Będzie to mały teaser tego, jak ułoży się jedna z kategorii prezentowana w powoli konstruowanym podsumowaniu anime 2023 roku, ale muszę przyznać, że ostatnie 4 sezony zafundowały nam kilka naprawdę potężnych, a przy tym wciórno pozytywnych zaskoczeń. Weźmy na warsztat choćby Blue Lock. Jeszcze te 12 miesięcy temu nie miałam o serii zbyt pozytywnej opinii i sprowadzała się ona do uznawania tytułu za durną sportówkę osadzoną w klimatach battle royale. Po obejrzeniu całej 2-courowej bajki dostrzegłam jednak w tym cudacznym dziele ogromne pokłady czystej, szczerej, bracholskiej energii. Inny przykład? Emitowane aktualnie Hyakkano, czyli w wolnym tłumaczeniu Sto dziewczyn, które fhoj mocno cię kochają. Na pierwszy rzut oka można się spodziewać naprawdę niskich lotów haremówki, która do granic absurdu i jeszcze trochę dalej eksploatuje koncept nastoletniego żigolo wraz z wianuszkiem otaczających go opcji romansowych. I tak po prawdzie... to wcale nie jest błędne założenie, tyle że główny bohater nie okazuje się skończoną fujarą zdaną na łaskę i niełaskę okazjonalnych pantyshotów, ale totalnym gigachadem, co to potrafi być uprzejmym, zaangażowanym w związek partnerem dla każdej z prezentowanych dziewoi. No a skoro już o uczuciowych zaskoczeniach mowa, to nie sposób nie wspomnieć o Czarnych chmurach w moim sercu, czyli jednym z największych wybryków mangi i anime, który po niesamowicie cringe'owym, zdawałoby się nie do odratowania początku stał się niemalże filarem współczesnych romansów spod szyldu Reiwa Energy.
Tytuł: Czarne chmury w moim sercu
Tytuł oryginalny: Boku no Kokoro no Yabai Yatsu
Autor: Norio Sakurai
Ilość tomów: 9+
Gatunek: shounen, komedia, romans, szkolne życie
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)
Choć Ichikawa zorientował się, że Yamada przestała mu być tak zupełnie obojętna (i nie mówimy tu wyłącznie o typowaniu na ofiarę
morderczych gimbusiarskich zapędów), nie czuje się na siłach, aby coś z tym fantem próbować począć. No bo i po co? Wszak chyba każdy i jego matka powiedzą, że ta szalenie otwarta, atrakcyjna koleżanka z klasy dorabiająca po szkole jako profesjonalna modelka to zbyt wysokie progi na jego przykrótkie nogi. Jedyną osobą, która zdaje się myśleć inaczej o całej tej specyficznie zawiązanej relacji, jest sama główna zainteresowana. Bo faktycznie, nawet nierozgarnięta życiowo Yamada z czasem zaczyna dostrzegać, komu zawdzięcza wielokrotne ratowanie z rozmaitych opresji, w efekcie czego coraz częściej mimochodem zaczepia Ichikawę, próbując na różne sposoby zacieśnić więzi ze swoim ochotniczym aniołem stróżem. A to bezceremonialnie pakuje mu się na rower, prosząc o podwózkę, a to zagaduje go podczas przypadkowego spotkania w Macu, mimo że spędza wolny czas z kumpelami, a to pożycza od niego przeciwdeszczową kapotkę, aby pobiec do sklepu i zaopatrzyć się w parasolkę, mimo że jedną ma już w plecaku... Szkopuł w tym, że z punktu widzenia protagonisty większość wspomnianych sytuacji wcale nie wygląda na incydenty podyktowane przymusem spłacenia długu, ale na wyjątkowo urocze, a przy tym wyjątkowo nieporadne zaloty!
 |
No co ty, szwagier, ze mną sobie nie chrupniesz?
|
Za najjaśniejszy punkt serii zdecydowanie można uznać niecodzienną dynamikę, która panuje między dwójką głównych bohaterów. W klasycznych szkolnych shoujo zwykle to chłopak uchodzi za tego bardziej konkretnego i pewnego siebie, za to dziewczyna - nawet jeśli totalnie wie, czego chce, co i tak bywa niesamowitą rzadkością - przeważnie ogranicza się do wykorzystywania nadarzających się okazji, by mimochodem spędzić nieco czasu z wybrankiem serca. Tymczasem
Czarne chmury w moim sercu stoją właśnie tym, że Yamada kompletnie zapodziała gdzieś tom encyklopedii z hasłem "onieśmielenie" (oraz kilkoma innymi terminami też), przez co nagminnie zaczepia trzymającego się na uboczu Ichikawę i próbuje z nim flirtować, oczywiście w sposób adekwatny dla chodzących do gimnazjum nastolatków. Wyznam również, że od czasów obejrzenia
Lovely Complex odczuwam konkretną słabość do par składających się z wysokiej babeczki oraz kompaktowego faceta, zwłaszcza jeśli autor/ka potrafi zabawić się oczekiwaniami odbiorców i zrobić coś na przekór utartym stereotypom. I akurat Norio Sakurai wywiązuje się z tego zadania znakomicie. Choć to Ichikawa w wielu momentach ratuje wiecznie opychającą się słodkościami Yamadę, nie sposób nie poczuć mięknących kolan, gdy to ta sama lekkomyślna Yamada jako jedyna z otoczenia potrafi przedrzeć się przez mur pozerstwa Ichikawy i dostrzega jego prawdziwe, zwykle głęboko empatyczne intencje.
 |
Mitsudomoe? I understood that reference!
|
Inną rzeczą, która sprawia, że lektura Czarnych chmur w moim sercu tak bardzo człowiekowi siada, jest prowadzona przez Ichikawę narracja. Jego wewnętrzne monologi robiące za swoiste commentary wydarzeń, których notorycznie bywa świadkiem (a nierzadko również całkiem aktywnym uczestnikiem) jako żywo przypominają cynicznych bohaterów z pewnych kultowych tytułów, takich jak Hachiman z Oregairu, Oreki z Hyouki czy Kyon z Suzumiyi Haruhi. Z jednej strony mocno sympatyzujemy z kąśliwymi uwagami Ichikawy, ponieważ często są projekcją naszych własnych myśli, natomiast z drugiej stanowią doskonały element komediowy, zwłaszcza gdy przewidywania chłopaka nagle przestają się sprawdzać albo gdy musi porzucić swój mędrkujący ton i w panice zareagować, bo zachowanie (najczęściej) Yamady okazało się zbyt abstrakcyjne jak na standardy jego pojmowania. Jest to o tyle warta pochwalenia rzecz, ponieważ dość łatwo sobie wyobrazić, jaką padaką okazałaby się seria, której protagonista byłby nieznośnym, spasionym od pozjadanych rozumów bufonem. Uch, chyba niepotrzebnie przypomniałam sobie o istnieniu takiej bajki jak Sakugan... W każdym razie w mojej ocenie bezpośredniość Yamady odpowiada tylko (i aż!) za połowę sukcesu serii autorstwa Norio Sakurai, ale gdyby nie towarzyszyła jej niezręczność Ichikawy, konfrontacje bohaterów w żadnym wypadku nie wywoływałyby aż tak wielkiego uwu.
 |
Co prawda zawsze istnieje cień szansy, że to wina przerostu lewej komory serca, ale...
|
Ta specyficzna mieszanka masy bezpardonowej komedii, zacnej dawki niewymuszonego uroku oraz sporadycznego, typowo gimnazjalnego cringe'u (od tomu 2. już najzupełniej celowego, bo objawiającego się w stulejarskich komentarzach ziomków z klasy Ichikawy) sprawia, że
Czarne chmury w moim sercu to szkolny romans, który podpasuje praktycznie każdemu, niezależnie od płci czy nawet wieku. A już szczególnie spodoba się tym osobom, którym dobrze siadła chociażby taka
Kaguya-sama czy
Nie drocz się ze mną, Nagatoro. Nie da się ukryć, że wszystkie wymienione tytuły potrzebują mniej bądź więcej czasu na wzięcie porządnego rozbiegu i wskoczenie na właściwe tory fabuły, ale kiedy relacja między głównymi bohaterami już kliknie, to absolutnie nie ma ratunku przed chwytającymi znienacka falami The Uczuć™. Z tego też powodu polecam od razu zaopatrzyć się co najmniej w pierwsze 2 woluminy mangi Norio Sakurai, inaczej zafundujecie sobie zaledwie przedsmak przepysznych perypetii w wykonaniu barwnej gromadki sympatycznych nastolatków. A czego jak czego, ale napoczynania i niekończenia tak jakościowej słodkości Yamada absolutnie wam nie wybaczy...
 |
Każdy ma takiego kumpla. I każdy w sumie żałuje, że go ma.
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Dango.
0 Komentarze