Gdy w lipcu 2019 roku w Polsce wyszedł 1. tom spin-offowej serii Vigilante – My Hero Academia Illegals, superbohaterskie produkcje znajdowały się akurat u absolutnego szczytu swojej popularności. Nie dość, że w kinach wciąż jeszcze brylowało Avengers: Endgame poganiane przez premierującego Spider-Mana: Daleko od domu, nie dość, że na streamingach pojawił się trzeci (a zarazem ostatni) sezon Legionu, który przez wielu fanów aż po dziś dzień jest uważany za absolutnie najlepszy trykociarski serial w ogóle, to jeszcze na małe ekrany wleciała nieziemsko zanimowana kontynuacja przygód pewnego noszącego się na gładko herosa z komiksu autorstwa ONE'a, czyli drugi sezon One-Punch Mana Mob Psycho 100. Zaledwie cztery lata później popkulturowy krajobraz zmienił się jednak nie do poznania, a choć iskierkę nadziei rozpaliło wspaniałe domknięcie sagi Strażników Galaktyki, dziś Marvel Cinematic Universe wydaje się zaledwie cieniem dawnego siebie. W efekcie może dobrze się złożyło, że obok premiery filmu Jamesa Gunna przyszło nam się również pożegnać z The Crawlerem, Pop☆Step oraz Knuckle Dusterem - przynajmniej dopóty, dopóki wciąż dało się to zrobić z należnymi im honorami.

Tytuł: Vigilante – My Hero Academia Illegals
Tytuł oryginalny: Vigilante: Boku no Hero Academia Illegals
Autor: Hideyuki Furuhashi (scenariusz), Betten Court (rysunki), Kohei Horikoshi (pomysł oryginalny)
Ilość tomów: 15
Gatunek: akcja, komedia, dramat, shounen, supernatural
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Gdy w Naruhacie dochodzi do masowej awarii zasilania, jedyną osobą, która decyduje się (i w ogóle wie, że istnieje taka konieczność) stawić czoła mężczyźnie z blizną, jest The Crawler. W przypadku Koichiego "stawienie czoła" nie oznacza jednak widowiskowego spuszczenia łomotu złoczyńcy, a próba odciągnięcia go oraz sterowanych przez niego wybuchowych pomagierów od skupisk cywili. Jednocześnie The Crawler musi unikać śmiertelnie niebezpiecznych ataków i odprawiać w duchu modły, aby o całej sytuacji kryzysowej dowiedzieli się profesjonalni bohaterowie, którzy czym prędzej przybędą mieszkańcom Naruhaty na ratunek. Niestety, z każdą minutą robi się coraz gorzej, gdyż zafiksowany na punkcie Koichiego Szóstka zaczyna sięgać po coraz to bardziej radykalne metody, aby tylko wyeliminować raz po raz krzyżującego mu szyki samozwańczego bohatera i zwalić na niego winę za ostatnio przeprowadzane bombowe ataki. Gdy za nic w świecie nie może go dorwać w swojej ludzkiej formie, decyduje się ją porzucić i przeobrazić się w przerażające monstrum o zwiększonej wydolności fizycznej, które będzie w stanie w pełni wykorzystać potencjał wykradzionej mocy O'Clocka. Na całe szczęście The Crawler nie jest pozostawiony zupełnie sam sobie, a gdzie zawodzą licencjonowani herosi, tam zawsze może liczyć na działających samopas obrońców sprawiedliwości.
 |
Ekipa znów w komplecie!
|
Wyrażałam już tę opinię przy okazji recenzji poprzednich tomów... aaale chyba nie ma lepszego miejsca na przywołanie jej po raz ostatni niż podsumowanie serii. A mianowicie - nawet jeśli nie jesteście jakimiś zapalonymi fanami oryginalnego
My Hero Academia, mimo wszystko zachęcam do dania szansy spin-offowemu
Vigilante, ponieważ jako ciekawa, sprawnie poprowadzona, koherentna historia wypada on po prostu zdecydowanie lepiej. Kolejne postacie są tu wprowadzane dużo bardziej organicznie, nie wszyscy huzia na Józia, a w problemy świata przedstawionego o wiele łatwiej jest się wczuć niż w przypadku randomowych przygód licealistów uczących się w szkole dla najzdolniejszych superbohaterów. W
MHA potyczki są albo trywialne i wpisane w tok programu nauczania, albo hurr durr, światu od razu grozi totalna zagłada. Nie ma absolutnie nic pomiędzy. Tymczasem w
Vigilante wiele komplikacji życia codziennego wynika z działalności złodupców zbyt niskiego kalibru, by czołowi herosi nadążali z ich wykrywaniem i unieszkodliwianiem. Stąd w niektórych ludziach budzi się silna potrzeba dokonywania obywatelskich interwencji, z czym zresztą nawet my w swoich pozbawionych supermocy realiach często możemy się utożsamiać, gdy np. pijani piraci drogowi są zatrzymywani przez czujnych kierowców, nie bezpośrednio przez patrole policji. Nic zatem dziwnego, że przynajmniej w warstwie fabularnej
Vigilante w wielu miejscach bije na głowę zbyt mocno oderwany od rzeczywistości shounen pokroju
My Hero Academia.
 |
Jestem na tym kadrze i nie podoba mi się to
|
Ogromnie się cieszę, że udało się doprowadzić ten spin-off do zgrabnego, zasłużonego finału. Żałuję jedynie dwóch rzeczy... no, może właściwie jednej, tylko nieco bardziej złożonej. Przez 14 tomów Vigilante było historią o samozwańczych bohaterach, którzy nie mieli na tyle epickich umiejętności, aby próbować się szkolić na profesjonalnych herosów, jednak wciąż wyróżniało ich na tyle silne poczucie sprawiedliwości i odpowiedzialności za najbliższe otoczenie, że mimo niedostatków talentów potrafili zaryzykować zdrowiem (a nierzadko nawet życiem), aby zapewnić bezpieczeństwo tym jeszcze od nich słabszym. Jednocześnie wszelkie ułomności w superbohaterskiej materii rekompensowali działaniem w grupie oraz pomysłowym zastosowaniem swoich z pozoru głupiutkich darów. Niestety, na sam koniec musiało dojść do rozbuchanej bitki z olbrzymim, nabzdryngolonym power-upami złodupcem (pierwszy minus), w trakcie której okazało się, że Koichi dysponuje tak naprawdę niesamowitą zdolnością (drugi minus), która wcale nie jest limitowana przez jego własną kondycję, lecz zasysa energię z jakiegoś... innego, niewyczerpywalnego wymiaru? Uch. Takie wyświechtane zagrywki naprawdę nie były nikomu do szczęścia potrzebne. Dużo bardziej wolałabym zobaczyć w finale coś na znacznie mniejszą skalę, ale za to wymagającego od głównego bohatera trochę więcej pomyślunku i zdania się na własny styl załatwiania spraw, nawet jeśli opierał się on głównie na uciekaniu, robieniu uników czy przyjmowaniu ciosów na twarz.
 |
The Crawler stosuje dość... niestereotypowe podejście do podnoszenia kwalifikacji
|
No, ale ten drobny zawód finalną konfrontacją - czy może raczej jej niepotrzebną widowiskowością - nie zmienia tego, że naprawdę świetnie się bawiłam podczas lektury całego spin-offu. I chociaż dynamika między główną obsadą ogromnie przypadła mi do gustu, bardziej od naszego specyficznego trio polubiłam cały przebogaty drugi plan, począwszy od mordek doskonale nam już znanych profesjonalnych herosów, dla których niestety zabrakło miejsca w głównej historii (w tym Ingeniuma, Eraserheada, Midnight, Present Mica, Fat Guma czy Mirko), po cywilów, którzy nie zniknęli zaraz po tym, jak rozwiązano ich problemy, lecz przez cały czas pozostali ważnymi, biorącymi udział w wielu akcjach reprezentantami lokalnej społeczności (w tym Soga i jego kumple, pseudo-Wolverine i pseudo-Cyclops z grupy fanów twórczości Pop☆Step, bracia Hotta i Kamcio prowadzący kocią kawiarenkę, ekipa zaangażowana w przygotowanie Narufestu na czele z Makoto, siostrą detektywa Tsukauchiego). Aż dziw bierze, że wszyscy oni mieli okazję zabłysnąć w tak niedługiej w gruncie rzeczy serii, podczas gdy niektórzy uczniowie klasy 1-A po dziś dzień czekają na swój upragniony moment chwały. Mam zatem nadzieję, że Vigilante – My Hero Academia Illegals nie było tylko genialnym wypadkiem przy pracy i że tego typu wartościowych odprysków różnych dochodowych marek będzie powstawać w przyszłości znacznie więcej.
 |
Tylko piącha i chęć szczera zrobią z ciebie bohatera!
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze