Wiosna kojarzy się z rozkwitaniem nie tylko pąków kwiatów, ale także niewinnej, młodzieńczej miłości... i jak wiosna okazała się prawdziwą tsundere, fundując nam z początkiem kwietnia powtórkę ze śniegowej rozrywki, tak nie każdy romans musi być z przydziału wdzięczny, miły i płochy. Równie dobrze może trafić się taki przedstawiony ze sporym przymrużeniem oka - czy może nawet z zaciśnięciem obu oczu, naciągnięciem na głowę papierowej torby i odwróceniem się w zupełnie przeciwną stronę - coby uczuć tych biednych, obwarowanych w szafach mangowców już do reszty nie sponiewierać. Jakby w odpowiedzi na nasz-, znaczy, na wołania zdesperowanych singli oraz każdego, kto ma do popkultury zdrowy dystans, Izumi Tsubaki już od 11 lat tworzy serię idealnie spełniającą założenia lekkiego romansu, który pod żadnym pozorem nie bierze się na serio. I chociaż w oryginalnym tytule mowa jest konkretnie o "gatunku" shoujo, to patrząc na ograne motywy, które przewijają się także w dostępnych na polskim rynku dziełach z zakresu BL i GL... można śmiało wpakować tę melodramatyczną hałastrę do jednego, wielkiego, wesołego wora.

Tytuł: Mistrz romansu Nozaki
Tytuł oryginalny: Gekkan Shoujo Nozaki-kun
Autor: Izumi Tsubaki
Ilość tomów: 13+
Gatunek: shounen, komedia, okruchy życia, szkolne życie
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)
Tuż przed bramą Liceum Roman Nozaki i Mikoshiba napotykają uroczą panienkę ubraną w mundurek elitarnej akademii dla dziewcząt. Gdy pytają gimnazjalistkę, co sprowadza ją w takie miejsce, ta odpowiada, że przyszła do Yu Kashimy. Sądząc więc, że mają do czynienia z kolejną fanką roztaczanego przez nią czaru, licealiści oferują pomoc w znalezieniu znajomej, a przy okazji myślą o przeprowadzeniu skromnego researchu na temat płochliwego niewieściego serca nieprzyzwyczajonego do widoku tylu samców na metrze kwadratowym naraz. Nie spodziewają się jednak prawdziwego wilka w shoujo skórze i że Rei przekracza ich najśmielsze oczekiwania jeśli chodzi o postrzeganie relacji damsko-męskich. Seo natomiast dojrzewa do myśli, aby wyjawić Wakamatsu, że to ona jest uwielbianą przez niego Lorelei. Ale jak to ogłosić, żeby udało się wywrzeć odpowiedni efekt? Z jakiegoś dziwnego względu Seo nieustannie optuje za opcją z tabliczką, a po konsultacji z Waką, który jest zwolennikiem wysłuchiwania dobrej i złej wiadomości naraz, postanawia wymyślić coś do tego zestawu. Dużo dzieje się również u Miyako, która dowiaduje się, że jej przyjaciółka ma chłopaka. A-a-ale jak to?! To tak można?! Tak po prostu?! Bez co najmniej dwudziestu tomów podchodów, nieporozumień i ukrywania przed sobą nawzajem uczuć?! Jak na poczytną autorkę romansów przystało, Miyako próbuje zgłębić ten fenomen, choć nie samodzielnie, a z pomocą niezmiernie tym faktem zachwyconego Ryosuke...
 |
Z każdą obwolutą zestawienia duetów robią się coraz bardziej nieoczywiste (fun fact - żaden póki co się nie powtórzył!)
|
Jako że nadgoniliśmy japońskie wydanie serii, pomyślałam, że to dobry czas na małe podsumowanie postępu relacji naszych zwariowanych parek, które teoretycznie dalekie są od radosnego romansowania, jednak my jako spragnieni ekscytacji czytelnicy i tak wiemy swoje. Najbardziej ustabilizowany tryb życia prowadzą pod tym kątem Nozaki i Sakura. Zdecydowanie lepiej wiedzie im się jako duetowi mangaka-asystentka niż na polu czysto damsko-męskich relacji, gdzie panuje jeno bieda, nędza, ugór i okazjonalnie Mikorin (bo gdyby nie on, biedna Sakura musiałaby dusić w sobie swojego gigantycznego bzika na punkcie powściągliwego kolegi). No i jak tu właściwie oczekiwać wzniosłego odwzajemnienia uczuć, skoro serduszko Nozakiego już od dawien dawna bije wyłącznie dla pana Kena, redaktora, który wybawił Yumeno-sensei z łapsk narcystycznego Maeno? Prawdą jest jednak to, że chociaż każda ze zgromadzonych w tej serii postaci służy przede wszystkim do odgrywania komediowych scenek, tak ten konkretny duet (a może już trio? kwartet? kwintet?) działa najlepiej w tych sytuacjach, które są bezpośrednio związane z tworzeniem fabuły lub rysowaniem Zakochajmy się!. Niby ich własne romantyczne podchody można o kant dupy potłuc, jednak jak nikt inny potrafią celnie wytknąć kurioza motywów przedstawianych w produkowanych taśmowo mangach shoujo.
 |
Prawdziwego amanta poznasz w biedzie
|
Patrząc znów na to, z jakiego punktu startowali Seo i Waka - czyli pogromczyni koszykarskiej miernoty i straumatyzowane do reszty niebożę - para ta zaszła zaskakująco daleko jak na to, czego należało się spodziewać na pierwszy rzut oka. Gruboskórność Yuzuki zdawała się nie mieć żadnych granic, dlatego początkowo można było odnieść wrażenie, że Waka jest dla niej jedynie jednym spośród wielu chłopków-roztropków napotykanych co i rusz podczas odbębniania różnych klubowych aktywności na zlecenie. Ba, przecież jej podwójna tożsamość i to, że Waka nie zdawał sobie sprawy, kto konkretnie kryje się pod poetyckim określeniem uwielbianej przez niego "Lorelei ze szkolnego chóru", brzmiało idealnie jak coś, co będzie eksploatowane do końca świata i jeszcze weekend dłużej. Uwierzcie jednak bądź nie, ale nawet jeśli autorka ani na chwilę nie porzuca komediowej otoczki, to wątek tego duetu jest konsekwentnie rozwijany i na poziomie 13. tomu zaszedł w bardzo ciekawe rejony. Oczywiście nie spodziewajcie się, że Seo zmięknie niczym pozostawiona na słońcu galaretka (taka wiecie jaka - z owocowym nadzieniem i cukrową posypką... mmm, palce lizać...) i stanie się rasową bohaterką shoujo, bo co to to nie. Dość jednak powiedzieć, że interakcje między nią a Wakamatsu działają teraz na znacznie bardziej wyrównanych zasadach i raz to chłopak będzie obiektem żartobliwych puent, a raz sama Seo.
 |
Może i gimby nie znajo, ale ja za tę lokalizację żartu szanuję tłumaczkę w opór
|
Hori i Kashima to znów historia pełna wzlotów i upadków. Zaczęło się boleśnie, od zakładania Kashimie nelsonów i ćwiczenia na niej german suplexów za każdym razem, gdy powiedziała coś głupiego lub próbowała zwiać z klubowych zajęć na rzecz flirtowania z innymi dziewczętami. I choć ciężko zaprzeczyć, że Kashima bywa mocno irytująca, a Hori zbyt chętnie ucieka się do przemocy (choćby i użytej tylko do celów komediowych, ale... czyż powinnam wspominać, czyj to z pozoru "symboliczny" plaskacz wywołał ostatnio ogrom kontrowersji?), to jednocześnie miewają oni przebłyski zażyłości, której nawet Waka i Seo mogą pozazdrościć. To właśnie ta para zaliczyła chyba jedyny taki moment na całe 13 tomów, kiedy zamiast prześmiewczą puentą, czteropanelowy gag zakończył się... skromnym, acz sugestywnym wyciszeniem sceny. Obok Sakury Hori jest też jedyną postacią, która ma jasno sprecyzowane preferencje odnośnie do płci przeciwnej i zaskakująco akuratnie pokrywają się one z osobą najczęściej doprowadzającą go do szewskiej pasji. Albo to, jakie długofalowe konsekwencje przyniosły za sobą rozdziały poświęcone przypadkowemu zahipnotyzowaniu Kashimy. Dawna ja - ta zaraz po obejrzeniu anime - z miejsca oszalałaby ze szczęścia, natomiast obecna ja ogromnie się cieszy, że relacja tej dwójki zdołała wreszcie wyjść na... hmmm. No, na całkiem łagodny łuk (zamiast dotychczasowych wiraży co pięć metrów).
 |
Hori i Mikorin z minami pod tytułem "namalujemy cię jak jedną z naszych mangowych dziewcząt"
|
Widząc ten skrupulatny rozwój wątków tym bardziej przykro żegnać się z bohaterami, ale cóż poradzić - kolejne rozdziały wychodzą na tyle powoli (choć stabilnie), że na kolejny tomik będziemy musieli poczekać w przybliżeniu rok, może odrobinkę mniej. Na szczęście nie ma chociaż tego problemu, że zostajemy z fabułą w szczerym polu. Spokojnie, w tym kontekście nie ma akurat najmniejszych powodów do paniki. Podobnie jak w przypadku Beztroskiego kempingu, tak i Mistrz romansu Nozaki jest na tyle elastycznie epizodyczny, że za finał całej historii można uznać zarówno tom 13, jak i 113. Jasne, bohaterowie już udowodnili, że relacje między nimi potrafią cały czas ewoluować, choć jednocześnie nie sposób nie odnieść wrażenia, że dorosłość nie jest im pisana, jeno wieczna młodość w pętli nigdy niekończącego się roku szkolnego. A skoro tak, to tylko od nas samych zależy, czy i w jakim momencie postanowimy serię zapauzować bądź zbingować. Bo Mistrz romansu Nozaki nie pyta. Mistrz romansu Nozaki rozumie. I Mistrz romansu Nozaki poczeka, aż poczujecie w sobie zew śmiania się z mangowych klisz.
 |
Yay! Kolejna piękna grzbietowa tęcza do kolekcji!
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze