Za garniturem panowie sznurem - recenzja mangi Zakład krawiecki Ginmokusei (tom 1)

Jak na szeroki wachlarz profesji, na tle których najczęściej rozgrywają się męsko-męskie romanse, krawiectwo zajmuje zaskakująco wysokie miejsce w rankingu zaraz za pracownikami biurowymi, stróżami prawa oraz nauczycielami. Za prekursora tego wydawniczego trendu można uznać rok 2017 i narysowaną przez Zakk/Hachi Ishie serię Canis, za którą zabrały się Kluski z Dango. Co prawda fabuła nie skupiała się na szyciu ubrań sensu stricte, ale już na prowadzeniu butiku, braniu udziału w pokazach mody i tworzeniu stylowych kapeluszy - a i owszem. Warto przy tym wspomnieć, że manga ta w 2022 roku doczekała się nawet reedycji! Następna w kolejności ukazywania się na polskim rynku byłaby wypuszczona w 2019 roku pozycja wchodząca w skład cyklu Jednotomówek Waneko, czyli Królowa i krawiec autorstwa Scarlet Beriko. Tu już nie ma mowy o żadnym naciąganiu motywu przewodniego pod przyjętą tezę, gdyż nie tylko jeden z bohaterów jest profesjonalnym krawcem zajmującym się szyciem garniturów, ale i większość kluczowych wydarzeń rozgrywa się właśnie w samym zakładzie (oraz przylegającym do niego stylowym mieszkanku). Dokładnie tym samym tropem poszła doskonale już znana polskim czytelnikom Mamita, która między ukończeniem Metalowca z sąsiedztwa a rozpoczęciem Dziesięciu marzeń przed czterdziestką zajęła się tworzeniem dwutomowej mangi pod malowniczym, wiele mówiącym tytułem Zakład krawiecki Ginmokusei.


Tytuł: Zakład krawiecki Ginmokusei
Tytuł oryginalny: Ginmokusei no Shitateya
Autor: Mamita
Ilość tomów: 2
Gatunek: romans, okruchy życia, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Po śmierci ukochanego dziadka Ubuki porzuca ciepłą posadkę w korpo i przejmuje pozostawiony przez seniora zakład krawiecki przygotowujący i sprzedający szyte na miarę garnitury. I o ile w pierwszych miesiącach działalności mógł jeszcze liczyć na odwiedziny stałych bywalców placówki, tak z czasem nawet pies z kulawą nogą (nie mówiąc już o najwierniejszych klientach marki) nie chciał zaglądać do malutkiego sklepu na obrzeżach Ginzy. W końcu biznes zaczął podupadać tak bardzo, że z sensownych rozwiązań pozostała Ubukiemu już tylko modlitwa o to, aby próg przybytku zdołała przekroczyć choć jedna zbłąkana duszyczka... I wtedy jak na zawołanie w pomieszczeniu faktycznie zjawia się młody, niezwykle przystojny mężczyzna, jakby wprost skrojony pod elegancki garnitur. Jego zimny, otaksowujący wzrok oraz cierpki komentarz dość szybko zdradzają, że gość nie przybył do sklepu w standardowym celu. Theo Nakamura, bo tak nazywa się przybysz, zaleca skonfundowanemu Ubukiemu, aby ten go zatrudnił, gdyż tylko w ten sposób będzie w stanie podreperować renomę upadającej pracowni. Młody właściciel zakładu krawieckiego (całkiem słusznie zresztą) wydaje się wobec tej natarczywej sugestii dość mocno nieufny. Nie mija jednak wiele czasu, nim orientuje się, że jego charyzmatyczny towarzysz nie jest tak zupełnie obcym człowiekiem, lecz kimś, z kim po intensywnie zakrapianym wieczorze nie tylko podzielił się finansowymi troskami, ale nawet... poszedł do łóżka!

Panów w garniturach nigdy za mało. A dodatków z panami w garniturach to już w ogóle

Zakład krawiecki Ginmokusei to zaprawdę brakujące ogniwo między Metalowcem z sąsiedztwa a Dziesięcioma marzeniami przed czterdziestką jeśli chodzi o twórczy rozwój Mamity. Widać w tej mandze o wiele większą pieczołowitość w światotwórstwie oraz równomiernym rozkładaniu akcentów fabuły (o czym świadczy chociażby fakt, że autorka nie próbowała upychać wszystkiego w jednym tomie, ale udało jej się wynegocjować od wydawnictwa aż dwa). Poza tym porusza ona zaskakująco aktualny, a zarazem niestandardowy jak na romansidło problem, jakim jest kwestia podupadających małych biznesów. Ustami bohaterów mangaczka przekazuje wiele wyjątkowo trafnych uwag, w tym to, że rzadko kiedy właściciele zakładów takich jak Ginmokusei są na tyle wszechstronnie uzdolnieni, aby umieć nie tylko przygotować dany produkt, ale też się zareklamować, zająć się obsługą klienta czy panować nad finansami. Słowem - prowadzenie działalności gospodarczej to nie miejsce, w którym można się unosić honorem. Przynajmniej nie współcześnie i nie wynajmując lokal w wielkim mieście. Co się zaś tyczy drobnych minusów, to przyznam, że kadrowanie nie wydaje się jeszcze równie błyskotliwe co w Dziesięciu marzeniach, a drobne komediowe wstawki przedstawiające dziwacznego kota z sąsiedniego sklepu są tak bardzo nie przystają do reszty historii, że właściwie trącą już cringem.

"Kobieta niezależna" nie znaczy, że nieodpowiedzialna!

Osobną kwestię, która sprawia, że absolutnie warto zakupić tomiki Zakładu krawieckiego Ginmokusei, stanowią garnitury. A właściwie to panowie w garniturach. Czy raczej dużo przystojnych panów w szykownych, szytych na miarę garniturach... ekhem. W tym miejscu pozwolę sobie na odrobinę niestosownej prywaty, gdyż uważam, że eleganccy mężczyźni w dobrze skrojonych wdziankach absolutnie zasługują na status dobra narodowego. Albo nie, nie dobra narodowego. Na... na miejsce na liście światowego dziedzictwa UNESCO. To oraz na obszerny wpis do czerwonej księgi gatunków zagrożonych. Tak zapobiegawczo. Nie oznacza to rzecz jasna, że mam zamiar uchodzić za modową ekstremistkę, która głosi, że faceci powinni mieć zakaz chodzenia w takich ubraniach, na jakie mają akurat ochotę. Takie podejście z miejsca zasługuje na kategoryczne "bez przesady". Ale jeśli już ktoś w garniturach lubić chodzi i akurat dysponuje przyjemną dla oka sylwetką, to oh boi. Chyba nic nie działa tak kojąco na oczy jak porządna dawka witaminy A skropiona kapką luteiny oraz widok szerokiej w ramionach sylwetki, która dzięki dobrze dopasowanej koszuli i kamizelce subtelnie schodzi aż do wąskiego tyłeczka. W Zakładzie krawieckim Ginmokusei nie tylko doświadczycie mnogości niezapomnianych krajobrazów, ale będziecie też mogli sycić oczy do woli, bez obaw, że jakaś trójwymiarowa osoba mogłaby się poczuć z tego tytułu niekomfortowo.

I'm too sexy for my shirt...

Ciężko wyrokować, czy 2., a zarazem finalny tom tej króciutkiej serii nie wywiedzie fabuły na kompletne manowce, ale jeśli miałabym opierać swoje przypuszczenia na tym, co do tej pory Mamita zdołała zaprezentować w wydanych w Polsce pracach, to jestem dość spokojna o dalsze losy Zakładu krawieckiego Ginmokusei (oraz kolejnych jej dzieł ukazujących się pod szyldem imprintu mochiko od wydawnictwa Dango, o ile takowe jeszcze się kiedyś pojawią (oby jednak tak)). Jasne, nie będę się kłócić z tym, że znacznie szybciej i przystępniej dla portfela byłoby zaopatrzyć się w dowolną dostępną na rynku jednotomową BLkę, niemniej uważam, że dla niebanalnego settingu, niezwykle zgrabnej kreski oraz poruszanych wątków warto rozważyć wybór mangi Mamity. No i garnitury, nie można zapominać o garniturach! Jeśli w waszych sercach te szykowne wdzianka mają zarezerwowaną choć niewielką przestrzeń, zapewniam, że Ubuki oraz Theo z prawdziwą przyjemnością jeszcze odrobinę ją powiększą.

Marketing czyni mistrza

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze