Muzyka, co łagodzi obyczaje - recenzja mangi Metalowiec z sąsiedztwa (jednotomówka)

Romanse różnorodnej maści, gabarytów oraz przyjętej konfiguracji przyzwyczaiły nas już do tego, że przygarnięcie pod swój dach nadprogramowego lokatora - czy to zaledwie na jedną noc, czy też na wiele miesięcy - w 11 przypadkach na 10 kończy się przysposobieniem go na resztę życia. Co ciekawe ostatnio na naszym rynku na popularności zaczął zyskiwać również motyw, kiedy to Amor utrafia swoją strzałą bohaterów nie tyle mieszkających pod jednym dachem, ile zajmujących sąsiadujące ze sobą lokale. Ba! Samo wydawnictwo Dango mogłoby z powodzeniem stworzyć oddzielną kategorię tylko dla swoich tytułów. Od Klusków mamy bowiem wciąż wychodzący (choć już zmierzający ku wielkiemu finałowi) Kompleks sąsiada - historię opowiadającą o romantyczno-tożsamościowych zawirowaniach między dwójką znających się od dzieciństwa przyjaciół; mamy Alkohol & papierosy, którego fabuła skupia się na właścicielach stojących naprzeciw siebie sklepów oferujących wyżej wymienione używki; zwarty tytuł Mojego sąsiada autorstwa hagi mówi chyba wszystko, co wiedzieć o nim trzeba... no a praktycznie na dniach pojawiła się w Polsce gorąca BLkowa nowość traktująca o cokolwiek nietuzinkowej zażyłości, czyli Metalowiec z sąsiedztwa.



Tytuł: Metalowiec z sąsiedztwa
Tytuł oryginalny: Tonari no Metaller-san
Autor: Mamita
Ilość tomów: 1
Gatunek: dramat, romans, okruchy życia, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Kento, jak na przykładnego studenta przystało, groszem nie śmierdzi. Co gorsza na czas remontu akademiku musi opuścić dotychczasowo zajmowany pokój i zaczepić się w miejscu, którego opłacanie nie wymagałoby od niego sprzedaży nerki oraz pierworodnego (z czym Kento będący zadeklarowanym gejem mógłby mieć spory problem). Ostatecznie decyduje się skorzystać z intratnej oferty wynajmu mieszkania za jedyne 7 tysi jenów miesięcznie, co w przeliczeniu na polską walutę wynosi około 230 złotych. Nawet na nasze rodzime, zjadane przez inflację zarobki cena ta wydaje się nie tyle niewygórowana, co na kilometr śmierdząca jakimiś srogimi komplikacjami. I faktycznie coś jest na rzeczy... tyle że Kento jeszcze przed podpisaniem umowy zostaje uprzedzony, że w wybranym przez niego lokum doszło do awarii przyłączy gazu, wobec czego nie ma w nim ani ogrzewania, ani tym bardziej ciepłej wody. Ale jak to przystało na studenta, który doskonale zna smak kanapki z chlebem - nie z takimi ograniczeniami już sobie w życiu radził. Przynajmniej tak mu się wydaje. Bo kiedy nadchodzi zima, a srogie mrozy dają do wiwatu, Kento o mało co nie zamarza na śmierć. Na szczęście z opresji niemal w ostatnim momencie ratuje go sąsiad, który na pierwszy rzut  budzącego się po utracie przytomności oka sprawia wrażenie wcielenia kostuchy, niemniej na drugi okazuje się być... całkiem sympatycznym, choć mocno małomównym fanem metalu.

Metal to nie muzyka - to styl życia. I to jaki sielankowy!

Kojarzycie może taką serię jak Komi-san wa, Comyushou desu. (znaną także jako Komi Can't Communicate)? No, to można powiedzieć, że Metalowiec z sąsiedztwa jest jej BLkowym spin-offem. Ale serio, Soshi tak bardzo przypomina Komi, że mógłby uchodzić za jej starszego brata albo chociaż kuzyna od strony małomównego taty. Oboje są bowiem niesamowitymi introwertykami, którzy mimo odczuwania komunikacyjnej fobii mimowolnie lgną do innych ludzi; oboje są smukłymi, czarnowłosymi pięknościami wyglądającymi wciórno uroczo nawet w zwykłym, kuchennym fartuszku; no i oboje są niejednokrotnie przedstawiani jako urocze chibiki z wybałuszonymi oczkami, którzy zamiast słów porozumiewają się z otoczeniem za pomocą intensywnego kiwania i kręcenia głową. Jedyne, co ich różni, to płeć oraz fakt, że Komi nigdy nie chciała budować dystansu między sobą a innymi ludźmi. Znów Soshi na skutek nieudanych prób wpasowania się w standardy rówieśników porzucił wszelkie nadzieje i oddał swoje serce (oraz uszy) metalowi, umacniając tym samym introwertyczne fortyfikacje. A że Komi-san wa, Comyushou desu. ogromnie lubię, tak Metalowiec z sąsiedztwa praktycznie z miejsca zaskarbił moją sympatię.

Jak ma się pod ręką takiego słodziaka, to nawet po cukier nie trzeba po innych sąsiadach chodzić

Pod kątem grafiki Metalowiec z sąsiedztwa już tak bardzo Komi-san wa, Comyushou desu. nie przypomina... ale to nic nie szkodzi. Mamita dysponuje swoim własnym, unikalnym stylem, który zwłaszcza w kolorze prezentuje się naprawdę zacnie (choć nad tłami jak zwykle przydałoby się trochę popracować). Jeśli sceny mają oddać powagę sytuacji, widać dużo staranności przykładanej do modelowania twarzy bohaterów i ukazywania subtelności odczuwanych przez nich emocji, natomiast kiedy historia uderza w nieco bardziej komediowe tony, rysunki sprawnie przechodzą w tryb kjutaśnych gryzmołków rodem z zeszytowych marginesów. Znaczy... być może brzmię tak, jakbym oskarżała autorkę o odwalanie fuszerki, jednak mam na myśli to, że wprawnie korzysta ona z niezobowiązującej zabawy konwencją niczym takie Bocchi the Rock! Jeśli więc kochaliście umysłowe meltdowny i zezy rozbieżne w wykonaniu Hitori, to komediowy timing Mamity nie powinien odstawać od standardów ustanowionych przez to kultowe w pewnych kręgach anime. Swoją drogą... wow. Już drugi raz w ciągu dwóch akapitów postanowiłam sięgnąć po ikonę memiczności i przyrównać ją do Metalowca z sąsiedztwa. Czyli albo mam strasznie ubogi repertuar znanych bajek, albo pokazuje to, jak wysoko została ustawiona poprzeczka w tej rozkosznie sympatycznej jednotomówce.

Ta (fanowska) zniewaga krwi wymaga!

Niestety, jeśli będę się jeszcze kiedykolwiek posiłkować przykładami BLek, które spokojnie obyłyby się bez obligatoryjnej sceny seksu wciśniętej na dosłownie kilku ostatnich stronach, to Metalowiec z sąsiedztwa będzie jedną z pierwszych mang, na którą się powołam. Mnie tam ten fluff zajmujący 95% czasu antenowego w zupełności do szczęścia wystarczał, natomiast jeśli dla kogoś obecność kapki pikanterii to kwestia być albo nie być... znaczy, kupić albo nie kupić, to uprzejmie donoszę, że w mandze autorstwa Mamity sekwencja zbliżenia istotnie się pojawia i to nawet w formie nie do końca ocenzurowanej (czyt. miecze świetlne to to na całe szczęście nie są, niemniej nie spodziewajcie się niczego ponad sugestywne kontury). Wciąż pozostaje to jednak przede wszystkim przekochana historia traktująca o tym, że nie warto dawać zwieść się pozorom. Bo kto wie - może za posępnym obliczem mrukliwego sąsiada będzie się kryć wrażliwa istota, która poza słuchaniem niszowej muzyki doskonale odnajduje się w pieczeniu serniczków, robieniu na drutach i odwzajemnianiu miłości na całe życie?

No, to za rok rządzący będą nam sponsorować nie węgiel, a płyty zespołów metalowych

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze