Przyznam, że trochę się niepokoiłam, jak potoczą się losy polskiego wydania kontynuacji Therapy Game, tytułu wypuszczonego we wrześniu 2019 roku w ramach kolekcji Jednotomówek Waneko. Pierwszą zagwozdką była w ogóle sprzedaż. Prezentowała się akceptowalnie? Zadowalająco? A może wręcz zjawiskowo? Ciężko ocenić, zwłaszcza że wydawnictwa uwielbiają trzymać karty przy orderach czy - mówiąc nieco mniej po starczemu - unikają jak ognia zdradzania konkretnych numerków nakładów poza ogólnym wskazywaniem swoich absolutnych faworytów. Drugą kwestią pozostawał tryb wydania. Mangi Nakamury Asumiko dziejące się w ramach uniwersum Kolegów z klasy mają to szczęście, że a) każda z nich zamyka się w maksymalnie dwóch tomach, b) właściwie stanowią samodzielne historie, które spokojnie można czytać poza większym kontekstem. Wepchnięcie takich pozycji do "antologicznego" cyklu nie wydaje się zatem takim głupim pomysłem. Ba, przecież na tej właśnie zasadzie w tym zbiorze najpierw ukazało się Secret XXX, a potem spin-offowe Therapy Game. Co innego Therapy Game Restart. Ani toto krótkie, ani stojące na własnych nogach, że już nie wspomnę o tym, że serii urosło się już do 4 tomów i jak na razie ani myśli się kończyć. Jakby się nie gimnastykował, do jednotomówek się tego nie wepchnie. Dlatego najpewniej w okolicach ukazania się w oryginale 3. i 4. tomu Waneko musiało podjąć decyzję, aby chrzanić dalsze obserwowanie poczynań autorki, zwrócić się do Japończyków i poprosić o odświeżoną umowę, która umożliwiła m.in. Therapy Game Restart na zaistnienie w naszym rodzimym języku.

Tytuł: Therapy Game Restart
Tytuł oryginalny: Therapy Game Restart
Autor: Meguru Hinohara
Ilość tomów: 4+
Gatunek: yaoi, romans, dramat, okruchy życia
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)
Po licznych perypetiach Minato i Shizuma wreszcie dochodzą do uczuciowego konsensusu, którym postanawiają się podzielić nie tylko z będącymi w związku braćmi (znanych z fabuły Secret XXX), ale również ze znajomymi. Radosnemu coming-outowi towarzyszy opijanie zdanych egzaminów, które pozwalają Shizumie podjąć pracę w upragnionym zawodzie weterynarza. Dla obu bohaterów nie będzie to jednak łatwe doświadczenie. Początkujący pan doktor dostaje się bowiem do kliniki o dość zastanawiającej renomie, zwłaszcza jeśli podkreśli się, że ponoć każdy przedstawiciel płci męskiej zaskakująco szybko zwijał stamtąd manatki. I rzeczywiście, łatwo zrozumieć zachowanie poprzedników, gdy zamiast leczenia czworonożnych pupilków Shizuma oraz jego kumpel Tatsumi muszą się spełniać w rolach domorosłych złotych rączek. Równolegle uczucia Minato zostają wystawione na nie lada próbę. Jeszcze przed rozpoczęciem etatu boi się, że partner będzie zwodzony na pokuszenie przez silnie obsadzony kobietami personel kliniki, a potem - gdy dociera do niego, że wykorzystywanie faktycznie występuje i ma podłoże fizyczne, ale bynajmniej nie seksualne - usycha z tęsknoty, gdy Shizuma nie ma nawet siły, by sklecić trzy zdania ciągłej dyskusji na dobę, a co dopiero mówić o widzeniu się na żywo. Nic zatem dziwnego, że prędzej czy później na wokandę musiała trafić jedna z kluczowych kwestii, którą rozważa każda szanująca się para, czyli... wspólne mieszkanie!
 |
Dziewczyny lubią brąz, a panowie w BLkach - dobrze skrojone czarne wdzianka
|
Nie powiem, bałam się powrotu do tej historii i ponownego rozgrzebania raz ładnie spiętych wątków, tym bardziej że ostatnio częściej niż rzadziej na nasz rynek trafiały kontynuacje, które właściwie nie były nikomu do szczęścia potrzebne (jak chociażby nieco przekombinowana Staromodna babeczka z cappuccino czy totalnie przeładowany głupią dramą Świat do góry nogami). A że Therapy Game jest naprawdę bliskie memu sercu, z tym mocniejszym zawodem przyjęłabym każde, choćby najmniejsze odchylenie od normy, do której Meguru Hinohara już zdążyła mnie przyzwyczaić. I wiecie co? Wszystkie moje wątpliwości okazały się... całkowicie chybione. Na całe, kurna, szczęście. Oczywiście póki co pogląd ten opiera się na lekturze zaledwie 2 wypuszczonych w Polsce woluminów, niemniej po rozstawionych na szachownicy pionkach widać, że autorka nie tylko panuje nad sytuacją, ale ma też całkiem konkretny pomysł na to, o czym właściwie chce opowiedzieć w Restarcie. Bo nie, nie chodzi wyłącznie o pokazywanie miłosnych wygibasów (w różnym tego zwrotu znaczeniu) w wykonaniu pary głównych bohaterów, choć tego w żadnym razie nie powinno zabraknąć. Wygląda jednak na to, że zaskakująco dużo miejsca antenowego zostanie tutaj poświęcone wątkowi aklimatyzacji Shizumy w klinice weterynaryjnej oraz współpracy z ekscentrycznym personelem placówki, z dyrektor Onoderą na czele.
 |
Dopingowanie level uwu
|
W każdym innym przypadku kreacja kogoś podobnego do Minato niesamowicie by mnie irytowała, jednak ma on w sobie coś, czego trudno doszukać się w innych nałogowych pieniaczach występujących w romansidłach różnej maści - a mianowicie zaskakująco dużych pokładów szczerości. Minato może pyskować, być uszczypliwy czy okazywać okazjonalne napady zazdrości, ale nigdy nie owija w bawełnę, nie tsunderzy i pozostaje całkowicie świadomy tego, jak sprzeczne myśli potrafią w tej samej chwili krążyć mu po głowie. I choć mogłoby się wydawać, że taka otwarta postawa nie powinna zmienić wiele, to w gruncie rzeczy pozwala w zupełnie innym stopniu wczuwać się w sytuację bohatera, a nawet zrozumieć wiele z podejmowanych przez niego decyzji. No bo to jednak byłoby trochę co innego, gdyby Minato nie chciał się widzieć ze swoim chłopakiem, ponieważ foch z przytupem (tak jak działo się to w przywoływanym już Świecie do góry nogami), a co innego, gdy tymczasowe wstrzymywanie się przed odwiedzinami jest podszyte zrozumieniem, że są to pierwsze dni nowej, wymarzonej pracy Shizumy, chłop ledwo co ma siłę po godzinach doczłapać się do własnego łóżka, a w ogóle to gdyby się zobaczyli, to nie dałby mu chwili wytchnienia, tak bardzo byłby spragniony okazywania czułości. No więc właśnie. Być uroczym nerwusem też trzeba umić.
 |
Character development z pożytkiem nie tylko dla czytelników
|
No ale dobra... Wiem, że czysto fabularne odczucia czy przypadający do gustu bohaterowie są rzeczami mocno względnymi, żeby nie powiedzieć, że nie każdy jak ja musi się nimi aż tak chorobliwie przejmować. W czym jednak Therapy Game (oraz jego trwająca kontynuacja) pozostaje niemal całkowicie bezkonkurencyjne, pozostają sceny seksu. I to jakie sceny seksu! Żaden tartak nie rżnie drewna z taką werwą i finezją jak bohaterowie siebie nawzajem, a wszelkie certyfikaty wystawiane w zakładach produkcji mebli wydają się niczym wobec surowych testów wytrzymałościowych, jakich poddają swoje wyposażenie Minato i Shizuma. Dodatkowo choć erotyczne ekscesy mają miejsce stosunkowo często (to znaczy po 3 konkretne cimcirimci na tom), absolutnie nie ma się wrażenia zaburzenia ciągłości fabuły na rzecz fap-uły, jak to narzekałam przy okazji niedawno omawianego Naked color. No i co najważniejsze - w Therapy Game Restart nie ma cenzury. Powtarzam. TU NIE MA NAWET NAJBLEDSZEGO PASECZKA CENZURY. No naprawdę... Nie tylko nie mam się do czego przyczepić, ale wręcz nie mogę się zdecydować, czy pod kątem prezentowania nieskrępowanej męsko-męskiej erotyki wciąż wyżej stawiam wielbioną od lat Scarlet Beriko, czy jednak Meguru Hinohara już zdołała ją prześcignąć. Uch... Póki co chyba nie mam innego wyjścia, jak tylko zdecydować się na remis, a ewentualną dogrywkę rozegram przy okazji premiery grudniowego Hosaki i Miyoshiego oraz lutowego Nagahama to Be, or Not to Be.
 |
Petting z rana jak śmietana!
|
Jeśli odczuwacie pewne wątpliwości przed pakowaniem się w
Therapy Game Restart, ponieważ seria ma już 4 tomy i wciąż powstaje, odpowiem - nie lękajcie się. Choć totalnie bez kontekstu może to wyglądać na podręcznikowy przykład nadprogramowego męczenia buły, w rzeczywistości kontynuacja wypada nawet lepiej niż poprzedzająca ją jednotomówka. Historia przypomina swoją konstrukcją
Canisa (a przynajmniej jego pierwszą część dziejącą się w zakładzie kapeluszniczym), gdzie główna oś fabuły skupiała się na perypetiach związanych z profesją jednego z głównych bohaterów, natomiast romans stanowił jej naturalne dopełnienie. Podobnie dzieje się i tutaj. Co więcej, pod koniec 2. tomu autorce udało się nawet wycisnąć ze mnie łzy, gdy Shizuma zademonstrował, jak silne i bezwarunkowe jest jego powołanie do niesienia pomocy cierpiącym zwierzętom. I jasne, nie takich obyczajowych feelsów spodziewałam się po mojej ultra horny BLce, ale dość powiedzieć, że bardzo się z takiego obrotu spraw cieszę, przyjmuję go z całym dobrodziejstwem inwentarza i wprost nie mogę się doczekać, czym jeszcze seria ta zechce mnie dalej zaskoczyć.
 |
Wiem, zrobiłam się straszną zdzirą na poważne podchodzenie do związków, ale jest mi z tym faktem absolutnie dobrze
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze