Popkulturowy szał na punkcie wampirów niczym fale na wzburzonym morzu wyjątkowo często przybywa i odchodzi. Jeszcze na początku XXI wieku nie sposób było otworzyć lodówki, żeby nie wysypał się z niej jakiś lśniący Edward, odziany w skórzany płaszcz Blade czy jeszcze jakiś inny ponętny piękniś rodem z Pamiętników wampirów. Również japońscy twórcy nie mogli wobec tego trendu przejść obojętnie, wskutek czego dostaliśmy chociażby takie klasyki jak Vampire Hunter D, Hellsing, Shiki czy... khem... Vampire Knight. O ile jednak Zachód dostał sporej czkawki i w ostatnim dziesięcioleciu zaczął nieco ostrożniej eksplorować temat wąpierzy - co czasami owocuje takimi hitami jak Co robimy w ukryciu, a czasami okazuje się spektakularną klapą pokroju Morbiusa - tak w Kraju Kwitnącej Wiśni zafascynowanie ekscentrycznymi krwiopijcami ani na moment nie ustało. Ba, właściwie można powiedzieć, że zamiast przystopować, autorzy i autorki postanowili pójść w niesamowitą różnorodność, co da się odczuć również na naszym lokalnym rynku. Studio JG wydaje chociażby Servampa (czyli shounenową sałatkę z wampirów, siedmiu grzechów głównych oraz pokemonów) oraz Zew nocy (nader klimatyczne okruchy życia zmieszane z kapką dramatu, akcji, mystery, komedii, ecchi i co tam jeszcze Bozia Dracula dorzucić chciała); Kotori może się pochwalić licencją na Bloody Mary (które próbuje udawać niewinną szojkę, ale trochę kiepsko mu to wychodzi), natomiast Waneko wprost na wąpierzach stoi, począwszy od Seraph of the End, a na Księdze Vanitasa skończywszy. W zestawieniu nie mogło zabraknąć również wydawnictwa Dango, które choć nie osobiście, a z pomocą imprintu mochiko dołożyło do tego pokaźnego stosu swoją świeżutką cegiełkę w postaci Cure Blood.
Tytuł: Cure Blood
Tytuł oryginalny: Cure Blood
Autor: Arata Togaya
Ilość tomów: 1
Gatunek: shounen-ai, dramat, tragedia, supernatural
Wydawnictwo: mochiko by Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)
Rutynowa operacja wycięcia wyrostka robaczkowego. Cóż mogłoby się nie udać? A jednak objawy doskwierające Tadayukiemu wskazują na to, że młody lekarz miał pecha trafić pod skalpel jakiegoś niewprawnego konowała. Chroniczne zmęczenie, zawroty głowy, brak apetytu - wszystko to wzbudza niepokój jego starszego kolegi po fachu, Jujiego, który zaprasza kumpla do swojego mieszkania na kolację i wspólne omówienie niedawno wykonanych badań. Nie wszystko idzie jednak zgodnie z planem, ponieważ zaserwowany kleik ryżowy z trudem chce przejść Tadayukiemu przez gardło... za to problemu nie ma już z tym, aby wilczy głód zaspokoiła dobrze natleniona posoka wyślurpana bezpośrednio z tętnicy szyjnej powalonego na podłogę przyjaciela. Po przełknięciu kilku porządnych łyków otumaniony Tadayuki wraca z powrotem do zmysłów, a gdy widzi, co uczynił, doprowadza nieprzytomnego Jujiego do porządku, po czym znika bez słowa tak ze sfery prywatnej, jak i z pracy, biorąc urlop na żądanie. Diagnoza takiego stanu może być tylko jedna - oto stał się krwiopijcą w pełnym tego słowa znaczeniu. Z początku mężczyzna próbuje poradzić sobie z tym faktem w sposób dosyć ostateczny, jednak kiedy żadna metoda nie zdaje egzaminu, z obawy przed kolejnymi niekontrolowanymi atakami odbierającymi rozum i godność człowieka wampira, Tadayuki postanawia zatrudnić się w centrum krwiodawstwa, by móc bez wzbudzania atencji korzystać z nadmiaru zbieranych tam zapasów. Dwa miesiące później na jego trop w końcu trafia Juji, jednak gdy dochodzi do konfrontacji, nie tylko nie zamierza on wypominać przyjacielowi napaści, ale postanawia pomóc mu ogarnąć nowe warunki życia.
 |
Normalnie nie gryzie się ręki, która cię karmi... no chyba że...
|
Nie mogę się powstrzymać od myśli, że w sumie tak mógłby wyglądać Tokyo Ghoul, gdyby mniej w nim było nawalania się po ryjach i gore scen, a więcej dobrze napisanego dramatu. Ale do rzeczy. Choć rzeczywiście Cure Blood ukazało się nakładem dedykowanemu BLkom imprintu mochiko, należy z całą mocą podkreślić, że praca autorstwa Araty Togayi czystej wody romansem mimo wszystko nie jest. Znaczy, absolutnie nie twierdzę, że nie da się dostrzec specyficznej i cokolwiek głębszej zażyłości między dwójką głównych bohaterów, jednak jeśli ktokolwiek ostrzy sobie zęby na nieco bardziej dosadne deklaracje (nie mówiąc już o pikantnych scenach zbliżeń), ten okropnie się zawiedzie. Mnie osobiście tak subtelne poprowadzenie relacji kompletnie by nie przeszkadzało - ba, właściwie jestem pierwszym romansowym bojownikiem skorym do tego, aby usuwać wciskane na siłę figle-migle! - gdyby w zamian autorka zechciała skupić się na czymś jeszcze. Na przykład na dramacie przemijania. Albo na konflikcie wewnętrznym nieśmiertelnego lekarza, który nie może lub świadomie nie chce podzielić się swym darem z pacjentami. Tudzież na odkrywaniu tajemnicy stojącej za niespodziewaną przemianą Tadayukiego... no, sami już widzicie, ile srok można było chwycić za ogony. I chyba właśnie ogrom dostępnych opcji sparaliżował trochę autorkę, bo wiele wątków nieśmiało szturcha, ale niczemu nie poświęca się na sto procent. W efekcie Cure Blood jest melancholijnym spacerkiem przez szereg wydarzeń z przydługiego życia głównego bohatera, który na swoje nieszczęście może się w pełni otworzyć jedynie przed jednym człowiekiem.
 |
Nie to miałam na myśli, pragnąc w mangach więcej "gorących przystojniaków"
|
Od strony graficznej sygnowana logiem mochiko jednotomówka prezentuje się naprawdę przyjemnie, zwłaszcza mając na uwadze, że mówimy o debiucie mangaczki w świecie zupełnie autorskich historii. W takich sytuacjach jedną z pierwszych rzeczy, które przyciągają moją uwagę, jest to, czy twórca BLki decyduje się sięgnąć po zupełnie oklepane designersko combo chłodnego bruneta i ekspresyjnego blondyna, czy jednak potrafi wykrzesać cokolwiek mniej oczywistego z projektów głównych postaci. Pod tym kątem autorka na szczęście stanęła na wysokości zadania, nie uciekając od faktu, że w przyjętych realiach dominującym kolorem czupryny mimo wszystko powinien pozostać czarny. Niestety, mimo schludnej kreski i ogromnej różnorodności w ukazywaniu ludzkiej mimiki, w samej mandze nie dzieje się za wiele, ponieważ a) z obawy przed ujawnieniem swojej problematycznej przypadłości Tadayuki na dłuższą metę nie utrzymuje kontaktu praktycznie z nikim (nie wyłączając najbliższej rodziny), b) ze względu na swój bardzo specyficzny stan unika dłuższej ekspozycji na słońce. Prowadzi to do tego, że znaczna część historii rozgrywa się po zmroku albo w mało wyszukanych pomieszczeniach (typu bieda-mieszkanie kierującego się powołaniem lekarza albo publiczna, sterylnie czysta przychodnia), a jedyną osobą, która przerywa monotonię oglądania twarzy głównego bohatera, jest Juji. Stąd choć warsztatowi Araty Togayi nie można absolutnie nic zarzucić, nie da się też ukryć, że dopiero wdraża się ona w tajniki tworzenia mang zajmujących nie tylko pod względem tematycznym, ale i wizualnym.
 |
Wampir też człowiek - zwłaszcza że przed nim cała wieczność opłacania składek zdrowotnych
|
Cure Blood nie jest w żadnym razie złą jednotomówką, ale kurde, gdyby wydawca nie przydziadował i pozwolił rozpisać fabułę na zgrabną, kilkutomową serię... oj, pacingowi z pewnością by to nie zaszkodziło. Ostatecznie otrzymaliśmy bowiem historię absolutnie nietuzinkową, do głębi poruszającą i pragnącą pokazać coś dużo bardziej filozoficznego niż "twoje losowe cimcirimci po pijaku w love hotelu", ale jednak tak boleśnie skondensowaną, że momentami aż tracącą cały skrupulatnie budowany impakt (patrzę głównie na ciebie, przedostatni rozdziale). Jeśli odrobinkę stonujecie swoje oczekiwania i podejdziecie do mangi jak do nastrojowej opowiastki o nierównym pojedynku człowieka z czasem - raz przeraźliwie zapitalającym, a w innym przypadku takim jak na złość ślamazarnym - wtedy wartościowo spędzony wieczór macie jak w banku. Ach, ale na wszelki wypadek nie zapomnijcie przygotować paczki chusteczek obok kubka świeżo zaparzonej herbatki, bo nie gwarantuję, że po lekturze finału ostaniecie się bez zwilgotniałych oczu. Mnie się jakoś udało, choć raczej nie dlatego, że mam nerwy ze stali, lecz z powodu coraz mocniej doskwierających, wysuszających na wiór upałów...
 |
Im więcej ciebie, tym mniej (perspektyw na kontakt z innymi)
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Dango.
0 Komentarze