Popkultura w swoim podstawowym założeniu ma zapewniać odbiorcom rozrywkę, stanowić dla nas odskocznię od rzeczywistości, wywoływać emocje, których pragniemy... a pragniemy tylko tych pozytywnych, prawda? No właśnie niekoniecznie. Jasne, fajnie jest poczuć się przyjemnie i bezpiecznie, podczas gdy cała reszta świata chce nam się ewidentnie zwalić na głowę, jednak siła popkultury tkwi również w tym, że możemy sobie w kontrolowanych warunkach dawkować także coś dającego nam do myślenia i głębszego odczuwania. Nie bez powodu taką popularnością mimo upływu lat cieszą się romanse spod znaku slow burn, filmy Pixara przyciągają do kin także tabuny dorosłych, bo niezawodnie wyciskają z nich łzy, a Japończycy jak nikt inny są mistrzami opowiadania poruszających historii zwieńczonych zgonem przynajmniej jednego pierwszoplanowego bohatera. Że już nawet nie wspomnę o przepotężnym gatunku obyczajówek, często i gęsto skupiających się na przykrej prozie życia, której na całe szczęście nie musimy doświadczać na własnej skórze, choć oczywiście możemy wyciągać z niej własne wnioski. I czymś takim jest właśnie Żegnaj, Heron od ymz, bo zamiast rozczulać, pozwala wnikliwiej spojrzeć na związek... który związkiem tak do końca nie jest.
Tytuł: Żegnaj, Heron
Tytuł oryginalny: Sayonara, Heron
Autor: ymz
Ilość tomów: 1
Gatunek: dramat, romans, okruchy życia, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)
Soji i Mika mieszkają ze sobą już od kilku lat, choć czysto w teorii nie łączy ich nic poza przyjaźnią. Choć w sumie to chyba nawet nie jest przyjaźń, lecz zupełnie luźna znajomość? Przywiązanie? Akceptacja? Tak czy siak mężczyźni poznali się zupełnym przypadkiem jeszcze w liceum, gdy obaj mieli w zwyczaju uciekać na szkolny dach, zrywając się z lekcji. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że więcej ich dzieli niż łączy, jednak z czasem nastolatkowie zaczęli dostrzegać, że to nie różnice, ale braki i nadwyżki, którymi wzajemnie się uzupełniali. Po zakończeniu liceum Soji poszedł na studia, a w wynajętym mieszkaniu poza osobistym dobytkiem znalazł się także nieodłączny towarzysz leniuchowania na szkolnym dachu. Zamiast jednak kontynuować naukę lub znaleźć sobie jakieś konkretne zajęcie, Mika rzucił się w wir zabawy i przelotnych związków. Na jak długo by jednak nie wychodził i jak bardzo nie popuszczałby sobie cugli, prędzej czy później zawsze wracał do mieszkania Sojiego. Znów Soji, zamiast robić wyrzuty czy próbować zagonić go do roboty, zawsze witał Mikę i traktował za pewnik, że ten w końcu się u niego zjawi. Niespodziewana informacja o śmierci ojca Miki zmienia ten dziwaczny stan, a z czasem zmienia także samego mężczyznę - wtedy dociera do Sojiego, że poczucie bezpieczeństwa, które daje mu obecność kumpla, może mieć bardziej konkretne podłoże niż mu się dotychczas wydawało.
 |
Szarość żyćka (i mangi) wprost idealna dla odpoczynku oczu znajdujących się pod ostrzałem dzikiego letniego słoneczka
|
Do tej pory jakoś głębiej się nad tym nie zastanawiałam, ale faktycznie przyszedł już najwyższy czas, aby ukazujące się u nas BLkowe romanse zaczęły prezentować nie tylko urocze, dobrze dopasowane pary lub miłe postacie darzące się czystymi uczuciami, ale także związki toksyczne, wadliwe, zmagające się z jakimiś nieoczywistymi problemami. Pomijając oczywiście tytuły, które kręcą się wokół ciężkiej yakuzowej dramy - jak Acid Town, Jealousy czy Złamane skrzydła - cała reszta yaoi to raczej standardowe historie o porządnych ludziach znajdujących swoją drugą połówkę. Osobiście za taki mniej jednoznaczny romans uważam Beztroski czas, jednak dopiero przy Żegnaj, Heron mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że to opowieść o ludziach, którzy mocno się w życiu pogubili i w tym pogubieniu pozostają przez większość trwania fabuły. Nie wiemy co prawda, co konkretnie zaszło między Miką a rodzicami, ale jasnym jest, że w wyniku tych niesnasek zaczął traktować swoją relację z Sojim jako dziwną formę rodziny zastępczej. Problem w tym, że sam Soji - choć długo nie mógł tego ubrać w żadne sprecyzowane słowa - myślał o Mice w trochę innych kategoriach. Jako członku rodziny, ale równemu sobie. Jako partnerze. A chociaż żaden z bohaterów nie chce podejmować rozmów na ten temat, to jednak obaj mają swoje podświadome oczekiwania wobec drugiej osoby. I niekoniecznie są to oczekiwania zbieżne.
 |
Why not both?
|
Ostatnio wydawane w Polsce jednotomowe BLki będące często jakimiś debiutanckimi pracami niesamowicie nas rozpieszczają pod względem jakości przygotowania i nawet jeśli nie zawsze stoją one zniewalającą fabułą, to przynajmniej zachwycają pięknymi rysunkami oraz ciekawym kadrowaniem. Tak, nawet traktowany przeze mnie z rezerwą Beztroski czas. Z tym większą przykrością muszę stwierdzić, że autorka Żegnaj, Heron miała przy tworzeniu tej historii wyraźne problemy z perspektywą, a szczególną trudność sprawiało jej rysowanie twarzy z półprofilu. W skrajnych przypadkach (co ma miejsce na trzech czy czterech kadrach ogółem) jedno z oczu ukazywanego bohatera ląduje już poza obrębem twarzy, choć w praktyce jeszcze łapie się konturu jakimiś ostatnimi podrygami prawdopodobieństwa. Można przez to odnieść wrażenie, jakby postacie zostały żywcem wyciągnięte z obrazów Pablo Picassa. W ogóle Żegnaj, Heron bardziej niż dopracowaną redaktorsko mangę przypomina szkicownik, ponieważ nikt nie zadał sobie trudu, by wygładzić niedociągnięcia czy zastosować więcej niż trzy rastry na krzyż (i to jeszcze takich, które różnią się od siebie wyłącznie nasyceniem szarości). Szczególnie na tle wydanej równolegle Staromodnej babeczki z cappuccino tytuł ten wypada najzwyczajniej w świecie blado.
 |
A widziały gały co brały... i niuchały nozdrzały!
|
Żeby jednak nie było, że jestem taka zgryźliwa i nieczuła po prostu dla zasady. Oczywiście wszystko wynika z tego, że Żegnaj, Heron jest pierwszą oficjalną pracą ymz powstałą w odległym już dla nas roku 2014, możliwe nawet, że stworzoną z myślą o pixivie, którego autorka w tamtym czasie jeszcze aktywnie prowadziła. Dla wszelkiego porządku postanowiłam jednak sprawdzić także jedną z aktualniejszych mang i... i co się okazało? Nie dość, że kreska świeższej pracy to absolutne niebo a ziemia w porównaniu z wypuszczoną przez Dango jednotomówką, to jeszcze z nowego komiksu wylewa się niesamowicie wholesome atmosfera doskonale pasująca do prezentowanych tam komediowych scenek i pucołowatych buziek naprawdę licznej obsady. Dlatego chociaż poradzę daleko posuniętą ostrożność przy decydowaniu się na lekturę Żegnaj, Heron - i to nawet osobom, które czytają wszystkie BLki jak leci - wsparcie autorki zakupem polskiego wydania może przyczynić się do sięgnięcia przez wydawnictwo po inne, o wiele lepsze pozycje. A to by już była całkiem niezła gratka.
 |
Oj tam, oj tam. Pierwsze koty za płoty. Z kolejnymi jednotomówkami będzie już tylko lepiej
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Dango.
0 Komentarze