Tytuł: Card Captor Sakura
Tytuł oryginalny: Card Captor Sakura
Autor: CLAMP
Ilość tomów: 12
Gatunek: shoujo, akcja, fantasy, komedia, dramat, szkolne życie, romans
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)
Sakura Kinomoto kontynuuje swoją dorywczą pracę jako magiczna dziewczynka, zbierająca rozproszone po okolicy karty Clowa - niezwykłe artefakty z zaklętymi wewnątrz mocami, które puszczone samopas są w stanie sprowadzić na świat ogromne nieszczęście. Czasami trafiają jej się prostsze robótki, czasami zdarzy się nieco trudniejsza i bardziej wymagająca pomyślunku sprawa, ale w gruncie rzeczy głównej bohaterce stopniowo udaje się powiększać zdobytą talię (przy okazji chroniąc świat od dewastacji i jednocząc wszystkie ludy... no, znacie całą resztę). Sielanka nie trwa jednak zbyt długo, ponieważ niespodziewanie w trakcie roku szkolnego do podstawówki Sakury ni stąd, ni zowąd przenosi się mrukliwy uczeń z Hongkongu, niejaki Syaoran Li, który od pierwszych sekund wpatruje się w dziewczynkę jak sroga w gnat. A jeśli uważacie, że ten bigos wciąż jest zbyt mało doprawiony, to już lecę wyjaśnić, że Syaoran również zdaje sobie sprawę z istnienia Clowa i pozostawionego przez niego czarodziejskiego majdanu. Ba! Chłopak ma wielką chrapkę na to, żeby przejąć zdobyte przez Sakurę karty i samemu doprowadzić misję do końca, szczególnie że ród Li jest powiązany z Clowem, a konkretnie to z jego pochodzącą z Chin matką, więc odpowiednie kompetencje do tej roli ma. Czy to jednak znaczy, że można go uznać za utajonego wroga, czy jednak za specyficznego sprzymierzeńca? Czas (oraz któryś z kolejnych tomów) pokaże.
![]() |
Cosplayer płakał, jak szył te cudeńka [*] |
Myślałam, że Card Captor Sakura okaże się raczej prostą historią skierowaną do nieco młodszych odbiorców, w której to kolejne rozdziały będą sobie spokojnie pełznąć swoim powolnym tempem od jednej magiczną przygody z nieposłuszną kartą do drugiej, a jakaś konkretna fabuła pojawi się może na trzy tomy przed zakończeniem serii. Tymczasem autorki już na obecnym poziomie dość hojnie rozrzucają okruszki z podpowiedziami (albo przeciwnie, z dodatkowymi zagadkami), które coraz bardziej zagęszczają akcję: a to Sakurę od zakusów karty iluzji ratuje tajemniczy mężczyzna, a to okazuje się, że Toya potrafi wyczuwać duchy, a to w tle regularnie przewija się imię "Yue", mające jakieś powiązania z Kerberosem, a kto wie, czy również nie z samym Clowem... za to pod koniec trzeciego tomu do miasta przybywa nowa postać, Kaho Mizuki, która potrafi przewidywać przyszłość, a wkrótce obejmuje również posadę nauczycielki w podstawówce Sakury. Cholibka, jakaś strasznie renomowana ta szkoła, że regularnie ktoś się do niej przenosi... Niemniej od swojego ujawnienia się panna Kaho zaczyna odgrywać całkiem istotną rolę i sprawia, że zaczynam się coraz mocniej zastanawiać, jakie pobudki kryją się za jej działaniami i czy gdzieś tam faktycznie nie czyha już jakiś konkretny wróg. Może będzie nim ona, a może właśnie tajemniczy/tajemnicza "Yue"?
![]() |
Bo porządna franczyza nie może istnieć bez choćby jednej oficjalnej ilustracji w klimatach Alicji! |
Nie spodziewałam się również, że tyle miejsca zostanie w CCS poświęcone... romansom! I to wszelkiej maści oraz wielokątowości! W recenzji pierwszego tomu polecałam Sakurę dzieciakom - dziś nie jestem już tego taka pewna, ale to raczej przez fakt, że związków jest naprawdę sporo i to w tak nietypowych konfiguracjach, że nie nadążyłabym tłumaczyć małoletnim czytelnikom, co się tak właściwie dzieje. Sakura podkochuje się w Yukito - wiadomo, tym fajnym koledze głupiego, starszego brata - i uważam to za całkowicie normalne w jej wieku. Tomoyo czuje do Sakury miętę i na swój sposób więź między dziewczynkami ma prawo rozkwitać w ten sposób. Nawet to, że Toya i Yukito wydają się być dla siebie kimś więcej niż tylko spoko przyjaciółmi jest zaznaczone w bardzo łagodny, przystępny, ale mimo wszystko podprogowy sposób. Rodzice Sakury poznali się, kiedy on był nauczycielem w jej liceum, a potem wzięli ślub, mimo że ona miała zaledwie szesnaście lat - no cóż, bywa i tak, choć z pewnością w wielu miejscach wywołałoby to spory skandal. Natomiast kiedy trafiłam na przypadek dziesięcioletniej Riki, która potajemnie utrzymuje związek z panem Teradą, jej nauczycielem (co najmniej dwudziestoletnim gościem, a kto wie, czy w hardkorowym przypadku nie mógłby nawet uchodzić za jej ojca)... no to wtedy zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy to już nie podpada pod pedofilię i gdzie właściwie znajduje się kres tego pairingowego szaleństwa. A i tak nie wymieniłam jeszcze drugiej połowy równie zaskakujących miłości, więc serio - panie z CLAMPa ani trochę się nie oszczędzały i dały upust wszelkim kumulowanym przez lata żądzom, tworząc wielokąt tak wielowarstwowy, że poziomem skomplikowania nie ustępuje nawet brazylijskim telenowelom.
![]() |
Ale trzeba przyznać, że nawet po teksty na podryw pan profesor sięgał do podręcznika. |
W pierwszym tomie sposób prowadzenia dialogów wydawał mi się jeszcze odrobinę staroświecki i wymuszający na bohaterach tworzenie gagów (było nie było, początki mangi sięgają 1996 roku), jednak wraz z kolejnymi częściami fabuła zyskuje właściwe tempo, a i zbieranie kart staje się coraz trudniejsze i bardziej interesujące. To już nie tylko mini-potyczki, w których trzeba znaleźć sposób na pokonanie oponenta, ale często taka samoświadoma karta wie, gdzie powinna uderzyć dziewczynkę, żeby zabolało ją to najmocniej - i nie zawsze chodzi po prostu o część ciała, ale również o urazy mentalne. Dzięki temu możemy obserwować rozwój charakteru Sakury pod wieloma różnymi kątami: poprzez relacje z innymi postaciami, które pomagają jej bądź są celem ataków kart; przez dostosowywanie się Sakury do danych sytuacji i korzystanie z możliwości zdobytych z czasem mocy, ewentualnie przez konfrontację z jej własnymi słabościami jak strach przed duchami czy tęsknota za mamą. Jestem naprawdę mile zaskoczona kierunkiem, jaki seria obrała, a dodatkowo zaczynam coraz lepiej rozumieć powiązania Card Captor Sakury z Tsubasa Reservoir Chronicle i dokąd to w efekcie zaprowadzi naszych bohaterów.
![]() |
I am the Bone of my Sword~ |
Szczerze podziwiam rysunki CLAMPa i sposób, w jaki autorki się rozwijają - niby manga ma już swoje latka, niby oczy bohaterek wciąż zajmują nieprzeciętnie duży procent twarzy, ale nie umiem oprzeć się tej atmosferze oraz słodyczy, która wylewa się z każdego kadru, lecząc praktycznie wszystko, co tylko napotka na swojej drodze, od jesiennej chandry po zaawansowany katar. Jedynie, co wprawia mnie w regularną konsternację, to to, że dorośli bohaterowie cierpią na spiczaste podbródki... oj tak... właściwie im wyższy stopień naukowy delikwenta, tym poważniejsze jest schorzenie, dlatego Toya i Yukito praktycznie nie mają się czego obawiać, pan Terada zwykle miewa dość topornie rysowaną mordkę i fryzurę ala detektyw Rutkowski w latach swojej minionej świetności, za to tatko Kinomoto mógłby swoją szczęką ryby filetować. Na szczęście główne skrzypce grają dzieciaki, więc to tylko taki drobny minus, który i tak potrafi rozweselić dzień. Warto za to wspomnieć, że polskie wydanie z pięknymi, perłowymi obwolutami wciąż wypada obłędnie, a ilość kolorowych ilustracji (jedenaście stron w KAŻDYM TOMIKU! normalnie jak jakie wielopaki z Biedry!) oraz pięknych dodatków (Sakura zbiera karty, zbieram i ja) to praktycznie ewenement na skalę całego rynku.
![]() |
Łeee tam, nieprzytomnego całować to przecież żadna radocha... dla strony nieprzytomnej, rzecz jasna. |
Jak na taką babcię wśród mahou shoujo, Card Captor Sakura starzeje się bardzo ładnie i z klasą, nie ustępując wcale swoim nowszym koleżankom po fachu. Graficznie to nawet niejedną młódkę zjadłaby na śniadanie, no i warto docenić fakt, że za dawnych czasów magiczne dziewczynki same dbały o outfit na każdą misję, a nie tylko zrzucały odpowiedzialność na magiczne berło i czekały na gotowe. A skoro jest ślicznie, uroczo i intrygująco, to mamy gotowy przepis na solidnego przedstawiciela gatunku, który daje masę dobrej rozrywki w połączeniu z ucztą dla oczu. Z radością będę więc pielęgnować swoją manię zbieractwa, bo na ten tytuł zdecydowanie warto się szarpnąć.
Tylko proszę, niech się gdzieś w trakcie nie okaże, że Kerberos po kryjomu spiknął się z którąś z pań ochroniarek od Tomoyo... bo jestem w stanie uwierzyć, że ktoś by na to wpadł, pamiętając przypadek quasi-zoofilii w Kobato...
![]() |
Tylko jak ja tymi kartami będę mogła sobie pasjansa stawiać... |
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.
0 Komentarze