Tytuł oryginalny: Fruits Basket
Autor: Natsuki Takaya
Ilość tomów: 12
Gatunek: shoujo, komedia, romans, dramat, psychologiczny, szkolne życie, supernatural
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)
![]() |
W czasach kwarantanny nie trzeba się wcale wybierać do zoo - bo zoo może zawitać w naszych własnych progach. |
Jako że trzeci tom niemal zrównał się fabułą z końcówką pierwszego sezonu odświeżonego anime (czy tam starszej wersji z 2001 roku), moje stanowisko odnośnie Kyo i Yukiego niespecjalnie się zmieniło. Widzę w Kyo jakieś zalążki Dobrej Zmiany, ale wciąż jest to bardzo antypatyczny, głośny, buńczuczny chłopak, który na wszystko dookoła reaguje niesamowitą agresją i tylko w stosunku do Toru jest nieco łagodniejszy i bardziej rozważny w słowach. Widać, że zależy mu na tej relacji i docenia to, że dziewczyna nie jest do niego w żaden sposób uprzedzona - w końcu chciała się urodzić w Roku Kota - ale szkoda, że Kyo zachowuje się aż tak bardzo wybiórczo. Nie wiem też, czy na dłuższą metę będzie potrafił utrzymać dwa tak sprzeczne oblicza i żyć w równowadze (bo nie w zgodzie) z wszystkimi, którzy go otaczają. Po drugiej stronie medalu mamy natomiast Yukiego, czyli przystojnego, wiotkiego, melancholijnego księcia, który mierzy się z traumą z dzieciństwa. Rozumiem, że chodzące ideały z mhrocznymi tajemnicami nie każdego kupują (mnie też nie), ale jakoś znacznie łatwiej jest mi go zrozumieć, bo za jego fobię odpowiada oprawca, który wciąż istnieje i jeszcze manipuluje wszystkim z oddali. Uch, nie cierpię Akito za to, jak wielu ludziom napsuł krwi i jak z każdym tomem lista jego ofiar się powiększa. Automatycznie daje mi to plus dziesięć do polubienia dręczonych przez niego bohaterów, w tym właśnie i Yukiego. Jednocześnie Yuki o wiele wyraźniej przełamuje swoje lęki i kiedy docieramy do historii małej Kisy, to Yuki jest w stanie wyjść ze swojej strefy komfortu i otworzyć się na większe grono osób niż tylko Toru. Wybaczcie, ale dla mnie ten pojedynek o naczelny ship całej serii jest na razie pieruńsko prosty do roztrzygnięcia i dlatego z całego serca kibicuję Yukiemu w znalezieniu szczęścia u boku Toru.
![]() |
Bohaterowie, w przeciwieństwie to bardziej standardowych shoujo, wyciągają wnioski i zmieniają swoje podejście do innych. |
Odchodząc jednak od głównych bohaterów i ich trójkąta miłosnego, to najlepszą postacią Fruits Basket, która całkowicie zdobyła moje serce (przynajmniej na tę chwilę) jest... Momiji. O dziwo zrobił na mnie bardz słabe pierwsze wrażenie i stawiałam raczej, że będzie to wykapana kopia Honey-senpaia z Ouran High School Host Club, tylko jeszcze bardziej dziecinna i naprzykrzająca się w losowych momentach. Podejście do postaci Momijiego zmienia się jednak w momencie, gdy dowiadujemy się o jego przeszłości i sytuacji rodzinnej. Jak dobrze już wiadomo z fabuły, kiedy ktoś ze Zodiaków zostanie przytulany przez płeć przeciwną, automatycznie zamienia się on w zwierzę... do czego zalicza się również, niestety, matka próbująca objąć swojego nowo narodzonego synka. Jak to przyznał sam Momiji, jedna osoba będzie otaczała takie "magiczne" dziecko chorobliwą troską, a druga... cóż... z czasem zwyczajnie popadnie w obłęd, bo nie będzie w stanie poradzić sobie z faktem, że urodziło się dziwoląga. I o ile przy dramie z Hatorim całą winę za pogorszenie się stanu psychiki jego narzeczonej należy zrzucić na Akito, tak już stan mamy Momijiego jest wynikiem zwykłego, nieszczęśliwego przypadku. Człowiek jest przez to tym bardziej bezsilny, bo nie może nikogo obarczyć za nic winą. Dodatkowo krok, na jaki Momiji się zgodził, mając zaledwie kilka lat, okazał się aktem największego poświęcenia. Nawet jeśli dawniej nie był do końca świadomy tego, jak bolesne okaże się to w skutkach, to obecnie chłopak kroczy przez życie z uniesioną głową i nie żywi do nikogo żadnych pretensji zamiast przeklinać los i angstować w ciemnym kącie (jak to uwielbiają robić inni członkowie rodu Soma). No i jak tu nie podziwiać takiego cichego herosa, który sam często oferuje wsparcie innym postaciom?
![]() |
Wciąż nie wiem, czy Toru jest taka wyzwolona, czy raczej myli słowo "randka" ze "spacerem"... |
Te dwa nowe tomy Furuby służyły głównie do żmudnego budowania szkieletu świata przedstawionego: tu wprowadzono kolejną postać, tam opowiedziano o przeszłości znanego już bohatera lub bohaterki, gdzie indziej pociągnięto jakiś leciutko napoczęty wątek... Odniosłam przez to wrażenie, że fabuła - zamiast przeć do przodu - bardziej wydeptuje sobie odpowiednio duże pole do dalszego popisu. Czy będzie za tymi działaniami stało coś więcej i czy można w takim razie liczyć na jakieś Fruits Basket: Endgame, kiedy to do akcji włączy się naraz pełne dwanaście Znaków Zodiaków? No, jeszcze parę stworków nam do tego Pokedexa brakuje, więc nie liczę na to szybciej niż w okolicach szóstego-siódmego tomu. Na razie Fruits Basket to historia mało romantyczna, choć oczywiście pewnym licealistom czasem wymknie się jakiś intensywny rumieniec, kiedy spojrzą na główną bohaterkę. W zamian znacznie więcej uwagi poświęca się tu problemom bohaterów i ich zmaganiom z odrzuceniem przez otoczenie. Wątek Kisy bardzo przypomina to, co działo się z klasą Hiny z Marcowego lwa (i tak samo krajało mi się wtedy serce), a znów sytuacja Hanajimy i wsparcie jej rodziny są niesamowicie pokrzepiającym przykładem wspaniałych bliskich (cholerka, chciałabym mieć takiego młodszego brata). Proszę, nie dajcie się zwieść tagowi "shoujo" i choć Furuba ma pewne naleciałości tego gatunku sprzed dwudziestu lat, to jednocześnie jest pełnoprawną, głęboką obyczajówką o dorastaniu.
0 Komentarze