojną, wierną, puchatą bambaryłkę, która w razie zagrożenia będzie uciekała gdzie pieprz rośnie... oczywiście razem ze swoją pańcią na grzbiecie!

Takie sprytne onomatopeje w tle zawrotnej akcji to ja rozumiem!

Nie dość, że SPYxFAMILY nie schodzi poniżej pewnego poziomu, to z każdym tomem odkrywa przed czytelnikami coraz to nowe karty. Zapewnia masę nieskrępowanej frajdy, a przy okazji nie traci z oczu świadomości, że mimo wszystko opowiada historię o szpiegach, z całymi tego bajzlu nieprzyjemnymi konsekwencjami. Oczywiście raczej nie ma co oczekiwać, że będą się tu ścielić srogie trupy (choć momentami niewiele do tego brakuje), ale to wcale nie znaczy, że klimat nie potrafi czasami przytłoczyć i dać do zrozumienia, że wciąż mowa tu o ludziach dochodzących do siebie po wojennej zawierusze. Zresztą, nawet ci, którzy nie odczuli tamtego dramatu bezpośrednio na własnych skórach, często muszą mierzyć się z jego późniejszymi skutkami - jak Anya poddawana od małego eksperymentom czy Damian, który bezskutecznie próbuje obudzić w swoim ojcu jakiekolwiek uczucia poza politycznym fanatyzmem. Jestem absolutnie zachwycona, ile ta seria kryje w sobie zróżnicowanej treści, a przy tym wciąż pozostaje mega przyjemna graficznie.

Witamy i na drugi plan fabuły zapraszamy!

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

2 Komentarze

  1. Dobrze napisane! Niedawno nadrobiłam sobie te dwa tomiki i mimo, że piąty troszeczkę, tak troszeczkę bardziej mi się ciągnął to i tak wielbię. <3
    Szóstemu sprezentuję chyba prenumeratę bo po prostu chciałabym mieć ten tomik na już, a to dopiero na maj...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po takim zwartym czwartym tomie nic dziwnego, że piąty, który wrócił na bardziej tradycyjne tory, wydał się trochę... dłuższy ^^" Ale super, że autor umie działać i pod względem akcji, i humoru.
      Bardzo się cieszę, że SpyxFamily ukazuje się w tygodniku i że dzięki temu tomiki wychodzą w miarę szybko, ale to wciąż straszny ból, gdy zamiast stabilnego, dwumiesięcznego trybu musimy czekać grzecznie jak Japończycy ;u; Także wspieram i w zachwytach, i w uzbrajaniu się w cierpliwość!

      Usuń