Nasz klient, nasz pan! - recenzja mangi Przypadkowe zakochanie (jednotomówka)

Trzeba przyznać, że twórcy BLkowych romansideł uwielbiają stawać na uszach, prześcigając się w pomysłach na profesje, jakimi mogliby się zajmować główni bohaterowie rysowanych opowieści. W efekcie albo dochodzimy do różnego rodzaju zabawnych absurdów, gdy np. posterunki policji okazują się siedliskiem nieprawdopodobnej chuci, a stróże prawa w 9 przypadkach na 10 wiążą się życiowo z celem operacyjnych działań, albo zawody, które są brane na warsztat, robią jedynie za kartonową fasadę, nie znaczący wątek sam w sobie (wciąż patrzę na ciebie z wyrzutem, Cure Blood). Owszem, ciężko wymagać od autorów tego typu jednotomówek profesjonalnego reaserchu na poziomie wytrawnych mangaków tworzących obyczajówki pokroju Beztroskiego kempingu, Blue Period, Bezsenności po szkole czy innego Wandance, niemniej w niektórych sytuacjach nóż jakoś tak samoistnie otwiera się w kieszeni, kiedy widzi się niewykorzystany potencjał na przedstawienie nietuzinkowego problemu albo skandalicznie mało eksplorowanej myśli (o, i w tym przypadku aż głupio byłoby nie wyróżnić takich prac jak Tatusiowie i ja czy Dear Gene,). Co ciekawe Chitose Yu, czyli autorka najnowszej propozycji wydanej nakładem imprintem mochiko od Dango, postanowiła podążyć jeszcze inną ścieżką i opowiedziała historię w założeniach kompletnie nieoryginalną... ale przez to mogącą w pełni skupić się na właściwym podbudowaniu relacji dwójki bohaterów, a nie zbędnych ozdobnikach naćkanych dookoła nich.


Tytuł: Przypadkowe zakochanie
Tytuł oryginalny: Otameshi to wa Ie, Suki Sugiru
Autor: Chitose Yu
Ilość tomów: 1
Gatunek: romans, dramat, josei
Wydawnictwo: mochiko by Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Nie każda romantyczna relacja rozpoczyna się od niezwykłego zdarzenia mającego miejsce w malowniczych okolicznościach. W przypadku Hirokiego Ogamiego w grę wchodzi absolutna proza życia rozgrywająca się w dużej mierze w miejscu jego pracy, czyli niewielkiej, acz dobrze zaopatrzonej drogerii. Tak się składa, że od jakiegoś czasu na kwadrans przed zamknięciem przybytku sklep odwiedza jeden ze szczególnie oddanych klientów, niejaki Takimoto. Nie dość, że nie sposób takiego przystojniaka nie zapamiętać, zwłaszcza że podczas pierwszej wizyty mężczyzna z szaleńczym błyskiem w oczach poprosił o sprzedanie mu całego kartonu czekoladek z dołączonymi doń kolekcjonerskimi figurkami (które dzień w dzień wciąż wytrwale dokupuje), to na dodatek ze względu na zbliżony wiek kasjer błyskawicznie znalazł z nim wspólny język. Tym oto sposobem krótkie pogawędki ucinane podczas regularnych zakupów uprzyjemniają Ogamiemu codzienność - przynajmniej do momentu, aż pewnego razu ma okazję napotkać znajomego poza murami drogerii, w drodze na ostatni tego dnia pociąg do domu. Sympatyczne, niezobowiązujące pogaduchy przetykane komplementami na temat przymiotów pracującego jako trener personalny Takimoto nieoczekiwanie skręcają w zapewnienie Ogamiego, że mężczyzna z pewnością zdoła podbić serce każdej upatrzonej osoby... a następnie zaskakująco śmiałe wyznanie Takimoto, że tym, kto skradł jego serce od pierwszego wejrzenia, jest nim nie kto inny, jak kompletnie oszołomiony puentą rozmowy Ogami.

Szanuję Kluski z Dango, że na bazie nader skromnej (w oryginale) obwoluty zdołały udziergać jakikolwiek sensowny dodatek do prenumerat

Jak sami widzicie, wyjściowy koncept jest tak bardzo nieskomplikowany, a przy tym niezwiastujący żadnej grubszej dramy, że w sumie głęboko podziwiam Chitose Yu za ogrom cywilnej odwagi, by nie tylko zaproponować edytorowi taką mangę, ale jeszcze jakimś sposobem dostać okejkę na jej wypuszczenie. Wcale bym się zresztą nie zdziwiła, gdyby samo wydawnictwo było już pieruńsko zmęczone tymi wszystkimi gromkopierdnymi dramatami o gangsterach, pracownikach korpo, lekarzach, nauczycielach, fotografach, muzykach i bogowie słabej fabuły raczą wiedzieć, o kim jeszcze, że uznało Przypadkowe zakochanie za ciekawy tytuł na przełamanie przyciężkawego impasu. I owszem, gdyby takich prac przeczytało się pod rząd ze dwadzieścia, po pewnym czasie czytelnik miałby dość również tego słodkiego, niewinnego, puchatego klimatu, natomiast patrząc na dostępny na rynku asortyment komiksów... cóż... taki przesyt raczej nie powinien nam na razie grozić. Jednocześnie muszę szczerze pochwalić autorkę, że choć bohaterowie są zatrudnieni w mało wyrazistych branżach, co może być odczytane za pójście na skróty przy kreowaniu świata przedstawionego, to tak naprawdę okazują się doskonałym niewerbalnym uzupełnieniem ich osobowości. Dzięki temu Ogami pracujący za kasą w drogerii z miejsca mówi nam, że mamy do czynienia z osobą otwartą, rozmowną, chętną do pomocy i zarażającą wszystkich wokoło swoim pozytywnym podejściem, natomiast Takimoto spełniający się w roli trenera w klubie fitness ma wszelkie podstawy nie tylko świetnie wyglądać, ale przy tym być kimś godnym zaufania, nawet jeśli nie używa przy tym wielu słów.

Marketing dźwignią handlu. I podrywu w sumie trochę też

Postaram się nie wpadać w dziki rage, natomiast nie zamierzam też ukrywać, że boleśnie nijaka kompozycja zdobiąca front okładki - jedna z gorszych, jakie kiedykolwiek widziałam wśród BLek - zupełnie nie oddaje tego, jak przyjemna, niezwykle ekspresyjna kreska kryje się wewnątrz tomiku (nie no, ale serio, za taką fuszerkę osobie odpowiedzialnej za projekt obwoluty należałaby się setka batów wiechciem koperku i publiczny przemarsz środkiem miasta w kocich uszkach). Już Słoneczny pomarańcz wyglądał niezwykle przeuroczo, jednak w Przypadkowym zakochaniu autorka jeszcze podszlifowała swój warsztat, stosując nieco więcej rastrów i choćby najskromniejszych, ale usprawniających uchwycenie odpowiedniej perspektywy teł. W efekcie może daleko jest wciąż do poziomu tak zachwycających jednotomówek jak Przezroczysta miłość, Dotyk twojej nocy czy Scarlet Secret, niemniej widać, że Chitose Yu za pomocą schludnych, oszczędnych narzędzi umie stworzyć niezwykle sprawną, a przy tym ogromnie miłą dla oka narrację. Podoba mi się również to, jak niewiele właściwie trzeba, żeby Ogami i Takimoto, którzy na potrzeby swoich miejsc pracy wyglądają właściwie dość przeciętnie (acz w żadnym razie odpychająco!), podczas prywatnych spotkań niewielkim kosztem zamieniali się w gorących przystojniaków. No, no, powiem wam, że do tej pory mogłam się pochwalić jedynie wrodzoną słabością do okularników, ale powoli zaczynam się chyba transformować także w oddanego wyznawcę kolczyków w uszach...

Oho! Ciągoty w kierunku małego sado-maso tu widzę!

Bałam się odrobinkę, że brak jakiegokolwiek motywu przewodniego czy charakterystycznego miejsca akcji utrudni autorce przedstawienie relacji w angażujący odbiorcę sposób. I faktycznie, jednotomówka ta nie przewartościuje nagle waszego życia ani tym bardziej nie sprawi, że otworzycie swoje wewnętrzne trzecie oko i zdacie sobie sprawę z istotnych problemów doczesnego świata, lecz gwarantuję, że doskonale uprzyjemni wam jedno porządne popołudnie, zapewniając zdrową dawkę cukru z nutką pieprznej pikanterii. Bo tak, tutaj bezwzględnie należy odtrąbić sukces, wyrżnąć ze dwa salta, a następnie odśpiewać chóralne "Allelluja!", gdyż Chitose Yu świetlnych siurków nie uznaje i choć w przesadnie skomplikowane szczegóły wdawać się nie zechciała (jak to bywa u takiej Niyamy albo Haji), to przynajmniej doskonale widać, co kto komu oraz którędy. A to naprawdę coraz rzadziej spotykany fenomen. Finalnie gorąco polecam Przypadkowe zakochanie wszystkim osobom, które waniliowy okres poznawania BLek mają już za sobą i chcą płynnie, choć bez traum przeskoczyć do czwgoś bardziej konkretnego. Niezwykle pozytywny wydźwięk historii pozbawionej monumentalnych dram to coś, co każdemu się spodoba, zwłaszcza gdy będzie chciał sprawić sobie szybki detoks od innych przesadnie ciężkich dzieł popkultury.

Tak się właśnie kończą 30-dniowe wersje próbne...

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze