Kot człowiekowi przyjacielem, a zombie zombie zombie - recenzja mangi The Walking Cat. Apokalipsa zombie oczami kota (tomy 1-3)

Wydawałoby się, że pik fascynacji dziełami traktującymi o zombie popkultura osiągnęła podczas tworzenia pierwszych pięciu sezonów The Walking Dead emitowanych na przestrzeni 2010-2015 roku. Na bazie popularności serialu rozpoczął się swoisty truposzowy boom, który z zawrotną prędkością objął także inne media, w tym filmy, książki, gry a nawet mangi i anime. Tak, to właśnie wtedy niczym grzyby po deszczu zaczęły pączkować różnego rodzaju serie pokroju Highschool of the Dead, Kore wa Zombie Desu ka?, Gakkou Gurashi (u nas znane także jako Szkolne Życie!), Sankarea czy Kamisama no Inai Nichiyoubi. Z czasem szaleństwo znacznie przycichło... ale niczym żywe trupy nigdy tak do końca nie umarło. Początek 2023 roku oraz wyśmienity serial na podstawie nie mniej znamienitej gry The Last of Us produkcji HBO przyniósł w tym temacie zupełnie nowe rozdanie, a nieumarli ponownie stali się niesamowicie nośnym tematem rozgrzewającym do czerwoności fandomowe grupy dyskusyjne. Idealnie z tym zombiakowym renesansem zgrało się wydawnictwo Waneko, które właśnie wypuściło krótką, 3-tomową serię o jakże znaczącym, nawiązującym bezpośrednio do korzeni tytule The Walking Cat. Apokalipsa zombie oczami kota.


Tytuł: The Walking Cat. Apokalipsa zombie oczami kota
Tytuł oryginalny: Walking cat
Autor: Tomo Kitaoka
Ilość tomów: 3
Gatunek: okruchy życia, horror, sci-fi, seinen
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)

Kiedy doszło do apokalipsy zombie, znany nam świat tradycyjnie poszedł w pi... no, w rozsypkę. Nie tylko ludzie starają się jednak poradzić sobie w nowej rzeczywistości. Koty również - tak jak ten, na którego przypadkiem natrafia niejaki Jin Yahiro. Mężczyzna przypadkiem rozdzielił się ze swoją żoną, Satoko, i aktualnie próbuje ją za wszelką cenę odnaleźć. Problem w tym, że podczas realizowania tej misji ogromnie doskwiera mu samotność. Do tego stopnia brakuje mu kontaktu z jakąkolwiek rozumną istotą, że gdy zauważa białego kocurka, który podczas pogoni za myszą niechcący natrafia na bandę wygłodniałych truposzy, postanawia go w te pędy ocalić. Zwierzę decyduje się odwdzięczyć i prowadzi Jina do swojego domu. Tam spotykają rosłego mężczyznę oraz jego zapadłą w śpiączkę żonę. Kobieta okazuje się być kocią mamą, która przed nastaniem końca świata opiekowała się stadkiem kociaków, w tym Yukim, czyli dobrze nam znanym białaskiem. Wydaje się, że wraz z odstawieniem zwierzęcia prosto do rąk jego dawnych właścicieli Jin będzie się musiał pożegnać ze swoim krótkoterminowym towarzyszem, jednak ten ma nieco inne plany na przyszłość. Jak to koty miewają w zwyczaju podążać własnymi ścieżkami, tak i Yuki postanawia potajemnie załadować się do plecaka Jina, by razem z nim ruszyć w dalszą podróż celem odnalezienia żywej lub rozkładającej się Satoko.

Swoją drogą przygotowany zestaw dodatków ma niezłe zastosowanie na wypadek apokalipsy - można napisać rodzinie na pocztówce o punkcie zbiórki i przyczepić ją magnesem do lodówki!

Tak się ciekawie złożyło, że po recenzji Sadako i końcu świata wciąż pozostajemy w temacie mang Waneko, które dzieją się w postapokaliptycznym świecie, a przy okazji doskonale łączą ze sobą sceny humorystyczne i elementy grozy. Bo tak - chociaż ciężko jest pozazdrościć sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie The Walking Cat, manga wcale nie koncentruje się na wszechogarniającej beznadziei czy tęsknocie za tym, co utracone. Wręcz przeciwnie. Perypetie przeżywane przez człowieka i kota wydają się stanowić cudowną odtrutkę na całe zło zarażonego świata. Choć Jin i Yuki niejednokrotnie muszą się przedzierać przez hordy zombie, to większość czasu antenowego zajmuje nie walka z żywymi trupami, ale eksplorowanie opustoszałego świata, poznawanie innych ocalałych - z którymi współpraca czasem się układa, a czasem niekoniecznie - i po prostu radzenie sobie z tym, co akurat ma się pod ręką. Raz te przygody będą się sprowadzały do rozbicia prowizorycznego obozu w mocno przetrzebionym sklepie wielobranżowym, gdzie zostały jeszcze resztki przydatnych do użycia wiktuałów (w tym, oczywiście, pucha z kocią karmą), a raz obserwowanie, jak potrzeba przedłużenia gatunku weźmie nad kocurkiem górę, na co zakłopotany mężczyzna nie będzie mieć innego wyjścia jak tylko pilnować, by nic nie przeszkodziło przyjacielowi w godach.

No cóż... ekstremalne warunki wymagają ekstremalnych środków zapewnienia prywatności?

Szczególnie interesującym zabiegiem - co sugerowały już same okładki - jest zmiana ludzkich bohaterów, w otoczeniu których będzie się kręcił tytułowy kocurek. Oczywiście nie zamierzam spoilować niczego konkretnego, ale raczej możecie się spodziewać, że okoliczności, w jakich dojdzie do przetasowań w obsadzie, nie zawsze będą miłe. Cóż... właściwie to podobnie jak miało to miejsce w przypadku The Walking Dead (i to bardziej komiksowego pierwowzoru autorstwa Roberta Kirkmana niż nieco zachowawczej serialowej adaptacji), do którego nawiązuje manga Tomo Kitaoki, nie powinniśmy się przywiązywać do absolutnie nikogo. Ale to jest właśnie istotą serii traktujących o zombiakach. Kryzysowa sytuacja niejednokrotnie eksponuje to, co w ludziach bywa najlepsze lub najgorsze, a kiedy zaczynamy się emocjonalnie angażować w wątki poszczególnych bohaterów, dosadnie nam się przypomina, że w obliczu apokalipsy nikt nie nosi wystarczająco grubego plot armoru, aby żyć długo i szczęśliwie (nie mówiąc już o ocaleniu świata). Jednocześnie to nie walka z truposzami ma być tu najważniejsza. Ona stanowi zaledwie dressing dekorujący znacznie bardziej niejednorodną sałatkę złożoną z trudnych wyborów, szans na odkupienie oraz pojedynczych ludzkich tragedii. No, i kocich oczywiście też.

Zważywszy na ilość serwowanych smakołyków nawet się nie dziwię, że dla niektórych kot może się wydawać idealną racją żywnościową na ciężkie czasy...

Tomo Kitaoka operuje dość surową kreską, która podczas lektury 1. tomu wydawała mi się jeszcze trochę nieporadna, jednak czy to przez położenie większego nacisku na bardziej dramatyczny ton historii, zmianę pleneru czy też zyskanie wprawy w tworzeniu tego typu dynamicznej narracji, niemniej 2. i 3. tom wywarły na mnie dużo lepsze wrażenie. Kadrowanie stało się o wiele ciekawsze, tła zróżnicowane, a designy zombie mimo swej prostoty wywołują adekwatny niepokój. Na szczególną pochwałę zasługuje także kreacja samego tytułowego bohatera. W przeciwieństwie do zwierząt obecnych w takim Starszym panie i kocie czy nawet we wznowionym ostatnio Cześć, Michael!, które celowo są przedstawione w karykaturalny sposób, Yuki z The Walking Cat wygląda i zachowuje się jak najprawdziwszy kot, co to czasem się przymili, czasem malowniczo okręci się dupką, a czasem wyrazi swoją dezaprobatę ostentacyjną defekacją. Dodatkowo nie "słyszymy" jego myśli, a zatem musimy wczuć się w pozycję podróżującego z nim ludzkiego bohatera, który pozostaje zdany na łaskę i niełaskę nieodgadnionego zwierzęcia. Mimo to Yuki nie jest żadną maskotką, która robi jedynie za powracający to tu, to tam comic relief. Stanowi pełnoprawnego bohatera mangi i widać, że odczuwa cały wachlarz emocji, nawet jeśli dźwiękowo wyraża je wyłącznie za pomocą różnorodnie modulowanego "miau!".

Przy takich kadrach można się poczuć, jakby się oglądało program National Geographic w wersji komiksowej

The Walking Cat mimo swoich skromnych rozmiarów oraz regularnej zmiany na stanowisku pierwszoplanowego bohatera jest historią nie tylko zaskakująco złożoną, ale i całkowicie kompletną. A przy tym wciąga jak diabli. Oczywiście gdyby miała potrwać jeszcze przez kolejne 10 tomów, nie miałabym z tym faktem najmniejszego problemu, natomiast jako swego rodzaju wycinek znacznie większej historii skupiającej się na ludzkości, która co prawda stanęła na skraju zagłady, jednak jeszcze się nie poddała, radzi sobie więcej niż doskonale. Dostarcza dokładnie takiej dawki takich emocji, jakiej powinno się oczekiwać od dobrej opowieści okołozombiakowej - trochę chwytającego za serce dramatu, trochę rozbijającego napięcie czarnego humoru i trochę spontanicznej nadziei na lepsze jutro. Jeśli jesteście akurat wkręceni w oglądanie The Last of Us albo zawsze mieliście słabość do kawałków popkultury skupiających się na wszelkiego rodzaju dystopiach, manga autorstwa Tomo Kitaoki powinna z miejsca przypaść wam do gustu.

No i jeśli kochacie koty. Miłośnicy kotów z całą pewnością będą szczerze usatysfakcjonowani tą lekturą ;)

Nabycie kota w worku nie zawsze musi oznaczać coś niemiłego

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze