Gdzie apokalipsa nie może, tam kasetę pośle - recenzja mangi Sadako i koniec świata (jednotomówka)

Trzeba przyznać, że horror i komedia zaskakująco często idą ze sobą w parze jeśli chodzi o mangowe (ale też animcowe) produkcje. Za takie sztandarowe przykłady gatunkowego mezaliansu mogą służyć niektóre dzieła narysowane ręką Junjiego Ito, doskonale wszystkim znany i lubiany Chainsaw Man od Tatsukiego Fujimoto czy niepozorne, trzytomowe Kuro autorstwa somato - tego samego twórcy, który aktualnie zajmuje się nieco bardziej stonowanym humorystycznie Shadows House. Zresztą, nawet na przestrzeni ostatniego roku nie brakowało u nas komiksowych świeżynek doskonale wpisujących się w ten z pozoru kontrastowy trend. Wystarczy spojrzeć na wydawaną nakładem Studia JG Mieruko-chan czy 100 rzeczy do zrobienia, zanim zostanę zombie, jak również wliczające się w poczet Jednotomówek Waneko Od dziś jestem zombie! (swoją drogą co te żywe truposze takie zabawne się ostatnio zrobiły?). A jeśli komuś brakowałoby perlistego śmiechu przetykanego rozcieraniem gęsiej skórki, ten specyficzny stan może zapewnić lektura nowej mangi ze wspomnianego już powyżej cyklu, czyli Sadako i koniec świata.



Tytuł: Sadako i koniec świata
Tytuł oryginalny: Shuumatsu no Sadako-san
Autor: Koma Natsumi
Ilość tomów: 1 (z serii Jednotomówek Waneko)
Gatunek: shoujo, horror, komedia, supernatural
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)

Gdy nadszedł koniec świata, cała ludzkość zniknęła z powierzchni ziemi... no, czy może raczej niemalże cała. Jak się bowiem okazuje, przy życiu ostały się dwie młode damy - na oko nastoletnia Ai oraz ledwo odrosła od ziemi Hi. Pewnego razu dziewczynkom udaje się naprawić magnetowid, na którym odtwarzają starą kasetę wideo. Nie jest to jednak zupełnie przypadkowy nośnik, gdyż po jego uruchomieniu z telewizora wyczołguje się niepokojąca postać o długich, czarnych, zakrywających twarz włosach... Tak, to Sadako, czyli kultowa w horrorowych kręgach zjawa, której klątwa doprowadza do zgonu w ciągu siedmiu dni od obejrzenia filmu z nią w roli głównej. Tylko że zamiast śmiertelnie przerazić swoje młode widzki, niezaznajomione z dziełami minionej kultury dziewczynki są szczerze zachwycone pojawieniem się Sadako, tym bardziej że od dawien dawna nie miały kontaktu z kimkolwiek poza sobą nawzajem. Jednocześnie starsza Ai wydaje się na tyle uszczęśliwiona swoim odkryciem, że pragnie odszukać pozostałych ocalałych i zorganizować dla nich wspólny seans kasety. Aby móc to zrobić, ostatnie przedstawicielki ludzkości decydują się wyruszyć w daleką podróż, której Sadako (uzbrojona w tablet umożliwiający jej komunikację) będzie rzecz jasna nieodłączną częścią.

Się Zuckerberg trochę rozpędził z tymi możliwościami Metaverse...

Jeśli spodziewacie się, że Sadako i koniec świata to przewrotna historia opowiadająca o rozwoju pewnej charakterystycznie rozczochranej bohaterki z klasyki kina grozy... to nie mam dla was tak zupełnie jednoznacznej odpowiedzi. Choć mogłoby się wydawać, że kontakt z dwiema na wkroś niewinnymi dziewczynkami zmieni Sadako nie do poznania, czyniąc z nią wcielenie dobroci i empatii, to manga nie decyduje się na przeprowadzenie aż tak widowiskowej przemiany. Czasami wydaje się, że w sercu posępnego ducha faktycznie tlą się jakieś cieplejsze uczucia, a czasami widać jak na dłoni, że byt ten jest całkowicie podporządkowany swoim pierwotnym instynktom. W efekcie praca stworzona dłonią Komy Natsumi tak samo często rozczula, jak i odpowiada za podskórne uczucie niepokoju. Lecz nawet jeśli ta niejednoznaczność doskonale pasuje do samej kreacji Sadako, tak jestem trochę zawiedziona, że autorka nie pokusiła się o rozwinięcie drugiej z zawartych w tytule kwestii, czyli końca świata. Ot, wiemy tylko tyle, że doszło do jakiejś tajemniczej katastrofy, w wyniku której praktycznie wszyscy ludzie zginęli, mimo że otoczenie pozostało nienaruszone - niczym w takim Serafinie Dni Ostatnich, tyle że z pominięciem jakiegokolwiek antagonisty, który mógłby nam zafundować wartościowy infodump.

Czy się wózek ciągnie, czy się na nim leży - nocleg na wyprawie bardzo się należy!

Oprawa wizualna jednotomówki swoją surowością i nieco posępną atmosferą przypomina mi odrobinę Shoujo Shuumatsu Ryokou (znane również jako Girls' Last Tour). O, albo taką  Dziewczynkę w Krainie Przeklętych - widać to zwłaszcza w dość uproszczonych projektach postaci, szkicowym charakterze rysunków oraz w posiłkowaniu się niemal wyłącznie bielą, mocną czernią i jednym odcieniem pośredniej szarości. Połączenie tych elementów sprawia, że nie jest to może najbardziej zachwycający komiks na świecie - ciężko byłoby mu konkurować nawet w ramach samych Jednotomówek Waneko, jak się ma za oponentów takiego Satoshiego Kona czy Scarlet Beriko - ale fantastycznego klimatu absolutnie nie można mu odmówić. Na wspomnienie zasługuje również obwoluta, która jakby w ramach rekompensaty za wyjątkowo cienki tomik (ma zaledwie 138 stron, a lita historia zajmuje ich tylko 116) została wykonana z przyjemnej, delikatnie chropowatej, sztywnej tektury. Jeśli ktoś miał okazję zaopatrzyć się wcześniej w Opowieści o Białej Księżniczce albo w THEO, zapewne wie, co mam na myśli. To naprawdę miłe urozmaicenie, zwłaszcza że taka struktura obwoluty idealnie współgra z malowaną pastelami ilustracją z frontu tomiku.

Jeśli kiedykolwiek wyrzucaliście sobie, że jesteście niefotogeniczni, pamiętajcie, że zawsze mogliście być Sadako

Z jednej strony Sadako i koniec świata miało spory potencjał, aby stać się znacznie dłuższą historią o wędrówce trzech dziewczynek przez opustoszały (albo nie tak do końca) świat, podczas której przeżywałyby różne dziwne lub podnoszące na duchu przygody. Z drugiej jednak oczywisty fabularny ogranicznik stanowiła tu klątwa Sadako, a bez niej finał mangi nie wybrzmiałby w tak dobitny sposób, jak ostatecznie zdołał to zrobić. Dlatego mimo pozostawienia mnie w stanie drobnego niedosytu chciałabym pochwalić pracę Komy Natsumi za wzorowe wywiązanie się z zadania i stworzenie wybornego połączenia sympatycznej komedii z posępnym horrorem. Rzecz jasna nie takim mrożącym krew w żyłach, lecz takim zupełnie stonowanym, budującym złowieszczą atmosferę niczym w tej znanej najkrótszej opowieści grozy: "Ostatni człowiek na Ziemi usłyszał pukanie do drzwi". Myślę zatem, że pozycja ta będzie stanowić doskonałe uzupełnienie cyklu Jednotomówek Waneko, zajmując zasłużone miejsce pomiędzy Od dziś jestem zombie! a Potrzaskiem.

Dobranoc, pchły na noc, japońskie duchy pod wasze poduchy~

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze