Dobrymi chęciami jest Naruhata wybrukowana - recenzja mangi Vigilante – My Hero Academia Illegals (tomy 11-13)

Kiedy widmo wielkiego finału zamajaczyło na horyzoncie fabuły My Hero Academia, stało się jasnym, że również wychodzące równolegle Vigilante – My Hero Academia Illegals będzie musiało powoli zwijać manatki. I faktycznie nie trzeba było na to długo czekać, bo 28 maja 2022 wypuszczony został ostatni rozdział, który zakończył na 15 niebagatelnych tomach serię autorstwa Hideyukiego Furuhashiego oraz Bettena Courta. Swoją drogą przyjęło się raczej, że wszelkiego rodzaju odpryski popularnych marek przyjmują formę króciutkich spin-offów tworzonych na potrzeby promowania już doskonale znanych i lubianych postaci (tak jak miało to miejsce np. z Sanjim czy Acem z One Piece'a, Rengoku i Tomioką z Miecza zabójcy demonów czy też Byakuyą z Dr Stone'a); ewentualnie na większą serializację załapują się jakieś komediowe 4-comy niewymagające szczególnego kunsztu rysowniczego, które można potem wykorzystywać jako bazę do animowanych dodatków wciskanych na DVD głównej serii. Tymczasem nie z Vigilante te numery. Ba, właściwie to wiele mang wydawanych w ramach Weekly Shounen Jumpa nie ma tyle szczęścia, żeby osiągnąć porównywalne wyniki! A za wisienkę na tym torcie niebywałego sukcesu można uznać fakt, że nawet na naszym nieźle przepakowanym polskim rynku znalazło się miejsce na tak zacnie prezentującą się serię.


Tytuł: Vigilante – My Hero Academia Illegals
Tytuł oryginalny: Vigilante: Boku no Hero Academia Illegals
Autor: Hideyuki Furuhashi (scenariusz), Betten Court (rysunki), Kohei Horikoshi (pomysł oryginalny)
Ilość tomów: 15
Gatunek: akcja, komedia, dramat, shounen, supernatural
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)

Kontrolowana przez pszczeli dar Pop zostaje postrzelona w plecy, lecz na całe szczęście w ostatniej chwili przed roztrzaskaniem się o ziemię ratuje ją The Crawler. Koichi, świadomy tego, że przyjaciółka nie mogła przemienić się w złoczyńcę z własnej woli, chce ją jak najszybciej zabrać do szpitala. Drogę zagradza mu jednak dziwnie zachowujący się mężczyzna, który nie dość, że informuje, że to on odpowiada za aktualny stan dziewczyny - począwszy od zneutralizowania jej pociskiem ze specjalnym środkiem, a skończywszy na zaprogramowaniu pszczół w taki sposób, że powzięły sobie za cel autodestrukcję wraz ze swoją niedawną gospodynią - to jeszcze zamierza całą tę rozróbę uczynić swoim oficjalnym debiutem w roli bohatera O'Clock 2! Nawet gdyby The Crawler chciał, jego moc nieszczególnie nadaje się do ofensywnego działania, dlatego wybiera jedyne dostępne w tej sytuacji wyjście, czyli... ucieczkę co sił w darze. Czy to kwestia adrenaliny, czy też silnego skupienia, dający z siebie 300% normy Koichi do tego stopnia wytęża swój ślizg, że kiedy znajduje się między młotem a kowadłem (a konkretnie między szalonym złoczyńcą a nie mniej szalonym Endeavorem), decyduje się na bramkę numer trzy i katapultuje się prosto w przestworza!

Łooo! Nawet Mistrzu się znalazł po dłuższej nieobecności!

Do tej pory uważałam główną intrygę przedstawianą w Vigilante za taki podręcznikowy przykład skrupulatnie planowanego złodupczenia, które od czasu do czasu musi wybić niczym źle zakonserwowane szambo. Nie sądziłam jednak, że cała sprawa z Rokuro Nomurą (czy jak go tam należy nazywać) będzie - niczym drogi do Rzymu - prowadzić do All for One. Jego późniejsze knowania dziejące się w głównej serii zyskują jednak dzięki temu wątkowi dużo więcej sensu, szczególnie patrząc na to, jak często pozwalał on sobie na różne drobne "eksperymenty" umożliwiające jemu i pewnemu szalonemu doktorkowi udoskonalać bojowo Bezmózgi (ale nie tylko). Jasne, z jednej strony może to trochę przesada, że całe zło tego świata ma w ten czy inny sposób wychodzić od jednego antagonisty, ale z drugiej to nie jest też tak, że All for One aktywnie ingeruje we wszystkie wydarzenia. Nie, on tylko udostępnia pewne możliwości, a dalej niech się dzieje co chce, bo przecież ostatecznie i tak położy łapska na cennych danych, które przydadzą mu się do opracowania jeszcze lepszego planu zawładnięcia światem. Na tym zresztą powinna polegać rola dobrego masterminda - chociaż zawsze kryje się gdzieś w cieniu, pozostaje wciórno groźny nie dlatego, jak silne ma piąchy, ale przez to, za jak wiele sznurków potrafi równocześnie pociągać.

Bo nie będę dwa razy powtarzał!

I chociaż wiem, że mówiłam już o tym przy okazji poprzednich recenzji, to i tak chciałabym to raz jeszcze podkreślić - Vigilante odwala kapitalną robotę jeśli chodzi o przybliżanie sylwetek postaci, które w głównej serii pełnią drugoplanową rolę. Pewnie niejedna franczyza uznałaby taką możliwość za idealną okazję do uprawiania pustego cameofestu, bo przecież obecność znanych gąb to łatwy sposób na podniesienie statusu (i sprzedawalności) serii. Ale kiedy panowie Furuhashi i Betten dostają do rąk nowe zabawki, to nie porzucają ich po pięciu minutach, tylko wykorzystują otrzymaną szansę na maksa i dają postaciom godny ich background. Tak się akurat złożyło, że kilka dni przed publikacją tej recenzji emisję rozpoczął 6. już sezon animowanej My Hero Academii, a na małych ekranach swój debiut w akcji zaliczyła królicza superbohaterka Mirko (która wcześniej pojawiła się chyba tylko na gali popularności japońskich obrońców sprawiedliwości). Gdyby nie lektura Vigilante, pewnie byłaby dla mnie tylko kolejną łojącą tyłki dominą powstałą w ramach zachowania parytetów, jednak tomy 11. i 12. w prosty, acz widowiskowy sposób wyłożyły mi, jakie ta postać ma w życiu priorytety i dlaczego działa właśnie w taki sposób, w jaki się zachowuje. W efekcie to kolejny po Eraserheadzie, Present Micu czy Midnight przykład, że znajomość Vigilante jest nie tyle wskazana, co niemalże konieczna, aby wyciągnąć pełne doświadczenie z lektury/seansu podstawowej serii.

Wśród grona superbohaterskich serii, do których Vigilante mruga oczkiem, nie mogło oczywiście zabraknąć starego dobrego Tiger & Bunny

Przy okazji serii po raz kolejny udaje się poruszyć ciekawy problem, a mianowicie wytyka działania lokalnej policji, która zamiast skupić całe moce przerobowe na unieszkodliwianiu niebezpiecznych przestępców, zajmuje się łapaniem zmuszonych do działania samozwańców, ponieważ... tak trzeba? Czy po prostu tak jest łatwiej i dzięki temu w ogóle widać, że coś robią, a nie tylko stoją i są absolutnie niekompetentni? Oczywiście można zrozumieć, że dawanie przykładu ma zapobiec sytuacjom, kiedy to każdy obywatel postanowi używać daru pod pretekstem samodzielnego zaprowadzania porządku (co ciekawie łączy się z hasłem antagonistów w 6. sezonie anime), natomiast nie da się ukryć, że w zaistniałej w Naruhacie sytuacji służby porządkowe naprawdę szukały już byle kozła ofiarnego, aby tylko mogli sami sobie wmawiać, że wciąż są w grze. Na dodatek wysłały w tym celu aż czterech topowych superbohaterów, których jakoś nie dało się znaleźć, gdy jak grzyby po deszczu zaczęli wyskakiwać chwilowi złoczyńcy. I tu największe brawa należą się nie Koichiemu, ale Sodze, który bez korzystania choćby z grama mocy (za to z olbrzymim zapasem rigczu) był w stanie skuteczniej zabezpieczyć wejście szpitala niż wydział kryminalny zdołał ochronić swoją siedzibę.

Duet bohaterów, których potrzebujemy, ale na których nie zasługujemy

Spośród różnej maści dodatków pączkujących na żyznej glebie znanych marek, z którymi w ten czy inny sposób miałam okazję się zetknąć (począwszy od takiego Ataku tytanów: Bez żalu, przez Miecz zabójcy demonów - Opowieści płomienia i wody, po Kakegurui Twin), Vigilante – My Hero Academia Illegals jest chyba najlepszą rzeczą, jaka mogła się przytrafić jakiemukolwiek tytułowi. Właściwie ujmą na honorze byłoby traktować tę mangę jako pośledni spin-off, ponieważ w wielu momentach robi za kluczową podbudowę pod dziejące się później wydarzenia czy rozwój postaci znanych z głównej serii. A bez znajomości retrospekcji z młodym Aizawą w roli głównej to widz/czytelnik już w ogóle traci cały emocjonalny impakt, który uderza w Eraserheada i Present Mica przy okazji ataku przeprowadzanego na Front Wyzwolenia Nadmocy w 6. sezonie anime. Więc jeśli wciąż wytrwale interesujecie się My Hero Academią, Vigilante powinno być dla was pozycją absolutnie obowiązkową, jeśli chcecie wycisnąć z tej historii maksimum możliwości.

Aktualnie te słowa są jeszcze bardziej wymowne niż w momencie publikacji rozdziału

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze