Śledzenie na bieżąco kilku ostatnich sezonów anime jeszcze dobitniej uświadomiło mi, jak bardzo i bez najmniejszych skrupułów jesteśmy zalewani miernej jakości isekajami (oczywiście takich dopracowanych światotwórczo dzieł jak Re:Zero czy Mushoku Tensei do tego zbioru nie wliczam). Jasne, sama odnajduję wśród tych produkcji jakieś sprawiające nieskomplikowaną przyjemność rodzynki, niemniej w zupełności wystarcza mi jedna, maksymalnie dwie serie na kwartał... nie od razu piętnaście! Uch. Przeraża mnie szybkość, z jaką gatunek fantasy zaczyna obumierać, zastępowany przez masową krzyżówkę chińskich MMO-RPG z mokrymi snami nieumiejących w związki piwniczaków. Tym mocniej trzeba doceniać takie tytuły jak Shadows House, które nie tylko nie wymagają od głównego bohatera/głównej bohaterki podróży do innego świata, ale nie da się ich nawet opisać żadnymi prostackimi porównaniami do już istniejących dzieł, ponieważ stanowią swoją własną odrębną kategorię. W efekcie mangi autorstwa somato można zestawiać wyłącznie z mangami tworzonymi przez somato... choć na nasze nieszczęście nie istnieje ich wystarczająco dużo, by móc całkowicie zrównoważyć szalę robionych na jedno kopyto haremówek podawanych w sosie isekai.

Tytuł: Shadows House
Tytuł oryginalny: Shadows House
Autor: somato
Ilość tomów: 13+
Gatunek: seinen, horror, dramat, tajemnica, supernatural, okruchy życia
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)
Po zamieszaniu ze zjawą, zniszczeniu zapasów specjalnej kawy oraz konfrontacji z pewnym elementem wywrotowym (a nawet kilkoma) sytuacja chwilowo się uspokaja, jednak Edward wyczuwa w tym ciszę przed jeszcze większą burzą. Chcąc dowiedzieć się, co knują mieszkańcy budynku dla dzieci, postanawia udać się tam z oficjalną wizytacją. Jako że główną podejrzaną wciąż pozostaje Kate, Edward decyduje się zamieszać w relacjach między członkiniami dowodzonej przez nią grupy. Jednocześnie wybiera na swoich osobistych szpicli Sarah oraz Douglasa, którzy mają przeprowadzić wnikliwe śledztwo w sprawie wszelkich nieprawidłowości dziejących się w części zarządzanej przez Odznaczonych. Tymczasem Kate i Emilico nie zasypują gruszek w popiele i wiedząc, że piorąca mózgi kawa nie była podawana żywym lalkom już od dwóch tygodni, postanawiają jeszcze trochę opóźnić ten proceder, aby jak najwięcej dzieci zdołało się zorientować, kim tak naprawdę są. By tego dokonać, będą musiały dostać się do wieży Odznaczonych i przekraść się do pokoju, gdzie przygotowywany jest specjalny napar. Zadanie to wydaje się jednak o tyle karkołomne, gdyż ziaren kawy strzeże Susanna, która nie tylko potrafi tworzyć z sadzy czułe na ruch bariery, ale pozostaje też mocno sfrustrowana ostatnimi wydarzeniami wynikającymi z (poniekąd) jej własnej niekompetencji.
 |
Niestety wykrakałam z tymi pochwałami za konsekwencję w przygotowywaniu metalicznych zdobień, gdyż 10. tom został pozłocony zamiast posrebrzony...
|
O ile przy arcu ze zjawą nie było jeszcze do końca jasnym, kto jest wrogiem, a kogo można nazwać sprzymierzeńcem, wraz z 8. tomem historia już na całego weszła w etap regularnych szpiegowskich zbrojeń. W efekcie Kate, Emilico oraz ich rówieśnicy próbują nie dać się stłamsić dorosłym, natomiast Edward wraz z nowymi pomagierami starają się za wszelką cenę odkryć plany buntu, by móc go zdusić w zarodku. I o ile zabawnie się ogląda nieporadne próby Sarah i Douglasa w temacie przyłapania młodszych kolegów na knowaniach, tak sam Edward wciąż pozostaje naprawdę niebezpiecznym graczem. Co gorsza jego działania zakrawają o regularną paranoję i choć ma on rację, że Kate coś kombinuje, to a) nie zdaje sobie sprawy z rzeczywistej skali całego przedsięwzięcia, b) jego podejrzenia nie mają logicznego podłoża, a wynikają jedynie z faktu, że Kate i Emilico nie wpasowały się w ramy reżyserowanego przez niego debiutu. Ba, w gruncie rzeczy Edward nie różni się wiele od swoich nowych dziecięcych marionetek - w końcu nie wie, czego tak naprawdę tak zaciekle broni, a jedyne, na czym mu zależy, to na awansie w hierarchii i aprobacie szanownego pana Dziadka. A tacy ślepo podążający za swoim guru kultyści bywają znacznie bardziej niebezpieczni od zdroworozsądkowych antagonistów, którzy w razie napotkania problemów są w stanie przewartościować swoje priorytety i zrobić to, co jest dla nich opłacalne.
 |
Te dwie niecnoty to kłopoty... dla nich samych
|
W tym całym wywiadowczym galimatiasie szczególnie interesująca wydaje się perspektywa trzeciej, nie do końca świadomej swojego istnienia strony konfliktu, a mianowicie... Odznaczonych. Ani im się śni z własnej woli podlizywać się pyszałkowatemu Edwardowi, choć jednocześnie muszą być mu posłuszni, gdyż pozostaje on oficjalnym zarządcą domu dla dzieci. Nie da się jednak stwierdzić, że z dwojga złego woleliby sympatyzować z Kate (zwłaszcza że nie do końca zdają sobie sprawy z jej prawdziwych motywacji). Owszem, kiedy dochodzi do kilku nieprzewidzianych ekscesów, Odznaczeni starają się zatuszować wszystko w taki sposób, aby nic się przed dorosłymi nie wydało, niemniej chodzi im przede wszystkim o utrzymanie porządku, przestrzeganie zasad i pozostanie wiernym szanownemu panu Dziadkowi. No i oczywiście o zachowanie swoich stanowisk oraz wiążących się z nimi przywilejów. Ciężko więc jednoznacznie stwierdzić, po której stronie się opowiedzą, jeśli (a raczej - kiedy) dojdzie już do otwartego buntu i rewolucji w domu Shadow. Można jednak odnieść wrażenie, że ci, którzy pamiętają jeszcze czasy pod "panowaniem" Christophera i Anthony'ego, będą skłaniać się w kierunku ich postępowych poglądów zamiast zgadzać się na wypaczone machinacje dorosłych członków rodu.
 |
I tęskniąc sobie zadaję pytanie - czy to jest pouczenie? Czy już mobbingowanie? |
Oczywiście daleko jest jeszcze do obalenia dziadkowego reżimu, a przez to do zakończenia tworzonego przez somato Shadows House,
niemniej dzięki zgranej współpracy ekipa głównych bohaterów
systematycznie zbliża się do ujawnienia całej prawdy stojącej za
istnieniem osobliwej rezydencji. Szczególnie przełomowa wydaje się na
tym tle druga połowa 9. oraz cały 10. tom serii, kiedy to objawy kawowej
przepierki mózgu całkowicie ustępują, a gromadka debiutantów
wreszcie może sobie całkowicie szczerze pogadać. Dzięki temu dostajemy
naprawdę solidne retrospekcje, które w znacznej mierze dotyczą wydarzeń
dziejących się tuż przed oraz w trakcie selekcji kwalifikującej do pracy
w siedzibie rodu Shadow. Jednocześnie w międzyczasie ujawniona zostaje
przeszłość Kate oraz to, dlaczego
tak bardzo zależy jej na tym, aby zerwać z mało humanitarnymi praktykami
swoich
pobratymców. Wydarzenia te stanowią zarówno kolejną ważną część
układanki potrzebną do zrozumienia modus operandi cienistych istot, jak i
genezę przyjaźni między uchodzącymi za żywe lalki dzieciakami. Swoją
drogą to przeurocze, że nawet mimo utraty pamięci i usilnych prób
wtłoczenia ich w niewolniczy system, Emilico, Shaun i reszta zdołali
nawiązać utracone relacje, nawet jeśli w ten czy inny sposób uległy one
pewnej modyfikacji.
 |
Strasznie (za)kochane głuptasy moment
|
W Shadows House najbardziej cenię sobie to, że nie jest to manga ani nazbyt ponura, ani też totalnie lekka i przygodowa. Jasne, na tym etapie historii raczej nie ma już potrzeby ukrywać, że gromadka młodziutkich bohaterów została wyposażona w solidny plot armor, a zatem nie trzeba się bać, że na dłuższą metę stanie im się coś przykrego (a przynajmniej nic nieodwracalnego), niemniej nie da się zapomnieć, że w tle aktualnych wydarzeń dzieją się również rzeczy paskudne, okupione wieloma poświęceniami i makabrycznymi zgonami. W efekcie seria ta - podobnie jak miało to miejsce w przypadku nie mniej świetnego Kuro - powinna trafić w gusta nawet dojrzałych czytelników. Żałuję jedynie, że pierwszy sezon anime produkcji studia CloverWorks zdołał popsuć mi jedną niespodziankę i zaspoilował powrót pewnej postaci. Stąd pozwolę sobie na mały, wynikający z autopsji apel, aby koniecznie sięgnąć najpierw po mangę, a dopiero w ramach uzupełnienia zabrać się za anime. Tylko w takiej kolejności będziecie czerpać maksimum satysfakcji z poznawania plottwistów oraz
samodzielnego rozgryzania tajemnic stojących za istnieniem rodu Shadow.
 |
Obligatoryjny gag z Johnem jest obligatoryjny!
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze