Darowanemu pacingowi nie zagląda się w zęby - recenzja mangi Kontrast (jednotomówka)

Dobrze (choć nie ukrywam, że dość przypadkowo) się złożyło, że pierwszą recenzją w czerwcu, czyli miesiącu obchodzonym przez osoby LGBT+ jako Pride Month, jest tekst o BLce. I to nie byle jakiej BLce, bo wyjątkowej z kilku różnych powodów. Po pierwsze pierwotnie znajdowała się ona w planach na luty, jednak oczekiwanie na akcepty i łaska drukarska jeżdżąca na wyjątkowo pstrym koniu przesunęły wyczekiwaną premierę dopiero na koniec maja. Po drugie, chociaż manga ta ma aż 324 strony, nie powstała z połączenia dwóch tomików, a od początku była historią, która nie idzie na skróty ani fabularne ustępstwa. I wreszcie po trzecie - co jest akurat mocno związane z punktem drugim oraz tytułem recenzji - Kontrast od itz z niczym się nie spieszy. Owszem, opowiada o perypetiach dwójki licealistów, więc nie prezentuje niczego, czego już byśmy skądś nie znali, niemniej wśród BLek nie spotkałam się (a przynajmniej nie pamiętam, żebym się spotkała) z opowieścią, której pacing byłby aż tak... odpowiedni. A wśród mang, które niejednokrotnie gnają z wydarzeniami na łeb na szyję, byleby tylko dobrnąć do pikantnej sceny zbliżenia, stanowi to nie lada rarytas.



Tytuł: Kontrast
Tytuł oryginalny: Contrast
Autor: itz
Ilość tomów: 1
Gatunek: drama, romans, okruchy życia, boys love
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)
 
Przystojny, elokwentny Kanata jest modelowym przykładem duszy towarzystwa - wszędzie tam, gdzie się pojawia, otacza go zacne grono rozgadanych kumpli, natomiast płeć piękna lgnie do niego niczym ćmy do ognia, raz za razem decydując się wyznać mu swoje uczucia. I chociaż początkowo Kanata nawet próbuje nauczyć się w związki, po którymś z kolei odrzuceniu przez rozczarowaną dziewczynę postanawia zmienić podejście o sto osiemdziesiąt stopni i nie angażować się uczuciowo w żadną nową relację. No, a przynajmniej z niewiastami... Tak się bowiem składa, że już od jakiegoś czasu Kanata regularnie mija na korytarzach pewnego melancholijnego bruneta, który wydaje się odwzajemniać przypadkowo rzucane spojrzenia. Nie wie nawet, jak ma na imię ani do której chodzi klasy, niemniej coś nie pozwala mu go zignorować, gdy tylko pojawia się w zasięgu wzroku. Wreszcie dochodzi do sytuacji, kiedy Kanata przypadkiem natrafia na swojego "nieznajomego znajomego" przyczajonego w przejściu na szkolny dach. Od słowa do słowa między nastolatkami rodzi się nić porozumienia, a Kanata, który na brak towarzystwa nigdy nie mógł narzekać, z jakiegoś powodu woli spędzać każdą długą przerwę śniadaniową w towarzystwie Akiry.

Do lata, do lata, do lata z BLką będę szłaaa~ Uuu~

Zwykle w BLkach para głównych bohaterów skrajnie się od siebie różni - jeden gra rolę zatwardziałego milczka czy wycofanego samotnika, natomiast drugi to przebojowy bawidamek albo chociaż jakaś miękka, dobrotliwa kluska. Tymczasem w przypadku tej mangi kontrast (hehe) między główną obsadą jest znacznie subtelniejszy. Jasne, Kanata to ten popularny, a Akira uchodzi za trudnego do rozgryzienia odludka, jednak kiedy przychodzi co do czego, dynamika ich rozmów pokazuje, że obaj czują się w swoim towarzystwie równie komfortowo i tak samo chętnie żartują/wymieniają się opiniami/udzielają sobie rad. To prozaiczny detal, jednak dzięki temu relacja wydaje się o wiele bardziej naturalna niż te wszystkie przesadzone, aż karykaturalne pary opierające się na zasadzie "kto się czubi, ten się lubi". Tak, one również mogą doskonale działać, ale wydaje mi się bardziej prawdopodobne, aby stworzyć głęboką więź z kimś, kto jest chociaż częściowo podobny. Mogłoby się też wydawać, że to Akira potrzebował przyjaznego Kanaty, aby przepracować minione traumy, jednak w moim odczuciu tak samo Kanata pasuje do spokojnego Akiry, ponieważ to przy nim wreszcie mógł się przyznać do skrzętnie skrywanych słabości.

Rzut oka na potęgę posępnego cze... znaczy, na potęgę grubości Kontrastu! Zdecydowanie widać kontrast!
 
Skoro już na wstępie poruszyłam kwestię Pride Month, to nie wypada przy tej okazji nie wspomnieć istotnego wątku towarzyszącemu Akirze, czyli tego, jak okropnie został on potraktowany przez swojego najlepszego przyjaciela, gdy ten dowiedział się (a właściwie to miał zaledwie pewne podejrzenia) o orientacji kumpla. W teorii każdy człowiek ma prawo czegoś nie lubić lub czegoś nie akceptować, jednak w dobie wyrażania swojej opinii na każdy możliwy temat, bez poddania ciągu swoich myśli choćby chwili autorefleksji, zbyt często wiąże się to z byciem totalnym, nieprzebierającym w słowach dupkiem. I żeby nie było - określenie "dupek" jest tu użyte jako gargantuiczny eufemizm. Ludzie, podobnie jak przyjaciel Akiry z gimnazjum, powinni zdecydowanie częściej gryźć się w język i nie epatować swoim chamstwem, bo naprawdę nie ma się czym chwalić. Niestety, obecnie panuje jakiś dziwny trend wpychania się z kontrowersyjnymi komentarzami gdzie się tylko da, a miejsce internetowych trolli zajęli po prostu użytkownicy, którzy nawet na złudną anonimowość mają już szczerze wywalone. Dlatego ta manga pozostaje bardzo prawdziwa, mimo że w ogólnym rozrachunku daje mnóstwo nadziei na to, że jednak można znaleźć naprawdę wyrozumiałe osoby, nie tylko te "tolerancyjne, ale...".
 
Bycie bucem powinno być z urzędu karane, ot co

Wnętrze mangi doskonale oddaje już jej okładka, czyli pięknie narysowani bohaterowie oraz... absolutnie nieskazitelna biel. Oczywiście rozumiem, że nie ma nic olśniewającego w szkolnych korytarzach czy sypialniach nastolatków, jednak momentami bywa to aż nazbyt niepokojące, jak bardzo Kontrast został pozbawiony teł. Być może był to jednak celowy zabieg autorski, ponieważ nie można posądzić autorkę o braki warsztatowe. A przynajmniej jeśli chodzi o rysowanie postaci. W jakiś taki niemal magiczny sposób itz wykorzystuje wylewający się zewsząd ascetyzm, żeby tym subtelniej i ciekawiej uwypuklać malujące się na twarzach emocje. I w ogóle żeby twarze. Dużo, duuużo twarzy. Szczególne wrażenie robi w tym kontekście kadrowanie - nietuzinkowe, prawie że artystyczne, ale nie do przesady, wykorzystujące przeróżne formaty paneli, aby uwydatnić czyjeś zmrużone oczy, uniesioną brew, długie rzęsy, pąsowy rumieniec czy smutny uśmiech. Taki Tite Kubo, tylko robiony dobrze (i bez fioła na punkcie nóg). W efekcie chociaż pod kątem graficznym z pewnością nie będzie to moja ulubiona BLka, nie umiem tak do końca gniewać się na autorkę, która choć oszczędza na rysunkach jak się da, to jednak robi to naprawdę zręcznie i z premedytacją.

Jeden rabin powie tak... za to zastęp czytelników i czytelniczek powie nie!

Jeśli chodzi o motyw "dwójki zwykłych nastolatków przeżywających swoją zwykłą, nastoletnią miłość", z pewnością na naszym rynku znajdą się mangi, które na pierwszy rzut streszczenia fabuły zapowiadają się nieco ciekawiej niż Kontrast - na myśl przychodzi mi np. Coś między nami czy Koledzy z klasy. Siłą nowej jednotomowej BLki wydanej w ramach imprintu mochiko jest jednak to, że pozostaje w swojej normalności bardzo mądra, ładna i dobrze zbalansowana pod kątem tempa prowadzenia historii. Ach, no i brak w niej jakichkolwiek scen łóżkowych, więc może po nią sięgnąć absolutnie każdy. A szczerze powinien, bo bardziej niż komiks o uczuciu rodzącym się między dwójką chłopców jest to opowieść o tej jakże ważnej (zwłaszcza w tym miłościwie panującym nam miesiącu) akceptacji za to, jakim się po prostu jest, a nie do kogo akurat bije twoje serce. I gdyby tylko było to możliwe, marzyłabym, żeby Kontrast znalazł się jeśli nie na liście lektur obowiązkowych, to  chociaż żeby zagościł na półkach szkolnych bibliotek...

Czytając taki gruby tomik? Zejdzie się nawet do pojutrza...
 
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Dango.

Prześlij komentarz

0 Komentarze