Wszyscy mają talent? Mam i ja! - recenzja mangi Talentless Nana (tomy 7-9)

Czego jak czego, ale japońska popkultura nauczyła nas jeśli nie trzymać się z daleka, to przynajmniej mocno nie ufać uroczym dziewczynkom z różowymi włosami. Za sztandarowy przykład potwierdzający słuszność tej przestrogi robi rzecz jasna królowa współczesnych yandere, czyli Yuno Gasai z Pamiętnika przyszłości, niemniej nie jest jedyną postacią, która za maską niewinności skrywa na sumieniu nie tak mało grzeszków. Zresztą, pamiętacie może taką bohaterkę jak Megumi Shimizu z serii Shiki? Na pierwszy rzut oka może odrobinę odstawała od standardów wiejskiego życia, ale w gruncie rzeczy daleko jej do Nobary z Jujutsu Kaisen nie było. Niestety, po przemianie w wąpierza nie tylko nie sprzeciwiła się swoim oprawcom, ale nie miała nawet najmniejszych moralnych wyrzutów, aby dalej rozprzestrzeniać "klątwę". Poważne wątpliwości budzi również zachowanie małej Hinako, która w Murciélago pomaga Kuroko ogarniać różny krwawy burdel. Sprawia wrażenie słodkiej idiotki odpowiedzialnej za support, a jednak przy okazji akcji z Comedy Writerem wpadła w berserk nie ustępujący brutalnością jej wiecznie napalonej na baby partnerce. Jest też Jibril, łakoma wszelkiej wiedzy sojuszniczka pary protagonistów z No Game No Life, która błyskawicznie zaskarbia sympatię czytelników oraz widzów... przynajmniej do momentu, gdy wychodzi na jaw, co zrobiła podczas Wielkiej Wojny. No a za wisienkę na torcie można uznać tytułową bohaterkę serii Talentless Nana od Looseboya i Iori Furuyi, która zupełnie celowo zgrywa sympatycznego głuptaska, aby móc dokonywać wyszukanych mordów na władających supermocami rówieśnikach.


Tytuł: Talentless Nana
Tytuł oryginalny: Munou na Nana
Autor: Looseboy (scenariusz), Iori Furuya (rysunki)
Ilość tomów: 11+
Gatunek: horror, dramat, tajemnica, psychologiczny, shounen, supernatural
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)

Po udowodnieniu Tsuruoce swojego posłuszeństwa poprzez zabicie Koharu Mishimy, Nana powołuje się na złożoną obietnicę i żąda ujawnienia prawdy stojącej za całą akcją systematycznego eliminowania utalentowanych. Wszak główna bohaterka sama na własnej skórze przekonała się, że o ile faktycznie wśród zgromadzonych na wyspie nastolatków znalazły się skończone szumowiny wykorzystujące nadnaturalne moce w mocno wątpliwy sposób, to trafili się również tacy - jak choćby Michiru - którzy nie tylko nie skrzywdziliby nawet muchy, ale byliby gotowi poświęcić samych siebie dla ratowania najbliższych. Wówczas mężczyzna porzuca maskę szorstkiego, lecz oddanego sprawie oficjela, po czym zdradza bez choćby krztyny emocji, że to on zabił państwa Hiiragi, a następnie przeprał ich córce mózg i wytrenował na rasową morderczynię biorącą udział w planach komisji, których jej rodzice byli aktywnymi przeciwnikami. Ciężar tych rewelacji oraz świadomość wyrzynania bogu ducha winnych kolegów odbiera Nanie wolę życia i kto wie, kto pierwszy doprowadziłby do jej zgonu - ona sama czy podkomendni Tsuruoki - gdyby na scenę nie wkroczył ukrywający się w cieniu Tachibana. Dzięki przedstawieniu dowodu, że nie wszystkie jej cele faktycznie przeniosły się na tamten świat, udaje mu się podreperować morale dziewczyny na tyle, aby zarządzić taktyczny odwrót i zniknąć Tsuruoce z pola widzenia. Zwycięstwo jest jednak tylko chwilowe, a Nana musi się poważnie zastanowić nad tym, co powinna zrobić, aby ochronić klasę przed śmiertelnym niebezpieczeństwem.

Widać konsekwencję, że na tomiki z czarnymi obwolutami nie trafia się za piękne oczy. Na szczęścia każdy tomik (bez kolorystycznych wyjątków!) można zgarnąć wraz z uroczą pocztóweczką

O ile w początkowych tomach Talentless Nana mocno przypominała krzyżówkę My Hero Academia z Among Us, tak po ostatnich plottwistach i charakterologicznym rozwoju Nany fabuła zaczyna się coraz mocniej upodabniać do Danganronpy - zwłaszcza że już nie tylko protagonistka macza palce w robienie krwawego kuku utalentowanym. Podobieństwo obu serii objawia się również w specyfice dokonywanych mordów oraz następujących tuż po nich śledztw. To prawda, że bohaterowie operują nadnaturalnymi zdolnościami (w jednym przypadku totalnie magicznymi, a w drugim tylko podkręconymi do 120% ludzkich możliwości), jednak mają one swoje limity, a co najważniejsze, żądzą się określonymi zasadami, które można zrozumieć, wyłapać i zastosować jako alibi/koronny dowód w sprawie. A jak się w to wszystko człowiek na porządnie wkręci i na dodatek ma już doświadczenie w pykaniu w jakiegoś Phoenix Wrighta albo w czytaniu Piekła bez kwiatów, to można samemu całkiem skutecznie dedukować, kto faktycznie miał szansę aktywnie uczestniczyć w danej zbrodni, a kogo można spokojnie wykreślić z kręgu podejrzanych. Pod tym kątem Talentless Nana ani na krok nie ustępuje Danganronpie w sprawianiu intelektualnej frajdy, choć jednocześnie przyznam, że mandze autorstwa Iori Furuyi oraz Looseboya odrobinkę brakuje w kwestii budowania emocjonalnego przywiązania do postaci zupełnie drugoplanowych.

...no chyba że mowa o nas samych, wtedy człowiek człowiekowi wilkiem wrogiem ludzkości

Oczywiście bezsensem byłoby wprowadzać w światła reflektorów wszystkich utalentowanych naraz, na co cierpi choćby wspomniane wcześniej My Hero Academia, absolutny mistrz przesadzania z grzybami w gotowanym od 39+ tomów barszczu, niemniej strategia obrana przez autorów Talentless Nany również nie wydaje się całkowicie skuteczna. O ile na wczesnym etapie zawiązywania akcji kompletnie nie przeszkadzała mi nieznajomość ofiar - szczególnie że ta powściągliwość w dozowaniu informacji wywoływała w czytelniku ciekawy konflikt, na ile faktycznie eliminowani uczniowie zasługiwali na śmierć - tak na tym etapie budowania fabuły przydałoby się mimo wszystko dużo częściej podbijać stawkę i wikłać w intrygi postacie, które nie są nam tak zupełnie obojętne. Ba, niech chociaż przewijają się co jakiś czas w tle, a nie wkraczają na scenę na dziesięć kadrów przed tym, aż staną się ofiarą/świadkiem/oprawcą! Nie spodziewam się, żeby problem leżał po stronie tego, że autorzy z premedytacją nie chcą się pozbywać swoich ulubieńców, bo na parę solidnych plottwistów jednak zdołali się przez ten czas zdobyć, ale póki co nie do końca rozumiem kierujące nimi pobudki. Być może trochę za późno zabrali się za składanie drużyny Avengersów młodocianych detektywów, którzy wspomogliby Kyouyę i Nanę w ogarnianiu otaczającej ich rzeczywistości? A może jest to zabieg najzupełniej celowy, który ma skupić naszą uwagę na rozwiązywaniu kryminalnych zagadek zamiast rypać raz za razem tanim szokiem jak robiło to chociażby Akame ga kill!? Hm, ciężko mi tę sytuację jednoznacznie sklasyfikować...

Patrzcie, jaki posłuszny... ale fartuszka nie założył!

Podobnie nie wiem, jak mam ocenić kreację Tsuruoki - na ten moment głównego antagonistę serii, a zarazem zimnokrwistego mordercę, nieprzejednanego manipulatora nieletnich i inicjatora ciągu zbrodni służących li i wyłącznie temu, by przejąć władzę w kraju (dobrze chociaż, że nie nad światem... chociaż może to też tylko kwestia czasu). Już-już utwierdzałam się w przekonaniu, że jest to jeden z tych totalnie miałkich złodupców, którzy uprawiają krawędziowość dla samej radości taplania się w krawędziowości, ale podczas lektury 8. tomu to wrażenie zostało nieznacznie zachwiane przez ujawnienie drobnej, zupełnie ludzkiej słabości pana wojskowego. Nie powiem, trochę to podejrzane, żeby ziom, który szczerzy się bezzębnie na widok trupów dzieci, nagle dbał o stwarzanie pozorów i chciał uchodzić za prawego człowieka w oczach jednej zupełnie pobocznej postaci. Niemniej poza ta oraz słowa postaci, wobec której Tsuruoka prezentuje szczątki życzliwości, zdają się mocno sugerować, że za działaniami mężczyzny stoi jednak coś więcej niż chora ambicja, a chociaż przyzwala na okrucieństwo, to być może w istocie cała niegodziwość dotyczy wyłącznie utalentowanych oraz osób ściśle z tym tematem powiązanych. Jasne, nie usprawiedliwia to całkowicie karykaturalności pewnych jego zachowań, natomiast nie skreślam jeszcze całkowicie tego wątku, bo mam wrażenie, że autorzy wciąż gotują dużo więcej, niż chcą nam na ten moment zaserwować.

Chłopie, po co się starać i wykolejać system w Japonii, skoro wystarczy przyjechać do nas, do Polski?

Jakby tego wszystkiego było mało, końcówka 9. tomu funduje czytelnikom potężną zmianę warunków gry i nie tyle zmiata z planszy wszystkie pionki, nie tyle wywraca do góry nogami stolikiem, ile naciąga kask, zdaje egzamin operatora, wynajmuje buldożer, po czym zrównuje z ziemią cały klub szachowy. Rzecz jasna razem z przebywającymi w środku graczami. No dobra, mają mnie. Tak śmiałego posunięcia po tej historii akurat się nie spodziewałam. Jednocześnie przyznam, że powitałam je z radością, gdyż taka zagrywka użyta we właściwym momencie i w umiejętny sposób może nie tylko podnieść stawkę konfliktu do właściwego poziomu, ale nawet wywołać w czytelniku nadspodziewanie silne uderzenie feelsów - patrz chociażby 22. tom Dr. Stone'a (pozdro dla kumatych). Wcale bym się zresztą nie zdziwiła, gdyby od tego punktu zwrotnego fabuła nabrała nowego wigoru i kontynuowała swój bieg jeszcze przez kilka opasłych tomów... a co jak co, Talentless Nana zna się na opasłych tomiszczach jak mało która wydawana w Polsce seria. Z niecierpliwością przebieram stopami, w jaki sposób protagonistka będzie walczyć ze świeżą dostawą zrzuconych na nią przeciwności losu, trzymając przy tym kciuki, żeby manga jak do tej pory potrafiła zachować zdrowy balans między rozsądnie dawkowaną krawędziowością a fpytkę angażującą akcją.

Oho, chyba mam przebitki z Wietnamu... znaczy się, z fabuły The Last of Us Part 2...

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze