Podziwiam (ale trochę też współczuję) osoby, które wkopały się zbieranie ciągnących się latami szojek takich jak Yona w blasku świtu czy inny Skip Beat. Jedna sprawa to wymiar finansowy, bo takie tasiemce wymagają poświęcenia nie lada funduszy na zakup 40+ tomów... ale ile to trzeba mieć cierpliwości i pamięci, żeby przez cały ten czas pozostawać zaangażowanym w fabułę! Niejedna dzierlatka rozpoczynająca swoją przygodę ze wspomnianymi romansidłami zapewne dziś jest już pełnoprawnym, pracującym członkiem społeczeństwa, który musi podejmować ciężkie decyzje, czy w danym miesiącu lepiej uzupełnić braki w chemii gospodarczej (czyt. kupić Domestosa i zgrzewkę papieru toaletowego), czy jednak wyrwać na promocji tomik rozluźniającego romansidła. Żeby nie było - wspomniany przytyk adresuję również do samej siebie, dlatego tym bardziej się cieszę, że wydawnicze standardy uległy złagodzeniu, a odnoszące sukcesy marki przestały być dojone aż do samego kręgosłupa. Dzięki temu w miejsce jednego Jak zostałam bóstwem? można sobie zafundować cały pakiet zróżnicowanych dobroci w postaci Orange, Zbudź się, śpiąca królewno, Niepewnych serc, Barwy twoich ust czy Pożegnania pierwszej miłości. Zwłaszcza ta ostatnia pozycja jest warta poważnego wzięcia pod uwagę, gdyż w cenie jednej serii dostaniecie aż dwa równolegle prowadzone romanse: męsko-damski oraz męsko-męski!

Tytuł: Pożegnanie pierwszej miłości
Tytuł oryginalny: Kieta Hatsukoi
Autor: Wataru Hinekure (scenariusz), Aruko (rysunki)
Ilość tomów: 9
Gatunek: shoujo, shounen-ai, romans, komedia, szkolne życie, okruchy życia
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Po licznych nieporozumieniach oraz długich wewnętrznych bojach zarówno Hashimoto, jak i Aoki w końcu decydują się wyznać obiektom westchnień swoje prawdziwe uczucia. Lecz o ile dziewczyna nie spotyka się ze szczególnie entuzjastyczną odpowiedzią ze strony poczciwego Aidy, tak szczera rozmowa głównego bohatera z Idą owocuje zaskakującą zgodą, aby wynieść ich relację na wyższy poziom! Aoki ma się więc z czego cieszyć, jednak jest również boleśnie świadomy, że odwzajemnienie miłości to zaledwie początek nie mniej skomplikowanego drugiego etapu, który będzie poświęcony nie tylko stopniowemu zacieśnianiu więzi (w tym robieniu to, co wszystkie pary robić mają w zwyczaju), ale także stawianiu czoła przeróżnym reakcjom otoczenia. A jak pokaże chociażby przykład ludzi poznanych podczas korepetycji, które mają pomóc Aokiemu nadążyć ze stopniami za wybierającymi się na studia przyjaciółmi - nie wszyscy od samego początku będą się wykazywać równie wielką otwartością umysłu i wyrozumiałością co Ida. Znów spacyfikowana Hashimoto absolutnie nie zamierza się poddawać, tym bardziej że odmowa Aidy nie należała do grona tych absolutnie kategorycznych, a zawierała w sobie wyraźnie uchyloną furtkę do podejmowania kolejnych prób, gdy przyjaciele już spędzą ze sobą nieco więcej czasu i zaczną się lepiej rozumieć.
 |
Może nie jestem giga fanką stylistycznej (nie)spójności okładek Pożegnania, ale muszę przyznać, że Aruko nieźle się zabezpieczyła, tworząc nawiązujące do siebie pary
|
Jak niekoniecznie przepadam za jednotomowymi BLkami osadzonymi w szkolnych murach, tak muszę przyznać, że serie (zwłaszcza te, które nie są yaoicami czystej wody) rządzą się zauważalnie innymi prawami. Przede wszystkim nie ma się wrażenia, że relacja jest budowana pospiesznie, na pretekstowych fundamentach okraszonych obligatoryjną dramą, byleby zdążyć w ramach finału sprezentować pikantną scenę seksu. Na miły dodatek nie trzeba się ograniczać do tylko jednego, romansowego wątku. Jasne, spora część Pożegnania pierwszej miłości wciąż kręci się wokół typowo uczuciowych perturbacji - jak należy zachowywać się w związku, ile uwagi trzeba poświęcać drugiej osobie, kiedy powinien nastąpić pierwszy pocałunek, w jaki sposób przekonać do siebie opiekunów wybranka/wybranki i tego typu historie - niemniej wzorem Wilczycy i czarnego księcia, Kocha, nie kocha... tudzież Niebieskiej flagi, solidny kawał fabuły zajmuje również myślenie o marzeniach oraz przyszłości. Ubolewam co prawda, że w Japonii wciąż panuje archaiczne przekonanie, że wybór bardzo specyficznej uczelni determinuje sukces w danym zawodzie (czyli albo w pogoni za wiedzą przeprowadzisz się na drugi kraniec kraju/w ogóle wybędziesz za granicę, albo do końca życia będziesz głupim, nieszczęśliwym przegrywem)... no ale z dwojga złego wolę już taką narrację niż całkowite olanie tematu nauki, jak to bywało w szojkach wcale nie tak starej daty.
 |
Przez żołądek przysadkę mózgową do serca!
|
Cieszę się, że choć seria przez pierwsze tomy twardo trzymała się jedynie głównej czwórki postaci, z biegiem akcji zaczęła udostępniać czas antenowy także innym bohaterom, w tym m.in. członkom rodzin, Okano (korepetytorowi Aokiego z zajęć dodatkowych) czy Saionji (koleżance z pracy dorywczej Aokiego, która przy okazji chodzi do tego samego liceum). Co innego, gdyby historia była zaplanowana na 2, góra 3 woluminy, jednak przy ostatecznej długości, jaką osiągnięto, mimo wszystko wypadało rozwinąć świat przedstawiony także o sensowny drugi plan. Miłe jest również to, że autorki nie potraktowały dodatkowych postaci jako wymówki do wprowadzenia tanich plottwistów z gatunku zazdrości lub podejrzeń o zdradę - nawet jeśli pojawiały się jakiekolwiek luźne sugestie w tym temacie, to i tak ograniczały się one do zaledwie kilku komediowych kadrów i szybko rozwiewanych wątpliwości. Drugoplanowi bohaterowie służą jednak przede wszystkim temu, aby nastolatkowie mieli się komu wyżalić ze swoich problemów i stanowią ważny głos rozsądku, który szybko stawia (zwłaszcza przekombinowującego Aokiego) do pionu. W efekcie nawet jeśli obie przedstawione w Pożegnaniu pary dorastają co najwyżej do kolan niesamowicie dojrzałemu związkowi Yuny i Rio z Kocha... nie kocha..., którzy zdecydowaną większość dylematów potrafili obgadać między sobą, warto pochwalić, że także w tej serii dialog stanowi elementarną metodę radzenia sobie z przeciwnościami.
 |
W sumie nie spodziewałam się, że w utożsamianiu się z głównym bohaterem może pomóc nie zbieżność traum czy życiowych doświadczeń, ale podobieństwo brzydkiego ryja
|
Pożegnanie pierwszej miłości to seria z pewnością warta polecenia i przeczytania, ale też nie absolutnie nieskazitelna. Jeśli miałabym wskazać jakieś zarzuty, to znalazła by się wśród nich opinia, że warstwa graficzna prezentuje się w najlepszym razie poprawnie (a w dosadnym wariancie tego komunikatu - pani Aruko, proszę się wziąć, kurna, do roboty, bo aż wstyd wypominać, że tworzy pani mangi od ponad 20 lat!). Tła pojawiają się tu z częstotliwością jednorożców na marszach narodowców, a sztukę kadrowania rysowniczka opanowała w stopniu gorszym niż pierwszy lepszy rolnik kręcący vlogi z prac w polu. No kiepsko jest, co mam powiedzieć. Gdyby jeszcze sama historia potrafiła być równie złożona i subtelna co prace takiego ONE'a, autora m.in. Mob Psycho 100, to odpuściłabym sobie robienie tego przygodnego roasta. Ale że Pożegnanie to w gruncie rzeczy przesympatyczne, zabawne szkolne romansidło, które jest szkolnym romansidłem z całym dobrodziejstwem prostolinijnego inwentarza... no to trzeba zacisnąć zęby i zaakceptować oszczędną stylistykę. Jednym czytelnikom taki stan rzeczy kompletnie nie będzie przeszkadzał, natomiast jeśli poszukujecie zbalansowanej mangi zawierającej dobrze poprowadzoną narrację w zachwycającej oprawie wizualnej, to znacznie lepiej będzie wam sięgnąć po wspomniane już kilkukrotnie Kocha... nie kocha... albo Zbudź się, śpiąca królewno.
 |
Wypisz-wymaluj mój cichy (acz brutalny) apel do rysowniczki Pożegnania
|
W przypadku, gdy romans towarzyszy jakiejś większej historii - przygodzie rozgrywającej się w magicznym świecie, proceduralnemu kryminałowi czy osadzonej w specyficznym settingu obyczajówce - wtedy długość serii wykraczająca ponad te 20 tomów wydaje się jeszcze całkiem uzasadniona. Jeśli jednak mamy do czynienia z opowieścią czysto szkolną, bez żadnych udziwnień w rodzaju duchów przesiadujących w damskiej toalecie czy innych portali do Narnii, wówczas najlepiej sprawdzają się mangi celujące w około 10 woluminów.
Pożegnanie pierwszej miłości ma ich 9, co pozwala na odpowiednio długo wsiąknąć w świat przedstawiony, ale nie na tyle, aby zmęczyć się przesadnym miętoszeniem (fa)buły. Na sam koniec warto też wspomnieć, że komplet tomików wydaje się naprawdę fajnym pomysłem na prezent w ramach powoli zbliżającego się Bożego Narodzenia, tym bardziej że w sklepie Waneko spokojnie da się dorwać całą serię, i to wraz z dodatkami (w tym śliczną akrylową figurką!). Dla fanów i fanek uczuciowych uniesień - taki zestaw będzie jak znalazł.
 |
Serio, serio. A już niedługo ze sklepowych głośników popłynie nieśmiertelne Last Christmas...
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze