Co dwa Większe Demoniczne Księżyce, to nie jeden - recenzja mangi Miecz zabójcy demonów (tomy 13-15)

Nikogo już specjalnie nie dziwi fakt, że na szczytach popularności mang od dekad znajdują się serie publikowane w Weekly Shounen Jumpie, jednak to, co dzieje się od ostatnich kilku miesięcy, przerosło wszelkie oczekiwania. Osobiście boję się choćby otwierać lodówkę, żeby zza wytłoczki z jajkami czy innego opakowania wiekowej margaryny (spod wieczka której zaczęła niedawno wypełzać podejrzanie fioletowa macka) nie wyskoczyła kolejna oficjalna zapowiedź adaptacji albo nowe ogłoszenie rodzimego wydania. Że o zakulisowych plotkach raźno hasających sobie po Twitterze nawet nie będę wspominać. Dziś polscy wydawcy już nie czekają na emisję anime, aby zweryfikować, czy znajdzie się odpowiednio duża grupa odbiorców chętnych zaopatrzyć się w dany tytuł; tak samo jak nie patrzą na żadne trailery czy inne wizualne deklaracje zwiastujące produkcję bajki. Co tylko się pojawia i ma w sobie choćby minimalny potencjał fandomogenny, z miejsca staje się obiekt zakulisowych walk. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że otwarcie tej shounenowej puszki Pandory zawdzięczamy nie Dragon Ballowi, nie One Piece'owi, ale Mieczowi zabójcy demonów autorstwa Koyoharu Gotouge.



Tytuł: Miecz zabójcy demonów – Kimetsu no Yaiba
Tytuł oryginalny: Kimetsu no Yaiba
Autor: Koyoharu Gotouge
Ilość tomów: 23
Gatunek: shounen, akcja, przygoda, historyczny, fantasy
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)

Co jest gorsze od niespodziewanego ataku Większego Demonicznego Księżyca na wioskę kowali mieczy nichirin? Ano niespodziewany atak dwóch Większych Demonicznych Księżyców na wioskę kowali mieczy nichirin! Tanjirou ma niesamowitego wręcz pecha po raz trzeci stanąć oko w oko ze ścisłą elitą demonicznych przydupasów Muzana, jednak w przeciwieństwie do poprzednich sytuacji, podczas starcia z Hantengu nie ma u swojego boku ani Inosuke, ani Zenitsu. W zamian może liczyć na pomoc niezastąpionej Nezuko oraz ciężkiego w obyciu Genyi - młodego zabójcy, który zdawał egzamin równolegle z Tanjirou. W międzyczasie wychodzi na jaw, że zapalczywość, z jaką Genya zabija demony, wynika z chęci awansowania i zbliżenia się do Filaru Wiatru, gdyż... jest on jego starszym bratem! Jednocześnie w innej części atakowanej wioski przebywa Filar Mgły, Tokitou, który mierzy się z Gyokko, szkaradnym demonem "teleportującym się" pomiędzy fikuśnymi dzbanami. Normalnie nie stanowiłby on dla Tokitou żadnego wyzwania, jednak pod wpływem kontaktu z dobrodusznym Tanjirou Filar Mgły przestaje działać w sposób wyrachowany i zdroworozsądkowy, a zamiast tego decyduje się chronić własnym ciałem kulących się ze strachu kowali.

Jak głosi znane shounenowe porzekadło - dopóty seria będzie trwała, dopóki nie zabraknie nowych postaci do umieszczania na okładkach

Jestem trochę zawiedziona konkluzją arcu dziejącego się w wiosce wowali. Niby arc dzielnicy uciech też zakończył się na względnie pozytywną nutę, jednak wciąż było tam czuć poniesione straty, absolutny pogrom wśród ludności cywilnej, nawet Tanjirou i ekipa znacznie dłużej lizali po wszystkim rany... Natomiast nowa potyczka z aż dwoma Większymi Demonicznymi Księżycami naraz okazała się znacznie mniej problematyczną kwestią niż należałoby się spodziewać. A przecież ekipa kompetentnych zabójców demonów (plus Nezuko) była nawet mniej liczna niż przy poprzedniej misji. To napisawszy wciąż wiele jest elementów, które sprawiły, że nie sposób było oderwać się od lektury. Chyba najwięcej satysfakcji sprawiło mi śledzenie rozwoju Genyi, który przeszedł w tym arcu niesamowicie znaczącą przemianę. Z dupka, przemocowca i strasznego pieniacza stał się encyklopedycznym przykładem dobrego, nieśmiałego chłopca, którego rzadko ukazujący się na obliczu uśmiech chce się za wszelką cenę chronić. Wiem, że to strasznie ograna klisza, ale nie będę ukrywać, że mam do takiego archetypu postaci niesamowitą słabość (tym bardziej że w rzeczywistości na takie miłe zaskoczenia raczej nie ma co liczyć).

Nawet jeśli czasami fabule udaje się uśpić czujność czytelników, to prędzej czy później przypomina z całą mocą, że może jednak niedaleko pada shounen od seinena...

O ile Tokitou zgodnie z przypuszczeniami dostał bardzo porządne retrospekcje tłumaczące jego specyficzny charakterek, tak muszę przyznać, że do lepszego zrozumienia postaci Kanroji faktycznie przydaje się znajomość wydanego już u nas spin-offu Miecz zabójcy demonów - Opowieści płomienia i wody. Fajnie też, że w tak licznej obsadzie znalazło się miejsce dla bohaterki, której przeszłość nie jest wybrukowana żadną ciężką traumą ani brutalną śmiercią bliskich (jak to ma w pakiecie praktycznie każdy). Jasne, Kanroji też ma swoje powody, aby z całych sił walczyć ze złem i stawiać na szali swoje życie, jednak z jej sytuacją może się utożsamiać każda współczesna czytelniczka (ale czytelnicy jak najbardziej też!), która czuje dysonans między tym, jak chciałaby się zachowywać, a jaka rola jest jej odgórnie narzucana. Co ciekawe, jej mikro-wątek doskonale uzupełnia się z tym dziejącym się wokół Filaru Wiatru, ponieważ oboje musieli zmagać się w przeszłości z krzywdzącymi opiniami nakazującymi im zajmować się tym, czym "domyślnie" powinni - Kanroji jako kobieta miała być milcząca i delikatna, by ktoś w ogóle zechciał wziąć ją za żonę, natomiast Tokitou jako drobny, raczej chorowity chłopiec miał w najlepszym razie kontynuować pracę ojca i cieszyć się z samego faktu istnienia na tym łez padole.

Żeńskich postaci nie ma w tej serii znowu tak wiele, ale jeśli już wkraczają do akcji, to aż ma się ochotę potrzymać im skrzynkę piwa

Choć nie są to zmiany spektakularne czy nawet łatwe do wychwycenia na pierwszy rzut oka, to cieszy mnie, że powolutku, z tomiku na tomik kreska Koyoharu Gotouge nieustannie się poprawia i momentami przypomina to, czym w glorii jakościowej animacji raczy nas studio Ufotable. Bo nawet jeśli nie oczekujemy od bitewnych shounenów wybitnej fabuły, nietuzinkowych konceptów na światy przedstawione czy złodupców z wielowarstwowymi charakterami, to jednak te bazowe minimum zawsze musi zostać spełnione - a mam na myśli obecność stylowych, efektownych walk. Zobaczenie współpracy Tanjirou, Nezuko i Genyi podczas starcia z wyjątkowo problematycznym Hantengu stanowiło w tym arcu prawdziwy crème de la crème i wprost nie mogę się doczekać, kiedy ponownie ujrzymy połączenie tych różnorodnych technik na małym ekranie. Co ciekawe na tle tej zażartej bitwy młodzików wyczyny Tokitou wypadają cokolwiek blado i niestety honoru Filarów nie ratuje nawet krótki (acz konkretny) występ Kanroji. Ale w sumie może to już najwyższa pora, żeby to nie śmietanka zabójców demonów robiła na nas największe wrażenie, lecz właśnie młodsze pokolenie, któremu nie pozostało już wiele tomów, aby zyskać na sile i przygotować się do ostatecznego sklepania gęby kryjącemu się po kątach Muzanowi?

O takie epickie kadry nic nie robiłam!

No bo właśnie - tytanicznie wielkimi krokami zbliża się wojna o wszystko, z której obie strony konfliktu doskonale zdają sobie sprawę. Z liczących się złodupców w pełni sił na scenie pozostali już tylko Muzan i topowa trójka Większych Demonicznych Księżyców, natomiast jeśli chodzi o jasną stronę mocy, udowodnić swoją potęgę muszą jeszcze dwa Filary, których zdolności oraz motywacje pozostają tajemnicą, acz pewnie ujawnią się one w trakcie kulminacji kryzysu. Jednocześnie pojawił się nie lada problem, ponieważ mistrz zabójców demonów, Kagaya Ubuyashiki, znajduje się aktualnie w dość nieciekawym stanie, co stawia pod solidnym znakiem zapytania możliwości dowodzenia całą organizacją w tak krytycznym momencie historii. Wszystko wskazuje więc na to, że opowiedzenie o przygotowaniach i ostatecznej wojnie z demonicznym Michaelem Jacksonem zajmie pozostałe 8 tomów, co stanowi aż 1/3 długości całej serii (Kubo Tite mógłby się sporo nauczyć od Koyoharu Gotouge w kwestii planowania fabuły). Aż nie mogę się doczekać, co z tego wszystkiego wyniknie, tym bardziej że Miecz zabójcy demonów jak dotąd jeszcze mnie nie zawiódł pod kątem prezentowania porządnej, shounenowej rozpierduchy.

Dogryzanie z uśmiechem na ustach najlepszym wyznacznikiem RIGCZu u protagonisty

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze