Co dwóch ojców, to nie jeden! - recenzja mangi Tatusiowie i ja (jednotomówka)

Skoro nasz rodzimy fandom osiągnął już wiek, kiedy to pokolenie pierwszych zafiksowanych na chińskich bajkach nastolatków zaczęło zakładać rodziny i dbać o dalsze kultywowanie spaczenia pasji, nie powinno nas w sumie dziwić, że postęp dotyka również pojawiających się w mangach motywów. W efekcie w shounenach coraz częściej w role protagonistów obsadza się nie dzieciaki, ale dorosłych ludzi (SPY x FAMILY, Kaiju no. 8, Sakamoto Days); bohaterowie szkolnych romansów odchodzą od trwania w idiotycznych nieporozumieniach na rzecz odbywania ze sobą dojrzałych rozmów (Kocha... nie kocha..., Czarne chmury w moim sercu); no a fabuły BLek wykraczają daleko poza nieskomplikowaną erotykę, ukazując związek dwóch mężczyzn chociażby jako przykład doskonale funkcjonującej komórki społecznej zdolnej do opieki nad małym dzieckiem. Zresztą, doczekaliśmy się na naszym rynku już kilku niezwykle przyjemnych tytułów pasujących do tej kategorii wagowej. Trend zapoczątkowało wydawnictwo Dango wraz z jedną ze swoich premierowych mang, czyli Przy wspólnym stole. Dwa lata później Studio JG dołożyło do puli Rodzinkę od zaraz, na co Kluski odpowiedziały wypuszczeniem Kiedy morska bryza tuli pisklę do snu.... No a marzec 2024 roku okazał się w tym względzie szczególnie łaskawy, ponieważ niemal równocześnie na sklepowe półki trafiły dwie ogromnie pro-rodzinne pozycje: One Week Family od Waneko oraz Tatusiowie i ja opublikowane w ramach imprintu mochiko od Dango.


Tytuł: Tatusiowie i ja
Tytuł oryginalny: Boku no Papa to Papa no Hanashi
Autor: Roji
Ilość tomów: 1
Gatunek: romans, okruchy życia, boys love
Wydawnictwo: mochiko by Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Dzięki przyjęciu przez japoński rząd ustawy zezwalającej na zawieranie małżeństw jednopłciowych Nao i Ai mogli nie tylko przypieczętować swoją miłość oficjalnym papierkiem, ale także wystąpić z wnioskiem o adopcję dziecka. Tym sposobem pod ich dach trafił malutki, ledwo kilkutygodniowy Hiro - energiczny, żądny uwagi szkrab o lekko marsowym spojrzeniu. Oczywiście opieka nad niemowlakiem jest zadaniem nad wyraz wymagającym, dlatego obecność nie jednej, a całych dwóch par silnych męskich ramion na niewiele się zdaje, gdy w grę wchodzą niezrozumiałe nawet dla samego nadawcy porywy instynktów. Na szczęście młodzi tatuśkowie mogą liczyć zarówno na siebie nawzajem, jak i na okazjonalną pomoc troskliwych dziadków, przynajmniej tych od strony Ai. Nao takiego szczęścia już bowiem nie ma, gdyż dawno temu jego mama postanowiła odejść i zostawić kilkuletniego wówczas syna pod opieką ojca (aktualnie nieżyjącego). I choć młody mężczyzna już dawno temu zdołał się z tym faktem pogodzić, nawracające w snach widmo tamtych przykrych doświadczeń nakazuje mu regularnie zastanawiać się nad sensem podjętego przez niego rodzicielstwa. Na ile w tym kontekście istotne są więzy krwi? Co właściwie czyni z człowieka dobrego, odpowiedzialnego rodzica? I czy można w ogóle przestać kochać własne dziecko? Odpowiedzi na te i inne pytania nieopierzeni tatusiowie będą poznawać wraz z systematycznym wzrostem małego Hiro.

W tym przypadku notesik jest gratisem doskonale dopasowanym tematycznie, zwłaszcza jeśli po tę historię sięgną inni, równie zabiegani co bohaterowie rodzice

Zanim zapoznałam się z tą mangą, obawiałam się, że wątek przysposobienia dziecka zostanie potraktowany odrobinę po macoszemu, stanowiąc przede wszystkim wygodną wymówkę pod jakąś obligatoryjną dramę, która mogłaby się zakończyć ckliwym pojednaniem... ale na całe szczęście kompletnie się myliłam. Napiszę nawet więcej - jestem szczerze zachwycona, jak mocno Roji skupiła się na interakcjach między dorosłymi a dzieckiem i jak trafnie przedstawiła wiele rodzajowych scenek z codziennego życia tytułowej rodzinki. W przypadku tych ostatnich wręcz posądziłabym autorkę o to, że przyleciała do Polski, wbiła na chatę mojej serdecznej przyjaciółki (a zarazem mateczki trójki małych pociech) i słowo w słowo opisała dokładnie ich domowe przeboje, włączając w to regularne troski, czy aby na pewno nie fundują swoim dzieciom jakichś długoterminowych traum. Zresztą, sam Hiro wydaje mi się niemal dosłownie kopiuj-wklej jej najstarszej córeczki, dziś niezwykle rezolutnej czterolatki, która energię kinetyczną od zera do torpedy potrafi osiągnąć w zawrotne trzy sekundy. Nic więc dziwnego, że przy takiej lekturze ubawiłam się dużo bardziej, niż to pewnie było wskazane. Jednocześnie to nie tak, że historia truchta sobie niezobowiązującym spacerkiem od jednego uroczego wyzwania do drugiego. Nao i Ai sporo zastanawiają się nad swoimi wychowawczymi kompetencjami, przy okazji trafnie zauważając, że nie sposób oczekiwać, aby każdy rodzic był z definicji samozwańczym superbohaterem, który nie okazuje nawet najmniejszych słabości. Wszak dlatego ludzie tak lubią dobierać się w pary (a nawet stada), żeby móc wzajemnie rekompensować swoje ułomności oraz błędy.

Może to właśnie od tego należałoby zacząć walkę ze stereotypem, że bycie matką rodzicem to żadna praca?

Nie dostrzegam specjalnej wizualnej różnicy między wydanym wcześniej Zamieszkajmy razem! a Tatusiowie i ja... co ma o tyle sens, ponieważ obie te jednotomówki powstały w tym samym, 2022 roku. Wrażenie robi jednak to, jak odmiennie oba te tytuły wypadają, mimo że autorka korzysta z dokładnie tego samego "reżyserskiego" zabiegu, jakim są regularne przeskoki w czasie o miesiące bądź nawet całe lata. Fabuła w Zamieszkajmy razem! wydawała się przez to nienaturalnie szarpana, a bohaterowie nie mieli praktycznie czasu na interakcje między sobą, ponieważ kolejne tygodnie zajmowało przepychanie się, czy powinni zdecydować się na wspólne lokum. Znów w Tatusiowie i ja prezentowane wydarzenia przypominają strony z opasłego, rodzinnego albumu - oczywistym jest, że w takiej kronice nie da się zawrzeć absolutnie każdego dnia, ale wciąż dostajemy porządny wgląd w te wyrywki życia, które mówią nam o ważnych chwilach, w tym o aktualnej dynamice panującej w relacjach między Ai, Nao oraz Hiro. Skutkiem tego otrzymaliśmy zaskakująco bogatą jak na jednotomówkę opowieść o trudach pierwszych lat rodzicielstwa oraz radościach, jakie przynoszą kolejne etapy wychowywania dziecka. I co najważniejsze, Roji świetnie zachowała balans między tymi dwoma aspektami, sprawiając, że Hiro wydaje się przesłodkim, lecz wciąż bardzo realistycznym maluchem. Najbardziej w jego kreacji ujmuje mnie to, że chociaż pochodzi z adopcji i w teorii nie ma prawa być fizycznie podobnym do swoich opiekunów, to i tak od razu widać po nim, jak wielka siła tkwi w przyswajaniu sobie manieryzmów dorosłych i że jest nieodrodnym synem obu swoich ojców.

Urocze zmarszczki pod oczami zresztą też!

Choć Tatusiowie i ja to technicznie BLka, osobiście zakwalifikowałabym ją nie do romansów czystej wody, ale do tej samej kategorii pouczających, otwartych światopoglądowo mang co Sekret Madoki, Nasze marzenia o zmierzchu czy Boys Run the Riot. Głównie dlatego, że historia kładzie szczególnie silny nacisk na wątek rodzicielstwa oraz tego, czy wychowywanie pociechy przez ojca (ojców) z pominięciem udziału matki ma prawo być uznawane za jakkolwiek niepełnowartościowe. I chyba nie będzie tragicznym spoilerem stwierdzić, że skoro istnieją na tym świecie samotni rodzice będący w stanie zapewnić dziecku właściwy, pełen miłości rozwój, to dlaczego właściwie mamy wzdrygać się na myśl, że pary jednopłciowe również mogłyby się doskonale spełniać w takiej właśnie roli? Z tego też względu gorąco polecam sięgnąć po tę jednotomówkę absolutnie każdemu, kto chce poszerzyć własne (albo zadbać o czyjeś) horyzonty, a przy okazji łaknie sympatycznej, ogromnie ciepłej historii z dobrym zakończeniem.

Prawienie komplementów na temat urody? Naaah. Docenianie unikalnego wkładu w wychowanie pociechy? To się dopiero nazywa miłość!

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze