Kawa niekoniecznie wyłożona na ławę - recenzja mangi Staromodna babeczka z cappuccino (jednotomówka)

Polskiemu rynkowi mang stuknęło w zeszłym roku 25 lat istnienia, o ile za oficjalny początek uzna się pierwsze tomikowe wydanie w postaci Aż do nieba Riyoko Ikedy. Oznacza to, że co bardziej zapaleni czytelnicy mają już przeszło 30 lat, a to znajduje - lub przynajmniej powinno znajdować - odzwierciedlenie w ukazujących się aktualnie tytułach. Oczywiście nie można zapominać, że fandom to twór płynny, dlatego wypaleni koneserzy regularnie odpływają, ustępując miejsca młodemu narybkowi. Mimo to nie brakuje wytrwałych, którzy ani myślą rezygnować z czytania mang, nawet jeśli ich gust naturalnie ulega przeobrażeniom. Stąd potrzeba, aby obok serii młodzieżowych, nastawionych na epickie przygody i dzikie romanse, pojawiały się także tytuły skierowane do... co tu się będziemy czarować... starych ludzi. A najlepszym nośnikiem opowieści w mangach dla starych ludzi są, a jakże, bohaterowie będący starymi ludźmi, którzy mają swoje staroludzkie problemy, na czele których stoi narzekanie na zdrowie, opór wobec zmian i strach przed miłością. Czyli dokładnie to, z czym boryka się główny bohater Staromodnej babeczki z capuccino.


Tytuł
: Staromodna babeczka z cappuccino
Tytuł oryginalny: Old-fashioned Cupcake with Cappuccino
Autor: sagan sagan
Ilość tomów: 1
Gatunek: romans, okruchy życia, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)

Związek Nozue i Togawy rozkwita w najlepsze, a razem z nim rozkwita także sam 39-letni mężczyzna, który dzięki miłości przeżywa swoją drugą młodość. Wszystko wydaje się dla niego minimum trzysta razy wspanialsze, począwszy od robienia prania po poranne pichcenie jajek sadzonych. Nozue odważa się nawet przygotować Togawie drugie śniadanie do pracy, a gdy ten ma zamiar trzeci dzień z rzędu pójść do roboty w tym samym garniturze, przełożony/ukochany oddaje mu jeden ze swoich eleganckich krawatów. Ale skoro nie zakładał go już od wieków, to przecież nikt w firmie się nie zorientuje, kto był jego pierwotnym właścicielem, prawda? Prawda...? Otóż nieprawda. Nozue z niepokojem konstatuje, że migrację krawata zauważa Kakitani, starszy kolega z pracy, który na dodatek z przeraźliwą dokładnością wypunktowuje, kiedy i z jakiej okazji nie taki tani element garderoby został zakupiony. Nozue jakimś cudem udaje się wymyślić wiarygodną wymówkę, jednak sytuacja ta uświadamia mu z całą mocą, że ostatnimi czasy zachowuje się absolutnie karygodnie w stosunku do swojego wieku i pełnionej funkcji. Było nie było, mowa przecież o biurowym romansie z podwładnym. W obliczu tego kryzysu - i to nie tylko wieku średniego - Nozue decyduje się powziąć poważne kroki, a pierwszym z nich jest zdystansowanie się od Togawy.

Staromodna babeczka z cappuccino jak mało która manga lubi się bawić teksturami. Okładka tomiku jest przyjemnie chropowata, a już dodawane karty - milusio mchate

Choć tytuł ten przekształcił się w regularną serię, a w Japonii już ponoć powstaje trzeci tom romantycznej sagi, Staromodną babeczkę z cappuccino można spokojnie potraktować jako samodzielnie działającą jednotomówkę. Jedyne, co warto na wstępie wiedzieć, to że Nozue i Togawa są już razem i że dzieli ich 10 lat różnicy. Wierzę, że niektórzy nawet docenią takie szybsze przejście do rzeczy i historię opartą na czymś innym niż standardowym odkrywaniu, czym dokładnie są te uczucia żywione do drugiej osoby... jakkolwiek osobiście gorąco zachęcam, żeby sięgnąć również po pierwszą część Babeczki, bo to prześliczny, przeuroczy, przeżyciowy komiks. Oczywiście nie jest nie wiadomo jak rewolucyjny, ponieważ bohaterami są zwykli pracownicy korporacji zajmujący się sprzedażą niesprecyzowanego bliżej... czegoś...  natomiast tytuł jako całość wyróżnia się lekkością w ukazywania codziennego, a przy tym niepozbawionego subtelności życia. Przejawia się to na wiele różnych sposobów: tym, jak często bohaterowie zmieniają ubrania, jak ciekawie urządzony został dom Nozue, jak naturalnie przebiegają rozmowy i dużo, dużo więcej. Wszystko to razem sprawia, że manga nie przedstawia tylko historii dwójki bohaterów, ale wiarygodnie prezentuje cały związany z nimi świat.

Tucz się, tucz, bo tuczenie we dwoje to do miłości klucz!

Jeśli na plus kontynuacji można zaliczyć to, że status związku głównych bohaterów znajduje się na wstępie w znacznie ciekawszym miejscu, tak niestety problem, który trapi w tej części Nozue, wydaje się sporym regresem w stosunku do tego, co działo się w pierwszej Babeczce. Tam bowiem główny bohater miał poważny mentalny zgryz, czy mężczyzna w jego wieku nadaje się jako materiał do wprowadzania wielkich życiowych zmian i czy wypada mu się jarać codziennymi rozrywkami niczym dziecko/dziewczyna/tu wstaw swoje krzywdzące porównanie, mimo że zajmuje w firmie wysokie, szanowane stanowisko. Nie jest to coś, co wiele dostępnych w Polsce mang zwykło brać na warsztat - może jedynie Metamorfozy traktują o czymś podobnym, jednak nie w kategorii problemu do przepracowania, ale od razu normalizacji zagadnienia. Znów w Staromodnej babeczce z cappuccino Nozue jest (niestety) centralną postacią o wiele bardziej ogranego motywu, który skupia się na próbie uszczęśliwienia partnera na siłę, bez konsultowania z nim tego, co będzie dla ich związku najlepsze. Nie cierpię, gdy cały konflikt interesów opiera się na nierozmawianiu ze sobą, choć na szczęście kontynuacja nie pławi się w tym bajorku bez końca, a gdzieś od połowy tomu historia wraca na znacznie przyjemniejsze tory.

Nawet Kubo Tite by pozazdrościł takiej filmowej sceny z nogami w roli głównej

Już przy okazji recenzji pierwszej części Babeczki zachwycałam się oprawą graficzną - a przede wszystkim kunsztem drobnych paneli, jakimi z istną wirtuozerią operuje sagan sagan - ale Babeczka z cappuccino tylko podnosi tę i tak cholernie wysoko zawieszoną poprzeczkę. Dalej nie brakuje tu malowniczych fragmentów, które opowiadają historię bez użycia słów, choć nowym ciekawym zabiegiem okazało się współdzielenie dymków na kilku sąsiadujących ze sobą panelach, co daje absolutnie unikatowy efekt ciągłej narracji mimo diametralnie różnych ujęć kamery. Nie tylko uwielbiam autorkę za takie drobne, lecz wysmakowane zabawy formą, ale uważam, że dzięki temu Babeczka (a już zwłaszcza ta z cappuccino) stanowi jedną z najlepszych wizualnie rzeczy dostępnych na naszym rynku. Nie, nie spośród BLek czy jednotomówek. Mang po polsku w ogóle. Kropka. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że są to naprawdę wielkie słowa padające z ust... pardon, padające z klawiatury jakiejś pośledniej blogerki, ale decyduję się na nie jako osoba, która na piedestale piękna trzyma chociażby prace Jun Mochizuki czy Kaoru Mori. Jeśli może to o czymś świadczyć, to mam nadzieję, że na olbrzymią korzyść twórczości sagan sagan.

Tyle że w mangach praktycznie każdy bohater wygląda przeraźliwie blado...

Zwykle staram się być powściągliwa w polecaniu danego tytułu każdemu jak leci, ponieważ łatwo wtedy o przeszarżowanie z intencjami, jednak w przypadku Staromodnej babeczki z cappuccino... chyba pozwolę sobie na odrobinę rozpusty i przyznam dość brawurowo, że to pozycja obowiązkowa w biblioteczce każdego fana i fanki dobrych BLek. Ale, rzecz jasna, nie tylko. Dla wszelkiego porządku zastrzegam, że pojawiają się tu sceny jednoznacznie erotycznych uniesień, jednak pomijając sugestywne pozycje, jakie bohaterowie przybierają, nie ma tu ukazanych absolutnie żadnych szczegółów anatomicznych. Ba, tu nie ma nawet ułamka gołego pośladka! Zresztą, nie jest to wcale potrzebne, bo sagan sagan doskonale radzi sobie w prezentowaniu prozy życia w prawdziwie poetycki sposób. Nie wątpię, że do obu części Babeczki będę regularnie wracać, choć najbardziej ucieszyłabym się z wieści, że nowy tom zdołał już powstać w całości i że wydawnictwo Dango ponownie obejmie go swoim patronatem. Oby wydarzyło się to prędzej niż później!

Hola, hola! Przecież to prawie podpada pod mobbing! A-albo jakiś dziki fetysz!

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze