Być (w romantycznym związku) albo nie być? - recenzja mangi NAGAHAMA To Be, or Not To Be (jednotomówka)

Polski rynek mangowy naprawdę nie ma się czego wstydzić. Po prostu. Kropka. Nie potrzeba nawet dodawać drobnym druczkiem żadnych wymyślnych klauzuli w stylu "jak na aktualną liczbę ludności" ani "w porównaniu z pozostałymi europejskimi krajami wyzwolonymi spod wpływu Związku Radzieckiego po 1989 roku". Rzecz jasna nasze wydania nie mają tak przepastnego potencjału jak wersje angielskie, francuskie lub hiszpańskie, które wychodzą daleko poza granice kraju, w którym pierwotnie się ukazały, niemniej pod wieloma względami możemy stawać z nimi w równe szranki. Nie dość, że wiele serii mamy wcześniej niż tacy Amerykanie (albo w ogóle je mamy, jak chociażby Nasz cud, Talentless Nana czy Kuro), to ogromny powód do dumy budzą także wszelkie podejmowane przez wydawnictwa inicjatywy, począwszy od zdobywania wszelkiej maści limitowanych dodatków, uzupełniających bookletów czy niepublikowanych w oryginale bonusowych rozdziałów, przez wypuszczanie edycji ekskluzywnych, wydań zbiorczych oraz tych zupełnie standardowych, ale za to zdobionych na różne nietuzinkowe sposoby, a skończywszy na zapraszaniu autorów na konwenty. Cieszą również takie wyróżnienia jak polska tomikowa premiera najnowszej pracy Scarlet Beriko, czyli NAGAHAMA To Be, or Not To Be, która odbyła się 1 lutego 2024 roku, równocześnie z Japonią oraz 9 innymi krajami. Niby to niewielka atrakcja, ale jeśli mam wybierać, czy wolę żyć w kraju docenionym przez tę jedną z najpopularniejszych autorek mang BL, czy nie... no to chyba już nie muszę nawet kończyć tej wypowiedzi.


Tytuł: NAGAHAMA To Be, or Not To Be
Tytuł oryginalny: NAGAHAMA To Be, or Not To Be
Autor: Scarlet Beriko
Ilość tomów: 1 (z serii Jednotomówek Waneko)
Gatunek: yaoi, romans, okruchy życia
Wydawnictwo
: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)

Nagisa i Issa, którzy chodzą do trzeciej klasy liceum i stoją na skraju dorosłości, znają się jak łyse konie już od najmłodszych lat. Wiążąca ich relacja jest dla nich do tego stopnia ważna, że kiedy w podstawówce jedna z koleżanek wyznała Nagisie miłość, chłopiec na widok obrażonego z tego tytułu Issy postanowił z miejsca odrzucić zaloty i skupić się w całości na pielęgnowaniu ziomalstwa. Z biegiem lat dla Nagisy staje się jednak jasnym, że to przywiązanie do prostodusznego kumpla trochę za mocno wyszło poza ramy poczciwej, niezobowiązującej znajomości, a zaczęło wchodzić na grunt szczególnie osobisty. Sytuacji zupełnie nie poprawia fakt, że ścieżki kariery zdają się kierować nastolatków w kompletnie przeciwne strony - Issa ustawicznie olewa szkołę na rzecz pomagania rodzicom przy stoisku z rybami, natomiast noszący się po chuligańsku Nagisa mimo nieco kontrowersyjnej aparycji jest przez wszystkich (nawet przez nauczycieli!) szczerze lubiany, a przy tym uchodzi za szkolną gwiazdę piłki nożnej, będąc przyrównywanym do samego Ronaldo. Czy w takiej perspektywie utrzymywanie bezpiecznego statusu quo wciąż jeszcze ma jakiś sens? I jak na to wszystko wpłynie pewna młoda, atrakcyjna kobieta, która pewnego popołudnia przychodzi po Issę, gdy ten spędza szczątki wolnego czasu z łaknącym kontaktu Nagisą?

Oj, chłopie, jak ty nic nie rozumiesz... ze 70% lubialności budy wynikało z faktu, że ty tam byłeś

Sądziłam, że nieco chaotyczne Hosaka i Miyoshi było jedynie drobnym potknięciem przy pracy, ale w przypadku fabuły Nagahamy muszę napisać właściwie to samo - klimat jest super, pomysł ma nie lada potencjał, bohaterowie to naprawdę świetni chłopcy, których zabawne interakcje aż chce się śledzić... tylko czemu historia wydaje się zlepkiem trochę losowo wybranych wydarzeń, a nie jakąś spójną narracją z jedną wybijającą się ponad resztę myślą przewodnią? Najwyraźniej syndrom odstawienia po wyjątkowo intensywnym światotwórczo Jealousy trwa dłużej, niż należało się tego spodziewać. Czy w takim razie Nagahamę czyta się źle? Absolutnie nie. Ale czy pozostawia po sobie jakieś konkretne wrażenie poza błogością nasycenia oczu widokiem dwóch przystojnych mordek? No trochę jakby nie za bałdzo. Za co jednak chciałabym dla równowagi pochwalić autorkę, to że zdecydowała się postawić samej sobie nie lada wyzwanie i stworzyła mangę całkowicie odmienną od jej dotychczasowej twórczości - a mianowicie jest to BLka kompletnie (i celowo!) pozbawiona świntuszenia. Oczywiście dalej mówimy o pełnoprawnym romansie, więc ktoś tam gdzieś tam czasami się całuje i nawet ze dwa razy pojawiają się nieco bardziej pikantne aluzje słowne, niemniej jak na standardy Scarlet Beriko, która miała już okazję sięgać po naprawdę hardkorowe fantazje... no normalnie aż miło dostać od niej coś, co można bez najmniejszych oporów pokazać nawet nieletnim czytelnikom i czytelniczkom.

Łobuz - to brzmi dumnie!

O ile w Hosace i Miyoshim drugi plan całkiem zgrabnie zagospodarowywali inni bohaterowie (czy to asystenci zatrudnieni w pracowni mody, czy to były partner naszego wiecznie młodego i jurnego projektanta, czy też kumpel od spraw sercowych), tak w przypadku najnowszej pracy Scarlet Beriko całą uwagę poświęca się li i wyłącznie głównej parce. Owszem, raz na jakiś czas w tle pojawiają się... yyy... postacie... jednak nie dostąpiły one zaszczytu otrzymania designów wykraczających ponad emotikonkowy wyraz twarzy. Nie mówiąc już o pełnoprawnych imionach. Nawet pod kątem graficznym Nagahama wydaje się odrobinę oszczędniejsza w środkach niż kontynuacjo-spin-off Jackassa! (a to niemały wyczyn). Tła są mocno nieobecne, a jeśli się jakieś pojawiają, to raczej nie przypominają fikuśnych, naćkanych roślinami doniczkowymi apartamentów rodem z Królowej i krawca ani urokliwych miejskich krajobrazów jak miało to miejsce w Czwartym: Tatsuyuki Oyamato. Tytułowej Nagahamy położonej nad jeziorem Biwa też praktycznie nie uświadczycie, natomiast co zauważyć z pewnością się da, to olbrzymi pociąg autorki do narracji opierającej się na dużych, przejrzystych, często skupiających się na zbliżeniach kadrach. Gdybym nie wiedziała, że to kolejna jednotomówka w wyjątkowo płodnym dorobku Scarlet Beriko, miałabym wszelkie prawo posądzać ją o kilkuletnie asystowanie Tite Kubo przy serializacji Bleacha (i to raczej tych późniejszych niż wcześniejszych arców).

Niby nic, a tak to się zaczęło odczuło

Jeśli miałabym być do bólu szczera, to dużo bardziej podobało mi się rozwijanie stupkarskiego kinku wraz z fabułą Jackassa!, rozczulanie się nad wyjątkowo sympatycznej urody age gapem przedstawionym w Królowej i krawcu czy nawet rycie beretu dziwnymi seksualnymi (i nie tylko) wybrykami wraz z niedo... pieszczonymi mafiozami z Czwartego: Tatsuyuki Oyamoto oraz Jealousy. Ale to oznacza jedynie tyle, że NAGAHAMA To Be, or Not To Be nie jest pozycją satysfakcjonującą dla osób, które szukają w BLkach naprawdę konkretnego mięska (i mam tu na myśli raczej grube pętka soczystej podwawelskiej, nie ledwo widoczne, nadziewane kartonem paróweczki). Po nowe dzieło Scarlet Beriko powinny za to sięgnąć te same osoby, do których chwilę temu kierowałam swój apel przy okazji omawiania Zamieszkajmy razem! od Roji - czyli czytelnicy i czytelniczki raczej młodsi niż starsi, którzy zgłębiają mangi o różnej tematyce, ale nie chcą sobie od razu fundować całego pakietu wizualnych wrażeń. Dla takiej grupy odbiorców Nagahama została wprost stworzona i dziw jedynie człowieka bierze, że autorka o tak szerokich horyzontach postanowiła ją popełnić nie na początku kariery, a ot tak, w samym piku rozpoznawalności...

E tam, przecież furasy są dla ludzi

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze