Choć widmo czterdziestki wciąż wydaje mi się wydarzeniem nieco dalszym niż bliższym, osiągnęłam już ten wiek, gdy człowieka zaczynają znienacka dopadać rozważania na temat kurczących się szans na realizację pozostałych do spełnienia marzeń czy dążenia do osiągnięcia mitycznej satysfakcji z obranej ścieżki kariery. Gdybym jednak miała w tym momencie przygotować na szybko własną listę 100 rzeczy, które chciałabym jeszcze zrobić (w nadziei na to, że perspektywą nie jest zostanie zombie), zapewne sporo pozycji zajęłaby chęć nadrobienia dzieł popkultury, które notorycznie odkładam na kolejny wolny weekend/urlop/emeryturę. Oj tak, rośnie z wiekiem ta kupka wstydu, ta pryzma pożogi, hałda hańby i zwałowisko zupełnego zgorszenia... na szczęście na tym kurhanie degrengolady nie muszę kumulować mang autorstwa Mamity, które z takim zapałem wydaje (i wydawać za chwilę znów będzie) wydawnictwo Dango pod szyldem imprintu mochiko. Raz, że są one wyjątkowo szybkie w czytaniu, więc aż przykro byłoby je zostawiać na święte nigdy, a dwa, to taka pozycja jak Dziesięć marzeń przed czterdziestką jest lekturą wręcz obowiązkową dla każdego, kto zatracił się w wytyczaniu sobie górnolotnych celów, zapominając, że przeżywanie małych, słodkich codzienności także zasługuje na uwagę.
Tytuł: Dziesięć marzeń przed czterdziestką
Tytuł oryginalny: 40 Made ni Shitai 10 no Koto
Autor: Mamita
Ilość tomów: 1
Gatunek: komedia, romans, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)
Choć Suzume Tojo sprawia wrażenie statecznego, kompetentnego menedżera działu marketingu, w domowych pieleszach ten sam mężczyzna przemienia się w uroczą kluchę, która w misiowej pidżamce rozmawia ze swoim ukochanym pluszakiem i w skrytości serca marzy o swoim idealnym życiu. Efektem tych rozmyślań jest lista dziesięciu aktywności, które - jako rzecze tytuł mangi - Tojo chciałby zrealizować jeszcze przed osiągnięciem magicznej bariery czterech krzyżyków na podstarzałym karku. Czasu nie pozostało wiele, a niektóre z postawionych wyzwań wydają się nawet bardziej karkołomne od niektórych. O, weźmy na przykład wykupienie wszystkich ciast z cukierni, gruntowną zmianę stylu noszonych ubrań czy... znalezienie partnera. I kto wie, jak szybko Tojo zaniechałby dalszych wysiłków, gdyby akurat nie dłubał przy swojej liście na firmowym komputerze i gdyby akurat na tej czynności nie przyłapał go młodszy podwładny, Keishi Tanaka. Ten nie tylko robi fotkę jako dowód uroczej zbrodni swojego przełożonego, ale też z miejsca proponuje mu układ, aby nawiązać głębszą relację i tym samym usprawnić realizację wykazu marzeń Tojo. Mężczyzna ma pewne wątpliwości co do szczerości jego intencji, jednak jako że Keishi bez cienia zażenowania zaczyna inicjować kolejne prywatne spotkania z Suzume, ten stopniowo zaczyna ulegać nienachalnemu urokowi młodszego kolegi, a nawet traktować go jako integralny element swojej strefy komfortu.
 |
Gdyby tylko Tojo wiedział, jak urocze naklejki Dango dodawało do przedpłat Dziesięciu marzeń, na pewno też skusiłby się na tomik... albo siedem...
|
Jedna kwestia wymaga natychmiastowego wyłożenia razem z kawą na ławę - a mianowicie Dziesięć marzeń przed czterdziestką to wypisz-wymaluj doskonale już znana polskim fanom Staromodna babeczka autorstwa sagan sagan, tylko że ze zmienioną oprawą graficzną. Główny wątek obu tych opowieści pokrywa się bowiem praktycznie co do joty. Poznajemy fabułę z punktu widzenia 39-letniego, szanowanego przez wszystkich szefa działu, który skrycie uwielbia urocze ozdoby i słodkie ciacha, ale ze względu na zajmowaną pozycję oraz niemłody już wiek absolutnie nie chce dać po sobie poznać, do jakiej estetyki ma niebywałą słabość. Wtedy jednak w jego życie szturmem wkracza przystojny, wyraźnie młodszy podwładny, który nie tylko skutecznie wkręca go w wypady na miasto, ale także (a może raczej przede wszystkim) obdarza gorącym uczuciem. Serio, gdyby taki opis pojawił się na jakimś kahoocie z BLek, a do wyboru byłyby między innymi dwa wspomniane wyżej tytuły, to równie dobrze można by wylosować odpowiedź poprzez rzut monetą. Nie posądzam jednak Mamitę o żaden wyrafinowany, popełniony z premedytacją plagiat, a raczej mimowolną (być może nawet niespecjalnie celową) inspirację, tym bardziej że przyjęcie takiego punktu wyjścia dla romantycznej historii osadzonej w biurowych klimatach wydaje się aż nazbyt kuszącą opcją.
 |
O rany, ale się zrobiło duszno... a to dopiero pierwsza strona komiksu!
|
Metalowca z sąsiedztwa - czyli inną wydaną już w Polsce mangę Mamity - oraz Dziesięć marzeń przed czterdziestką dzieli różnica zaledwie dwóch lat, jednak da się zauważyć, że przez ten czas autorka i tak zdołała zrobić spory postęp zarówno jako rysowniczka, jak i scenarzystka. Znacząco powiększył się chociażby wachlarz emocji ukazywanych na twarzach bohaterów, poprawiło się kadrowanie i ogólna kompozycja stron, jak również stonowana została częstotliwość sięgania po ujęcia "super deformed", dzięki czemu rzadsze scenki komediowe wydają się bardziej zasłużone, a przez to wybrzmiewają jeszcze lepiej. Jeśli zaś chodzi o warstwę fabularną, to mangaczce należą się głębokie ukłony za to, jak sprawnie udało jej się rozplanować pacing całej historii. W mojej opinii przesympatyczny Metalowiec z sąsiedztwa mimo wszystko cierpiał na zbyt duże przeskoki w czasie, które sprawiały wrażenie, jakby bohaterowie wchodzili ze sobą w kontakt wyłącznie w kulminacyjnych momentach. W przypadku Dziesięciu marzeń takiego problemu nie ma, a relacja między postaciami wydaje się wiarygodna właśnie przez to, że Suzume i Keishi mają możliwość pogadać w pracy, poczatować przed snem, pójść na przechadzkę po mieście czy opędzlować wspólnie kilka blach takoyaki. No, ale wymowna wydaje się również objętość obu dzieł - co prawda tomik Metalowca ma niebagatelne 214 stron, ale Dziesięć marzeń przed czterdziestką zawiera ich aż 240 (!).
 |
Panowie! Dbajcie o swoje kulki!
|
Mimo delikatnej wtórności motywu przewodniego lektura nowej mangi autorstwa Mamity uprzyjemniła mi aż dwa wieczory pod rząd (choć pewnie byłby jeden, gdybym ostatnio nie chodziła spać z kurami). Mam bowiem jakąś taką niemożebną słabość do sympatycznych, podstarzałych panów, którzy już-już pogodzili się z losem, że resztę życia przyjdzie im spędzić w stanie kawalerskim, a tu nagle pojawia się na ich drodze ktoś, kto nie tylko potrafi tchnąć w nich drugą młodość, ale też przywrócić wiarę w istnienie miłości. Oczywiście nie oznacza to, że zachęcam rodzime wydawnictwa do wynajdywania kolejnych dwudziestu BLek, których fabuła będzie jechać na dokładnie tym samym schemacie ukazywania uczuciowych perypetii 39-letniego salarymana, niemniej jednocześnie uważam, że od nieporadnych szkolnych umizgów dużo więcej potencjału kryje się w biurowych amorach. I jeśli tylko takich przyjemnych jednotomówek jak Dziesięć marzeń przed czterdziestką czy Daleko od romansu będzie się pojawiać więcej, to wydawnictwo Dango absolutnie ma moje pieniądze.
 |
Stary człowiek i już nie może (nadążyć za nowomową)
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Dango.
0 Komentarze