Miłe złego początki - recenzja mangi Miecz zabójcy demonów - Opowieści płomienia i wody (jednotomówka)

Tuż po ogłoszeniu Miecza zabójcy demonów - Opowieści płomienia i wody, a nawet i dużo po tym wydarzeniu, kiedy tytuł ten zdążył się już ukazać na naszym rodzimym rynku, natknęłam się w kilku miejscach na dość zaskakujące przypuszczenia, jakoby spin-off ten miał być... light novelką. Być może taki osąd jest wynikiem natury wypuszczanych w Polsce dodatków do popularnych serii - wszak wielotomowe odnogi są zawsze mangami (jak Vigilante – My Hero Academia Illegals, Pokój w kolorach szczęścia: Genialny detektyw Matsubase czy Bungou Stray Dogs: Dead Apple), natomiast jednotomowe skoki w bok to w przeważającej mierze jakieś uzupełniające opowiadania właśnie (jak to miało miejsce chociażby z LNkami do The Promised Neverland czy Tokyo Ghoul). No tak! Eureka! Przecież dopiero co pół roku temu Waneko wydało już pakiet pobocznych historyjek o Tanjirou i spółce zawartych w zbiorze zatytułowanym Miecz zabójcy demonów - Kwiat szczęścia, dlatego tym bardziej zasadne wydaje się to, czemu wiele osób uznało, że nowy dodatek to tylko kolejna książka z paroma obrazkami na krzyż. Z tego też względu po tym trochę przydługawym wstępie chciałabym zaznaczyć raz, a porządnie i wielkimi literami, że MIECZ ZABÓJCY DEMONÓW - OPOWIEŚCI PŁOMIENIA I WODY TO PEŁNOPRAWNA MANGA. A że na dodatek wielkiej zacności... no to będziecie musieli mi wybaczyć jeszcze kilka kolejnych akapitów pisaniny.


Tytuł: Miecz zabójcy demonów - Opowieści płomienia i wody
Tytuł oryginalny: Kimetsu no Yaiba Gaiden
Autor: Ryouji Hirano (scenariusz, rysunki), Koyoharu Gotouge (pomysł oryginalny)
Ilość tomów: 1
Gatunek: shounen, akcja, przygoda, dramat, fantasy, komedia, supernatural
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)

Co jest lepsze od jednego wojowniczego przystojniaka? Dwóch wojowniczych przystojniaków - każdy na swojej własnej pocztówce!

Pierwsza z dwóch historii skupia się (jak to łatwo można wywnioskować z tytułu i postaci przedstawionych na okładce) na Filarze Wody, Giyuu Tomioce. Jakiś czas po tym, jak doszło do jego spotkania z ocalałym z pogromu rodzeństwem Kamado, zlecona zostaje mu misja udania się w północne góry i wyeliminowania demona, który wybił w pień grupę żyjących tam myśliwych. Sprawa okazuje się być jednak nieco bardziej skomplikowana, niż się to na pierwszy rzut oka wydaje. Po pierwsze swoim ubogim w elokwencję zachowaniem Tomioka wzbudza podejrzliwość lokalnej ludności, przez co zostaje pochwycony i skrępowany z zamiarem oddania go w ręce prawilnych służb porządkowych. Po drugie niespodziewanie w tej samej zapyziałej wioseczce natyka się na koleżankę po fachu, czyli Shinobu Kochou, Filar Owada. Po trzecie natomiast, kiedy Tomioka ma wreszcie okazję porozmawiać z jedyną ocalałą z tajemniczego pogromu myśliwych, Yae, ta uparcie twierdzi, że jej rodzina i znajomi padli ofiarą rozszalałego niedźwiedzia, który nie zapadł w sen zimowy. Cokolwiek jednak odpowiada za śmierć bliskich Yae, dziewczyna nieustannie wyprawia się w góry i całymi dniami szuka sposobności do dokonania zemsty. Czując, że za jej zachowaniem kryje się coś więcej, Giyuu i Shinobu postanawiają ruszyć jej tropem.

Po spotkaniu z Nezuko trzeba było zadbać o poprawność polityczną i zlecanie zabijania wyłącznie "złych demonów"

Co jako pierwsze rzuca się w oczy przy kontakcie z tym spin-offem, jest oczywiście szata graficzna, za którą odpowiada Ryouji Hirano. Choć nie chcę umniejszać wartości talentu Koyoharu Gotouge, który odpowiada za stworzenie podwalin tego niesamowitego świata przedstawionego, to nie da się ukryć, że te dodatkowe historie prezentują się wprost wyśmienicie. I cóż... i mimo wszystko wcale bym się nie pogniewała, gdyby regularna seria również wyglądała w ten sposób. Zresztą, sami spójrzcie na te kadry! Widać tu olbrzymi kunszt autora, który choć nie ma na koncie wybitnych serializacyjnych osiągnięć (największym tytułem w jego dorobku jest adaptacja jakiejś tysięcznej odnogi uniwersum Fate), to jednak posiada wszystkie niezbędne umiejętności, aby rysować epickie, a zarazem czytelne pojedynki czy poruszające momenty. Nawet samemu Ufotable nie udało się uchwycić aż takich subtelności w emocjach uwidaczniających się na twarzach Tomioki czy Rengoku. A widoczki? No palce lizać! Szczególnie efektownie wygląda surowy, pokryty zwałami śniegu górski las, przez który Yae przedziera się w poszukiwaniu celu swojej zemsty. Posępna aura wydaje się w tym przypadku wyjątkowo namacalna, czy to za sprawą umiejętnego operowania mrokiem (ale nie takim, że oko wykol, tylko takiego w granicach wizualnego rozsądku), czy też porywistego wiatru, który co i rusz rozwiewa na różne strony kosmyki włosów damskich bohaterek.

Z braku laku nawet spin-off Miecza zabójcy demonów może uchodzić za Golden Kamuy...

Druga zawarta w tym tomiku opowieść skupia się na dość dalekiej retrospekcji - a konkretnie z czasów, gdy Kyoujurou Rengoku nie sprawował jeszcze najwyższej dostępnej w hierarchii funkcji, a Mitsuri Kanroji wciąż była zaledwie mizunoto trenującym pod jego czujnym okiem. Oficjalnie stanowisko Filaru Płomienia wciąż piastował ojciec Kyoujurou, Shinjurou, jednak ze względu na głęboką traumę wywołaną śmiercią żony coraz rzadziej sięgał po miecz oraz widział się z kompanami, a coraz częściej obcował z napojami wyskokowymi. Jego pierworodnemu ogromnie ten stan rzeczy ciąży, dlatego pragnie jak najszybciej awansować w strukturach zabójców demonów i zastąpić ojca na stanowisku Filara Płomienia. Aby w ogóle było to możliwe, trzeba jednak spełnić pewne restrykcyjne wymagania. Zalicza się do nich posiadanie rangi kinoe oraz zabicie demonów odpowiedniej wartości: pięćdziesięciu zwykłych bądź jednego z elitarnego grona Dwunastu Księżyców. Widząc determinację Kyoujurou, mistrz Ubuyashiki zleca mu udanie się do Tokio - nomen omen na teren podlegający pieczy Rengoku seniorowi - i zgładzenie szalejącego tam demona, który wedle pogłosek może należeć do najbliższej świty Muzana.

Niejednemu psu Burek, a niejednemu Rengoku... Rengoku?

Można powiedzieć, że przedstawione w tym spin-offie przygody to historie z rodzaju "Filar też człowiek". Jeśli chodzi o Tomiokę, to w oryginalnej serii wystąpił zaledwie tyle razy, ile razy musiał na szybko uratować tyłki Tanjirou i Nezuko, natomiast w przypadku Kyoujurou wielu rzeczy dowiadujemy się o nim retroaktywnie, a nie z jego bieżących interakcji z innymi postaci (co nawet w anime zdecydowano się trochę poprawić). Jasne, fajne i zamknięte w sensownej liczbie tomów shouneny są fajne i zamknięte, jednak nie da się ukryć, że ściśnięcie historii do tych rozmiarów musi odbić się czyimś kosztem - na przykład kosztem postaci drugoplanowych, które pomagają głównym bohaterom się rozwinąć, lecz one same nie mogą dostać zbyt wiele miejsca antenowego, aby nie przyćmić swoimi dokonaniami głównej obsady. I chociaż jednotomówka ta nie przedstawia wydarzeń wywracających do góry nogami postrzeganie całej fabuły, pozostaje ona niezwykle wartościowym uzupełnieniem uniwersum. Zresztą, nie wolno zapominać, że nie tylko panowie Filarowie... Filoniarze... Filarzy... panowie zabójcy demonów odgrywają tutaj istotną rolę. W pierwszej historii w bój ramię w ramię z Tomioką rusza również charakterna Kochou, natomiast w załatwieniu grasującego po Tokio demona aktywnie dopomaga Kanroji, która przechodzi przy tej okazji znacznie większą przemianę niż (wydawałoby się, że znajdujący się na pierwszym planie) Rengoku.

Gdzie redaktor nie może, tam zboczonego zatajacza pośle

Warto jeszcze wspomnieć, że tomik kończy się zbiorem 26 czteropanelowych gagów z serii Zabójcy demonów na luzie! (oryginalnie: Kimetsu no Aima!), które odnoszą się do poszczególnych odcinków pierwszego sezonu anime. Co ciekawe, były one publikowane równolegle do emisji serialu na łamach internetowego magazynu Jump+. Choć nie da się ukryć, że pasują one do dwóch wcześniejszych, cokolwiek dramatycznych opowieści niczym pięść do nosa, to raz - nie mogę wyjść z podziwu, że cały tomik stworzył ten sam mangaka, doskonale radząc sobie i z quasi-realistycznym stylem, i z rysowaniem chibików, a dwa - naprawdę setnie się ubawiłam przy lekturze tych bezwstydnie humorystycznych scenek. W ogóle bardzo lubię takie parodiowanie i łamanie czwartej ściany w wykonaniu bohaterów poważnych serii, ponieważ mam wtedy prozaiczną radochę z tego, że uważne śledzenie fabuły odpłaciło się wyłapywaniem nawet najsubtelniejszych żarcików. I jeszcze tak w ramach ostatecznego podsumowania przyznam, że z prawdziwą przyjemnością przygarnęłabym kolejny taki soczysty spin-off (na przykład z Uzuim i jego żonami, żeby trzymać się postaci zyskujących na popularności dzięki anime), najlepiej ponownie w wykonaniu Ryoujiego Hirano. Bo chociaż takie jednotomówki nie są głównej fabule szczególnie potrzebne do szczęścia, to ich ogromną siłą jest to, że pozwalają choć na chwilę dłużej zanurzyć się w ulubionym fikcyjnym świecie.

Co jak co, ale cytowania kultowego tekstu Muhammada Aliego w kontekście zdolności Shinobu to ja się tu nie spodziewałam...

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze