Uniwersum Gwiezdnych Wojen nie jest może tak bliskie memu sercu jak świat Harry'ego Pottera czy MCU, jednak jako przykładny zjadacz popkultury zapoznałam się swego czasu z oryginalną trylogią, a w ostatnich latach nawet biegałam wraz z przyjaciółką do kina na filmy sygnowane logo Disneya. Wiem więc, czemu niektórzy bohaterowie wymachują magicznymi latarkami, kto był w (ponoć nie do końca legalnym) posiadaniu Sokoła Millennium oraz szyk zdania dlaczego zmienny potrafi być, hmmm. No i oczywiście znam pewną zadziorną księżniczkę z dwoma charakterystycznymi koczkami zaplecionymi po obu stronach głowy, która mimo mocnego ograniczenia do roli drugoplanowej stała się nieodłączną ikoną całej marki. Na całe szczęście w sukurs przyszło wydawnictwo Egmont, które po dekadzie przerwy w publikowaniu mang wzięło pod swoje skrzydła kilka świeżutkich tytułów opartych na zachodnich licencjach, w tym spin-off Star Wars. Leia. Trzy wyzwania księżniczki będący adaptacją powieści z 2017 roku. Dzięki temu komiksowi niektóre postacie (i nie mam tu na myśli wyłącznie tytułowej bohaterki) nie tylko dostają należny im czas antenowy, ale zyskują także na charakterologicznej głębi.

Tytuł: Star Wars. Leia. Trzy wyzwania księżniczki.
Tytuł oryginalny: STAR WARS: Leia Oujo no Shiren
Autorzy: Claudia Gray (historia), Haruichi (rysunki)
Ilość tomów: 2+
Gatunek: akcja, przygoda, dramat, fantasy, sci-fi
Wydawnictwo: Egmont
Format: 148 x 210 mm
Leia Organa, oczko w głowie swoich rodziców, a zarazem królowej i wicekróla planety Alderaan, kończy właśnie 16 lat. To znów oznacza, że może wziąć udział w ceremonii uznania praw do tronu. Aby jednak zasłużyć na królewskie insygnia i zostać prawowitą władczynią swojego ludu, Leia musi wcześniej poddać się trzem próbom (a przy okazji z powodzeniem je ukończyć), które zaświadczą o jej sile, mądrości oraz harcie ducha. I choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że dziewczyna jest absolutnie zwarta i gotowa, by dowieść swojej wartości, widać, że nie wszystkie sprawy zostały uporządkowane w taki sposób, w jaki życzyłaby sobie tego główna zainteresowana. Charakterną księżniczkę gryzie przede wszystkim fakt, że jej kontakty z rodzicami znacznie się ochłodziły i nawet jeśli w dzieciństwie zawsze mogła z nimi porozmawiać na temat tego, co ją aktualnie trapiło lub cieszyło, teraz praktycznie nie poświęcają jej uwagi bądź w najlepszym razie robią to w ramach arystokratycznych powinności. Żeby im zaimponować, Leia postanawia w trybie przyspieszonym udać się z misją humanitarną na odległe Wobani, które stanowi kość niezgody między Imperium a rebelią. Nie wie jednak, że pod wieloma względami będzie to akcja znacznie trudniejsza niż wygłaszanie uroczystych deklamacji w zaciszu bezpiecznego pałacu na Alderaanie.
 |
Małe porównanie dostępnych na naszym rynku wydań. Mangi od Egmontu mają te same wymiary co powiększony format tytułów od Studia JG (tych z miękką okładką).
|
Aby cieszyć się lekturą tego komiksu, nie trzeba być zaznajomionym z całym olbrzymim lore Gwiezdnych wojen. Mnie samej do szczęścia w zupełności wystarczył jeden seans oryginalnej trylogii (czyli części 4-6) oraz zupełnie podstawowa wiedza o trylogii prequeli (części 1-3), którą zdobyłam poprzez popkulturową osmozę - ale nawet ta druga nie jest absolutnie potrzebna do szczęścia, gdyż manga na pierwszych kilku kolorowych stronach w telegraficznym skrócie streszcza czytelnikowi dzieje Padme, Anakina oraz konfliktu na linii Jedi-Palpatine. Ot, wystarczy kojarzyć Leię i być szczerze spragnionym kolejnych jej występów, zwłaszcza że w całej sadze księżniczki Alderaana było niestety jak na lekarstwo. A przecież mowa tu o postaci, która swego czasu stała na czele Sojuszu Rebeliantów, pomagała w stworzeniu demokratycznego rządu Nowej Republiki, aż wreszcie założyła Ruch Oporu! Oczywistym jest, że była w stanie pełnić tak odpowiedzialne funkcje nie dlatego, że była córką swych wpływowych rodziców (chociaż to na pewno w niczym jej nie przeszkadzało), ale dlatego, że miała wszelkie predyspozycje do bycia sprawnym, sprawiedliwym dowódcą. Jeśli więc chcemy dowiedzieć się, co się stało, że Leia wyrosła na tak zaradną politycznie dziewoję, koniecznie trzeba sięgnąć właśnie po wydawaną przez Egmont serię.
 |
...a niektórzy mieli tyle szczęścia, że dostali swój własny serial
|
Swoim przepięknym kadrowaniem i przywiązaniem do detali manga ta przywodzi na myśl najlepsze pozycje z naszego rynku skierowane do dojrzałego czytelnika w rodzaju Sagi winlandzkiej czy Opowieści panny młodej. Jednocześnie określiłabym Trzy wyzwania księżniczki jako komiks, który zachowuje perfekcyjny balans między mangową ekspresją a iście fotograficznym oddaniem wizerunków aktorów wcielających się w bohaterów oryginalnej trylogii. Leia wygląda bowiem jak wykapana Carrie Fisher z lat młodości, a Tarkin ze swoimi charakterystycznymi ostrymi rysami twarzy i zapadniętymi policzkami to wypisz-wymaluj Peter Cushing. Ucieszy więc to tych, którzy cenią sobie spójność w obrębie tak zróżnicowanego twórczo uniwersum, a którzy mimo wszystko chcieliby dać szansę publikacjom z odległej Japonii. Taki mariaż między wschodem i zachodem wydaje się próbą nie tylko zacną w zamyśle, ale i całkowicie udaną w wykonaniu. Przy okazji warto uprzedzić, że wydawnictwo Egmont zdecydowało się zachować onomatopeje i zamieścić tuż przy japońskich znakach ich
polskie odpowiedniki. Wyrazy dźwiękonaśladowcze pojawiają się jednak na tyle sporadycznie, że sama po raz pierwszy zauważyłam ich obecność dopiero w okolicach 40. strony.
 |
Gdy zima w Polsce na Ziemi zawodzi, zawsze zostaje jeszcze ta na Alderaanie
|
W mojej opinii seria stanowi ujmujący hołd dla wspaniałej kreacji
stworzonej przez Carrie Fisher, której w oryginalnej trylogii nie dano
szansy bardziej pobawić się Leią (postacie kobiece w ogóle miały wtedy
mocno pod górkę), za to w trylogii sequeli niestety zrobić już tego nie
zdążyła. Na całe szczęście Gwiezdne Wojny to jedyny w swoim rodzaju projekt multimedialny,
który nawet karygodne braki w ciągłości fabularnej potrafi przekuć w świetne
kawałki wciągających opowieści. Mimo to raczej nie polecałabym tej pozycji wytrawnym mangowcom, którzy mają jedynie mgliste pojęcie o Luke'u i spółce, więc od tejże serii chcieliby rozpocząć swoją przygodę z tym znanym i lubianym uniwersum. Takie podejście doskonale sprawdzało się w przypadku oglądania Gwiezdnych Wojen: Wizji, bo tam wystarczyło wiedzieć, że są sobie Jedi, są też Sithowie i od czasu do czasu przedstawiciele tych grup lubią się między sobą ponawalać. Star Wars. Leia. Trzy wyzwania księżniczki. stanowi natomiast uzupełnienie nieco większej historii, dlatego przypadnie do gustu tym fanom, którzy pragną ponownie zanurzyć się w ten fantazyjny świat przedstawiony i poczuć klimat prawdziwie kosmicznego tygla ras i kultur. Dla tych osób manga rysowana przez Haruichi powinna stanowić lekturę wręcz obowiązkową.
 |
Nie ma to jak silna, niezależna księżniczka, która żadnej misji ratunkowej się nie boi!
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Egmont.
0 Komentarze