Ci, którzy uważali, że Kimetsu no Yaiba to zupełnie przeciętny shounen, a za wybuchem popularności anime stał wyłącznie odcinek 19. i nic więcej, po wynikach box office'u filmu musieli się nieźle zapowietrzyć, natomiast po szale, jaki przez bite 11 tygodni towarzyszył nowemu sezonowi, pewnie już w ogóle zabunkrowali się w szafach. Czy jednak tego chcemy, czy nie, nie bez powodu Shounen Jump już od wielu dekad święci w Japonii triumfy. Wszak młodzieżowe przygodówki są po prostu czymś, co uniwersalnie łączy pokolenia - nastoletni chłopak będzie się jarał walkami i odcinaniem kończyn, a styrana życiem babcia chętnie ukoi nerwy widokiem przystojniaka albo sześciu. Ponadto żyjemy w tych jakże pięknych czasach globalizacyjnego głosowania portfelem, kiedy z nadziei na ogłoszenie kontynuacji nie trzeba już robić memów (nie zna znaczenia cierpliwości ten, kto nie czekał na zapowiedź nowego Spice&Wolf), a mangi pojawiają się na rodzimym rynku szybciej, niż zdążymy wpisać w wyszukiwarkę frazę "tokyo revengers skany pl". I chociaż Ufotable zdążyło nas już uspokoić, że adaptacja kolejnego arcu Miecza zabójcy demonów a i owszem, się pojawi, jak nie jak tak, to polscy fani nie muszą wcale rezerwować sobie hype'u na jakiś tam sezon za odległe dwa lata, tylko mogą już w tym momencie zapoznawać się z dalszymi losami Tanjirou i spółki.
Tytuł: Miecz zabójcy demonów – Kimetsu no Yaiba
Tytuł oryginalny: Kimetsu no Yaiba
Autor: Koyoharu Gotouge
Ilość tomów: 23
Gatunek: shounen, akcja, przygoda, historyczny, fantasy
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Po pewnych perturbacjach Uzuiemu - przy nieocenionej asyście Tanjirou, Inosuke i Zenitsu - udaje się nie tylko odnaleźć swoje zaginione w akcji żony, ale również zlokalizować grasującego po dzielnicy kwiatów Większego Księżyca, którym okazuje się być... jedna z oiran, Warabihime, w demonicznej formie określana per Daki. Podczas gdy Filar Dźwięku z dwójką młodszych zabójców demonów siłuje się z zaklętym pasem obi, próbując uwolnić młode kurtyzany pochwycone w formie "przekąski na później", Tanjirou samotnie staje do walki naprzeciw Daki. Nie dość, że już samo to wydaje się zadaniem nieprzeciętnie trudnym, to po krótkiej wymianie ciosów z pobliskich budynków zaczynają wyłaniać się zaalarmowani ludzie, żądając natychmiastowego zaprowadzenia spokoju. Ten faktycznie nadchodzi, choć nie w takiej formie, jakiej zapewne oczekiwaliby śmiertelnicy - demonica przecina bowiem pasami obi najbliższe posiadłości, zabijając lub poważnie raniąc wielu mieszkańców dzielnicy. Pożywianie się ludźmi jeszcze byłoby w jakikolwiek sposób zrozumiałe, bo demony nie do końca kontrolują ten instynkt, jednak mordowanie niewinnych, niezaangażowanych w walkę osób dla samego faktu mordowania... Oczy Tanjirou zalewają się krwią, a jego serce - ślepą furią. Z jakiegoś powodu mimo odniesienia całkiem poważnych ran nie tylko jest w stanie używać Kagury Boga Ognia, ale też osiąga w tym taki poziom, że bez najmniejszego problemu jest w stanie nadążyć za ruchami Daki.
 |
Zaczynam podejrzewać, że kreacja Nezuko to jakaś taka pokrętna alegoria dojrzewania - łatwo wpadasz w gniew, nie umiesz rozmawiać z rodziną, kręcą cię dziary...
|
Będąc świeżo po obejrzeniu nowego sezonu ponownie produkowanego przez studio Ufotable nie sposób nie zauważyć, jak ogromnie oba te siostrzane media - to znaczy manga i anime - potrafią się od siebie różnić. Serial stanowi prawdziwą ucztę dla oczu, a z każdej sceny wyciśnięto absolutnie całą głębię, jaką się tylko dało (co w przypadku takich retrospekcji z Uzuim i jego żonami osiągnęło nawet 300% przewidzianej normy). Znów komiks wydaje się mieć znacznie lepsze tempo w kontekście przedstawienia walk. Nie ma tu miejsca na długie wewnętrzne monologi czy przekrzykujące eksplozje dysputy, dlatego to, że nasza paczka odważnych zabójców mimo zbierania tęgich batów raz po raz wraca do gry, wydaje się znacznie mniej naciągane niż w anime. Niezmiennie chwyta też za serce postawa Tanjirou w stosunku do przeciwników. Nie umie on całkowicie współczuć Większym Księżycom przez wzgląd na dokonywane przez nich występki, jednak należy pamiętać, że za każdą postacią krył się niegdyś złamany, stojący na skraju okrutnej śmierci człowiek, którego Muzan w perfekcyjny sposób wykorzystał. Jasne, w ostatecznym rozrachunku zasługują oni
na wieczny spoczynek - tym bardziej że w innym przypadku nie zaprzestaliby oni swojej demonicznej
działalności - ale mimo wszystko Tanjirou nie chce ich potępiać za to, co w ten mocno wynaturzony sposób próbowały chronić. W końcu kto wie, jak sam by postąpił, gdyby znalazł się po niewłaściwej stronie barykady...
 |
Pamiętaj jednak, moja droga, że złość piękności szkodzi, więc rozgniewanemu demonowi takie przywileje nie przysługują!
|
Jeśli chcielibyście zacząć śledzić fabułę w mandze od momentu, na którym zakończyło się anime, to Arc Dzielnicy Uciech zakończył się niemal idealnie na tomie 11., natomiast tom 12. jest woluminem przejściowym, który rozpoczyna się od spotkania Muzana z Większymi Księżycami, a potem skupia się na rozstawianiu na planszy nowych pionków pod kolejny arc poświęcony najpewniej Filarowi Wiatru (aka smętnemu młodzikowi z obwoluty). Swoją drogą ciekawą sprawą, która poza popkulturową banieczką nie powinna nikogo szokować, jednak w ramach shounenowych standardów stanowi fakt zdecydowanie wart odnotowania, są konsekwencje, z jakimi po każdej krwawej walce muszą zmagać się zabójcy demonów. W wielu innych seriach jakiekolwiek obrażenia - od otarć po przebijanie ciała na wylot - leczy się poprzez obwinięcie bandażem kilku losowych kończyn i cześć, można od razu raźno hasać sobie po statku/gildii/Wiosce Ukrytej w Liściach/szkole/wskaż swoją miejscówkę. Tymczasem po trzeciej ciężkiej potyczce z rzędu można zauważyć, że w Mieczu zabójcy demonów każda walka z potężniejszym przeciwnikiem (czyt. Księżycem) konsekwentnie kończy się śpiączką, paraliżem, kilkutygodniowym zrastaniem się połamanych kości i rekonwalescencją w łóżku, której poświęca się przynajmniej jeden porządny rozdział. Inny autor kompletnie nie wiedziałby, co z tym fantem zrobić, natomiast Koyoharu Gotouge zawsze wykorzystuje te sytuacje do rozluźnienia atmosfery i nadbudowania więzi z bohaterami drugoplanowymi, przez co stanowią one jedne z moich ulubionych momentów w mandze.
 |
Białe myszki były chwilowo zajęte robieniem rzeźby u Uzuiego, a że dzik też zwierzę...
|
Trzeba też przyznać, że drugoplanowe postacie stojące po jasnej stronie mocy niesamowicie dodają fabule kolorytu. O ile pierwsze spotkanie Tanjirou z gremium Filarów (to dziejące się po bitwie na górze Natagumo) nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń i właściwie tylko jeden Tomioka wydawał się na tamten moment spoko ziomkiem, tak następujące po tym arce poświęcone misjom w kooperacji z kolejnymi topowymi zabójcami demonów świetnie rozwinęły... lub wciąż rozwijają... ich charaktery. Co ciekawe ekstrawagancki Uzui zaliczył nawet nie jedno, a dwa fatalne pierwsze wrażenia - przez tę akcję z próbą zgarnięcia podopiecznych Shinobu wyszedł niemal na skończonego damskiego szowinistę - jednak kiedy uchylono nam rąbka tajemnicy i poznaliśmy jego autorskie, przeciwstawiające się naukom ninja credo oraz stosunek do trzech żon, który pełen jest szacunku i wsparcia, nagle zyskał wszelkie prawo, aby znaleźć się w gronie najprawdziwszych chadów. Liczę więc na to, że w rozpoczynającym się wraz z 12. tomem arcem podobnie nieoczywistą postacią doceniającą na swój sposób starania rodzeństwa Kamado okaże się Filar Wiatru, Tokitou. Póki co zdaje się żyć kompletnie w swoim świecie i mieć wywalone na każdego, kto nie prezentuje odpowiednio wysokiego poziomu kompetencji, ale to tylko dodaje pikanterii na dalsze interakcje między tym samoistnym geniuszem a geniuszem rodzącym się na drodze ciężkiej pracy (Tanjirou).
 |
Skromność jest dla słabych
|
Gdyby nie wymuskane do granic przyzwoitości anime, Miecz zabójcy demonów pozostałby zapewne w swojej esencji porządnym shounenem jakich wiele, którego z łatwością można by było przeoczyć w natłoku Chaisaw Manów, Kaiju no. 8 i innych SPYxFAMILY. A szkoda, bo dostarcza masę prawilnej rozrywki. Moje "pokolenie" miało swojego Naruto i Bleacha, na które dziś spoglądamy raczej z pieszczotliwą drwiną i naturalnym dystansem powstałym po lekturze znacznie ambitniejszych historii, jednak ciężko się wyprzeć, że w swoim czasie z wypiekami na twarzy śledziło się kolejne potyczki obdarzonych supermocami bohaterów. Miecz zabójcy demonów to właśnie tego typu czytelnicza przygoda, której warto doświadczyć chociaż raz w życiu - zarwać nockę, nie mogąc oderwać się od pochłaniania dziesiątek rozdziałów, przeżyć szok albo dwa na widok śmierci ważnej dla fabuły postaci, znaleźć swoją waifu albo husbando, która następnie wyląduje na tapecie komputera (ewentualnie smartfona (no przynajmniej ekranu wygaszania, no!))... Niby głupio się potem człowiekowi przyznać przed znajomymi, że wciągnął się w ten, tfu, tfu, mainstream, ale bez tej epickiej rozwałki życie byłoby jednak jakieś takie smutniejsze.
 |
Z dwojga konserwatywnego złego wciąż wolę Muzana od Korwina...
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
2 Komentarze
A-ale jak to konsekwencje odnoszenia ran, co to za herezje D:
OdpowiedzUsuńBtw, przez długi czas myślałam, że "żony" to jakiś żartobliwy przydomek współfajterek czy podlegających wojowniczek, a nie faktycznie, no, matrymonialne żony :”) wiesz, w sensie, jak np. w książce z postaciami, które są reinkarnacjami, pojawiają się tacy co w pierwszym wcieleniu byli małżeństwem więc nowe wcielenie dostaje przydomek "żonka", tak po przyjacielsku.
Nawet myślałam że będzie jakaś scena podsumowująca, że Zenitsu się niepotrzebnie ciskał że jak to, Uzui ma aż trzy! bo to wcale nie tak...
...ale jednak to tak. Cóż. Brawo ja.
Ja też nie wiem, jak to tak można sobie leżeć przez dwa miechy odłogiem i ssać kroplówkę. Albo idziesz na wcześniejszą emeryturę, bo ci łapę ucięli. Kto to widział takie rzeczy, pani kochana...
UsuńA wiesz, że miałam podobnie z tymi żonami? Też wierzyłam, że to tak w ramach takiej ninjowej drużyny, zwierzchnictwa czy ki pierun. A potem zobaczyłam jakieś echo gównoburzy na Twitterze, gdzie fani byli oburzeni, że jak to tak, co to za jakieś wątpliwe moralnie przekazy się wciska, że poligamia jest okej ^^" Wtedy się kapnęłam, że to może jednak bardziej na serio (tylko w łagodnym wydaniu shounenowym, więc więcej sugestii niż płatka kwiatka zdjętego z włosów tu nie uświadczymy).
A Zenitsu to już się przy pierwszym spotkaniu ciskał o to, że Tanjirou nosi sobie w skrzynce ładną dziewuchę, więc to akurat żaden wyznacznik wiarygodności XD