Jako i uczynił recenzowany tu Fire Force.
Zjednoczone siły Drugiego i Ósmego Zastępu SSP przeczesują zlokalizowany w tunelach dawnego metra Nether w poszukiwaniu Białych Szat. Strażacy nie do końca zdają sobie jednak sprawę z tego, że jest to skrupulatnie zaplanowana zasadzka, a śmierć szeregowych funkcjonariuszy dostarcza wrogowi potrzebnego materiału, aby przekształcić trupy w płomiennych i tym samym doprowadzić do eksplozji na niespotykaną dotąd skalę. Zresztą, zdolni pirokinetycy również znajdują się w nie lada opałach. Tamaki ledwo co zdołała spacyfikować przeciwniczkę, która poważnie zraniła Juggernauta, gdy w jej miejsce pojawia się dwójka nowych, potężnych agresorów. Równolegle Licht spitala samotnie przez korytarze, cudem unikając śmierci z rąk (zębisk?) ognistych zombie. Znów porucznik Hinawa musi się użerać nie tylko z nieprzyjacielem zdolnym utwardzać swoje ciało na podobieństwo hartowanej w gorącu stali, ale również z porucznikiem Oze, nadopiekuńczym starszym bratem Maki, który za żadne skarby nie chce jej powrotu do SSP. No a na barki Shinry (a chwilę później również Arthura) spadł przykry obowiązek pojedynkowania się z doktorem Giovannim, który ze spotkania na spotkanie wydaje się coraz mniej ludzki... i to nie tylko w tym metaforycznym znaczeniu.
![]() |
Przez to niezdecydowanie Ohkubo w kwestii projektowania okładek możemy cieszyć się podwójną dawką kart postaci dodawanych do tomików |
Zaprawdę powiadam wam - Fire Force nie działałoby nawet w połowie tak dobrze, jak działa, gdyby paczka głównych bohaterów (czyt. członków Ósmego Zastępu SSP) składała się wyłącznie z młodych, nieopierzonych świeżaków. Znaczy, spoko, w innych shounenach też często pojawiają się mentorzy, jednak zwykle pełnią oni symboliczną rolę, głównie jako wsparcie podczas treningu albo ostateczny dupochron, gdy misja totalnie bierze w łeb. Ba, nawet w poprzedniej serii Atsushiego Ohkubo ramię w ramię walczyli głównie uczniowie, podczas gdy dorośli mieli swoje własne sprawy do załatwiania. W przypadku perypetii pirokinetycznych strażaków nie da się jednak zignorować olbrzymiego wkładu, jaki w rozwój fabuły mają bezpośredni zwierzchnicy Shinry, Arthura, Tamaki i Iris. Kapitan Oubi stanowi serce drużyny i nawet jeśli to nie on dysponuje największą siłą bojową, to robi za wzorowego tanka chroniącego zespół przed zbieraniem cęgów. W tym zadaniu mocno wspiera go Maki - dobra dusza, a zarazem międzypokoleniowy pomost, który łączy doświadczenie w boju z młodzieńczą energią. Porucznik Hinawa uchodzi znów za kręgosłup moralny drużyny i choć nierzadko sprawia wrażenie wypranego z emocji cyborga, to podejmowane przez niego decyzje zawsze mają na względzie dobro kompanów (takie prawdziwe, a nie podszyte głupimi uprzedzeniami). No a bez Lichta i Vulcana każdy plan posypałby się taktycznie jeszcze zanim ktokolwiek zdążyłby ruszyć do akcji.
![]() |
Milczący Arthur to najlepszy Arthur |
Wraz z końcówką 20. tomu rozpoczynają się wydarzenia, które dotąd nie zostały przełożone na anime (co oczywiście zmieni się wraz z 3. sezonem, choć nie wiadomo jeszcze, kiedy dokładnie to nastąpi). I trzeba przyznać, że od tego momentu dzieją się naprawdę grube rzeczy, ponieważ Białe Szaty nie tylko decydują się wyjść z ukrycia, ale robią całkowicie jawny przewrót w Cesarstwie Tokijskim. Co prawda fabuła na jakiś czas o tym zapomniała, jednak przecież u początków Fire Force historia skupiała się na prowadzeniu przez Ósemkę wnikliwego śledztwa w sprawie strażaków bądź całych zastępów, którzy ukrywali prawdę stojącą za samozapłonami - a żeby móc działać w ten sposób, złodupcy musieli potrafić coś więcej niż tylko mocno walić z piąchy. Z drugiej strony to nie tak, że w ich szaleństwie kryje się jakaś odkrywcza metoda, jakiś głębszy plan niczym u Thanosa z MCU. Wręcz przeciwnie. W metodach antagonistów kryje się masa szaleństwa, co jest akurat mocno symptomatyczne dla dzieł wychodzących spod ręki Atsushiego Ohkubo (oraz stanowi jeszcze jeden argument za tym, że Fire Force i Soul Eater dzielą to samo uniwersum). Tym jednak razem zamiast narkotycznego obłąkania wynikającego z chorobliwej potrzeby tłumienia emocji mamy do czynienia z wynaturzeniami, do których może doprowadzić ślepa wiara w bóstwa... lub powołujące się na nie autorytety.
![]() |
O Słońca kapłanie! Czy to JoJo nawiązanie? |
Fire Force bywa w wielu momentach pieruńsko inteligentną mangą - czy to pod kątem ukazywania różnorakich ognistych mocy opartych na nietuzinkowych prawach z zakresu chemii lub fizyki (ogromnie szanuję za wykorzystanie przemiany martenzytycznej), czy to nienachalnego wplatania filozoficznych myśli niczym ta z akapitu powyżej. Niestety, czasami dla równowagi mandze zdarza się zaryć nosem o zamulone dno, zwłaszcza gdy po dłuższej chwili spokoju autor ni z gruchy, ni z pietruchy zdecydował się wrócić do Tamaki i jej nad wyraz problematycznej "zdolności" przypadkowego
![]() |
Kiedyś tłumaczeniem tajników supermocy zajmowali się stojący na uboczu bohaterowie drugoplanowi, za to dziś przypominają one zwarte segmenty rodem z programów naukowych |
Chciał nie chciał, wkroczenie fabuły w nieznane dotąd rejony mocno przekłada się na odbiór serii - choć do tej pory czytało się ją naprawdę miło, to dopiero od końcówki 20. tomu człowieka zaczyna zżerać prawdziwa ciekawość, co zdarzy się w kolejnym rozdziale i jakież to rewelacje skrywa jeszcze przed nami Ohkubo. Bo coś na pewno skrywa, patrząc na to, że w końcu zaczęły padać pierwsze znaczące (czyt. znane z imienia i nazwiska) trupy. Na dodatek od tego momentu bohaterowie, którzy wcale nie mieli łatwo i znajdowali się jakieś trzy kroki za przeciwnikami, będą musieli sięgać po wszelkie dostępne środki oraz zawiązywać wciórno nietypowe sojusze, byleby tylko przeciwstawić się nowemu porządkowi rzeczy. A jeśli tylko w dalszej części historii nie zabraknie miejsca antenowego dla starych wyjadaczy, to jestem więcej niż spokojna o losy serii aż do samego bombastycznie gorącego grande finale.
![]() |
Alfons Mucha 2077 |
0 Komentarze