Ostatnim razem, kiedy recenzowałam mangowe
Jujutsu Kaisen, w polskich kinach premierę miał akurat prequelowy film opowiadający o starszych kolegach Itadoriego, Fushiguro i Kugisaki uczęszczających do Technikum Jujutsu w Tokio. Znów w przypadku publikacji tego tekstu dzielą nas zaledwie trzy (i ciut ciut) miesiące do rozpoczęcia emisji drugiego sezonu bajki produkcji studia MAPPA. Sezonu, który będzie adaptował dalszą część fabuły począwszy właśnie od 8., wydanego już u nas tomu. Nieodległa data seansu anime mogła umocnić niektóre osoby w postanowieniu, aby poczekać z dalszym śledzeniem historii aż do lipca, jednak w przypadku tak dopieszczonych sakugowo hitów jak serie Gege Akutamiego czy Koyoharu Gotouge warto zdecydować się na wcześniejsze sięgnięcie po mangę. Oczywiście w odwrotnej kolejności lektura/seans też zapewni wam masę radochy, niemniej sama wychodzę z założenia, że dobrze jest najpierw zbinge'ować sobie kawał dobrego, sprawnie poprowadzonego shounena, a dopiero potem móc zachwycać się nim gromadnie w formie podrasowanej reżysersko animacji. Wtedy zyskujecie podwójną dawkę hype'u w cenie jednego.
A co sobie oszczędzicie nadziewania się na przypadkowe spoilery pozostawiane przez grasujące po internetach ciućmoki, to też wasze.
Tytuł: Jujutsu Kaisen
Tytuł oryginalny: Jujustu Kaisen
Autor: Gege Akutami
Ilość tomów: 22+
Gatunek: shounen, akcja, fantasy, horror, szkolne życie
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Yuuji i Nobara nie bez trudu zdołali pokonać dwóch spośród trzech odrodzonych wizerunków Dziewięciu Przeklętych Łon wykradzionych przez Mahito podczas zakłóconego zjazdu integracyjnego młodych zaklinaczy. Tym samym trójka uczniów pierwszej klasy Technikum Jujutsu w Tokio z powodzeniem pozbywa się klątwy z mostu Yasohachi, za to Itadori (trochę niechcący) wchłania kolejny z odnalezionych palców Sukuny. Sukces ten staje się podstawą do tego, aby piątka uczniów TJT dostała rekomendację na awans do rangi pierwszej. Jednocześnie wyróżnieni kandydaci muszą udowodnić zasadność wniosku poprzez wykonanie kilku wymagających misji przy współpracy z bardziej doświadczonymi zaklinaczami, a następnie samodzielnie ukończyć analogiczne zlecenie. Zanim jednak do tego dojdzie, historia zaliczy mały skok w bok, gdyż cofniemy się do czasów, kiedy w murach TJT uczyli się nastoletni Gojou, Ieiri oraz... Getou. Nie dość, że genialny zaklinacz rangi specjalnej oraz jeden z przywódców sojuszu klątw i klątwiarzy byli kiedyś przyjaciółmi, to jeszcze reprezentowali zgoła odmienne niż aktualnie poglądy w temacie dzierżonej przez zaklinaczy mocy. Co takiego stało się w przeszłości, że panowie tak diametralnie zmienili swoje podejście do życia, decydując się stanąć po przeciwnych stronach barykady?
 |
Nie samymi nastolatkami shounen żyje, czyli geriatria na okładkach wjeżdża na pełnej!
|
Niby zdążyłam się już zorientować, że Jujutsu Kaisen to shounen zupełnie nowej generacji, należący do gatunku tych mrocznych, brutalnych i nie certolących się z czytelnikiem historii, niemniej nie sądziłam, że śmierć będzie aż tak regularnie zbierać żniwo wśród drugoplanowych postaci (bo nikt się chyba gruntownej rewolucji i udanej próby odstrzelenia protagonisty raczej nie spodziewa). Już nawet nie wspominam o masowo ginących NPC-ach, tym bardziej że od samego początku widać, że wiodą oni dużo cięższy żywot niż ludzie zamieszkujący świat np. takiego Chainsaw Mana. Sławny atak demona broni palnej wydaje się praktycznie aktem miłosierdzia na tle tego, co dzieje się w ramach arcu kryjącego się pod kryptonimem "incydentu w Shibuyi" - ten pierwszy trwa zaledwie mgnienie oka, a w tym drugim doświadczamy istnego festiwalu gore. Flaki latają na wszystkie strony niczym konfetti, ciała morfują w twory godne krakowskiego muzeum figur woskowych, a w podziemiach stacji kolejowej dzieją się sceny żywcem wyjęte z finału pierwszego sezonu Invincible. Sam Eren Yeager by się takiego ludobójstwa nie powstydził. Już na kartach mangi ta krwawa łaźnia robi niesamowite wrażenie, a co dopiero należy się spodziewać po emitowanym latem anime.
 |
Spokojnie, przy produkcji tego tytułu nie ucierpiał żadna postać z głównej obsady... jeszcze
|
A komu zawdzięczamy te jakże apetyczne widoki? Oczywiście antagonistom. Zwykle mamy do czynienia albo ze skończonymi skurwielami, albo ze złodupcami, którzy na skutek jakiejś traumy z dzieciństwa postanowili sięgnąć po dość radykalne metody uporządkowania świata na nowo. Stąd ciekawie wypada dualizm motywacji przywódców stronnictwa klątw i klątwiarzy. Mahito jako reprezentant tych pierwszych nie kieruje się żadnymi głębszymi pobudkami poza pierwotnym instynktem, aby niszczyć, mordować i robić to, co się mu po prostu żywnie podoba. Znów Getou to znacznie bardziej skomplikowany przypadek. Z ukazanych w 8. i 9. tomie retrospekcji dowiadujemy się, że w młodości był z niego naprawdę przykładny zaklinacz, jednak braki kadrowe, śmierć kolejnych towarzyszy broni oraz mało humanitarne warunki pracy dość poważnie poprzestawiały mu klepki w głowie. I to na tyle, że pewnego dnia obudził się i z głupia frant stwierdził, że z dwojga złego zamiast tępić klątwy woli tępić ludzi podatnych na klątwy. W końcu bez jednej ze stron konfliktu pozbędą się całego problemu, prawda? Jednocześnie widać, że to spostrzeżenie to nie poziom planu Thanosa z MCU, ale swoiste PTSD czy inny efekt nawarstwiających się zaburzeń psychicznych, których w Japonii się niestety nie diagnozuje, a tym bardziej nie leczy. Huh, kto by pomyślał, że w moim shounenie znajdzie się miejsce na taki zakamuflowany komentarz społeczny...
 |
Nieoczekiwana zmiana miejsc poglądów
|
No a skoro już przy retrospekcjach z młodości jesteśmy, to zaczynam dostrzegać w kreacji Gojou jeszcze wyraźniejsze zapożyczenia ze świata Naruto. Do tej pory Pan Piękne Niebieskie Ślepia sprawiał wrażenie Kakashiego 2.0 - takiego cool dorosłego, co to umie załatwić przeciwników na hita, ale spełnia się również jako całkiem sumienny mentor trójosobowego zespołu młodzików. Wychodzi jednak na to, że w czasach uczęszczania do TJT bliżej mu było do samego Naruto, za to Getou stanowił odpowiednik Sasuke, z którym trochę rywalizował, a trochę traktował jak najlepszego kumpla (tylko oczywiście nie na głos, niech se dziad niczego miłego nie pomyśli). No a potem temu najlepszemu kumplowi odbiło, przeszedł na ciemną stronę mocy i poszedł czynić świat bardziej edgy. Klasyka. Nawet Ieiri specjalizująca się w leczeniu doskonale pasuje jako zastępstwo Sakury, choć na całe szczęście Gege Akutami oszczędził czytelnikom przymusu śledzenia patologicznych wątków romansowych. I o ile same retrospekcje mimo tych zabawnych konotacji okazały się ostatecznie niesamowicie ciekawe oraz konieczne do
zrozumienia specyfiki relacji między wyżej wspomnianymi panami - zwłaszcza w
kontekście kolejnej wielkiej halloweenowej bitki - niemniej sposób i
moment ich przedstawienia... no, powiedzmy, że widywałam już w życiu dużo płynniej poprowadzone wątki.
 |
...a kurtynę (czy tam inną płachtę) milczenia to spuśćmy na tę galopującą młodzieńczą sklerozę
|
Na sam koniec uczulę jeszcze, że do pełnego zrozumienia pewnych smaczków dziejących się w aktualnie wydawanych tomach Jujutsu Kaisen ogromnie przyda się znajomość dostępnego już u nas prequela, czyli Jujutsu Kaisen 0. Puszczanie mimo uszu sporadycznych napomknięć o pewnych mocno nieobecnych drugoplanowych postaciach jeszcze nie byłoby takim problemem, jednak jako że wokół samego Getou doszło już do kilku potężnych plottwistów, dlatego warto się z zawczasu dowiedzieć, co takiego zrobił rok wcześniej i jak duży oklep z tego tytułu zebrał. Osobiście o mało co szczęka nie wypadła mi z zawiasów, gdy okazało się to, co się okazało (i nie mam tu na myśli wyłącznie rewelacji z czasów szkolnych), a nowe światło padające na jego dotychczasowy plan wendety wobec zaklinaczy jujutsu kompletnie zmieniło moje postrzeganie tego cokolwiek pyszałkowatego, bezwzględnego klątwiarza. Oczywiście jeśli akurat załapaliście się na seans Jujutsu Kaisen 0: The Movie emitowany w polskich kinach w maju zeszłego roku, to ta wiedza w zupełności wystarczy wam do szczęścia, niemniej... chyba nic nie jest w stanie równać się satysfakcji z posiadania na swojej półce pełnej kolekcji z danej serii, prawda?
 |
Czy ktoś coś mówił, że mamy na naszym rynku mało mangowych sportówek?
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze