Służba nie drużba - recenzja mangi Kołysanka świtu (tom 1)

Ciężko powiedzieć, czy jest to kompletny przypadek, czy jednak jeden z ważnych wyznaczników sięgania po licencje, ale trzeba przyznać, że wyjątkowo dużo spośród tytułów wyróżnionych w plebiscycie BL AWARDS 2021 zorganizowanym przez japoński portal chil-chil.net pojawiło się lub zostało zapowiedzianych przez nasze rodzime wydawnictwa. Staromodną babeczkę, Pod przykrywką, Metalowca z sąsiedztwa oraz W zasięgu ręki zgarnęły czujne Kluski z Dango; na laureata brązowego medalu z kategorii "best comics" oraz wicelidera kategorii "new comer" połasiło się ostatnio Waneko (a chodzi konkretnie o Dear Gene, oraz Kabukichou Bad Trip); Kotori również nie pozostaje w tyle i przytuliło do oferty takie Daisy Jelaousy (chociaż w tym przypadku pewnie przeważył argument, że jest to praca Ogeretsu Tanaki), za to Studio JG zaproponowało jednotomówkę o jakże malowniczym tytule OMG! Mój kumpel z gry online okazał się moim potwornym szefem!!!... Należało się więc spodziewać, że wraz z ujawnieniem wyników głosowania z 2022 roku nie tylko otrzymamy kolejne interesujące zapowiedzi, ale że na tym parkiecie ponownie będzie brylować Dango, które natychmiast zaopiekowało się złotym medalistą kategorii "best comics", czyli Kołysanką świtu od Ichiki Yuno.


Tytuł: Kołysanka świtu
Tytuł oryginalny: Yoake no Uta
Autor: Ichika Yuno
Ilość tomów: 3+
Gatunek: dramat, fantasy, romans, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Za górami, za lasami, za siedmioma morzami... istnieje sobie pewna wyspa, której mieszkańcy żyją sobie spokojnie i całkiem niespiesznie. Stan ten zawdzięczają niejakim Naznaczonym - młodym mężczyznom oraz kobietom o białych włosach i pokrytej ciemną skazą skórze, którzy noc w noc walczą z wyłaniającymi się z czarnego morza monstrami. Niestety, w zamian za krzepę zdolną oprzeć się zimnej wodzie i podołać wielogodzinnemu machaniu mieczem, wojownicy ci w najlepszym razie ledwo co osiągają dojrzałość. Nie inaczej ma być z Elvą, 18-letnim młodzieńcem o wyglądzie dziecka, który zajmuje się obroną południowej części wyspy. Lecz chociaż wydaje się, że w najlepszym razie pozostały mu 2-3 lata służby (a zarazem życia), wszystko zmienia się, gdy poznaje Alto, niezwykle ciekawskiego, a przy tym zaradnego chłopca. W przeciwieństwie do pozostałych ludzi, którzy unikają lub wręcz boją się Naznaczonych, Alto szczerze podziwia Elvę i dlatego postanawia pomóc mu w domowych obowiązkach. Z niewiadomego powodu obecność pracowitego malca nie tylko działa kojąco na zmrożone samotnością serce obrońcy wyspy, ale przynosi również całkiem fizyczne efekty - czarne zakażenie znika niemal całkowicie, a ciało znów odczuwa upływ czasu, dzięki czemu Elva jest w stanie przetrwać kolejne 8 lat.

Wcale się autorce nie dziwię, że nie może się powstrzymać przed rysowaniem bohaterów w różnych strojnych wdziankach

Choć zdążyłam zauważyć, że zapowiedź wydania tej mangi została przyjęta nad wyraz hurraoptymistycznie, dopiero po lekturze zrozumiałam, dlaczego była to reakcja jak najbardziej zasłużona. Rzadko bowiem trafiają się BLki, które nie są po prostu czystej wody romansem - czy to całkiem przyziemnym, czy to okraszonym ociupinką magii, ale jednak romansem. Owszem, od czasu do czasu zdarzało się jakieś Coyote czy inne No.6, niemniej mało kiedy autorzy decydują się położyć większy nacisk na ciekawy świat przedstawiony i rozwijanie wątków pozauczuciowych (a jeśli nawet próbują, to wychodzą z tego aż nazbyt skondensowane Scarlet Secret albo Wampir z życzeniem śmierci). Tymczasem Kołysanka świtu w pełni zasługuje na to, aby sklasyfikować ją jako fantasy z domieszką Boys Love, nie na odwrót. Bo nawet jeśli bohaterowie co jakiś czas w ten czy inny sposób pokazują, że czują do siebie miętę, to główną linią fabularną pozostaje kwestia walczących z czarnym morzem Naznaczonych, ich godnego pożałowania losu wymagającego służby aż po sam grób oraz tego, jak właściwie można przełamać trwający od przeszło 100 lat impas. I z radością muszę przyznać, że trzon tej historii nie tylko daje radę, ale wręcz bije na głowę wiele wychodzących aktualnie przygodówek.

Oj, gdyby Korpus Zwiadowców mógłby się poszczycić równie dobrymi wynikami co Naznaczeni, pewnie z Erena wyrósłby równie uroczy dzieciak

Największy opad szczęki wywołuje jednak nie przemyślana fabuła - choć oczywiście zasługuje ona na ogromne pochwały - ale fakt, że Kołysanka świtu jest pierwszym autorskim komiksem, który wyszedł spod ręki Ichiki Yuno. Co prawda już od 2012 roku wydawała własnym sumptem doujiny z bohaterami popularnych shounenów, jednak żeby wejść na rynek nawet nie z jednotomówką, ale od razu z pełnowymiarową serią... Normalnie aż strach się bać potencjału nowego pokolenia mangaków, jeśli ich debiutanckie prace wyglądają lepiej niż cokolwiek, co kiedykolwiek stworzyła (i co kiedykolwiek stworzy) zapatrzona w siebie Shungiku Nakamura. Urzeka mnie również wszechstronność warsztatu autorki. Nie ogranicza się on wyłącznie do stworzenia świetnych designów postaci i umiejętnego bawienia się kadrowaniem, ale widać to także (czy nawet przede wszystkim) w przecudnych projektach ludowych ubrań czy niesamowitej dynamice scen walk. Że już nawet nie wspomnę o zjawiskowych kolorowych ilustracjach, które wydawnictwo Dango wyprosiło celem umieszczenia ich na dodawanych do przedpłat kart. I jak pod względem dbałości o najmniejsze wizualne detale wciąż cenię wyżej Scarlet Secret, tak całościowo, jako komiks na wskroś przemyślany, dużo lepiej wypada w mojej ocenie właśnie Kołysanka świtu.

Kilka razy naszła mnie ochota, aby podsunąć Kołysankę światu mojej dziergającej przyjaciółce z nadzieją na stworzenie jeśli nie cosplayu, to chociaż ładnego fatałaszka do casualowego noszenia

Mimo że świat przedstawiony jest niezwykle intrygujący i złożony, nie spodziewam się, że seria nagle przeobrazi się w ciągnącego dekadami tasiemca. Znaczy, swoje na pewno potrwa, zwłaszcza że w Japonii wyszły już póki co 3 tomy, ale jeśli miałabym zgadywać, to myślę, że powinna się ona zamknąć w 5-7 częściach. W przeciwieństwie bowiem do takiej Prawdziwej bestii, Usłyszeć ciepło słońca czy Nieznajomego pośród wiatru, gdzie historię można kontynuować tak długo, jak długo bohaterowie będą wpadać w codzienne tarapaty, w Kołysance świtu mamy do czynienia z bardzo konkretną metą, czyli odkryciem tajemnicy wyspy i wykaraskaniem Elvy (a najlepiej wszystkich aktualnych oraz przyszłych Naznaczonych) ze służby bronienia ludzi przed czarnym morzem. A czegoś takiego nie wymyśla się pod wpływem chwili, tylko ma opracowane już na poziomie uzyskania zgody na serializację w magazynie. Podsumowując więc moje pierwsze wrażenia na temat Kołysanki świtu - nie tylko zamierzam śledzić tę serię z zapartym tchem, ale w ogóle niesamowicie mocno kibicuję wydawaniu większej liczby takich tytułów, których gimmickiem nie jest po prostu bycie BLką, ale bycie dobrą mangą skupioną na bohaterach o zróżnicowanej orientacji.

Słyszałam, że maseczki błotne korzystnie działają na skórę, ale żeby odmładzały aż do tego stopnia...

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze