Choć wydaje się, że powoli zaczynamy odchodzić od tego trendu, to jednak w wielu miejscach wciąż da się zauważyć wyraźny kult chodzenia na studia i oceniania potencjalnej wartości człowieka przez pryzmat uzyskiwanego przezeń papierka. Oczywiście istnieje wcale szerokie grono specjalistów - takich jak lekarze, prawnicy czy architekci - którzy bez wyższego wykształcenia zasługiwaliby co najwyżej na miano szarlatanów, niemniej do wyuczenia się większości zawodów wcale nie potrzeba kontaktu z dyszącymi nad karkiem profesorami. Z drugiej strony nie chcę demonizować instytucji studiów samej w sobie, gdyż pod wieloma względami potrafi być to niezwykle pouczający czas, kiedy dojrzewający nastolatek może zaznać przedsmaku prawdziwej dorosłości. Prawdą pozostaje jednak to, że nawet jeśli człowiek nie rzuci studiów w połowie ich trwania, to rzadko kiedy ma sposobność dostać się na dokładnie takie stanowisko, jakie sobie wymarzył. Wśród mojej rodziny i przyjaciół takie przypadki mogę policzyć na palcach jednej ręki (i to takiej, która przeszła zabieg amputacji kilku kosteczek), a ja, choć w teorii mogę się pochwalić pracą w zawodzie, w praktyce wylądowałam w abstrakcyjnym dla siebie środowisku, którego specyfiki nauczyłam się dopiero w praniu. No więc jak to z tymi studiami jest? Czy można je uznać za dobrze spożytkowaną okazję do rozwoju? Cóż... Moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze albo że niedobrze... ale więcej na ten temat opowie wam już Yatora, protagonista ukazującej się w Polsce mangi Blue Period.

Tytuł: Blue Period
Tytuł oryginalny: Blue Period
Autor: Tsubasa Yamaguchi
Ilość tomów: 14+
Gatunek: seinen, dramat, szkolne życie, okruchy życia
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Mimo że Yatora z powodzeniem stawił czoła egzaminatorom podczas wystawiania prac zaliczeniowych podsumowujących pierwszy rok nauki na Geidai, wciąż czuje niepokój związany z tym, jakie wartości i styl powinno reprezentować jego własne malarstwo. Z tego powodu chłopak postanawia na czas wiosennej przerwy odwiesić fartuch na kołek i po raz pierwszy od wielu miesięcy prawdziwie odpocząć od egzystencjalnego bólu tworzenia. Całkowite zbijanie bąków nie wchodzi jednak w rachubę (zwłaszcza że przydałoby się zarobić na wykorzystywane na studiach materiały), dlatego Yatora decyduje się zgłosić po dorywczą fuchę do pobliskiej szkółki plastycznej organizującej zajęcia dla dzieci oraz seniorów. Jakież jest jego zdziwienie, gdy po wykonaniu telefonu do placówki z ulotki słyszy w słuchawce telefonu nie kogo innego, jak tylko... panią Saeki, jego nauczycielkę plastyki z liceum, a zarazem opiekunkę klubu, która zaraziła go pasją do sztuki! Tym sposobem Yatora rozpoczyna pracę jako asystent sprawujący pieczę nad przedszkolakami z kursu "Szprotek". A choć mogłoby się wydawać, że zmiana pozycji z osoby ocenianej na oceniającą będzie czymś banalnie prostym dla człowieka uczęszczającego na jeden z najbardziej prestiżowych uniwersytetów w kraju, w rzeczywistości sposób komplementowania małych autorów, interpretowania ich dzieł czy nawet zrozumienie postrzegania przez nie barw okaże się dla głównego bohatera doświadczeniem równie skomplikowanym, co rozwijającym.
 |
O proszę! Potężna reprezentacja starych ludzi w mangach! To lubię!
|
We wcześniejszych recenzjach Blue Period wskazywałam, że jest to pozycja wprost obowiązkowa dla rozwijającej się światopoglądowo młodzieży, gdyż seria konfrontuje ich z marzeniami o podążeniu ścieżką kariery, która nie zawsze wydaje się najbardziej optymalnym wyborem pod kątem oczekiwań bliskich/nauczycieli/otoczenia/rynku pracy. Tom 11. zmienia jednak nieco specyfikę przedstawianych problemów i chociaż wciąż opowiada o nich przez pryzmat sztuki, to celuje już nie tyle w licealistów i studentów (nawet jeśli Yatora i Hashida również wynoszą z tych lekcji ważną naukę), ale przede wszystkim w rodziców z małymi pociechami. Właściwie można potraktować ten wolumin jako swego rodzaju miniaturę, którą należałoby podsunąć każdemu opiekunowi, który ma problemy z zachowaniem zdrowego balansu między dawaniem dziecku niezbędnej przestrzeni osobistej, zapewnianiem mu możliwości rozwoju poprzez dodatkowe zajęcia a po prostu poświęcaniem mu uwagi - i to pełnoprawnej uwagi, a nie tylko rzucaniem zdawkowych komunikatów tak o, na odczepnego. Choć większość maluchów uczęszczających do grupy Szprotek wydaje się mieć z zajęć sporą radochę, występują w niej również dwa przypadki, kiedy to rodzice w ten czy inny sposób mają wylane na to, co dziecko tworzy i jakie ma to dla niego znaczenie - a to przekłada się na fakt, że mali artyści przechodzą zarówno kryzys twórczy, jak i egzystencjalny.
 |
Osioł ze Shreka jednoczy się w trudnościach z rozpoznawaniem niebieskich roślin
|
Wakacyjna fucha nie trwa oczywiście wiecznie, a od 12. tomu wkraczamy wraz z protagonistą na drugi rok akademickiego tyrania na Geidai i... uch. Nie wiem, jak wyglądały (albo mają zamiar wyglądać) wasze drugie lata na studiach, ale dla mnie to właśnie ten okres wiąże się z największymi traumami, najpotężniejszymi cyrkami i najgorszym zapieprzem. I wygląda na to, że na malarstwie olejnym nie będzie dużo inaczej, zwłaszcza że doszło do zmiany opiekunów prowadzących rocznik Yatory - w zastępstwie za kontuzjowanego profesora Tsukinokiego i pracującą nad sporym projektem profesor Nekoyashiki pieczę nad studentami będzie sprawować profesor Choya oraz profesor Inukai. Nie jest to jednak koniec niespodzianek, ponieważ niemal od razu po przekroczeniu murów uniwersytetu Yatora ma okazję natrafić na doskonale mu znaną mordeczkę, która należy do... Kuwany! Ogromnie się cieszę, że autorka nie zapomniała o niezwykle charakternej gromadce z kursu przygotowawczego u pani Ody i jak do tej pory swoje osobiste wątki zaliczyli już Yotasuke oraz Hashida, tak teraz na scenę ponownie wkracza dawna prymuska, która musiała totalnie przewartościować swoje podejście do sztuki, aby móc z powodzeniem przejść egzaminy. Przy okazji pozwolę sobie nieznacznie uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, że choć Yatora będzie jej senpajem, Kuwana niekoniecznie skorzysta z pełni jego doświadczenia, gdyż na swoją specjalizację nie wybrała wcale malarstwa olejnego...
 |
Nowy rok rocznik, nowa ja!
|
Jestem również pozytywnie zaskoczona, jak porządnie i kompleksowo Blue Period przykłada wagę do przedstawiania życia studenta. I to na dodatek studenta-artysty, przez co intensywność doświadczanych odpałów powinna być z miejsca podnoszona do kwadratu. Pierwszy rok wydawał się zaledwie niewinnym tutorialem, a robienie grupowych popijaw aż do urwania się filmu, budzenie się rankiem w pełnym negliżu czy wieczne przymieranie głodem - zupełnie standardowymi elementami zdrowego, akademickiego survivalu. Kiedy jednak Yatora rozpoczyna drugi rok, nie tylko wychodzi z bezpiecznego getta swojego malarskiego kierunku, ale zaczyna pakować się w sytuacje, które sprawiają wrażenie tak samo pouczających, jak i podskórnie niepokojących. Niby wiele można zrzucić na karb poszukiwania coraz to nowszych bodźców, dzięki którym zdoła nadać swojemu stylowi malowania właściwej formy, niemniej granica między ciekawością a ryzykanctwem staje się niekiedy już naprawdę cienka. Najciekawsze w tym wszystkim jest jednak to, że takie środowisko prezentuje nie randomowa osoba, która po prostu zrobiła niezły research, ale autorka, która sama bezpośrednio wywodzi się z Tokijskiego Uniwersytetu Sztuki. Jeśli można komuś zaufać w kwestii tego, jak wygląda życie domorosłego artysty (oczywiście nie sugerując, że pozwoliła ona sobie na wstawianie autobiograficznych wtrętów), to Tsubasa Yamaguchi z pewnością jest odpowiednią mangaczką na odpowiednim stanowisku.
 |
Geniusz, pracuś, ekscentryk, babiarz. Zaiste pełen serwis!
|
Z jednej strony robi myślenie, jakim cudem tak specyficzna tematycznie manga potrafiła ugruntować swoją pozycję w magazynie Afternoon (w którym, dla przypomnienia, wydawana jest m.in. Saga winlandzka, Houseki no Kuni czy Tengoku Daimakyou) i na tyle podbić serca czytelników, aby nie groziło jej ostrze serializacyjnej gilotyny. Z drugiej jednak nie ma co niepotrzebnie nadwyrężać makówki, skoro można ją gimnastykować przy lekturze naprawdę świetnej, głębokiej, niebanalnej pod każdym możliwym względem mangi. Tak czy inaczej gorąco zachęcam do zaopatrzenia się w tę serię, a w sytuacji, gdy nadgonicie już polskie wydanie Blue Period, zapraszam również do sprawdzenia nietuzinkowego spin-offu w postaci... wystawy czasowej zorganizowanej przez Muzeum Narodowe w Warszawie, gdzie od 12 października do 14 stycznia można podziwiać prace Picassa (tak, dokładnie tego Picassa z tych Picassów!) prezentowane z okazji 50. rocznicy jego śmierci. Dzięki temu poczujecie się niczym Yatora próbujący rozgryźć, co takiego tkwiło w tym ekscentrycznym twórcy - a zarazem swoistym patronie dzieła autorstwa Tsubasy Yamaguchi - że odcisnął aż tak silne piętno na współczesnej sztuce.
 |
Nie święci garnki lepią... ale Picasso i owszem, robił całkiem memiczne
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze