Duże ilości kotków pod opieką naraz - recenzja mangi Starszy pan i kot (tomy 5-7)

Listopad już z samej zasady bycia listopadem nie jest miesiącem zbytnio kochanym przez ogół społeczeństwa. Pogoda jeszcze nie do końca wie, co chce ze sobą zrobić, a coraz uboższe w liście drzewa oraz niknące w oczach dzionki wskazują na jedno - populacja ludzi spędzających wieczory pod ciepłymi kocami zwiększa się. Na dodatek stoimy w specyficznym kalendarzowym rozkroku, ponieważ dopiero co skończyło się jaranie Halloween, a jaranie się Bożym Narodzeniem wciąż jeszcze daleko przed nami (co oczywiście nie przeszkadza internetowym sklepom i marketom w dokonywaniu zmasowanego ataku na Bogu ducha winnego konsumenta). No marazm totalny, no. Ale ten marazm stanowi idealny pretekst do tego, żeby zafundować sobie solidny zastrzyk puchatości i sięgać po te dzieła popkultury, które najlepiej komponują się z szumem deszczu zza okna, aromatem herbaty hojnie skropionej miodem... oraz drzemiącym kotem umoszczonym na kolanach. Jeśli jednak nie macie na podorędziu odpowiedniego pupila albo wasz pupil ma zgoła inne wyobrażenie na temat idealnego listopadowego popołudnia, możecie go zastąpić tomikiem stworzonego na właśnie takie potrzeby Starszego pana i kota.


Tytuł: Starszy pan i kot
Tytuł oryginalny: Oji-sama to Neko
Autor: Umi Sakurai
Ilość tomów: 10+
Gatunek: shounen, okruchy życia, komedia
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)

Fukumaru zauważa przez okno znajomego czarnego kocurka, który był jego sąsiadem podczas pobytu w sklepie zoologicznym. Problem w tym, że rosły kocur wygląda na przestraszonego, zagubionego i co gorsza - mocno poturbowanego. Na dodatek ucieka równie szybko, jak się pojawia, przez co Fukumaru nie zdołał się nawet dowiedzieć, jaka spotkała go przykrość i czy mógłby mu w jakikolwiek sposób pomóc. A pomóc chce przeogromnie, dlatego kiedy tylko do domu wraca papcio, Fukumaru niczym wystrzelony z procy pocisk przemyka między jego nogami i wypada na ulicę, chcąc dogonić rannego kocurka. Przerażony sytuacją pan Kanda natychmiast leci za Fukumaru, jednak nie mija nawet kilkanaście sekund, kiedy ten zupełnie znika mu z oczu wśród gęstych zarośli. Starszy mężczyzna próbuje za wszelką cenę nie stracić zimnej krwi i zaczyna dokładnie przeczesywać pobliski teren, nawołując kocurka po imieniu. Zamiast jednak na swojego podopiecznego trafia na... nieprzytomnego czarnulka - tegoż samego, któremu tak szaleńczo pragnął pomóc Fukumaru! Pan Kanda przez chwilę waha się, czy powinien zająć się rannym zwierzęciem, czy lepiej byłoby kontynuować podjęte poszukiwania, tym bardziej że pierwsze minuty są w takich alarmowych sytuacjach niezwykle ważne... lecz ostatecznie wrażliwe serce mężczyzny nakazuje mu czym prędzej zawieźć wymagającego opieki kocurka do weterynarza. Niestety, w efekcie słuch po Fukumaru zaginął zupełnie...

Starszy pan i kot to zakup obowiązkowy dla każdej kocimamy i każdego kocitaty, którzy mają niezłego kota... na punkcie kocich gadżetów!

Napomknęłam już przy okazji recenzji poprzedniego zestawu tomów, że zaskoczyły mnie cięższe motywy, które autorce udało się przemycić w ramach retrospekcji z młodości pana Kandy czy Hibino. Nie spodziewałam się jednak, że pani Umi Sakurai postanowi zakręcić w tak dramatyczny sposób również biegiem aktualnych wydarzeń. No bo wiecie, wspomnienia to wspomnienia, co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr... i w ogóle minione zaszłości nie powinny tak bardzo boleć w kokoro, ponieważ doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że w ramach równowagi teraźniejszość bohaterów pozostaje miła, puchata i bezpieczna. Niestety, jak powiada prastara mądrość "życie życie jest nobelon", a ucieczka zwierzaka stanowi ten poziom codziennych tarapatów, które mogą się przytrafić absolutnie każdemu - tak, nawet właściciele żółwi czy rybek akwariowych (jak nas zresztą uczy przykład "Gdzie jest Nemo?") nierzadko potrafią obudzić się w środku nocy, zlani zimnym potem z powodu strachu o miejsce pobytu swoich małych milusińskich. Na dodatek autorka zaczerpnęła pomysł na przebieg tego wątku ze swoich własnych doświadczeń, co jeszcze bardziej uwypukla fakt, że Starszy pan i kot mimo gargantuicznej ilości dawkowanego ciepełka wciąż pozostaje mangą ogromnie realistyczną.

Uch, niby już listopad, ale jakoś nagle zaczęły mi się strasznie pocić oczy...

Jednocześnie znajdziemy w tej serii sporo uroczo nierealistycznych momentów - piję tu przede wszystkim do naszego zacnego grona przystojnych panów pianistów w podeszłym wieku, którzy jeden po drugim leczą się ze swojej wieloletniej zgorzkniałości niczym za sprawą dotknięcia magicznych łapek przygarnianych na potęgę kotków. Ten powtarzający się z uporem maniaka proces należy jednak traktować z mocnym przymrużeniem oka, gdyż nie chodzi w nim o to, aby odwzorowywał rzeczywistość, ale o to, by dodawał otuchy lub przynajmniej skłaniał do zastanowienia, czy nasi milusińscy nie zmienili w podobny sposób naszego podejścia do świata. Nie jest to także agenda, aby koniecznie sprawiać sobie własnego zwierzaka, gdyż tylko wtedy człowiek osiągnie stan prawdziwej szczęśliwości. Osobiście traktuję to wręcz przeciwnie i choć sama nie mogę sobie pozwolić na posiadanie pupila w mieszkaniu w bloku (za czym w sumie aż tak nie tęsknię, bo co trzy tygodnie doładowuję swoje baterie u rodziców na gospodarstwie), to te fizyczne braki pomaga mi wynagrodzić właśnie zacna popkultura w postaci wydawanego na naszym ryneczku Starszego pana i kota oraz różnych animowanych produkcji jak np. Yoru wa Neko to Issho czy Inu to Neko Docchi mo Katteru to Mainichi Tanoshii.

Prawdziwych przyjaciół poznasz w biedzie... i po specyficznym wyrazie twarzy?

Wracając jednak do tego, co w Starszym panu i kocie realistyczne jak najbardziej pozostaje, to dziwne zachowanie mruczków. Choć mamy wgląd w ich procesy myślowe, nie zawsze pomaga to zrozumieć, jakimi krętymi ścieżkami kroczy ich logika i czy wciąż jeszcze znajduje się ona na naszym planie astralnym. Weźmy choćby na warsztat przezabawną scenę z Fukumaru, który w obecności gromadki małych, ciekawskich kociątek kompletnie stracił pojęcie, jak powinien się zachowywać, doznając w efekcie paraliżu połączonego z pyszczkościskiem. Kiedy jednak został wyproszony z salonu dla spokoju swojego oraz małych, nie zdołał wytrzymać nawet pięciu sekund, by znów (i to z bojowym nastawieniem!) nie wtarabanić się do zakazanego pomieszczenia... i znów nie zostać przytłoczonym potęgą młodości, co kończy się rozpaczliwym wzywaniem papcia na pomoc. Toż to istna kwintesencja bycia kotem i ignorowania możliwości wyciągania wniosków z popełnianych błędów... znaczy, mea culpa! Tak mi się tylko napisało, a przecież każdy, kto miał bliższą styczność z kitkami, doskonale wie, że one nie popełniają żadnych błędów - jeśli już, to wszechświat miewa dziury w oprogramowaniu, będąc nieprzystosowanym do nieszablonowego postępowania tych wciórno przenikliwych zwierząt.

Wincyj śmisznych kotków! Internet wyczyma!

Dawka krzepiącej dobroci okraszonej nutką pozytywnej naiwności zdecydowanie jest czymś, za co warto polecić Starszego pana i kota. Dla właścicieli czworonożnych (bądź płetwiastych (albo skrzydlastych (no chyba że czułkowych))) pupili powinna być to pozycja absolutnie obowiązkowa, natomiast całej reszcie może się spodobać o tyle, ponieważ nie wymaga karmienia, nie budzi randomowo w środku nocy i nie zostawia kłaczków na ubraniach. A radość z obserwowania zabawnych kocich zachowań pozostaje praktycznie ta sama. Wracając jeszcze na chwilę do kwestii poruszonego we wstępie listopada... czy właściwie następującego po nim grudnia... wydaje mi się, że Starszy pan i kot może okazać się ciekawą propozycją na gwiazdkowy upominek dla członka rodziny zasilającego szeregi starszego pokolenia - jeśli nie samych rodziców, to może na przykład takich dziadków? Co by nie mówić, zdecydowanie łatwiej będzie im się utożsamić z takim sympatycznym, ustatkowanym bohaterem w przekwicie wieku niż z jakimś narwanym nastolatkiem chętnym do widowiskowej bitki. Dodatkowo sprezentowanie tytułu będzie stanowić doskonały argument w dyspucie, że mangi nie ograniczają się wyłącznie do historyjek dla dzieci, ale są medium odpowiednim dla odbiorcy w każdym wieku i z każdego spektrum wrażliwości. A stąd już prosta droga do tego, by na wigilijnej wieczerzy - zamiast na znienawidzone tematy polityczne - rozmawiać o najzabawniejszych scenkach z udziałem Fukumaru...

Tu mi ciepło, tu mi dobrze, tu się będę rozpływać

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze