Bycie fanem popkultury w 2024 roku to zarówno koszmarne przekleństwo, jak i potężne błogosławieństwo. Przekleństwo wynika z dostępu do mediów społecznościowych, które owszem, umożliwiają poznawanie ludzi o podobnych zainteresowaniach i dyskutowanie o wszelkiej maści produkcjach, jednak w pakiecie fundują również masę ciskanych prosto w twarz spoilerów, zwłaszcza jeśli dotyczą one choć odrobinę popularnej serii. W przypadku takiego
Jujutsu Kaisen nie trzeba nawet obserwować żadnych podejrzanych leakerskich kont czy opiniotwórczych guru słynących z braku jakiejkolwiek subtelności, bowiem do szczęścia wystarczył jeden skrupulatnie wyłuskany i celnie zapodany przez algorytm post Duolingo (portalu do nauki języków obcych) czy Ushera (amerykańskiego piosenkarza). Jeśli zaś chodzi o błogosławieństwo, to na całe szczęście już dawno za nami są czasy pokątnego zdobywania skanów czy słabej rozdzielczości odcinków, bo z niemal każdej strony oferuje się nam przystępne formy poznawania danego dzieła. Skoro już mamy
Jujutsu Kaisen na tapecie, to warto wskazać, że anime właśnie trafiło na Netflixa (tam po zmianie regionu można je obejrzeć z angielskimi napisami) oraz na CANAL+ online (gdzie udostępniono 1. sezon z polskimi napisami). Znów jeśli chodzi o mangę, to fani mają do wyboru aż trzy w pełni legalne wyjścia: mogą czytać ją na bieżąco po angielsku w aplikacji MANGA Plus (za darmo są jednak dostępne tylko 3 pierwsze oraz 3 najświeższe rozdziały), po polsku w formie e-booków za pośrednictwem Google Play oraz tradycyjnie, na bieluśkim papierze wraz z ukazującymi się co 2 miesiące tomikami.
Tytuł: Jujutsu Kaisen
Tytuł oryginalny: Jujustu Kaisen
Autor: Gege Akutami
Ilość tomów: 26+
Gatunek: shounen, akcja, fantasy, horror, szkolne życie
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Incydent w Shibuyi kończy się w najgorszy możliwy sposób - choć udaje się zlikwidować parę przepotężnych klątw, zapieczętowany Gojou i tak zostaje uprowadzony, Tokio zmienia się w opanowaną przeklętymi duchami Strefę 51, wielu znamienitych zaklinaczy traci życie, natomiast kilku z tych, którym przetrwać jakimś cudem się udaje, zostaje uprzejmie skazanych przez Zarząd Zaklinaczy Jujutsu na karę śmierci. Do tych ostatnich szczęśliwców należy rzecz jasna również Itadori, który nie dość, że stracił protekcję swojego nieustraszonego psora, to jeszcze rękami Sukuny dopuścił się masowego mordu na bezbronnych cywilach. Zamiast jednak bezwolnie poddać się karze (o której wdrożeniu nawet nie zdaje sobie sprawy), przygniatające poczucie winy nakazuje protagoniście pozostać w skażonym Tokio i wraz z cokolwiek nietypowym sojusznikiem wybijać panoszące się tam przeklęte duchy. "Sielanka" nie będzie rzecz jasna trwać wiecznie, gdyż po głowę nosiciela Sukuny rusza dwóch wybitnych zaklinaczy. Pierwszym z nich jest Naoya, najmłodszy syn dotychczasowej głowy rodu Zenin, któremu ogromnie nie podoba się brzmienie testamentu spisanego przez jego zmarłego dopiero co ojczulka, przez co decyduje się pomóc w delikatnym zmodyfikowaniu treści obwieszczenia. Drugim okazuje się natomiast nie kto inny, jak sam Yuuta Okkotsu, wcześniejszy wychowanek Gojou oraz niezwykle utalentowany szermierz mający na swoich usługach upiora rangi specjalnej.
 |
Patrząc na ten przekrój niepokojąco zachowujących się psycholi panów, zaczynam jeszcze bardziej tęsknić za Nanamim... |
Gege Akutami to absolutnie wybitny skurczybyk i troll wagi ciężkiej, który raz za razem przełamuje kolejne uświęcone schematy serii publikowanych w Weekly Shounen Jumpie. Do tej pory nie miał najmniejszych oporów przed tym, aby robić śmiertelne kuku drugo- i praktycznie-pierwszoplanowym postaciom, a po zakończeniu arcu Incydentu w Shibuyi stało się jasnym, że autor nie tylko nie zamierza pozwolić jasnej stronie mocy posprzątać bieżącego bałaganu, ale także odsapnąć choć symboliczne pół rozdziału przed rozkręceniem kolejnej grubej inby. Współczuję przy tej okazji oddanym fanom anime, którzy ani myślą przeskoczyć do innego medium, bo tym to dopiero zafundowano... uhm, jakiego niezwiązanego z BDSM, dozwolonego do lat 18 określenia dałoby się tu użyć?... no, powiedzmy, że po prostu niezły trening cierpliwości. Ostatni odcinek 2. sezonu kończy się bowiem na wprowadzeniu do kolejnego arcu, gdzie bez choćby zająknięcia zrzuca się widzom na głowę gruby infodump w rodzaju "ten stracił rękę, ten też stracił rękę, ten walczy o życie, ten zaginął, Japonia zaraz spadnie z rowerka, o, a pamiętacie o istnieniu tego wątłego przychlasta z prequela?". I nawet nie wiem, co w takiej sytuacji byłoby gorsze - kolejny dziki zapieprz przy produkcji, który nikomu nie wyjdzie na zdrowie czy jednak opamiętanie się włodarzy studia MAPPA, a przez to czekanie na kontynuację bliżej nieokreślone lata? Tak czy inaczej to nie jest rozrywka na moje nerwy. Dlatego o ile jakieś Zapiski zielarki czy inne Made in Abyss wolę najpierw obejrzeć w ruchu, o tyle przy Jujutsu Kaisen trzeba było gruntownie zmienić przyświecające priorytety.
 |
Oj, nie jestem przekonana, czy słowo "tarapaty" w pełni oddają poziom przechlapania jakiejkolwiek sytuacji dziejącej się w uniwersum Jujutsu Kaisen
|
Zdążyłam już napomknąć, że polskie wydanie mangi (a konkretnie historia zawarta od 16. tomu w górę) wkracza w fazę spoza anime i boi oh boi, rzeczy dzieją się tam zaiste niestworzone. Po pierwsze, koniec bezpośredniego starcia z klątwami nie oznacza, że postacie przestają ginąć. Nie mam nawet na myśli tego, że przynajmniej dobrzy bohaterowie mają wolne od kopania w kalendarz. Bo nie. Oj, bardzo nie. Jeśli nad kimś wisi oficjalny wyrok śmierci lub ktoś zawiódł czyjeś oczekiwania, to szychy na szczycie społeczności zaklinaczy z przyjemnością zadbają o to, aby zgon nastąpił w trybie jak najbardziej przyspieszonym. Na tym tle wszelkie Społeczności Dusz czy inne ANBU sprawiają wrażenie niezwykle sympatycznych organizacji dawania drugiej szansy, którzy co najwyżej trochę się podroczą, jeśli ktoś złamie panujące w danym świecie reguły. Po drugie muszę przyznać, że jak w pierwszych tomach śledzenie akcji sprawiało momentami pewne problemy przez fakt, że Gege Akutami strasznie się motał przy tłumaczeniu zasad operowania przeklętą energią (i do dziś kompletnie nic z tej paplaniny nie rozumiem), tak na aktualnym etapie rozkręcania fabuły oglądanie widowiskowych mordoklepek sprawia wyłącznie dziką przyjemność. Nie dość, że dzieje się dużo i krwawo, to jeszcze dużo, krwawo, w większości bez zbędnego gadania i zaskakująco przejrzyście, dokładnie jak na solidnej klasy bitewny shounen przystało. Zwłaszcza pewne grupowe starcie w siedzibie rodu Zenin wywołuje totalny opad szczeny i jeśli tylko studio MAPPA ubłaga o współpracę jakichś sensownych animatorów, to to będzie jeden z najbardziej nieziemskich odcinków 3. sezonu.
 |
Stawiam swój cały zapas Cheetosów Gege Akutami musi być cichym wielbicielem filmów o Johnie Wicku!
|
No a po trzecie i nie mniej ważne co pozostałe dwa punkty - intryga zaczyna się na tyle mocno zagęszczać, że wreszcie dowiadujemy się nieco więcej na temat samego Itadoriego i jego udziału w całym misternym konflikcie między zaklinaczami, klątwiarzami oraz samymi klątwami. Do tej pory można było sądzić, że Yuuji dumnie dzierży tytuł protagonisty przez wzgląd na swoje ultra dobre serduszko kontrastujące ze skrywanym w podświadomości Sukuną, który wzorem dziewięcioogoniastego lisa z Naruto z rzadka udostępnia swojemu gospodarzowi kapkę mocy, ale przy okazji narobi jeszcze masę smrodu. Nie myślcie jednak, że Itadori kitra pod swoim wyrem w internacie rodowód boskiego pomazańca czy innego wybrańca, przed którym ukrywano, jak wspaniałych miał rodziców/dziadków/przodków/małpich protoplastów. Nie zakładajcie też, że jego przeznaczeniem jest przejęcie pełnej kontroli nad potęgą Sukuny albo, broń szumiący borze, zrobienie z niego resocjalizowanego ziomka-poziomka. Wszystko wskazuje bowiem na to, że zamiast z Naruto, Luffim czy innym Gonem ma dużo więcej wspólnego z Denjim z Chainsaw Mana i choć faktycznie daleko mu do bycia zupełnie przeciętnym nastolatkiem przypadkowo uwikłanym w przerastającą jego pojmowanie hecę, to z tytułu jego wyjątkowych koligacji należy mu raczej... cóż... współczuć? Czy właściwie konkretnie się bać? Tak czy inaczej fabuła Jujutsu Kaisen od samego początku nie była dla Itadoriego specjalnie łaskawa, aczkolwiek podziwiam, że z każdym kolejnym tomem osiąga coraz to nowe poziomy absolutnej anty-zazdrości.
 |
Wszyscy braćmi Yuujiego są - Kasia, Michael, Małgosia, Jooohn~
|
Wszystko to sprawia, że coraz bardziej czuć namacalność nieuchronnie zbliżającego się finału. Nawet jeśli nie do wszystkich dotarły wieści, że Gege Akutami ma cokolwiek ambitne plany domknąć serię jeszcze w 2024 roku, to wystarczająco sporą wskazówką powinna być informacja, że Itadori zdążył na ten moment przyswoić aż 15 słonych paluszków Sukuny (#tempozbieraniastelliwspyfamnigdy). Oznacza to zarazem, że kolejny autor po m.in. Koyoharu Gotouge czy duecie Inagaki&Boichi zamierza dołączyć do coraz modniejszego klubu twórców kończących mangi na własnych zasadach, a nie dopiero wtedy, gdy zarabiająca krocie mućka zostanie wydojona aż do samego kręgosłupa. Co prawda redaktorzy z Shueishy pewnie nie śpią po nocach, martwiąc się o utratę kolejnego bezcennego pociągowego konia Weekly Shounen Jumpa, natomiast z perspektywy fanów przebierających w dziesiątkach klawych akcyjniaków taka kolej rzeczy brzmi dużo bardziej satysfakcjonująco niż obserwowanie powolnego wypalania się zbyt rozpaczliwie podtrzymywanego hype'u (który to stan fani My Hero Academii zapewne dość dobrze rozumieją).
 |
Mała rozgrzewka przed Pyrkonem
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze