Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr - najlepsze anime 2021 roku

Siemanko, kochani animcomaniacy! Co prawda rzeczywistość ciągle dryfuje poza właściwymi koleinami losu, ale w przeciwieństwie do poprzedniego roku, ten przynajmniej nie wyglądał jak pastwisko w Teksasie po przejściu tornada (i to raczej takiego, co zabiera, a nie rozrzuca zgarnięte z Meksyku krowy). Wręcz przeciwnie - zasypał nas zaległymi produkcjami i rozpieścił ich wysoką jakością. Dodatkowo jakby specjalnie na potrzeby radzenia sobie z trudami pandemii i dbania o zdrowie najbliższych sercu ludzi, istotnym motywem przewodnim, który wyraźnie zaznaczył swoją obecność w seriach anime roku 2021, była rodzina. Za preludium tej symfonii można uznać rozpoczęte jeszcze w 2020 roku Shingeki no Kyojin: The Final Season, gdzie skonfliktowani bracia Jaeger połączyli siły, by zniszczyć wszelkich wrogów zagrażających bezpieczeństwu Erdian, czyli wielkiej, wywodzącej się od Ymir rodziny zdolnej do przemiany w tytanów. Na przeciwnym biegunie rodzinnych zażyłości pojawiło się znów Yuru Camp 2, gdzie poza kempingowaniem mamy też wspaniale rozwinięte relacje między Rin a jej dziadkiem czy Nadeshiko oraz siostrą Sakurą. Niemal równolegle w Mushoku Tensei mogliśmy poznawać losy Rudeusa, czyli 34-letniego NEETa, który mocno przerżnął w swoje poprzednie życie, ale na szczęście dostał drugą szansę i nową rodzinę, dzięki której zmienił (i wciąż zmienia) się na lepsze. Podobnego szczęścia nie miał niestety Odokawa z Odd Taxi, ponieważ utrata rodziców w bardzo młodym wieku odcisnęła się ogromnym piętnem na całym jego dalszym życiu. Poznaliśmy też historię dwóch potężnych rodzin swoich czasów - upadek rodu Taira w Heike Monogatari oraz rehabilitację rodu Soma we Fruits Basket: The Final. Ach, no i nie zapominajmy o rodzie Shadow z Shadows House, której członkowie niby są rodziną, ale tak po prawdzie to nie do końca. A jeśli jeszcze do tego wszystkiego mogliście oglądać anime razem ze swoimi bliskimi - małżonkami, dzieciakami, rodzicami, dziadkami, rodzeństwem czy choćby kuzynami - to robi się z tego prawdziwa rodzinocepcja.

Tradycyjnie jak co roku poniższe podsumowanie skupia się przede wszystkim na seriach (czy to puszczanych w telewizji, czy też na streamingach), których emisja skończyła się w 2021 roku. No, albo chociaż skończyła się zaraz po Nowym Roku, bo trzeba wybaczyć twórcom drobne poślizgi wywołane czynnikami nie do końca od nich zależnymi. Nie dotyczy to jednak drugiej części 86, której dwa kluczowe dla fabuły odcinki zostały przeniesione dopiero na marzec, przez co nie umiem z czystym sumieniem wystawić serii pełnoprawnej oceny (dwa lata temu ta sama sytuacja dotknęła anime Babylon i okazało się, że widzowie słusznie wstrzymali się przed wyrażaniem zachwytów). Podobnie dzieje się z tzw. seriami 2-courowymi rozpoczętymi jesienią, które wciąż w najlepsze trwają i albo nieustannie wznoszą się na coraz to nowe wyżyny (Ousama Ranking), albo tak bardzo pikują w stronę dna, że zaczynają przeorywać się przez muł (Platinum End). Albo po prostu są JoJo's Bizzare Adventure i stanowią swoją własną klasę jakości. Jedynymi miejscami, gdzie mogą pojawić się wspominki o seriach trwających, są kategorie openingowe i endingowe, ponieważ w tych przypadkach mamy do czynienia już z gotowym fragmentem dzieła.

A teraz wraz z wirtualnymi fanfarami, które są w pełni ekologiczne i nie stanowią zagrożenia dla zdrowia zwierząt, zapraszam was do lektury epopei z 28 części złożonej... plus wyników ankiety, którą wytrwale wypełnialiście przez ostatnie dziesięć dni!


Najlepsza animacja - Kobayashi-san Chi no Maid Dragon S


Wyróżnienia: Fruits Basket: The Final, Heike Monogatari, Jujutsu Kaisen, Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu, Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu Part 2, Shiroi Suna no Aquatope, Vanitas no Karte, Vivy: Fluorite Eye's Song, Wonder Egg Priority, Yuru Camp△ Season 2

2021 wziął nie lada odwet za zeszłoroczną bidę z nyndzą i przygotował tyle zacnych serii, że lista honorowych laureatów tej kategorii była na samym początku niemal dwa razy większa. Postanowiłam jednak zrobić bardziej rygorystyczną selekcję i wywaliłam wszystkie serie, które były ładniusie, lecz nie totalnie zaskakujące. Potem trzeba było jeszcze bardziej zacisnąć zęby, wytężyć mózg, schować jakikolwiek zdrowy rozsądek do kieszeni... i zdać się na kompletny subiektywizm, który jednego dnia podpowiada jedną serię, a następnego już zupełnie inną. W końcu naprawdę ciężko jest ze sobą zestawić malowniczy spokój jesienno-zimowych kempingów czy historyczny dramat upadającego z hukiem rodu możnych z iście hollywoodzkimi wybuchami, na tle których walczyły pięknolice androidy. To błogosławieństwo, ale i pewne przekleństwo, że jesteśmy karmieni takimi jakościowymi produkcjami, bo pewnego dnia możemy stać się za bardzo wybredni. Pozwolę więc dorobić sobie ładną historię do mojego wyboru i wskazać jako zwycięzcę drugi sezon Kobayashi-san jako swego rodzaju hołd dla studia KyoAni, które nie tylko wróciło do gry, ale zrobiło to w takim stylu, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Właściwie odniosłam nawet wrażenie, że postarali się dwa razy bardziej niż pewnie zasługiwał na to materiał źródłowy. W końcu Kobayashi-san Chi no Maid Dragon to pół-komediowa, pół-obyczajowa seryjka o koegzystencji ludzi i smoków oparta na bardzo przewidywalnych hasełkach o potrzebie zrozumienia drugiej istoty, tworzenia rodziny, ufania sobie nawzajem, bla bla bla, i takie tam różne urocze frazesy (ale jednak wciąż frazesy). No normalnie Coelho płakał, jak oglądał. Mimo to z każdej oczywistości da się zrobić coś wartościowego, jeśli umiejętnie opakuje się to we właściwą formę przekazu. A tu KyoAni nie szczędziło kumulowanej przez dwa lata inwencji twórczej i z byle klepaniny Tohru z podrzędnymi dresami - nie mówiąc już o prawilnych pojedynkach między dwiema smoczycami - zrobiło taki popis sakugi, jakby celowo pokazywali konkurencji, że w żadnym wypadku nie należy ich lekceważyć. Zresztą, tu nawet podziwianie włazów kanalizacyjnych podczas spaceru czy opiekowanie się chorą bohaterką wygląda jak rzecz robiona prosto pod Oscary, a co tu się dopiero rozpływać nad soczystymi scenami akcji... No i nie należy zapominać też o tym, że studio KyoAni nie porzuciło projektu mimo ogłoszenia go zaledwie kilka miesięcy przed całą sprawą z podpaleniem, choć przecież miałoby wszelkie prawo na spokojnie rozpocząć nowy rozdział funkcjonowania firmy. I jasne, nie uważam, że seria sama w sobie jest bez wad, ale to właśnie ta niepowtarzalna wola walki w tworzeniu najlepszej możliwej animacji najbardziej mnie w tym roku ujęła.

Najlepsza fabuła - Odd Taxi


Wyróżnienia: 86, Bakuten!!, Beastars 2nd Season, Fumetsu no Anata e, Heike Monogatari, Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu, Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu Part 2, Uma Musume: Pretty Derby (TV) Season 2, Vivy: Fluorite Eye's Song, Zombieland Saga: Revenge

Bardziej niż z wysokiej jakości animacji cieszę się jednak z tego, że 2021 rok obfitował w produkcje o naprawdę dobrej fabule. Jasne, wiele z nich nawet wizualnie zapierało dech w piersiach - w tym momencie ślę głębokie ukłony w kierunku twórców Heike Monogatari, Mushoku Tensei czy Vivy - jednak wydaje mi się, że chyba najciekawszą z punktu widzenia zachodniego fana anime jest historia zawarta w Odd Taxi, gdzie, powiedzmy sobie szczerze, grafika była bardziej umowną sprawą, która miała za zadanie nie rozpraszać widza podczas rozkminiania kolejnych poszlak. Tak jak wspominałam już przy okazji podsumowania sezonu wiosennego, Odd Taxi jest chyba pierwszym anime od czasów Durarary!! (nie, Boogiepopa nie wspominamy, bo to nie była udana próba gatunku), gdzie początkowo kompletnie odseparowane od siebie wątki stopniowo zaczynają się ze sobą łączyć, dając spójną, przyczynowo-skutkową, totalnie rozwalającą mózg fabułę. Podobnie zresztą do Durarary!!, chociaż jest to rasowy kryminał/mystery, to jednak obsada nie składa się wyłącznie z osób (zwierzaków), z których co druga skrywa gnata za paskiem spodni i pali fajki w ciemnych alejkach. O, nie, nie, nie, nie, nie! Wielu z prezentowanych bohaterów pochodzi z kompletnie różnych parafii, co daje tym większy efekt wow, gdy w końcu odkrywamy, w jaki dokładnie sposób są ze sobą powiązani. Można nawet powiedzieć - i mam nadzieję, że nie będzie to spoiler ani zbyt istotna wskazówka - że im mniej podejrzana wydaje się dana postać, tym baczniej należy się jej przyglądać. Warto też podkreślić, że niemała zasługa w czerpaniu radości z rozgryzania fabuły Odd Taxi dało śledzenie wszystkiego, co działo się dookoła właściwego anime, w tym chociażby analizowanie openingu, teledysku piosenki z openingu czy mini-audycji wydawanych równolegle do wypuszczanych co tydzień odcinków. Oczywiście nie są one niezbędne, aby zrozumieć wszystko, co dzieje się w historii... no, może poza jakąś jedną drobnostką... ale jeśli ktoś czerpię radochę z bycia takim nieco gorliwszym detektywem Poirotem (bo on też lubił rozwiązywać tajemnice, siedząc w domu), to ten projekt będzie stanowić dla jego szarych komóreczek naprawdę satysfakcjonujący wysiłek.

Najlepsza soundtrack - Violet Evergarden Movie


Wyróżnienia: 86, Bakuten!!, Dr. Stone: Stone Wars, Heike Monogatari, Jujutsu Kaisen, Kemono Jihen, Mushoku Tensei Isekai Ittara Honki Dasu, Tokyo Revengers, Yuru Camp△ Season 2

Jeśli chodzi o muzykę zwiazaną wyłącznie z produkcjami telewizyjnymi, ostatecznie dotrzymałabym słowa, które rzuciłam przy okazji podsumowania anime 2020 roku i wyróżniłabym OST z drugiego sezonu Yuru Camp - ścieżka dźwiękowa z tej serii chyba jak żadna inna umie leczyć kokoro, tworzyć puchatą atmosferę, narobić smaka na grillowane mięsko i uprzyjemnić nawet najbardziej ponury dzień. Prawdą jest jednak, że nie byłby to wcale soundtrack, który puszczałam sobie największą ilość razy podczas pracy i relaksu, ponieważ ten rekord należy do... pam-pararara-pam-pam! Pełnometrażowej Violet Evergarden. Yup, to właśnie tę ścieżkę dźwiękową katowałam już od 2020 roku, co oczywiście mogłoby wskazywać, że powinnam umieścić tytuł w zeszłorocznym zestawieniu, niemniej wolałam się z tym jeszcze wstrzymać, by przekonać się na własne oczy (oraz uszy), jak muzyka działa w kontekście całego wrzuconego na Netflixa filmu. I, nie jest to absolutnie żadnym zaskoczeniem, działa idealnie. Sami pewnie doskonale wiecie, że przy seriach przygodowych, akcyjniakach czy po prostu klasycznych shounenach zwykle bywa tak, że soundtrack opiera się na jednym energicznym motywie przewodnim oraz kilku bazujących na niej remixach, natomiast na potrzeby scen komediowych czy obyczajowych kompozytorzy ograniczają się do pierwszego lepszego rytmicznego plumkania. Filmowa Violet miała jednak o tyle trudne zadanie, ponieważ nie dzieje się tu nic podniosłego ani epickiego, a najbardziej dynamiczną sceną jest... eee... skok za burtę? Nie znaczy to jednak, że fabuła jest pozbawiona emocjonalnych momentów, bo tymi możnaby obdzielić pewnie z tuzin dzieł Mari Okady. Na podstawie wielokrotnego przesłuchiwania całej ścieżki dźwiękowej (a kiedy piszę "całej", naprawdę mam na myśli "całej") mogę też z całą mocą potwierdzić, że wszystkie przygotowane przez Evana Calla anranżacje są niezwykle złożone i odgrywane przez całą orkiestrę. Jasne, pewnie znajdą się tu melodie, które zechcecie przewinąć, bo poczujecie w ich trakcie zbyt duży przypływ smutku czy rozrzewnienia, ale jednak nie natraficie na takie, które nie wyrażają absolutnie niczego. Także mam dla was taką drobną radę - jeśli planujecie się wprawić w doskonały humor, zaopatrzcie się na Spotify czy w innym serwisie muzycznym w soundtrack do Yuru Camp 2, natomiast w ramach kontrolowanej melancholii obowiązkową pozycją niech stanie się składanka  "Echo through Eternity" z Violet Evergarden.

Najlepszy opening - "VIVID VICE" Who-ya Extended (Jujutsu Kaisen)


Wyróżnienia:
"Seishun no Enbu" Centimillimental (Bakuten!!)
"Shake & Shake" sumika (Bishounen Tanteidan)
"Seija no Koushin" Tatsuya Kitani (Heion Sedai no Idaten-tachi)
"Iro Kousui" You Kamiyama (Horimiya)
"STONE OCEAN " ichigo z Kishida Kyoudan & The Akeboshi Rockets (JoJo no Kimyou na Bouken Part 6: Stone Ocean)
"Cinderella" Cider Girl (Komi-san wa, Comyushou desu.)
"Dark seeks light" Yui Ninomiya (Sekai Saikou no Ansatsusha, Isekai Kizoku ni Tensei suru)
"Annoying! San San Week!" Tomori Kusunoki, Saori Hayami, Reina Aoyama, Aoi Koga (Senpai ga Uzai Kouhai no Hanashi)
"Paradise" Rude-α (SK∞)
"Sora to Utsuro" sasanomaly (Vanitas no Karte)
"Sing My Pleasure" Kairi Yagi (Vivy: Fluorite Eye's Song)
"Seize The Day" Asaka (Yuru Camp△ Season 2)
"Taiga yo Tomo ni Naitekure" Fran Chou Chou (Zombieland Saga: Revenge)

Pozostaje mi jedynie powtórzyć to, co zaznaczałam już przy większości sezonowych podsumowań - ot, dopadła nas klęska urodzaju, jakiego nie widziałam już od dawien dawna. I to nawet licząc czasy przedpandemiczne. Twórcy chyba postawili sobie za punkt honoru, aby jak nigdy wcześniej wyżywać się artystycznie przy openingach, nie ograniczając się w swoich pomysłach do żadnego konkretnego gatunku. Znajdziemy więc i genialne czołówki do shounenów, i do seinenów, do iyashikei, do isekajów, do serii z idolkami, do romansów, do komedii, do sportówek... no każda potwora znajdzie swojego amatora. Pamiętajcie też, że wymienione przeze mnie openingi zostały wytypowane czysto subiektywnie i stanowią (przynajmniej tak mi się wydaje) wysokoprocentową śmietankę zebraną z powierzchni najwyższej jakości mleka, inaczej wypisywanie wszystkich świetnych utworów zajęłoby mi z jedną trzecią podsumowania. A i tak nie zmniejszyło to wcale bólu głowy, gdy przyszło do wyłonienia zwycięzcy, który godnie reprezentowałby ten rok we wspomnieniach fanów anime. Z początku wahałam się mocno nad openingiem z Bishounen Tanteidan, bo choć sama seria to przyjemnie w porządku produkcja, to dopiero czołówka rozbiła bank jeśli chodzi o nazwiska zaangażowanych w nie osób. Zespół sumika odpowiada za skoczny kawałek, na brzmienie którego nóżki aż same rwą się do skakania, Yasuomi Umetsu razem z ekipą ma już bogate doświadczenie przy tworzeniu openingów z sekwencjami tańca (tu warto wspomnieć chociażby o Dimension W czy Owari no Seraph), a produkcja odbywała się pod pieczą studia SHAFT, które mimo licznych wybojów ostatnimi czasy zaczęło j
akby trochę wychodzić na prostą. ALE. Choć jest to genialny, jedyny w swoim rodzaju opening, mam wrażenie że nie wywołał on w fandomie odpowiednio wielkiego poruszenia... w przeciwieństwie do drugiego openingu Jujutsu Kaisen w wykonaniu grupy Who-ya Extended, który razem z pierwszym od Eve z miejsca podbił serca widzów i sprawił, że ta seria raźno goni w rankingach popularności Kimetsu no Yaiba. Wspomnienie o pierwszym openingu nie jest też użyte zupełnie bez przyczyny, ponieważ za reżyserię w obu przypadkach odpowiada ten sam uznany twórca, Shingo Yamashita, który został poproszony o przyjęcie tej fuchy przez samego Gege Akutamiego, autora mangi. I trudno się dziwić takiej nominacji, widząc fantastyczną animację, która umiejętnie korzysta z ruchu kamery, animowanej komputerowo przestrzeni i kontrastowego oświetlenia, które nadaje scenom zarówno niepokojącej atmosfery, jak i quasi-realizmu, o ile można o takowym mówić w kontekście stuprocentowo magicznego shounena. Na dodatek należy pochwalić to, że chociaż w openingu ukryte zostały pewne podpowiedzi do fabuły, są one przedstawione na tyle umiejętnie, że stanowią co najwyżej malowniczy, świetnie zgrany z akcentami muzycznymi kolaż złożony z niejasnych symboli, a nie chamskich spoilerów (jak ma to miejsce chociażby w czołówce z Fumetsu no Anata e). Uwielbiam ten opening absolutnie w całości, od momentu pojawienia się kotka z błyszczącym ślepiem po riffowanie na gitarze... zwłaszcza gdy już wyszło na jaw, że nie jest to wcale takie przypadkowe ujęcie.

Najlepszy ending - "Nai Nai" ReoNa (Shadows House)



Wyróżnienia:
"Anata ga Iru" wacci (Bakuten!!)
"Raika" Akari Nanawo (Heion Sedai no Idaten-tachi)
"Maid with Dragons❤︎" Super Chorogonzu (Kobayashi-san Chi no Maid Dragon S)
"Hikare Inochi" Kitri (Komi-san wa, Comyushou desu.)
"Mirai wa Kaze no You ni" Liella! (Love Live! Superstar!!)
"Only" Yuiko Oohara (Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu)
"Kaze to Iku Michi" Yuiko Oohara (Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu Part 2)
"Infinity" Yuuri (SK∞)
"Mahou" Myuk (Yakusoku no Neverland 2nd Season)
"Haru no Tonari" Eri Sasaki (Yuru Camp△ Season 2)

W endingach trudniej jest o osiągnięcie statusu ikony czy masowej rozpoznawalności, co nie znaczy wcale, że jest to wyróżnienie kompletnie niemożliwe do osiągnięcia. Wystarczy pomyśleć chociażby o endingach z K-On!, które nawet przy mieszanym odbiorze samej serii są uznawane za początek zacnego trendu robienia przez KyoAni dopieszczonych animacyjnie klipów. O, albo Kekkai Sensen. Konia z rzędem... znaczy, legalną loli temu, kto choćby przelotnie nie kojarzy sławnej sekwencji z tańczącymi na scenie postaciami, która doczekała się bez mała miliona pińćset przeróbek. Sami widzicie. Oczywiście nie mam pewności, czy endingi z tego roku zasłużą na takie zapamiętanie, choć nie wątpię, że pewna scena z iluzją schodzenia/wchodzenia po schodach przez dwie dziewczynki (?) przy akompaniamencie "Nai Nai" ReoNy ma na to całkiem niezłe zadatki. Jako całość ending pierwszego sezonu Shadows House nie jest może najbardziej spójnym dziełem pod słońcem, natomiast składa się z wielu unikatowych The Momentów, zarówno pod kątem wizualnym, jak i muzycznym. Rozpoczynające utwór "tu tu tu tu", stukanie i szuranie słyszalne w tle piosenki, wyraźne kliknięcie przy składaniu dziwnego ciągu puzzli, odgłos tłuczonego szkła zgrany ze sceną, kiedy coś kruchego (czyżby ratowana przez Shawna filiżanka, co widać było jeszcze chwilkę wcześniej?) upada na podłogę i malowniczo się rozbryzguje, a potem ten sam dźwięk, gdy ending się kończy, a światła gasną... Wszystko to są szalenie proste triki, które zarówno podkreślają rytm samej piosenki, jak i wkomponowują się w to, co dzieje się w animacji. Na dodatek w wykonywanym przez ReoNę utworze kryje się coś niepokojącego - te pseudo-gotyckie chórki, śmiechy, dzwony i inne (dosłownie) szmery bajery - a zarazem dziecinnie chwytliwego przez używanie w jednym ciągu słów o podobnym brzmieniu. Niestety trudno doszukać się w klipie jakiejś jednolitej historii, ale w tym przypadku wystarcza samo operowanie wyrwanymi z kontekstu metaforami, malowniczymi ujęciami i przede wszystkim złudzeniami optycznymi takimi jak wspomniane schody czy pojawiająca się na ułamki sekund wcześniej "gra cieni". W końcu samo anime również igra z widzem w kwestii tego, kto właściwie kopiuje czyje zachowanie...

Najlepszy insert song - "Uta Yo" (Belle)


Wyróżnienia:
"THE ANSWER" (86)
"SLUMDOG PARADISE" (86)
"The Plan" (Dr. Stone - STONE WARS)
"Yorugaakeru" (Given Movie)
"REMEMBER" (Jujutsu Kaisen)
"Door" (Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu 2nd Season Part 2)
"Diva Song" (Vivy: Fluorite Eye’s Song)
"Sing My Pleasure (Grace Ver.)" (Vivy: Fluorite Eye's Song)
"Kono Basho De" (Yuru Camp△ Season 2)
"Saga Jihen" (Zombieland Saga: Revenge)

Za sprawą Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Kino Dzieci miałam okazję zobaczyć Belle (czy Ryuu to Sobakasu no Hime dla zwolenników japońskich tytułów) na dużym ekranie, więc zdaję sobie sprawę, że już samo to daje filmowi sporą przewagę jeśli chodzi o odbiór historii czy poczucie większej immersji. Razem z dwiema przyjaciółkami doszłyśmy jednak do zgodnej konkluzji, że jak fabuła ma w trzecim akcie dość poważne wady, tak z całą pewnością najsilniejszą stroną produkcji jest muzyka, a konkretnie insert songi. Historia skupia się bowiem na przeciętnej nastolatce mieszkającej na wsi, Suzu, która po śmierci mamy nie jest już w stanie dalej śpiewać, a "głos" odzyskuje dopiero w momencie, gdy zanurza się w wirtualną rzeczywistość zwaną U, gdzie staje się światowej sławy diwą. Pierwszą wartą zaznaczenia rzeczą jest fakt, że Kaho Nakamura, która podkłada głos pod główną bohaterkę, jednocześnie sama wykonuje wszystkie piosenki (czemu ciężko się dziwić, skoro Kaho jest z zawodu piosenkarką, a nie aktorką głosową). Może zabrzmi to cokolwiek trywialnie, ale jednak poprawia to odbiór historii, gdy z jednej strony słyszymy tę niepewną, zahukaną nastolatkę, a z drugiej strony w wirtualnej rzeczywistości ma głos jak dzwon i prezencję prawdziwej gwiazdy - i w obu przypadkach chodzi zarówno o tę samą postać, jak i tę samą seiyuu. Drugim powodem, dla którego wybrałam akurat ten utwór w kategorii najlepszego insert songu, jest jego znaczenie dla rozwoju fabuły. Zapewne bardziej charakterystyczny dla filmu jest utwór "U", który pojawia się na samym początku seansu, ale to od wzruszającego "Uta Yo" zaczyna się cała przemiana Suzu. Kiedy pojawia się w wirtualnej rzeczywistości i zauważa, że może śpiewać (nie wymiotując przy tym ze stresu), wreszcie daje upust temu, co siedziało od niej od momentu tragicznego dnia, kiedy to jej mama rzuciła się ratować tonące dziecko, chociaż było pewnym, że sama przy tym zginie. A co gorsza - zrobiła to na oczach swojej w pełni świadomej powagi sytuacji kilkuletniej córki, która przez wiele późniejszych lat nie mogła pogodzić się z myślą, że jej mama wybrała dobro obcego dziecka zamiast Suzu. I chociaż mogłoby się wydawać, że odzyskana po latach możliwość śpiewania przyniesie głównej bohaterce ulgę, pierwsze, co robi, to wyrzuca z siebie nagromadzony potok żalu, że jej mamy nie ma już przy niej, podczas gdy wszyscy dookoła niej cieszą się swoim niezachwianym rodzinnymi tragediami szczęściem. A żeby było jeszcze przekorniej, tekst piosenki jest przez wielu fanów interpretowany tak, jakby Belle chodziło o nieszczęśliwą miłość do faceta, a nie tęsknotę za mamą. Na szczęście piosenka jest punktem zwrotnym, który pozwala choć częściowo uporządkować Suzu jej uczucia i wreszcie poświęcić się teraźniejszości, a nie rozpaczać nad niemożliwą do zmiany przeszłością.

Najlepszy seiyuu - Yumiri Hanamori

(Ryuji Ayukawa z Blue Period, Ai Narata z Kageki Shoujo!!, Ai Hayasaka z Kaguya-sama wa Kokurasetai: Tensai-tachi no Renai Zunousen OVA, Kon z Kemono Jihen, Kyousuke Yoysuya z Mieruko-chan, Lloyd Belladonna z Tatoeba Last Dungeon Mae no Mura no Shounen ga Joban no Machi de Kurasu Youna Monogatari, Sorawo Kamikoshi z Urasekai Picnic, Nadeshiko Kagamihara z Yuru Camp△ Season 2)

Wyróżnienia:
- Aoi Yuuki (Pony Tsunotori z Boku no Hero Academia 5th Season, Tsuyu Asui z Boku no Hero Academia 5th Season, Jessica Clayborn z D_Cide Traumerei the Animation, Biwa z Heike Monogatari, Kumoko z Kumo Desu ga, Nani ka?, Madoka Kaname z Magia Record: Mahou Shoujo Madoka☆Magica Gaiden (TV) 2nd Season - Kakusei Zenya, Diane z Nanatsu no Taizai: Fundo no Shinpan, Azusa z Slime Taoshite 300-nen, Shiranai Uchi ni Level Max ni Nattemashita, Mizuho z Sonny Boy)
- Ayane Sakura (Yotsuba Nakano z 5-toubun no Hanayome ∬, Asao Kurikoma z Bakuten!!, Ochako Uraraka z Boku no Hero Academia 5th Season, Saki Saki z Kanojo mo Kanojo, Shirokusa Kachi z Osananajimi ga Zettai ni Makenai Love Comedy, Felicia Mitsuki z Magia Record: Mahou Shoujo Madoka☆Magica Gaiden (TV) 2nd Season - Kakusei Zenya, Yuria z Mieruko-chan, Lou z Shadows House, Louise z Shadows House, Gabi Braun z Shingeki no Kyojin: The Final Season, Moa z Show by Rock!! Stars!!, Tomoe z Tsuki ga Michibiku Isekai Douchuu, Mitsugu Banba z Vlad Love)
- Ayumu Murase (Mashiro Tsukiyuki z Bakuten!!, Manabu Soutouin z Bishounen Tanteidan, Akira Shiroyanagi z Deatte 5-byou de Battle, Ginro z Dr. Stone: Stone Wars, Atsumori no Taira z Heike Monogatari, Akira z Kemono Jihen, Kage z Ousama Ranking, Meneldor z Saihate no Paladin, Udo z Shingeki no Kyojin: The Final Season)
- Junya Enoki (Yuni Kuroba z 2.43: Seiin Koukou Danshi Volley-bu, Jack z Beastars 2nd Season, Douki-kun z Ganbare Douki-chan, Czerwony Krwinek AA2153 z Hataraku Saibou Black, Itadori Yuuji z Jujutsu Kaisen, Naoya Mukai z Kanojo mo Kanojo, Senjurou Rengoku z Kimetsu no Yaiba Movie: Mugen Ressha-hen, Yuito Sumeragi z Scarlet Nexus, Yomogi Asanaka z SSSS.Dynazenon, Shimoda z Tenchi Souzou Design-bu, Nasa Yuzaki z Tonikaku Kawaii: SNS)
-Takahiro Sakurai (Shuusaku Shida z Bakuten!!, Ayame Souma z Fruits Basket: The Final, Shigemori no Taira z Heike Monogatari, Suguru Getou z Jujutsu Kaisen, Griamore z Nanatsu no Taizai: Fundo no Shinpan, Death-Par z Ousama Ranking, Albert Hawke z Seijo no Maryoku wa Bannou Desu, Poseidon z Shuumatsu no Walküre, Diablo z Tensei shitara Slime Datta Ken 2nd Season, Wataru Shima z Yuru Camp△ Season 2)

Już kiedy rozpoczęłam rozpisywać pierwsze kategorie tego podsumowania, wciąż byłam przekonana o wskazaniu Ayane Sakury jako najlepszej, najbardziej zróżnicowanej, a zarazem najbardziej pracowitej (obok Enokiego Junyi, bo tego potwora to chyba nic nie pokona) seiyuu w tym roku. I to nadal nie jest kłamstwo. Ale kiedy upewniałam się co do tego, kogo powinnam uhonorować wyróżnieniem, na wszelki wypadek postanowiłam uważniej sprawdzić ekipę aktorek pracujących przy Yuru Camp 2... no i doznałam objawienia. Wystarczy, jeśli znacie tylko dwie (no, może trzy) role, które zagrała w tym roku Yumiri Hanamori, a całkowicie zrozumiecie mój szok i niedowierzanie. Ta 24-letnia aktorka już od kilku lat odpowiada za podkładanie głosu pod Nadeshiko, czyli pełne optymizmu słoneczko zawsze entuzjastycznie witające propozycje pysznej szamy oraz wyjazdów na kemping w doborowym towarzystwie. Wierzę też, że jej "Rin-chan, Rin-chan!" niejednemu czytelnikowi tego tekstu rozbrzmiało właśnie w wyobraźni z odpowiednią nutką wesołości. Jest to tak cieplutki głosik, że podczas słuchania soundtracku z Yuru Camp 2 nigdy nie pomijam nawet wymieszanych z muzyką mini-rozmów, które Nadeshiko i Rin odbywają przy ognisku... Ale! Ta sama aktorka, która wydawałaby się wprost stworzona do odgrywania beztroskich nastolatek takich jak m.in. Kon z Kemono Jihen, w sezonie letnim wcieliła się w beznamiętną Ai Naratę z Kageki Shoujo!!, a jesienią jeszcze dowaliła do pieca i bez ostrzeżenia podźwignęła na barkach rolę Ryuujiego "Yuki" Ayukawy z Blue Period - rolę cokolwiek dramatyczną i wielowarstwową zważywszy na to, że bohater przeżywa silne rozterki na tle nie tylko artystycznego powołania, ale też własnej identyfikacji. A przecież jeszcze należałoby wspomnieć o uwielbianej tłumnie Hayasace z Kaguyi-samy... ufff! Gdyby nie MAL, nigdy w życiu nie odgadłabym, że ta sama osoba odpowiada za wszystkie te postacie, a przecież trochę się tym pasjonuję. Jestem pod ogromnym wrażeniem skali głosu oraz rozrzutu gatunkowego, z jakim radzi sobie Yumiri Hanamori. W przeciwieństwie do Mayi Sakamoto, którą wyróżniłam w zeszłym roku, a której barwę głosu zawsze i wszędzie da się rozpoznać, w przypadku tegorocznej laureatki stopień wtopienia się w rolę jest aż absurdalny. Życzę jej ogromu kolejnych ofert, bo z pewnością w każdej kreacji - czy to melancholijnej, czy to zupełnie radosnej - sprawdzi się równie znakomicie.

Najlepsza postać żeńska - Toukai Teiou (Uma Musume: Pretty Derby (TV) Season 2)


Wyróżnienia: Pyoran (Fumetsu no Anata e), Maki Zenin (Jujutsu Kaisen), Emilia (Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu 2nd Season Part 2), Rit (Shin no Nakama ja Nai to Yuusha no Party wo Oidasareta node, Henkyou de Slow Life suru Koto ni Shimashita), Azusa Aizawa (Slime Taoshite 300-nen, Shiranai Uchi ni Level Max ni Nattemashita), Rice Shower (Uma Musume: Pretty Derby (TV) Season 2), Rin Shima (Yuru Camp△ Season 2), Yuugiri (Zombieland Saga: Revenge)

Tak, to bezkonkurencyjnie najlepsza postać żeńska (końska?) minionego roku. Ile przeciwności Toukai Teiou musiała przezwyciężyć i ile bolesnych porażek zaznała w tym wcale nie jakoś przesadnie długim drugim sezonie Uma Musume, to się niektórym protagonistom shounenów w głowach mieścić nie powinno. W przygodówkach skierowanych do nastoletniej publiki trenowanie wedle zaleceń mentora zawsze kończy się osiągnięciem zamierzonego celu i zdobyciem umiejętności niezbędnych do brawurowego zwycięstwa - tymczasem przykład Toukai Teiou boleśnie pokazuje, że życie takie nie jest, co nie znaczy, że porzucenie marzeń czy nawet codziennej rutyny to taka prosta sprawa. Choć nie jestem mistrzem w żadnej dziedzinie (nawet w jedzeniu Kinder Bueno na czas), utożsamianie się z główną bohaterką wydaje się aż bolesnie intensywne, szczególnie gdy pomyśli się o jej przejściach w kontekście tego, co stanie się z nami samymi za te kilka dekad, na finiszu aktywności zawodowej a u progu przejścia na emeryturę. A to poniekąd dotyka właśnie Toukai Teiou. Jak zatem zmusić odmawiające posłuszeństwa ciało i dalej być częścią większej społeczności? Czy to szaleństwo próbować wciąż i wciąż wrócić w to samo miejsce, do którego cały czas napływają coraz to zdolniejsze, sprawniejsze osoby? Gdzie kończy się duma, a zaczyna zwykła potrzeba bycia przydatnym i lubianym? Nade wszystko jednak zachwyca w kreacji Toukai Teiou to, jak bardzo jej siła charakteru jest zrównoważona w stosunku do tego, z czym się mierzy. Nie jest tak, że ciągle płacze i narzeka na własną bezradność, choć nie chodzi też o to, że traktuje napotykane trudności lekceważąco. Bywa, że sytuacja doszczętnie ją przytłacza (bardzo ludzka... czy tam koniodziewczyńska rzecz), ale często pokazuje też ogromną sportową dojrzałość, za sprawą której tak gorąco kibicujemy jej w osiągnięciu sukcesu. No i też jak mało u której postaci za jej szerokim uśmiechem kryje się olbrzymi wysiłek, który wkłada w to, aby wyglądać na pozytywnie nastawioną do życia. Owszem, zależy jej na tym, aby nie martwić przyjaciółek czy fanów, ale przede wszystkim sama musi się utwierdzać w słuszności podejmowanych działań, nawet jeśli na wiele miesięcy wykluczają ją one ze sportowego życia. Toukai Teiou to absolutnie kompletna, wielowarstwowa postać, którą nie tylko można spokojnie postawić obok Rocky'ego Balboy jako klasyka sportowego gatunku, ale też jako wzór do naśladowania dla wszystkich głównych bohaterek... i bohaterów.

Najlepsza postać męska - Rudeus (Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu)


Wyróżnienia: Shuusaku Shida (Bakuten!!), Shigemori no Taira (Heike Monogatari), Kento Nanami (Jujutsu Kaisen), Otto (Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu 2nd Season Part 2), John (Shadows House), Geld (Tensura Nikki: Tensei shitara Slime Datta Ken), Red (Shin no Nakama ja Nai to Yuusha no Party wo Oidasareta node, Henkyou de Slow Life suru Koto ni Shimashita), Trener (Uma Musume: Pretty Derby (TV) Season 2)

Ciężko nie mówić o Rudeusie w kontekście obu części anime wyemitowanych w tym roku - a to olbrzymia przewaga nad innymi postaciami, które często miały do dyspozycji zaledwie jeden cour. Z drugiej strony warto docenić, że tak dobrze rozpisana postać trafiła się nie w czym innym jak w isekaju, czyli "gatunku", który wypluł z siebie już chyba z milion pięćset sto dziewięćset identycznych miałkich protagonistów, którzy wymiatają w szermierce, czarują bez ograniczeń i są tak nieziemsko przystojni (czyt. mają czarne kudły i nijaką twarz), że ich harem ciągnie się po horyzont. Co prawda na pierwszy rzut oka Rudeus może się łapać pod dwie ostatnie kategorie, ale po pierwsze - harem składa się tylko z trzech panien, a po drugie... no dobra, dobra. A teraz już na serio. Rudeus w przeciwieństwie do wielu mu podobnych kolegów po fachu wcale nie ma za zadanie ratować świata spod jażma przerażającego Władcy Demonów. W ogóle on niewiele znaczy wobec niesamowitości świata, w którym się znalazł. Bo i nie taki był cel jego odrodzenia. Przynajmniej na razie nic na to nie wskazuje. Tym, co wyróżnia tego bohatera, jest przeżycie swojej nowej egzystencji w wartościowy sposób. I tyle. A może raczej aż tyle, szczególnie że poprzedni żywot pod wieloma względami nie należał do najłatwiejszych - zarówno dla samego pre-Rudeusa, jak i jego najbliższego otoczenia. Co jakiś czas widzimy fragmenty retrospekcji, które stopniowo zmieniają nam optykę jeśli chodzi o postrzeganie zachowania głównego bohatera - na przykład końcówka drugiego couru pokazała nam początki znęcania się nad pre-Rudeusem w liceum, dzięki czemu odkrywamy, że dobro i współczucie faktycznie zawsze w nim siedziały, tylko paskudne doświadczenia i zacietrzewienie się w swojej osobistej tragedii zepchnęły go na samo dno bycia odrażającym piwniczakiem. Nie jest też tak, że po przeniesieniu się do nowego świata mężczyzna z łatwością zapomniał o przeszłości. Piętno tego, kim był i jak paskudnie się zachowywał, ciągle i ciągle przewija się na przestrzeni jego życia jako Rudeus, stanowiąc swoisty kompas moralny, który regularnie przywołuje go do pionu i przypomina, co się stanie, jeśli znów odtrąci najbliższych. W ogóle nawet jeśli nie traktuje wychowujących go Zenith oraz Paula jak pełnoprawnych rodziców (w końcu jest od nich starszy duchem), czuć w ich relacji olbrzymią zażyłość i gotowość do największych poświęceń. Dzięki temu Rudeus, mimo że nie szczędzi na wypowiadanych w głowie ironicznych komentarzach oraz prezentuje wiele perwersyjnych naleciałości, to bohater praktycznie doskonały w swojej niedoskonałości, bo aktywnie walczy o swoje osobiste odkupienie.

Najlepsza para - Red i Rit (Shin no Nakama ja Nai to Yuusha no Party wo Oidasareta node, Henkyou de Slow Life suru Koto ni Shimashita


Wyróżnienia: Cherry x Smile (Cider no You ni Kotoba ga Wakiagaru), Miyamura x Hori (Horimiya), Tadano x Komi (Komi-san wa, Comyushou desu.), Subaru x Emilia (Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu 2nd Season Part 2), Albert x Sei (Seijo no Maryoku wa Bannou Desu), Takt x Cosette/Unmei (Takt Op. Destiny)

Gdybym rzutem na taśmę w połowie sezonu jesiennego nie nadrobiła Shin no Nakama, naprawdę nie wiem, co miałabym tu ze sobą zrobić. Popełniłabym chyba mentalne harakiri i zaczęła się rozpływać nad finałem Fruits Basket? Oj, czuję, że za ten żarcik mi się oberwie... Wracając jednak do właściwych laureatów - to nie tak, że wybór Reda i Rit był oczywistą oczywistością, bo bohaterom ogromnie ciąży seria, w której przyszło im się prezentować. Nie dość, że jest to isekai, to jeszcze wannabe przygodowy isekai, któremu poniewczasie się przypomina, że tak w sumie to wypadałoby pokazać jakieś hurr durr zwroty akcji (pisane na tak mocno kościstym kolanie, że bardziej wyboiście się już nie dało). Niemniej właśnie na tego typu okazje kategoria nagradzająca najlepszą parę została wyodrębniona od najlepszego romansu jako zupełnie samodzielny byt. Patrząc bowiem tylko pod kątem relacji rozwijającej się między dwojgiem postaci, Red i Rit pokazali w tym roku zdecydowanie najzdrowszy, najbardziej postępowy, w pełni skonsumowany związek spośród wszystkich przedstawionych w 2021 roku związków, które często cierpiały na syndrom "przecież wszechświat imploduje, jeśli przyznam się do swoich prawdziwych uczuć". Jasne, w małych dawkach takie urocze podchody są całkiem w porządku, ale kiedy pojawia się taki zawodnik wagi ciężkiej jak główni bohaterowie Wykopanego z Drużyny, to niestety nie ma brania jeńców. Swoją drogą można uznać, że jeśli chodzi o Reda i Rit (a właściwie Gideona i Rizlet), to oni swój etap rzucania ukradkowych spojrzeń i platonicznego wzdychania po kątach przeszli na długo przed akcją właściwego anime, gdy po raz pierwszy spotkali się przy okazji ratowania królestwa Loggervia przed zakusami demonów. Kiedy jednak Gideon porzucił fuchę bycia opanowanym, racjonalnym bohaterem na rzecz zostania sympatycznym aptekarzem z pipidówy na krańcu świata, wreszcie znajduje czas i miejsce, by zaspokoić swoje własne potrzeby oraz dać wyraz odkładanym na później uczuciom - w tym miłości do dawnej towarzyszki, która od samiutkiego początku zna o nim całą prawdę, a mimo to jeszcze bardziej niż wcześniej imponuje jej jego aktualna postawa bycia po prostu dobrym sąsiadem dla lokalnej społeczności. Urzeka mnie w ich relacji także to, jak bardzo mogą na siebie nawzajem liczyć, tak w codziennych sprawach wagi domowej, jak i w prawdziwej walce (Rizlet mimo bycia formalnie księżniczką pozostaje także niczego sobie wojowniczką). I wiecie co? Dzięki takim parom jak Red i Rit oglądanie cienkich niczym barszcz z kartonu isekajów przestaje się wydawać aż takie straszne.

Najlepsza seria akcji/przygodowa - Vivy: Fluorite Eye's Song


Wyróżnienia: 86, Boku no Hero Academia 5th Season, Heion Sedai no Idaten-tachi, Jujutsu Kaisen, Kemono JihenKimetsu no Yaiba: Mugen Ressha-hen, Tensei shitara Slime Datta Ken 2nd Season, Tensei shitara Slime Datta Ken 2nd Season Part 2

Oczywiście to nie tak, że mam coś do zarzucenia akcji w 86 czy w Mushoku Tensei, natomiast jeśli zaczniemy je rozpatrywać pod kątem samego widowiska i ile frajdy dało śledzenie kolejnych odcinków, najbardziej różnorodnie przedstawia się pod tym kątem Vivy: Fluorite Eye's Song. Z jednej strony mieliśmy do czynienia ze świetnie zaprojektowanymi walkami na kopniaki i gołe piąchy (no, gołe jak gołe, ale często również metalowe), a z drugiej - epickie eksplozje kosmicznych stacji czy innych wieżowców opanowanych przez rozszalałą sztuczną inteligencję. Jak rzadko która seria Vivy wygląda niczym hollywoodzka produkcja za grube miliony dolców, w czym z pewnością dopomogło zaangażowanie studia Wit, które jest doskonale znane ze swojej smykałki do robienia wysokiej jakości animacji. Intrygujący jest także sam pomysł na fabułę, który zauważalnie różni się od typowych shounenów czy isekajów z supermocami, przedstawianych z punktu widzenia otoczonych nakama/haremem nastolatków. Tutaj za główną bohaterkę mamy jednak żeńskiego androida, którego nadrzędnym celem istnienia jest sprawiać ludziom radość swoim śpiewem. Gorzej, że na skutek przekonwertowania pewnego IA z przyszłości Divie/Vivy zostaje zlecona misja, aby zapobiec wojnie między robotami a ludźmi (czy może raczej jednostronnej eksterminacji człowieków), która ma wydarzyć się za sto lat. Zwykle w tego typu dystopijnych produkcjach chodzi raczej o to, by to człowiek pokonał złe, znacznie silniejsze od niego maszyny (siemka, Terminatorze), natomiast w tym przypadku to niespecjalnie doskonały pod kątem emocjonalnym android musi wspiąć się na wyżyny empatii i dokonywać bolesnych wyborów, by ochronić większość kosztem poświęcenia jakiejś mniejszości. Co prawda Diva/Vivy przez większość czasu niesie ciężar podejmowanych decyzji wyłącznie na własnych barkach, choć trzeba też zaznaczyć, że atmosfera wcale nie jest spięta niczym pośladki kulturysty. Głównej bohaterce niemal nieustannie towarzyszy nie szczędzący ironii Matsumoto, wspomniane już IA z przyszłości, które najpierw przybiera postać uroczego niebieskiego misia, a później - sześciennego Wheatley'a rodem z Portala 2 (stawiam tuzin tabliczek Milki, że ten design nie został wybrany przez twórców przypadkowo). Nawet jeśli finał historii nie wylądował tak pięknym telemarkiem, jak bym sobie tego życzyła, całe anime to kawał doskonale zrobionego serialu sensacyjnego zasługującego na honorową statuetkę im. Szklanej Pułapki.

Najlepszy dramat/seria psychologiczna - Heike Monogatari


Wyróżnienia: 86, Aggressive Retsuko (ONA) 4th Season, Beastars 2nd Season, Blue Period, Fumetsu no Anata e, Hataraku Saibou Black (TV), Kageki Shoujo!!, Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu 2nd Season Part 2, Shingeki no Kyojin: The Final Season, Uma Musume: Pretty Derby (TV) Season 2

Trudność w zbalansowanym budowaniu dramatów polega na tym, że zwykle występuje w nich co niemiara postaci, więc średnio na każdego przypada zaledwie drobna część czasu antenowego. Wydaje mi się, że najbardziej w sedno obranego problemu udało się utrafić Heike Monogatari, które w przeciwieństwie do większości wyróżnionych tu serii skupia się nie na zbieraninie obcych sobie (przynajmniej na samym początku fabuły) osób, ale na jednej, wielkiej, grającej do wspólnej bramki rodzinie. Tragedia poszczególnych członków rodu Taira nie wynika z personalnych problemów, ale w głównej mierze jest spowodowana zachowaniem Kiyomoriego, ekscentrycznego patriarchy, który z jednej strony nawet ma głowę na karku jeśli chodzi o sztukę wojenną, ale z drugiej posiada o sobie stanowczo zbyt wysokie mniemanie, co ostatecznie okazało się solą w oku cesarza. Kiedy więc nawarzył sobie bigosu... pardon, kiedy więc nawarzył sobie nabe (czy tam innego ramenu), poza Shigemorim nikt nie miał wystarczająco dużej determinacji ani posłuchu, aby się z nim skonfrontować i utemperować zakusy na dokonanie państwowego przewrotu. Ale tak jak ciężko uratować raz puszczone w ruch kostki domina, tak i Heike zostają wplątani w ciąg wydarzeń, z których to nijak nie mogą się wyplątać bez utraty honoru wobec własnej rodziny bądź wobec władcy. Dzisiejsze problemy bywają naprawdę prozaiczne wobec tego, w jakiej sytuacji w XII wieku były postawione chociażby kobiety, które stanowiły wyłącznie karty przetargowe w małżeństwach zawieranych ze względów czysto politycznych (żeby nie powiedzieć, że traktowano je jako klacze rozpłodowe). Dzieje się tak chociażby z Tokuko, jedyną córką Kiyomoriego, którą wydano za mąż za cesarza Takakurę, aby zwiększyć wpływy na dworze. Gdy jednak konflikt z Genji się zaostrza, bez mrugnięcia okiem wykorzystano jej synka, by posadzić go na tronie i przy okazji obwołać Heike najważniejszym rodem w Japonii. Znów mężczyźni niejednokrotnie musieli ruszać w bój i brać na barki rolę dowódców, co nie zawsze kończyło się dobrze, zwłaszcza gdy przeszacowywano zmysł taktyczny syna swojego sławnego ojca i w efekcie kończyło się to regularną rzezią nieumiejętnie zarządzanych żołnierzy. Dziś w razie problemu możemy spakować manatki i wyjechać w Bieszczady. A wtedy? W przypadku pomyłek nie było ratunku ani przebaczenia, stąd ten przekazywany po dziś dzień dramat historyczny krwią pisany...

Najlepsze ecchi - Ganbare Douki-chan


Wyróżnienia: Getsuyoubi no Tawawa 2, Kaguya-sama wa Kokurasetai: Tensai-tachi no Renai Zunousen OVA

Ych, ciężka to dla mnie kategoria odkąd skończyło się Shokugeki no Soma... bo jeśli mam wybierać między Redo of "wcale nie jestem hentajem" Healer a Mushoku Tensei, na brzmienie którego w kontekście ecchi uruchamiają się wszyskie służby specjalne w kraju, to wolę już zachować milczenie i poczekać na prawnika. Na szczęście w surkus wraz z końcem roku przyszły dwa shorty, które do najbardziej ambitnych dzieł pod słońcem nie należą, ale chociaż nie zasługują automatycznie na wpis do kartoteki (i nie mam tu na myśli żadnego MALa ani Anilista). Wydaje mi się, że lepiej pod wieloma względami wypada Ganbare Douki-chan, nawet jeśli Getsuyoubi no Tawawa 2 również miewa swoje mocne momenty. Raz, że w Douki-chan występują dorosłe bohaterki, co nie tylko wydaje się jakieś takie mniej wątpliwe moralnie, ale też uwiarygadnia posiadanie piersi w ponadprzeciętnym rozmiarze. Dwa - seria wygląda niezwykle atrakcyjnie, co przy ecchi jest mimo wszystko ważniejsze niż złożoność fabuły (choć nie znaczy jednocześnie, że musi być ona skrajnie głupia). Po trzecie - a czego nie wspomniałam przy okazji podsumowania sezonu jesiennego - na koniec odcinków Douki-chan pojawiają się tzw. endcardy, czyli grafiki z postaciami z serii rysowane przez mniej lub bardziej znanych w światku artystów. Nie jest to praktyka powszechna, ale co sezon pojawia się kilka takich serii, które wynagradzają cierpliwość widzów oglądających odcinki do ostatniej sekundy. W sezonie jesiennym fajną ekipę od endcardów zgarnęło Senpai ga Uzai Kouhai no Hanashi, ale równie znakomitych autorów mang i popularnych w social mediach rysowników zaproszono właśnie do Ganbare Douki-chan. Można wśród nich wyróżnić chociażby Yoma (odpowiedzialnego za mangowy pierwowzór nagrodzonego shorta czy projekty postaci do serii Miru Tights), Kisekiego Himurę (autora Getsuyoubi no Tawawa), Shiromantę (twórcę Senpai ga Uzai Kouhai no Hanashi) czy nawet Yamadę Kintetsu (którą polscy czytelnicy mogą kojarzyć z wydawanego aktualnie Zapachu miłości/Ase to Sekken). Przygotowane przez nich grafiki są naprawdę ładniutkie i odpowiednio wysmakowane, przez co nadają się nawet na tapetę komputera (btw. moje ulubione endcardy to te z odcinka 9. i 11.). Więc tak się zbiera grosz do grosza... i wychodzi na to, że ostatecznie nie długośc metrażu się liczy, a jakość.

Najlepsze fantasy/seria supernaturalna - Shadows House


Wyróżnienia: Fumetsu no Anata e, Heion Sedai no Idaten-tachi, Jujutsu Kaisen, Kobayashi-san Chi no Maid Dragon S, Zombieland Saga: Revenge
 
Uwielbiam serie fantasy, które pokazują nam coś więcej niż tylko standardowe czary-mary albo chociaż, niczym w Dorohedoro z zeszłego roku czy Kimetsu no Yaiba sprzed dwóch lat - potrafią porządnie zamieszać dobrze znanymi schematami. W tym roku zadanie jest o tyle proste, ponieważ wyszła jedna niezwykle oryginalna seria fantasy, którą można przyrównywać co najwyżej do innego dzieła piórka tego samego autora. A mowa o Shadows House, czyli mrocznej (dosłownie i w przenośni) opowieści o rodzie arystokratów, którego członkowie wyglądają niczym zmaterializowane cienie. Z tego powodu każdy szlachcic ma na usługach tak zwaną żywą lalkę, która jest przyuczana do tego, aby idealnie odtwarzać zachowania swoich pozbawionych mimiki panów. Jak można się spodziewać, sytuacja ta jest cokolwiek nietypowa, a tajemnic tylko przybywa, gdy zaczynamy odkrywać, że z jakiegoś względu członkowie rodu Shadows nie wydają się być ze sobą powiązani żadnymi konkretnymi więzami krwi, nawet jeśli na ich dziele stoi zagadkowy, widziany tylko przez elity Dziadek. Nie chcę wam też spoilować tego, czego dowiadujemy się w drugiej połowie pierwszego sezonu, ale gwarantuję, że plottwisty oraz odpowiedzi są dawkowane systematycznie, podsycając głód rozgryzania kolejnych tajemnic kryjących się w zasnytym sadzą dworku. Dość zdradzić, że jest spora słuszność w zastanawianiu się, czy role panów i sług... a może raczej cienia i ciała nie zostały aby przypadkiem zamienione. Odpowiadający za komiksowy oryginał mangaka kryjący się za pseudonimem somato jest naprawdę wytrawnym specem od tworzenia ciekawych wizualnie konceptów i opieraniu na nich niepokojącej w założeniach fabuły. Już w trzytomowym Kuro świetnie działało wybranie na głównego bohatera opowieści czarnego kotko-potwora, który działał właśnie jak taki trochę samoświadomy cień. W Shadows House ma się natomiast wrażenie, jakby wszystko poszło o krok dalej... a potem zerwało się do sprintu i przeskoczyło przez płot konwenansów. A najzabawniejsze jest chyba to, że brak rysów twarzy nie przeszkodził w stworzeniu kilku pełnokrwistych postaci, z których serca widzów szturmem podbił przede wszystkim spontaniczny aż do granic możliwości John (uwielbiam tego wariata). Także albo chyżo nadrabiajcie anime i czekajcie na zapowiedziany drugi sezon, albo zabierzcie się za wydawaną u nas mangę... albo tak jak ja po prostu pozostańcie wiernymi fanami tej serii.

Najlepszy horror/thriller - Jujutsu Kaisen


Wyróżnienia: Higurashi no Naku Koro ni Gou, Kemono Jihen, Mieruko-chan, Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu 2nd Season Part 2

Dziś prawdziwych rysowanych horrorów już nie ma - należałoby zanucić, ale może to i lepiej, bo japońska animacja nie należy do mediów, które jest w tym względzie specjalnie wdzięczne (o ile nie nazywasz się Uzumaki i nie jesteś czteroodcinkową seryjką robioną przez Bóg jeden wie ile lat). Dlatego porzućmy tę część kategorii i skupmy się w całości na thrillerach, które również mają nas trzymać w napięciu czy wywoływać dreszcze emocji, ale trochę mniejszego kalibru. Jeśli zatem uwzględnimy tylko takie kryteria, wtedy Jujutsu Kaisen wyda się idealnym kandydatem do zgarnięcia wszelkich ubiegłorocznych nagród. Przykładów na potwierdzenie tej tezy zresztą nie brakuje. Pamięta ktoś chociażby tę scenę w kinie, gdzie trzem ziomkom dosłownie zryło banię? Ogromnie się cieszyłam, że obejrzałam ten odcinek za dnia, inaczej miałabym gwarantowany Wietnam nocą. Nawet nie chodzi o to, że wykrzywione gęby zmarłych kolesi same w sobie były jakoś skrajnie przerażające, ale cała związana z tą sytuacją otoczka - informacja, że licealiści zmarli na skutek wzrostu ciśnienia w zdeformowanych czaszkach czy zastosowana gra światłem i cieniem, która niczego formalnie nie cenzuruje, jednak pozostawia nieco więcej pola do domysłów - wywołują niepewność, przez co wydaje się, jakby z każdego zaułka miało zaraz wychynąć groteskowe zło. W ogóle najstraszniejsi nie wydają się zimni, wyrachowani złodupcowie, którzy skrupulatnie planują swoje posunięcia, ale typki takie jak Mahito, będące mentalnymi dziećmi traktującymi wszystko dookoła niczym zabawki, które można wziąć bez pytania, roztrzaskać i jak gdyby nigdy nic porzucić w kącie. Na dodatek totalnie brakuje mu instynktu samozachowawczego, przez co jest zdolny do absolutnie wszystkiego - no ale czego można było się spodziewać po serii, gdzie wszystko opiera się na klątwach i bynajmniej nie jest to czcza gadanina? Wiecie, w wielu shounenach pokroju Ao no Exorcist czy innych Iruma-kunów demony to w znakomitej większości milusie-plusie stworzonka, z którymi można się świetnie dogadywać, przez co zatraciły już swoją pierwotną konotację z ciemną stroną mocy. W Jujutsu Kaisen trupy padają jednak na prawo i lewo, a przeklęte dusze związane z pozytywnymi bohaterami odwalają wcale nie mniejszą manianę niż prawilni antagoniści (Sukuna kłania się uniżenie), gdyż, niespodzianka-niespodzianka!, są przesiąknięte złem. Można? Można. Trzeba tylko chcieć... i umiejętnie wcisnąć się w grafik studia MAPPA.

Najlepszy isekai - Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu/Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu Part 2


Wyróżnienia: Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu 2nd Season Part 2, Slime Taoshite 300-nen, Shiranai Uchi ni Level Max ni Nattemashita, Tensei shitara Slime Datta Ken 2nd Season, Tensei shitara Slime Datta Ken 2nd Season Part 2, Tensura Nikki: Tensei shitara Slime Datta Ken

Nie odkryję przed wami żadnej Ameryki, a na pewno nie po tym wylewie filmików na Youtubie, w których tytułach obowiązkowo musiały się znaleźć takie frazy jak "Mushoku Tensei" "najlepszy" i "isekai". Czy jest najlepszy bezwzględnie, uwzględniając cały isekajowy dorobek ludzkości? Hmmm... nie wiem, czy poszłabym tak daleko w pochwałach, tym bardziej że przecież ten gatunek nie ma sobie równych jeśli chodzi o ilość nastolatków wysyłanych na ratunek innym wymiarom i kto wie, ile dziesiąt obiecujących tytułów powstanie tylko w kolejnym roku. Natomiast można z całym przekonaniem potwierdzić, że jeśli chodzi o miniony 2021 rok, to była to najbardziej interesująca i piękna, a zarazem niejednoznaczna i wywołująca masę kontrowersji opowieść o odrodzonym w magicznym świecie przegrywie. Przegrywie, który nie jest po prostu boleśnie nijaki jak tuzin protagów z czarnymi czuprynami, ale ma wpisane w CV zarówno konkretne traumy, jak i paskudne grzeszki. Już samo założenie, że jakiś znudzony bóg postanowił wrzucić takiego zdegenerowanego gagatka do nowego świata i zobaczyć, czy w ogóle dojdzie do jakiejś resocjalizacji, byłoby wystarczającym uzasadnieniem dla stworzenia ciekawej fabuły, a jeszcze bardziej cieszy fakt, że Rudeus faktycznie nabiera wielowymiarowości. Jedną z ciekawszych rzeczy w tej serii jest chyba jego relacja z nowym ojcem, który tylko w teorii wychowuje małoletniego syna, ale w praktyce jest młodszy od głównego bohatera o dekadę, jak nie z półtorej. I chociaż Rudy nawet jako dziecko zachowuje się nad sposób dojrzale i nigdy nie dał nowym rodzicom najmniejszych powodów, by nadszarpnąć ich zaufanie, to przez seniora Greyrata regularnie przemawia głupi ojcowski majestat, który nie pozwala zaakceptować sytuacji, w której jego potomek bez wcześniejszego popełnienia z tuzina błędów mógłby mieć w czymkolwiek rację (chociaż ma). Rzadko też widzi się w tych czasach produkcje, które z pietyzmem adaptują materiał źródłowy, dbają o takie "pierdoły" jak rozwój rodzinnych relacji i poświęcają nawet opening, byleby tylko móc umieścić w tych dodatkowych dziewięćdziesięciu sekundach nieco wartościowej treści, choćby miało być to tylko streszczenie odbywanej podróży czy może jakiś symboliczny timeskip. Jasne, niektórych fanów tej marki mierzi momentami perwersyjne zachowanie Rudeusa (na które łatwiej przymknąć oko, jeśli tylko chodzi o dorosłe kobiety, za to zadaje spory cringe przy małoletnich bohaterkach), natomiast wszystko pozostałe - od grafiki, przez muzykę, po światotwórstwo - należy do chlubnej czołówki light novelkowych adaptacji.

Najlepsza komedia - Tenchi Souzou Design-bu


Wyróżnienia: Bakuten!!, Bishounen Tanteidan, Dr. Stone: Stone Wars, Hetalia World★Stars, Inu to Neko Docchi mo Katteru to Mainichi Tanoshii, Kobayashi-san Chi no Maid Dragon S, Komi-san wa, Comyushou desu., Pui Pui Molcar, Senpai ga Uzai Kouhai no Hanashi, SK∞, Yuru Camp△ Season 2, Zombieland Saga: Revenge

Kryteria są w przypadku tej kategorii aż nader jednoznaczne - za najlepszą komedię należy uznać tę, która najczęściej wywołuje u danej osoby śmiech, a najlepiej w 2021 roku bawiłam się przy... perypetiach anielskiej ekipy projektującej zwierzaki. Tak. Cóż. No to ten... przepraszam? Ja naprawdę  chciałabym mieć jakiś bardziej wysublimowany gust, ale prawda jest taka, że inteligentne, umiejętnie podane żarty bazujące na jakiejś ogólnodostępnej wiedzy zawsze będą mnie rajcować bardziej niż prostackie darcie ryjów czy czysta abstrakcja podlana sosikiem z paranoi (zapewne wiecie, do jakich dwóch serii o padako-wampirach w ten sposób piję... i w sumie nie tylko do nich...). Dlatego też spędziłam cudny czas przy Pui Pui Molcar, które wiele popkulturowych smaczków przerobiło tak, by pasowały do perypetii przeżywanych przez filcowe świnki morskie popylające na kółeczkach; śmiałam się do rozpuku podczas oglądania nowego sezonu Dr. Stone, zwłaszcza kiedy bohaterowie rodem z epoki kamienia łupanego stykali się z wynalazkami upadłej przed tysiącleciami cywilizacji; no i oczywiście największym trollem ze wszystkich możliwych trolli jest po prostu samo żyćko, zwłaszcza te pływające, pełzające, latające i odkrywające masę niezwykłych sekretów przed nami, łysymi małpami. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Tenchi Souzou Design-bu to wyłącznie komedia, bo należy raczej potraktować to anime jako program edukacyjny skierowany może nie wyłącznie do dorosłych, ale przede wszystkim do starszych widzów. Niemniej wiedza została podana w sposób absolutnie nienachalny, stanowiąc tło dla różnego rodzaju zabawnych perypetii i wyzwań dla ogromnie kreatywnej paczki boskich wysłanników. Pewnie doskonale znacie to memiczne powiedzenie, że "grafik płakał, jak projektował", musząc znosić fanaberie swojego niespełna... logiki zleceniodawcy? To to jest właśnie wypisz-wymaluj fabuła Tenchi Souzou Design-bu. Często wydaje się, że Bóg rzuca swoim pracownikom jakieś niemożliwe do jednoczesnego spełnienia wymagania, po czym w wyniku burzy mózgów okazuje się, że tym demonicznym stworem o szkielecie godnym dyrektorskiego gabinetu pana piekieł jest najzwyklejszy zając, powodem braku istnienia jednorożców jest prozaiczna osteoporoza, a na bazie kolonijnego życia kretoszczurów to możnaby było srogi dramat napisać (eee... w sumie to już napisano i nazywa się on Shinsekai Yori). Ogromnie polecam tę stanowczo niedocenianą perełkę komedii minionego roku, a kto wie? Może dzięki zdobytej wiedzy o podwójnym siurku koala zaimponujecie na rodzinnym zjeździe jakiemuś małoletniemu kuzynowi?

Najlepsza seria obyczajowa - Yuru Camp△ Season 2


Wyróżnienia: Kobayashi-san Chi no Maid Dragon S, Seijo no Maryoku wa Bannou Desu, Senpai ga Uzai Kouhai no Hanashi, Shiroi Suna no Aquatope, Slime Taoshite 300-nen, Shiranai Uchi ni Level Max ni Nattemashita, Super Cub, Tensura Nikki: Tensei shitara Slime Datta Ken, Yakunara Mug Cup mo: Niban Gama

Jakby... są kategorie, gdzie rywalizacja jest tak zażarta, że konkurenci muszą ze sobą niemal walczyć na noże, ale są też kategorie taka jak ta, gdzie wchodzi ono, całe na patchworkowo, i bez większego problemu zgarnia statuetkę w drodze na kolejny zimowy kemping. Yuru Camp 2 to good feel content najwyższej jakości, prawowity władca królestwa iyashikei i skondensowana piguła czystego, puchatego odprężenia. Lepsze animu o żarciu niż Shokugeki no Soma i lepszy program przyrodniczo-krajobrazowy niż te produkowane dla National Geographic. Nie wiem, jakich jeszcze zabawnych argumentów mogłabym użyć, żeby przekonać was do sprawdzenia przygód dziewczyn z Kółka pod Chmurką, ale o rany kochany - zapewniam, że są to wyżyny współczesnego kunsztu tworzenia anime i żaden Miyazaki nie ma tu nic do gadania. Zresztą, w mało której produkcji znajdziecie tyle miłości i przywiązania do szczegółów co właśnie w Yuru Camp. Już pierwszy sezon wyglądał ślicznie, ale drugi wynosi tła na jakiś kosmiczny poziom. Jasne, nie pojawiają się tu żadne sceny walk, wybuchów ani pościgów (no, chyba że Shimarin na skuterku), więc nie znajdzie się tu nic imponującego w klasycznym rozumieniu doskonałej animacji, niemniej cały ten przedstawiony na małym ekranie klimat późnojesiennej i wczesnozimowej Japonii to małe dzieło terapeutycznej sztuki. Niby wszystko powinno być szarobure i nudne, ale nie jest! Jest co najwyżej ascetyczne i urokliwe. Uzupełnienie ślicznej grafiki stanowi kapitalna oprawa muzyczna pełna radosnych fletów, które idealnie uprzyjemniają czas nawet poza oglądaniem właściwej bajki. A w połączeniu? Wtedy muzyka dosłownie łagodzi, he he, obyczaje. Choć może się wydawać, że Yuru Camp 2 to seria podobna do wielu innych anime opowiadających o dziewczynkach rozgryzających tajniki szkolnej aktywności, jest w tym tytule ogromna doza... hmm... nie nazwę może tego powagą czy głęboką refleksją, ale jednak bohaterki nie kempingują w oderwaniu od normalnego życia. Kempingowanie właśnie uczy je życia - uczy chociażby zaradności i gospodarności, gdy pracują dorywczo, by zarobić pieniądze na kolejny wypad (w końcu kupno jedzenia czy wynajem miejsca na polu namiotowym swoje kosztują), rozwija tak ważne skille jak umiejętność gotowania czy korzystania z Google Mapsów, ale też propsuje różne sposoby spędzania wolnego czasu, czy to w większym gronie, czy w samotności i z możliwością zadumania się nad pięknem świata. W życiu bym nie przypuszczała, że seria, za której pierwszy sezon średnio chciało mi się zabierać po raczej miernych przejściach z różnymi Flying Witch i innymi takimi leniwymi okruchami życia, stanie się moją top 10 ulubioną marką.

Najlepszy romans - 5-toubun no Hanayome ∬


Wyróżnienia: Horimiya, Komi-san wa, Comyushou desu., Senpai ga Uzai Kouhai no Hanashi, Shin no Nakama ja Nai to Yuusha no Party wo Oidasareta node, Henkyou de Slow Life suru Koto ni Shimashita

Jak się okazuje, najlepszy pairing nie musi automatycznie pochodzić z najlepszego romansu (i w ogóle romansu), a najlepszy romans nie musi się wcale skupiać na najlepszym pairingu... skoro może ich mieć aż pięć. Znajomość mangi i odkrycie tożsamości panny młodej trochę utrudnia mi ocenę tego konkretnego sezonu w oderwaniu od całej historii, więc chociaż bardzo chciałabym opowiedzieć o zaletach fabuły na kilku soczystych przykładach, postaram się ograniczyć do bezpiecznych ogólników. Przede wszystkim więc należy oddać 5-toubun no Hanayome, że jak mało komu i mało kiedy udało się przedstawić naprawdę wiarygodną haremówkę, i to na dodatek z żeńską obsadą w postaci rodzonych, identycznych z facjaty sióstr. Na papierze brzmi to cokolwiek nienaturalnie i aż prosi się o nie lada katastrofę, jednak w praniu udało się to przedstawić bardzo wiarygodnie. Wystarczyło zobowiązać kiszące się we własnym towarzystwie panny Nakano i głównego bohatera do spędzania ze sobą masy czasu podczas korepetycji (a także okazjonalnych rodzinnych dram), żeby poszczególne dziewczęta po kolei odkrywały w genialnym koledze coś więcej niż tylko okrągłe setki zgarniane na testach. No i można też żartobliwie uznać, że genetyki nie sposób oszukać, dlatego walory, które dostrzegła jedna, równie dobrze mogą docenić także inne. Co można jednak wskazać za plus tego konkretnie sezonu, to widoczna (choć nie jakoś szokująco diametralna) zmiana wizualna, za co odpowiada przekazanie pieczy nad anime przez Tezuka Production na ręce Bibury Animation Studios. Wcale się nie zdziwię, jeśli w tym momencie pozwoliliście sobie na głośne "hęęę? a ki to pierun, to całe Bibu-cośtam?", co jest zresztą bardzo słuszną reakcją, szczególnie że w ciągu kilku ostatnich lat wysypało ogromem drobnych studiów założonych przez mniej lub bardziej ceniących sobie niezależność twórców. Na szczęście mimo niewielkiego dorobku jeśli chodzi o samodzielną produkcję anime udało się uniknąć losu niechcianego dziecka (aka Nanatsu no Taizai), a drugi sezon Pięcioraczek, choć może nie dorasta do pięt sławnemu odcinkowi Shaftowemu, prezentuje o wiele spójniejszy poziom i wierniejszą oryginałowi kreskę (a trochę też kolorystykę). No i cóż mogę jeszcze rzec? Pozostaje już tylko czekać na zbliżający się wielkimi krokami film i oby dowiózł on nam satysfakcjonujący finał, niezależnie od tego, jaką waifu wiernie wspieracie.

Najlepsza seria sci-fi/mecha - 86


Wyróżnienia: Dr. Stone: Stone Wars; Star Wars: Visions; Vivy: Fluorite Eye's Song

Choć mamy rok, w którym wyszły (ponoć) znakomite Gundamy, a na Amazonie w końcu pojawił się mityczny ostatni film remake'owanego Evangeliona (który, jak to Evangelion, wywołuje dość skrajne opinie), nie potrafię patrzeć z miłością na te same co zawsze humanoidalne roboty malowane na różne krzykliwe kolory. Tym, co w mojej opinii wreszcie tchnęło powiew świeżości w ten skostniały od lat gatunek - a co Ghost in the Shell ochoczo by potwierdził - są pająkopodobne mechy. Ich design ma sporo sensu, kiedy przyrówna się pojazdy do czołgów, tylko na znacznie mobilniejszych nóżkach, dostosowanych do nierówności terenu i spitalania przed ostrzałem wroga. Ale to tylko jeden aspekt, który nakazuje zastanowić się nad kandydaturą 86 jako najlepszego anime sci-fi w tym roku. Drugą kwestią jest przedstawienie zrobotyzowanej wojny jako konfliktu o aż trzech patrzących na siebie wilkiem stronach, które wykorzystują różne technologiczne sztuczki, aby górować nad pozostałymi. Jako oczywistych antagonistów mamy bezrozumny rój mniejszych i większych botów, który wymknął się spod kontroli Imperium Giadian... a przynajmniej tak się elitom z San Magnolii wydaje. Ogromnie ciekawym pomysłem jest bowiem sprawienie, że roboty będą wykorzystywać ciała poległych żołnierzy, aby przysposabiać pozostałe po nich mózgi i wykorzystywać ich moc obliczeniową do opracowywania coraz bardziej zaawansowanych taktyk. A jakby nie patrzeć, mózgi młodych, walczących na froncie ludzi z pewnością sprawdzają się do takich zadań wprost znakomicie. Znów za obrońców dobra próbuje uchodzić San Magnolia, jednak daleko im do rycerzy na białych koniach, nawet jeśli faktycznie białego im nie brakuje. Niczym doskonale widzom znany austriacki pejzażysta, obywatele tego kraju zaczęli przedkładać czystość krwi nad jakąkolwiek godność człowieka, a ludzi o niestandardowych kolorach skóry czy włosów wywalili poza obręb państwa i przymusili do walki na śmierć lub śmierć, co oznacza tyle samo co robienie sobie na boku regularnej czystki (taki tam pakiet dwa w jednym). Wisienką na torcie tego zakamuflowanego ludobójstwa jest stosowanie technologii para-RAID, która umożliwia zdalną komunikację na poziomie werbalnym, ale też trochę emocjonalnym. Mogłoby się wydawać, że poza wyjątkowo stabilnym sygnałem taka forma łączności niespecjalnie różni się od telefonów czy radia, ale ma to też wymiar psychologiczny, bo wysyłani na front Eighty-Six - czyli wszyscy pozostali ludzie niewpisujący się w aktualne kanony piękna - nie mają nawet specjalnej władzy nad tym, kiedy urządzenie zostanie aktywowane, a ich "zwierzchnicy" się z nimi skontaktują (czyt. będą traktować jak śmieci). Także 86 to nie tyle dobra seria sci-fi, co właściwie seria wojenna z ogromnie ciekawym światotwórstwem, w której bohaterowie znajdują się między olbrzymim młotem a jeszcze większym kowadłem.

Najlepsza sportówka - Bakuten!!


Wyróżnienia: SK∞, Uma Musume: Pretty Derby (TV) Season 2

Jasne, ten rok jak żaden poprzedni obfitował w sportówki... jednak ilość niekoniecznie przełożyła się na ich jakość. Uznanie, że takie 2.43 było niezłą produkcją, to jak polecenie Ex-Arm jako tutoriala do nauki programowania grafiki 3D dla uczniów podstawówki - można, ale po co? I jak nisko musiałaby upaść nasza godność? Po wstępnym odrzuceniu gniotów totalnych (jak Skate Leading Stars, Wave!!: Surfing Yappe!! czy Sayonara Watashi no Cramer) i selekcji przeciętniaków aż do bólu (dla przykładu Re-Main czy wspomniane już 2.43) pozostaje jedynie kilka serii, w których sport i rywalizacja nie są pokazane tylko dla picu, ale niosą ze sobą jakąś ważną naukę. W drugim sezonie Uma Musume rywalizacja na torze wyścigowym motywowała bohaterki do powrotu na wyżyny kondycji, natomiast w SK∞ rywalizacja i przyjaźń stanowiły często dwie strony tej samej monety. Najciekawsze spojrzenie na sport (i to sport, a nie świetnie napisaną, wyczerpującą hospitalizację) zaprezentowała jednak ekipa bohaterów z Bakutena!!, gdzie sport drużynowy doskonale zgrano z motywem zaufania i przekazywania pałeczki kolejnym... hmm... może nie od razu pokoleniom, ale przynajmniej kolejnym entuzjastom gimnastyki. Oczywiście nie sposób przecenić roli rozmaitych sempajów na drodze od zera do bohatera, natomiast nigdzie indziej - no, może poza Haikyuu!! - nie było to od samego początku takie braterskie i pełne zażyłości. Nie odchodząc daleko, warto chociażby popatrzeć na dwie pozostałe wyróżnione w tej kategorii serie. Czy to Symboli Rudolf w Uma Musume 2, czy taki Chery i Joe w  SK∞, sempaje to ci geniusze minionego pokolenia, którzy obserwują gdzieś z ubocza, jak nowe gwiazdy wchodzą na arenę. Znów w sportach drużynowych często mamy do czynienia z tymi przegrywami, którzy nadrabiają wytrwałością... głównie w trzymaniu klubu przy życiu, aby nowi bohaterowie mogli znów wynieść go na szczyt. Tymczasem w Bakutenie!! sempaje są swojskimi ziomkami, którzy nawet jako czteroosobowy zespół wzbudzali wśród rywali respekt, mimo że niedostatek zawodników skutkował automatycznym obniżeniem otrzymywanej punktacji. Zresztą, aż do ostatniego odcinka buduje się tu raczej przekaz, że owszem, wygrana jest fajna, ale największą satysfakcję daje możliwość wystąpienia w tej konkretnej ekipie, z tymi ziomkami, którym zawdzięcza się ogrom wspaniałych wspomnień i masę cennych umiejętności. Że lepiej spróbować w szóstkę niż przegrać na starcie w piątkę, a czasami - jak pokazuje historia trenera - warto nawet ostro zjebać, bo wtedy można chociaż zacząć wszystko od początku.

Największe zaskoczenie - Uma Musume: Pretty Derby (TV) Season 2



Wyróżnienia: Cider no You ni Kotoba ga Wakiagaru, Bakuten!!, Bishounen Tanteidan, Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu, Odd Taxi, Pui Pui Molcar

Po innych produkcjach można się było spodziewać jakiegokolwiek pozytywnego wyniku choćby po zaangażowanych w nie twórcach... ale czego niby należało oczekiwać po drugim sezonie Uma Musume? Sympatycznej reklamówki dla mobilnej gacha gierki, tak jak miał to w planach pierwszy sezon? I to w najlepszym razie? Tymczasem dłuższa przerwa między sezonami, zmiana ekipy z P.A.Works na Studio Kai i skupienie światła reflektorów na zupełnie innych bohaterkach zamiast wyjść serii bokiem, zrobiła z niej światowy fenomen, o jakim nikt nie marzył. Możliwe, że słyszeliście nawet, w jak zastraszającym nakładzie sprzedała się druga seria na nośnikach - pierwsza płyta osiągnęła poziom ponad 175 tysięcy kopii! Jasne, przy okazji dodawano do niej bonusowe kody do gierki, ale pamiętajcie, że mobilka wyszła dopiero w lutym 2021, czyli sama z siebie nie stworzyła tak ogromnej bazy fanów. Marchewką na torcie niesamowitości franczyzy jest jednak fakt, że ci sami wielbiciele marki po emisji drugiego sezonu zrobili fantastyczną rzecz, jaką była zrzutka pieniędzy dla emerytowanego konia wyścigowego, Nice Nature, który w serii "występował" jako drugoplanowa konio-dziewczynka (nawet jako tako znacząca dla fabuły, tak swoją drogą). I znów ciężko w to uwierzyć, ale udało się zebrać niebagatelne 329 tysięcy dolarów, a w całą akcję zaangażowało się ponad 16 tysięcy ludzi! Także sprzedaż DVD sprzedażą DVD, ale dopiero takie bezinteresowne odruchy uświadamiają, jak niesamowite wrażenie seria ta wywarła na ludziach. A było nie było, opowiadała ona o konsekwencjach łapania bardzo groźnych kontuzji, chowaniu dumy do kieszeni i rozważaniach na temat sportowej emerytury, która w uniwersum Uma Musume może i nie jest tak zupełnie tragiczna, natomiast dla prawdziwych koni łatwo może znaleźć swój gorzki finał u rzeźnika. Poza tym jeśli pominie się aspekt konio-dziewczynek w cudacznych ciuszkach, to drugi sezon jest na maksa życiową sportówką pokazującą od kuchni trudy doprowadzania swojego ciała na skraj fizycznych możliwości i jeszcze jeden krok dalej. Jak Jurki, Haikyuu i KazeTsuyo kocham, ale przy żadnej serii nie ryczałam tak często i intensywnie, ignorując kompletnie biegnące modele bohaterek wygenerowane w CGI. Szkoda, że nie mogę się częściej zaskakiwać w ten sposób, odnajdując inne perły ukryte pośród absurdalnych animcowych konceptów.

Największe rozczarowanie - Wonder Egg Priority



Wyróżnienia: Bokutachi no Remake, Gokushufudou, Higurashi no Naku Koro ni Sotsu, Sonny Boy, Super Cub, Uramichi Oniisan, Vlad Love, Yakusoku no Neverland 2nd Season, Yes ka No ka Hanbun ka

Myślę, że z tym wyborem spokojnie zgodzi się znaczna większość fandomu, za to pozostała część pewnie wciąż trzyma w szafach widły i transparenty po przebojach związanych z emisją kontynuacji Neverlanda. Och, cóż za wspaniały sezon zaliczyło zimą 2021 roku studio CloverWorks, z miejsca wyrabiając sobie opinię tego okropnego studia, któremu nie można ufać jeśli chodzi o rzetelne przedstawienie historii. I są ku temu całkiem słuszne powody. O ile jeszcze można wybaczyć takiemu Yakusoku no Neverland 2 jego istnienie, bo chociaż posiada jakiś przygotowany na odwal się finał, dzięki któremu możemy na dobre zamknąć ten rozdział niespełnionych oczekiwań, tak wspominanie o Wonder Egg Priority wzbudza tylko niesmak. Twórcy próbowali mamić widzów nawet po zakończeniu emisji właściwej serii, lecz ostatecznie nie spełnili nawet tej obietnicy, aby domknąć chamsko rozgrzebane pod sam koniec wątki. Ba, nawet ośmielili się wepchnąć aż dwa odcinki recapowe, udając, że są integralną częścią serii! Po takich wypadkach przy pracy jak Wonder Egg Priority mam ochotę pluć sobie w brodę, że kiedykolwiek chwaliłam oryginalne produkcje i ich wyższość nad adaptacjami pod względem przedstawienia spójnej, pełnej historii. Czy ładnie zanimowanej i rezonującej z danym widzem - to już oczywiście zupełnie inna kwestia. Tu jednak w finale (zwłaszcza tym naprędce dokoptowanym po trzech miesiącach oczekiwań) poległo absolutnie wszystko, począwszy od zdrowego harmonogramu pracy, a skończywszy na kompetentnym scenariuszu, który dorzucił do tego bigosu jeszcze kilka nowych wątków. I cóż z tego, że cała seria wygląda jak istna landrynka, koncept wydawał się godnym następcą Madoki, a historia przyciągała przed ekrany rzesze widzów mimo emitowania animu w przeładowanym hitami sezonie zimowym? Tym większe było rozczarowanie, że to Bajeczne Jajco okazało się artystyczną, hehe, wydmuszką. A przecież wystarczyłoby wymazać istnienie 11. odcinka, żeby wszystko w fabule zagrało tak jak trzeba... to nie. Przy całej głupocie istnienia Ex-Arma przynajmniej wiedziałam, o co chodzi tamtejszym cyborgom. Tymczasem cyborgi od czapy wprowadzone w WEP (!) kompletnie rozwaliły cały potencjał skrywający się w tej przerażająco kolorowej alegorii na temat problemów, które popychają pozostawione same sobie nastolatki do popełnienia samobójstwa...

Największe guilty pleasure - Ex-Arm

 
Wyróżnienia: Skate-Leading☆Stars, Tantei wa Mou, Shindeiru.

Znakiem czasów jeśli chodzi o istnienie popkulturowych fandomów stały się ostatnimi laty wszelkiej maści eventy. I nie mówię tu jedynie o konwentach czy zlotach fanów. Jednymi z najbardziej pamiętnych jest zakończenie ostatniego sezonu Gry o tron, które doprowadziło do masowego wybierania L4 i dni na żądanie, aby tylko nie dać się zaskoczyć krążącym po sieci spoilerom, czy premiera Avengers: Endgame, które chyba mniej było filmem z prawdziwego zdarzenia, a bardziej tłumnie przeżywanym społecznym wydarzeniem i laurką dla fanów pragnących zobaczyć na ekranie the best of MCU (pomijając jedynie Ant-mana powiększającego się w... no, sami-pewnie-wiecie-w-czym). Wybuch pandemii pod wieloma względami pokrzyżował szyki twórcom, brutalnie zatrzymując niejeden rozpędzony pociąg z hypem... no chyba że siedzicie w fandomie mangi i anime, wtedy takim łączącym ludzi eventem stało się istnienie Ex-Arm. Z ogromną chęcią zobaczyłabym dokument opowiadający o kulisach powstania tej produkcji, bo to musi być niebywale interesująca historia nie raz i nie dwa przecząca wszelkim zasadom logiki, zdrowego rozsądku czy dawkowania medykamentów zgodnie z zaleceniami lekarza lub farmaceuty, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża twojemu zdrowiu lub życiu. Jeszcze jestem w stanie uwierzyć, że w opinii twórców zdołali oni przygotować najlepszą rzecz (bo nie nazwę tego animacją), na jaką pozwalały im posiadane umiejętności i skromne doświadczenie zdobyte przy produkcjach live action, natomiast czy nikt z komitetu produkcyjnego - a więc i z Crunchyrolla - nie przeprowadził żadnej kontroli jakości zanim do sieci trafił trailer? Pozostaje tylko sądzić, że orientując się, jak głęboko w nocniku znalazła się ich ręka (a musiała tam wpaść aż po same łydki), Crunchyroll postanowił iść w zaparte i zgodnie z maksymą "nieważne, jak o nas mówią, byleby mówili" puścili tę karykaturę anime do emisji. I tak oto dostąpiliśmy zaszczytu obejrzenia dzieła, które zdecydowanie wyprzedziło swoje czasy... gdyby tylko te działy się ze trzydzieści lat temu. Ponadto Ex-Arm jest serią, która przekroczyła ogrom międzyludzkich barier - zjednoczyła widzów z całego świata mimo konieczności utrzymywania dystansu społecznego, zachęcała do żywego komentowania nawet najbardziej zatwardziałych introwertyków, a przede wszystkim przyczyniła się do osiągnięcia szczytu nizin (a dla niektórych to nawet depresji) ocen na MALu. I tylko żal, że drugiego takiego fenomenu pewnie prędko nie uświadczymy... no bo są jeszcze jakieś granice przyzwoitości, prawda?

Najlepsza OVA/special - Kaguya-sama wa Kokurasetai: Tensai-tachi no Renai Zunousen OVA


Wyróżnienia: Given: Uragawa no Sonzai, Tenchi Souzou Design-bu Special, Tonikaku Kawaii: SNS, Yuru Camp△ Season 2 Specials

Na trzeci sezon zmagań nastoletniej elity na poligonie zwanym miłością musimy jeszcze chwilę poczekać, natomiast zgodnie z zasadą, że rok bez Kaguyi i ekipy jest rokiem straconym, w 2021 dostaliśmy wykwintną przystawkę w postaci... fanserwisowej OVA. Gdyby tego typu materiał umieszczono we właściwej serii, byłabym może nie zniesmaczona, ale na pewno mocno skonfundowana tak zauważalną zmianą klimatu z romantycznych podchodów dwójki cokolwiek pruderyjnych bohaterów na coś, co jeszcze nie jest hentajcem, ale już trochę wyskakuje poza standardowe ramy ecchi. Mam tu na myśli szczególnie scenę pod prysznicem, która formalnie nie jest aktem seksualnym... ale gdyby pojawiła się w pełnoprawnym yuri, to już inaczej byśmy śpiewali. No cóż, w ramach jednorazowego gagu zaskakującego widza nie tym, co się konkretnie na ekranie dzieje, tylko że się w ogóle dzieje (bo przecież nigdy nic się nie działo, jak to zresztą wytyka z niesmakiem Ishigami) można to twórcom spokojnie wybaczyć. Zresztą, to tylko jeden z trzech większych segmentów odcinka. Drugi skupia się na znacznie bardziej typowym dla Ishigamiego cyniźmie, który przybiera postać przeglądania znalezionego przy śmietniku pornoska, a przy okazji jest też drobnym pojazdem po samej serii i tego, jak wyglądają bądź zachowują się damskie bohaterki. Co zabawne, w całej hecy uczestniczy także Shirogane, który co prawda stara się zachować opanowanie i zdrowy rozsądek godny przewodniczącego Akademii Shuchiin - czyli "analizuje" magazyn niczym szkolną lekturę, wytykając miałkość fabuły czy fakt uprzedmiotowienia kobiet dla męskich uciech - ale tak naprawdę sam z chęcią przygarnąłby gazetkę na zupełną wyłączność i do domowego użytku. Trzeci segment to natomiast zupełna klasyka serii, ponieważ dochodzi w nim do zorganizowania konkursu kulinarnego samorządu uczniowskiego, który ma wyłonić zwycięzcę konfliktu jeśli chodzi o jedyny słuszny sposób przyrządzania smażonego ryżu. A że głównym sędzią jest tu Fujiwara, dlatego można się tu spodziewać niesamowitych doznań smakowych, przemów większych niż życie... i dobrze zamaskowanego pitolenia od rzeczy. Sumarycznie ta zwarta OVA doskonale spełniła powierzone jej zadanie i zaostrzyła apetyt na pełnoprawną kontynuację, która zawita na małe ekrany wraz z sezonem wiosennym 2022 roku.

Najlepszy short - Pui Pui Molcar


Wyróżnienia: Ganbare Douki-chan, Getsuyoubi no Tawawa 2, Inu to Neko Docchi mo Katteru to Mainichi Tanoshii, Mini Dragon, Toutotsu ni Egypt Shin, Yakunara Mug Cup mo, Yakunara Mug Cup mo: Niban Gama

Nie dość, że ten rok był całkiem udany również jeśli chodzi o shorty - pojawiły się dwa sezony niezwykle odprężających, a zarazem mądrych perypetii dziewcząt z klubu garncarskiego; jeśli chodzi o ecchi, to usatysfakcjonowani mogli się poczuć zarówno koneserzy piersi, jak i amatorzy pośladków; natomiast poszukiwania doskonałej kreski/wybitnych designów postaci powinny zaprowadzić widzów prosto do seryjki o smokojówkach oraz zbioru opowiastek skupionych na chibi egipskich bogach - to właśnie wśród shortów pojawiła się produkcja wyjątkowa w skali absolutnie całej branży anime. A mowa tu o Pui Pui Molcar, czyli serii wykonanej w mało dziś popularnej animacji poklatkowej, która skupiała się na przygodach zmotoryzowanych świnek morskich wykonanych z filcu. W sezonie zimowym anime to szturmem zdobyło serca nie tylko przeciętnych zjadacy chleba (bądź ryżu), ale dało się też zauważyć, że fioła na jego punkcie dostało także wielu animatorów - z osób, które śledzę na Twitterze, swoje własne rysunki z Molcarami wstawiała m.in. Noriko Itou (animatorka pracująca dla studia MAPPA), Baku Kinoshita (reżyser Odd Taxi) czy Bkub Okawa (autor Pop Team Epic). I chociaż na pierwszy rzut oka może się wydawać, że Pui Pui Molcar zyskało swój rozgłos wyłącznie ze względu na dziwny koncept i wynikającą z tego memiczność, tak naprawdę stoi za tą serią mnóstwo pomysłowości, artystycznego zacięcia i miłości do kultury wszelakiej. Można tu bowiem odnaleźć nie tylko nawiązania do klasyki animcowego gatunku (w tym np. do kultowej sceny z motocyklowym ślizgiem z Akiry), nie tylko regularne mrugnięcia oczkiem w stronę znawców zachodniego kina czy komiksów (kłania się chociażby Indiana Jones, Powrót do przyszłości czy uniwersum DC), ale nawet wchodzą w polemikę z kulturą... codziennych zachowań ludzi (pamiętajcie, moi mili, że na każdy wyrzucony bezpańsko śmieć gdzieś tam umiera od zatrucia pokarmowego jeden Molcar)! A co najważniejsze - frajdę z oglądania mogą mieć nie tylko dojrzali fani anime, ale nawet ich raźno gaworzące dzieci, ponieważ seria jest całkowicie niema! Uwierzycie, że to zasługa zaledwie 29-letniego Tomokiego Misato, który choć miał już doświadczenie reżyserskie, to Pui Pui Molcar było jego pierwszą pełnoprawną serią telewizyjną? Jeśli to nie jest świetny początek kariery, to ja już nie wiem, co powinno zasługiwać na to miano.

Najlepszy film - Violet Evergarden Movie


Wyróżnienia: Belle, Cider no You ni Kotoba ga Wakiagaru, Fate/stay night Movie: Heaven's Feel - III. Spring Song, Given Movie, Kimetsu no Yaiba Movie: Mugen Ressha-hen, Umibe no Étranger

Pokuszę się o dość kontrowersyjną opinię, ale gdybym nie miała już całego tego bagażu emocjonalnego związanego z poprzednimi odsłonami Violet Evergaden - czy to w formie serii, czy OVA, czy poprzedniego filmu - bez wahania wybrałabym Cider no You ni Kotoba ga Wakiagaru na najlepszy film minionego roku. Nie, nie zasługuje na to żadna z topowych franczyz znajdujących się pod pieczą Ufotable ani najnowsze dzieło Mamoru Hosody (widziane na dodatek w kinie). Dlatego korzystając na szybko z okazji, gorąco polecam nadrobić ten film, ponieważ jest to niezwykle fajnie zanimowana opowieść ze świetnie przedstawionym problemem kompleksów i samoakceptacji wspieranym przez naprawdę uroczy wątek romantyczny. Violet Evergarden to jednak wciąż zupełnie inna liga jeśli chodzi o wartość produkcyjną, a KyoAni niezwykle sprawnie wyjaśniło kolegów po fachu (zwłaszcza tych z Ufotable), że spokojnie można stworzyć film, który stoi na kompletnie własnych nogach, a przy tym stanowi wycinek znacznie dłuższej opowieści. W najnowszej odsłonie poczynań Violet akcja skupia się na ostatecznym rozliczeniu się z przeszłością i uczuciem, które główna bohaterka żywi do zmarłego majora Gilberta, swojego przełożonego z czasów wojny, a zarazem mężczyzny, który jako pierwszy traktował ją jako człowieka, nie maszynkę do zabijania wrogów. Oczywiście nie będę spoilować nic na ten temat, jednak jeśli widzieliście plakat i umiecie dodać dwa do dwóch, natychmiast odgadniecie, jakich plottwistów można się tu spodziewać. Szczerze powiedziawszy, liczyłam na nieco inne zwieńczenie tego ciągnącego się od samego początku wątku, bo przyzwyczaiłam się raczej do traumatycznych zakończeń typowych dla japońskich produkcji, w których bohaterowie doświadczają emocjonalnego ciosu prosto w nerki, a nie cudów rodem z bajek Disney'a. Zapewne jednak Violet przeżyła wystarczająco dużo szamba w dzieciństwie i nastolęctwie, żeby dowalać jej jeszcze przejść na koniec tej wcale nie tak krótkiej terapii na drodze do odzyskania osobowości. No, plus jedna rozdzierająca serce scena śmierci na film to już i tak dużo (mocniej w 2021 roku płakałam jedynie podczas oglądania Uma Musume 2). Dlatego chociaż uśmiecham się nieco z politowaniem na wspomnienie kluczowego zwrotu akcji, wszelkie związane z tym faktem wydarzenia wciąż zostały poprowadzone z klasą i odpowiednim uzasadnieniem kierujących bohaterami motywacji. Jeśli dodamy do tego jeszcze absurdalnie wysoką jakość wizualiów oraz przepiękną muzykę, to dostajemy film, który zasłużenie uplasował się w czołówkach zestawień czy to MALa, czy to Anilista (na obu ex aequo 12. miejsce).

Najlepsza seria roku 2021 - Yuru Camp△ Season 2


Moja największa osobista walka rozegrała się między Odd Taxi a Yuru Camp 2 i do niemal samego końca pisania podsumowania miałam wątpliwości, jakich argumentów użyć, żeby wskazać wyższośc jednego tytułu nad drugim. W końcu to trochę jak wybór między czekoladą z herbatnikami a taką z krakersami - jednego dnia masz ochotę na to, a innego na tamto. Odd Taxi to oryginalne anime, satysfakcjonująco zakończone (chociaż status ten może się zmienić po wyjściu filmu kinowego), pełne intrygujących postaci i zaskakujących plottwistów. Znów Yuru Camp to produkcja będąca kwintesencją beztroski, wspomagana przez śliczne krajobrazy, gromadkę uroczych bohaterek (i jednego ultra cool dziadka) oraz ślinkę cieknącą na widok rysowanych smakowitości. Uwielbiam obie te serie i naprawdę ciężko zestawiać je ze sobą na równych warunkach. Ostatecznie zadecydowały naprawdę pierdołowate detale, które jednemu wydadzą się słuszne, a drugi prychnie na nie z pogardą. Uznałam jednak, że w przeciwieństwie do Yuru Camp, Odd Taxi miałoby jeszcze pewne pole do poprawy jeśli chodzi o kreskę, bo jak pokazuje Ousama Ranking - można mieć i proste designy postaci, i dopracowaną reżysersko animację. Zadrą w oku jest mi też ciągle występ Natsukiego Hanae w roli Odokawy. Naprawdę nie miałabym nic przeciwko jego siłowaniu się, by brzmieć jak 50-letni mors, gdyby chodziło o postać drugoplanową, ale przy głównym bohaterze... no nie był w stanie mi tego na sto procent sprzedać, szczególnie mając świadomość, że w tym biznesie nie brakuje dojrzałych, utalentowanych seiyuu. Tymczasem w Yuru Camp 2 gra absolutnie wszystko, od animacji, przez muzykę i seiyuu, po klimat nawet, o ile tylko lubicie relaksujące animu skupiające się na tym, co dzieje się tu i teraz. Wiem też, że mogę choćby zaraz odpalić którykolwiek odcinek z serii i za każdym razem będę z niego czerpać taką samą radość, jaką odczuwałam przy pierwszym seansie - zwłaszcza że pierwszy seans i tak nie był do końca pierwszy, bo wcześniej zapoznałam się już z mangą. Fakt, że nie dzieją się tu żadne ekscytujące zwroty akcji (chociaż czasami bywa odrobinę niebezpiecznie... zwłaszcza gdy nie sprawdzi się pogody na kempingową noc...), nie jest w tym przypadku wcale wadą, bo dzięki temu anime zawsze będzie działać tak samo skutecznie jako odprężający poprawiacz nastroju. No a że dzięki pandemii wciąż trzeba nam się bunkrować w domach, miło jest dla równowagi popatrzeć, jak w teren ruszają mądre, zaradne, wesołe licealistki...

Najlepsza seria roku 2021 - wybór czytelników

Wreszcie przyszła pora na ogłoszenie wyników trwającej przez 10 dni ankiety! Łącznie oddano niebagatelne 96 pojedynczych głosów, a udział wzięły 22 osoby. Tradycyjnie jak co roku walka o pierwsze miejsce była niezwykle zażarta i chociaż już od samego początku wyścigu wyklarował się konkretny peleton, to już pojedynczy czempioni co chwila wskakiwali na sam szczyt i byli z niego zrzucani. Jestem przeogromnie wdzięczna za Wasz udział w całej zabawie, bo chociaż jest to zaledwie malutki wycinek gigantycznego fandomu, wierzę, że dla każdego z głosujących nawet tak drobne wyróżnienie jego ukochanej serii to niezwykły powód do dumy.

Nie przedłużając jednak wstępnej paplaniny, czas przejść do ceremonii rozdania twórcom wirtualnych nagród przytulasów, a według głosujących najlepszą serią zostało...





Yup, oczy was nie mylą! Na pierwszym miejscu uplasowały się ex aequo aż trzy serie! A tak oto prezentuje się rozkład wszystkich oddanych w ankiecie głosów (pozostałe, niewymienione tu serie, nie otrzymały żadnych punktów):

Odd Taxi
6
Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu
6
Jujutsu Kaisen
6
Mushoku Tensei: Isekai Ittara Honki Dasu Part 2
5
86: Eighty Six
5
Tensei Shitara Slime Datta Ken 2nd Season
4
Yuru Camp SEASON 2
3
Vanitas no Carte
3
Tokyo Revengers
3
SK∞
3
Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu 2nd Season Part 2
3
Dr. STONE: STONE WARS
3
Wonder Egg Priority
2
Tensei Shitara Slime Datta Ken 2nd Season Part 2
2
Sonny Boy
2
Shingeki no Kyojin: The Final Season
2
Komi-san wa, Komyushou desu.
2
Kobayashi-san Chi no Maidragon S
2
Kageki Shoujo!!
2
Heike Monogatari
2
Fruits Basket: The Final
2
Fairy Ranmaru: Anata no Kokoro Otasuke Shimasu
2
Blue Period
2
Bakuten!!
2
Ura Sekai Picnic
1
Uma Musume: Pretty Derby Season 2
1
Thunderbolt Fantasy: Touriken Yuuki 3
1
Tenchi Souzou Design-bu
1
Shadows House
1
Otome Game no Hametsu Flag shika Nai Akuyaku Reijou ni Tensei shiteshimatta… X
1
NOMAD: Megalo Box 2
1
Mairimashita! Iruma-kun 2
1
Magia Record: Mahou Shoujo MadokaMagica Gaiden 2nd Season - Kakusei Zenya
1
Love Live! Superstar!!
1
Log Horizon: Entaku Houkai
1
Kimetsu no Yaiba: Mugen Ressha-hen (TV)
1
Kai Byoui Ramune
1
Jahy-sama wa Kujikenai!
1
Isekai Shokudou 2
1
Horimiya
1
Heion Sedai no Idaten-tachi
1
Hataraku Saibou!!
1
Fumetsu no Anata e
1
Bishounen Tanteidan
1
Bakugan: Geogan Rising
1
5-Toubun no Hanayome
1

Już na pierwszy rzut oka widać, że wyniki tegorocznej ankiety idealnie puentują to, jak wysoki poziom prezentował rok 2021, skoro aż tyle serii zasłużyło na co najmniej jeden głos. Znów te anime, które ściskiem upakowały się na podium, to już absolutni tytani popularności, wywołujący w swoim czasie ogromne poruszenie w fandomie. O Mushoku Tensei tylko w ciągu tego podsumowania rozpisywałam się aż dwa razy, więc czas na zwięzłą konkluzję: seria jest niezwykle malowniczą, rozwijającą się niespiesznym tempem opowieścią o dojrzewaniu, bo chociaż Rudeus może i ma wewnętrznie już ponad czterdzieści lat, to społecznie wciąż ma ogromne pole do popisu. Jujutsu Kaisen to znów przede wszystkim festiwal widowiskowych walk, za które odpowiadała plejada niezwykle barwnych postaci - od dobrodusznego Itadoriego, przez grumpy Fushiguro, charakterną Nobarę, kozackiego Gojo czy wcale nie mniej kozackiego Nanamina, aż po pewną siebie Maki, stoickiego Inumakiego czy Pandę (po prostu Pandę). Jest to shounen nowej generacji, który się w tańcu nie... certoli i jak trzeba być mrocznym, to jest mroczny w ciul. No i wreszcie mamy Odd Taxi, czyli wyładowane antropomorficznymi zwierzakami mystery pełną gębą, którego od dawna potrzebowaliśmy, a na które nie zasłużyliśmy. Podczas gdy Wonder Egg Priority niemal zamordował wiarę w oryginalne produkcje, Odd Taxi wskrzesiło ją na nowo, pokazując, że porządne scenopisarstwo zawsze zatriumfuje nad źle zarządzanymi zasobami. Wicemistrzami zestawienia zostali Mushoku Tensei Part 2 (brakujący głos do złota jest prawdopodobnie wynikiem podjęcia trudnej decyzji, by nagrodzić jak najwięcej różnych franczyz) oraz 86 (które na swoje szczęście jest odwrotnym do Mushoku Tensei przypadkiem, bo zapewne skumulowało w sobie głosy widzów zachwyconych zarówno częścią pierwszą, jak i niedokończoną jeszcze częścią drugą). Podium dość zaskakująco zamyka pierwsza część Tensei Shitara Slime Datta Ken 2nd Season, za co odpowiadała zapewne zmiana tonu serii z milusich Settlersów/Anno/Civilization/wybierzcie własną grę strategiczną, w której buduje się państwo, na całkiem mroczne i brutalne fantasy, gdzie nie wszystko da się załatwić spokojną dyplomacją i handlem. Ufff! Nie sądziłam, że rok 2021, który pod wieloma paskudnymi względami nie różni się wiele od tragicznego 2020 roku, okaże się taką petardą jeśli chodzi o anime. Ale z dwojga złego lepiej już w tę stronę, prawda?

Raz jeszcze ślicznie dziękuję Wam wszystkim za udział w ankiecie oraz za przedarcie się przez ten masywny post (choćbyście mieli tylko go przeskrolować, to i tak był to olbrzymi wysiłek dla palców/myszki). Życzenia z poprzedniego roku nie tylko udało się spełnić, ale nawet osiągnąć legendarne 300% normy, dlatego niech ten rozpędzony pociąg wysokiej jakości jeszcze się nie zatrzymuje i dalej zapewnia nam jedynie problemy pierwszego świata jeśli chodzi o to, za którą fantastyczną bajkę zabrać się w 2022 roku najpierw.
 
Do zobaczenia w kolejnych wpisach!

Dziab

Prześlij komentarz

7 Komentarze

  1. Ahoj, kronikarzu! Standardowo, chciałam podziękować za kolejny rok wrzucania podsumowań, dzięki którym mam szerszy przegląd tego, co wychodzi. Niech Ci wynagrodzi w sakudze, dobrym pacingu, sprawnie napisanej historii i dobrych bohaterach.
    Tak, przeczytałam cały wpis!

    2021 był dziwnym rokiem. Saintowy isekaj dalej z jakiegoś powodu wychodzi, w hantelkach pojawił się Oda Nobunaga (tak.) a Hima stworzył kanoniczne Zjednoczone Królestwo (dzięki, Tumblr). W tym roku obejrzałam całe 26 serii – kurczę, to nawet nie starczy po jednej na kategorię >< no ale dobra.

    Najlepsza animacja: Vivy.

    Najlepszy opening: muzycznie do mnie trafił Dr Stone, konceptowo Tenchi Souzou Design-bu. Ten niezręczny bieg Shimody dalej sprawia, że się uśmiecham na samo wspomnienie, mimo że nie oglądałam go od zakończenia serii. Całościowo Idateni.

    Najlepszy ending: muzycznie Vanitas, animacyjnie nic mi nie zapadło w pamięć. Chociaż nie, czekaj, pierwsza wersja endingu Platinum End dostaje miniwyróżnienie, bo podobało mi się jak te kryształki (tak, wiem, strzały) wirowały na tle scen z odcinków. Ale potem je zastąpili czymś innym, więc zabieram pół miniwyróżnienia.

    Do najlepszego seiyuu nie wiem co wskazać, bo totalnie nie mam do tego ucha, ale czytam Twoje nominacje i doznaję naprawdę dziwnych objawień typu "jak to XYZ dał głos zarówno A jak i B?!"

    Postać żeńska: Piscalat z Idatenów…? Wyróżnienie dla Vivy.

    Postać męska: wiesz co? Nie. Kij. Homura z Fairy Ranmaru. Wyróżnienie dla panicza Johna z Shadows House (totalnie innego ale zaciesz z niego co niemiara).

    Akcja: no Idateni. (Tylko jeden głos w ankiecie? :c)

    Fantasy: w sumie tak, Shadows House.

    Komedia: z takim prostym kryterium to z biurem designerskim się zgodzę, dorzuciłabym też Doktora Ramune, choć chyba nie celował typowo w tę kategorię i żarty miał dość toporne, no ale #mnieśmieszy.

    Obyczajówka: ponownie Doktor Ramune, jeśli spojrzeć na to z tej strony, że to seria o ludziach z problemami o podłożu psychologicznym (i zignorować całe to dziwne żarcie).

    Dr Stone się liczy jako sci-fi? No w sumie. Dobra, ma mój głos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sportówka: *zerk na całą jedną obejrzaną* tak, Bakuten brzmi spoko. (W 2022 zaliczę przynajmniej dwie, nie bij.)

      Zaskoczenie: hrmhmhmhmmhm… chyba Doktor Ramune. Zaczynając, nie spodziewałam się, że to w taki sposób wyjdzie poza dziwny koncept żarciowych chorób i że ostatecznie aż tak się spodoba. Wyróżnienie dla wróżek powodujących u mnie cotygodniowe srogie wtf i słane do znajomej komentarze "Ruby czy ty to k-wa widzisz", ale brałam to w ciemno, bo od ekipy, która zawsze wywołuje u mnie takie reakcje (o różnym natężeniu) więc powiedzmy że zaskoczenie było przewidywane.

      Rozczarowanie: Vanitas, bo naprawdę tyle osób mi polecało, że aż mi było przykro że aż tak mi nie podchodzi.

      Guilty pleasure: już Ty wiesz co. (No dobra, doprecyzuję, bo mój gust jest jaki jest: wróżki, o których napisałam już swego czasu tyle, że teraz daruję. Do Doktora Ramune prędzej się przyznam komuś nie w temacie.)

      OVA: faktycznie, biuro designerskie miało OVA! Tak się zlało w całość z normalnym sezonem, że zapomniałam…

      Shorty widziałam w sumie dwa (aż zatęskniłam za Olympia Kyklos), ale… hm, trudno mi cokolwiek powiedzieć o Id:Indeed skoro napisy dostała tylko połowa odcinków, a spora część to po prostu reklamówka mangi. Ale ten odcinek w którym grali w shiritori serio mi się podobał!

      Najlepsza seria roku: czekaj, schowam się gdzieś za jakaś barykadą… dobra.
      Doktor Ramune.

      Nie, serio. Nie są to wyżyny animacyjne (bynajmniej) a sam doktor ma na drugie imię Nieodpowiedzialny, ale – jak już pisałam w podsumowaniu sezonu – naprawdę podobało mi się, w jaki sposób przedstawiono różne problemy ludzi. Różne reakcje, różne sposoby radzenia sobie w trudnej sytuacji. Konflikty. Problemy z zaufaniem w rodzinie prowadzące wręcz do tego, że dziecko wstępuje do sekty, bo boi się zwierzyć rodzicom. Presja rodzicielska, przez którą dziecko nie może robić tego, co lubi. Ból po stracie dziecka i w efekcie zaniedbywanie drugiego. Próby dopasowywania się i działanie wbrew sobie, tylko po to, żeby ktoś nas polubił. Pomaganie innym ale wyraźnym kosztem samego siebie. Akurat niezanimowane, ale: toksyczny związek.

      Nie, ja wiem że to nie jest zbyt ładne i ma ten naprawdę dziwny koncept chorób jako manifestacji jedzenia, ale. No co zrobisz, nic nie zrobisz, mój głos idzie tu.

      Usuń
    2. Kończąc na ankiecie (no naprawdę nie wiem skąd wiedziałaś który głos jest mój!), standardowo nie wiedziałam, jakie przyjąć kryterium. Co roku mam ten sam problem i co roku wychodzi mi inaczej. W tym roku poszłam po rozum do Kury (pozdrawiam i szanuję za wytrzymywanie ze mną) i zdecydowałam się po prostu na to, co dawało mi najwięcej frajdy, czy to w postaci czystej przyjemności z oglądania czy raczej długich dyskusji z oglądającą równolegle znajomą (oj, co tu się nie działo), niezależnie od obiektywnego poziomu. Co wyszło to już wiesz (*mamrocze pod nosem* anonimowa ankieta, ta, jasne).

      Do kategorii dyskusji trafiają zdecydowanie wróżki, bo co się człowiek co tydzień nafrustrował oglądając, to jego. Ale absorbująca? No mnie tak.
      Do kategorii przyjemności z oglądania trafia biuro designerskie i ich pomysły na zwierzęta. To było po prostu dobre samo w sobie.
      Do kategorii jedno i drugie trafiają Idateni (z przewagą oglądania) i Doktor Ramune (po równo).
      Piątego wyboru nie dawałam, bo nic na siłę. Dr Stone był fajny, ale przez znajomość wydarzeń z mangi nie było tego Czegoś.

      To co, widzimy się za kwartał?

      P.S. O, widzę że masz na liście na zimę zardzewiałe grzybki. >D

      Usuń
    3. Awww, dziękuję z całego serca, generale sekcji komentarzy! Raz, że jeszcze Ci się te podsumowania nie znudziły, a dwa, że wykazujesz do tegoż skromnego kronikarza tyle cierpliwości (nie dość, że te posty pojawiają się raz na kwartał, to jeszcze łapię paskudne obsuwy w odpowiadaniu na komentarze). A życzenia przyjmę z chęcią, co by za rok było co dobrego polecać! :D
      (oczywiście cieszy, że pisanina nie poszła na marne, ale jednak… c-c-cały wpis?!)

      Czo ty gadasz?! Oda Nobunaga w Hantelkach?! Intryguje mnie, w jakim kierunku podąża ta seria… Myślałam, że Arnold Shwarz… pardon, Harnnold Dogegenchonegger to pik mięsistych nawiązań, na jakie można sobie pozwolić. Kiedyś pewnie nadrobię. Kiedyś. Przy okazji kolejnego pandemicznego bunkrowania się w domach. Ha… hahaha… haaa…

      Najlepsza animacja: 🤝 (zgodnie z tym, że co mam się nie zgadzać, jak było tyle ślicznych serii)

      Najlepszy opening: o proszę, myślałam, że od początku będziesz całkowicie za Idatenami. A co do piosenki z Dr. Stone’a to się zgadzam, ostatecznie bardzo się polubiliśmy, choć do tego openingu adaptującego taki arc… e tam. Pomijając może ikoniczny moment z Genem śpiewającym do telefonu, zawsze się przy nim jakoś dziwnie wzruszam :”)

      Najlepszy ending: zabij mnie, ale kompletnie nie wiem, co się działo w endingu Platinum End (żeby było śmieszniej – dosłownie dziś wreszcie nadgoniłam do 12 odcinka). Naprawdę tam coś wirowało? *specjalnie włącza na YT* Ej, nic takiego tu nie ma. Może chodziło jednak o opening? Co do Vanitasa, to też niespecjalnie go słuchałam, bo szczytem lenistwa jest dla mnie robienie endingu z kilku przesuwających się w ślimaczym tempie obrazków (choćby i były najśliczniejsze pod słońcem).

      Sekcję z seiyuu zawsze traktuję bardziej jak archiwum dla samej siebie, bo mało jest takich zapalonych koneserów wychodzących poza „o, Kamiya Hiroshi, instant watch” XD

      Postać żeńska: o taaaaak, Piscalat! Czuję, że gdyby Idateni dostali kontynuację, to od tego momentu miałaby szansę na niesamowity rozwój i gwarantowaną statuetkę. Ale chyba musimy przestać się oszukiwać, że MAPPA w najbliższym czasie (czyt. 5 lat albo i dłużej) się za to zabierze.

      Postać męska: no z jakiegoś powodu Fairy Ranmaru zasłużyło na całe dwa głosy w ankiecie :D A na Johna pozostaje mi jedynie przyklasnąć jak uszczęśliwiona foczka

      Akcja: (to pewnie przez to nieszczęsne urwane w trzy dupy zakończenie, które ludzie wyparli z pamięci razem z całą serią…)

      Fantasy: i znów 🤝, bo kto nie lubi oryginalnych konceptów (ja wiem kto – fani isekajów)

      Komedia: właściwie gdybym naprawdę poszła na całość z tym kryterium rozśmieszania, to tak naprawdę powinnam wybrać Ex-Arm… ale tak. Pozostańmy przy bezpiecznych zwierzaczkach ^^”

      Obyczajówka: o proszę, Doktor Ramune to prawdziwe anime-wytrych – wszędzie pasuje! I tak, gdyby nie te żarcie, to na pewno byłaby z tego bardziej, hehe, zjadliwa seria psychologiczna

      Sci-fi: jak najbardziej Dr. Stone się liczy! W końcu jest tu nauka (multum nauki!) i jest fikcja :D

      Sportówka: no co ty, nie będę biła, bo sportówki to strasznie niewdzięczne bestie. Tyle ich było w poprzednim roku, a i tak z czystym sumieniem polecam tylko trzy. A w tym… uch… szykuje się prawdziwe zatrzęsienie piłki nożnej (co najmniej cztery serie!).

      Usuń
    4. Zaskoczenie: w tym kontekście największym zaskoczeniem jest dla mnie to, że największym zaskoczeniem okazała się seria, którą w ten czy inny sposób (chociaż bardziej inny) Ci poleciłam :3 Dumnam. A co do Fairy Ranmaru to wydaje mi się, że uodpornieniem na wszelkie dalsze zaskoczenia jest sam zwrot „pięciu pięknych męskich wróżków”. Jakby… ciężko nie spodziewać się albo malowniczego kiczu, albo nieoczywistego geniuszu. Albo wszystkiego naraz.

      Rozczarowanie: w sumie poniekąd się zgadzam, zwłaszcza będąc po dwóch odcinkach drugiego couru. Tak dziwnie się to wszystko rozjeżdża, i pacing, i wątki… Wydaje mi się, że to jednak za dużo Shafta w nie-Shafcie.

      Guilty pleasure: o, to nie spodziewałam się, że zaliczysz Ślicznych Wróżków do kategorii guilty pleasure. Myślałam po twoich opisach fabuły (wszystko czytałam!), że w tym szaleństwie jest metoda… znaczy, że chociaż wydaje się to dziwna seria, to po bliższym poznaniu totalnie ma sens. Moje guilty pleasure sensu absolutnie nie mają, ani ciut ciut.

      OVA: nom, można się było nieźle sfakapować, bo to przecież był normalny odcinek, który się nie zmieścił podczas emisji w telewizji (ba, sama się sfakapowałam na etapie robienia rozpiski na brudno, ale pomogło to, że zawsze zapisuję sobie na MAL, co wyszło w danym roku).

      Shorty: niby żyjemy w czasach dostatku subów, ale jak przychodzi co do czego i wypuszczane są tony chibi-shortów do znanych serii… ech. Sama obejrzałam pozbawione napisów OVA do Yuru Camp, ale mocno poratowała mnie znajomość mangi, ale nie zdecydowałabym się na coś kompletnie nieznanego. Za to doceniam za pomysłowość przy wymyślaniu tytułu (Id:Indeed XD) zamiast dorzucanie do głównej franczyzy dopisku „Mini” czy innego „Short”.

      Najlepsza seria roku: nawet jeśli sama nie czuję potrzeby zabierania się za Doktora Ramune, rozumiem doskonale, co przemawia za Twoim wyborem. Gdyby pominąć te dziwne jedzeniowe fenomeny, to dramatyczno-obyczajowa część brzmi jak coś, co pasowałoby idealnie do Marcowego lwa albo Fruits Basket (które byłoby akurat doskonałą serią, gdyby nie fakt posiadania zaledwie jednego antagonisty odpowiedzialnego za wszelkie nieszczęścia). A nie trzeba chyba udowadniać, jak bardzo te serie są lubiane i szanowane. Więc Doktor Ramune na papierze brzmi niesamowicie dobrze, a pechem jest to, że przyszło mu powstać w tak przeładowanym niesamowitościami roku. Ale te dziesięć lat temu… na pewno poradziłby sobie znacznie lepiej.

      A co do ankiety – oczywiście mnie wsio rypka, jakie kto sobie ustali priorytety przy wybieraniu swoich serii. Przy tworzeniu podsumowania muszę pamiętać, że nawet jeśli moja opinia jest tak samo subiektywna jak każda inna, to w jakiś sposób tworzę listę polecajek i stąd te zawiłe tłumaczenia, czemu wybieram to, a nie co innego. Natomiast każdy głos szanuję tak samo mocno, bo przecież jeden mógł mieć na myśli kunszt fabuły w Tytanach, a komuś to oglądanie przezabawnego Ex-Arm pomogło pozbierać się z emocjonalnego dołka. Jeśli animu robią komuś dzień, to jest to najważniejsze :3

      (a widzisz, może byłabyś anonimowa, gdybyś nie zostawiała co kwartał komentarzy ;3)

      Oczywiście widzimy się za kwartał! A teraz to nawet krócej, bo trochę mi zajęło znalezienie wolnego weekendu na nadrobienie zaległości wszelakich

      (btw. zauważyłaś, że Zardzewiałe Grzybki zaprojektował ten sam człowiek co Id:Invaded? :3 chyba wiem, czym będziemy się jarać pod koniec sezonu poza oczywistymi hitami…)

      Usuń
    5. Co ma mi się nudzić, jak za każdym razem są inne serie? D: może gdybyś robiła notkę tylko o samych isekajach sezonu… co sezon…

      Do endingu Platinum End – bo to wirowało bodaj tylko 3 odcinki. Pierwsze. I kilka sekund. Potem ten fragment zastąpiono inną animacją ku mojemu może nie oburzeniu ale mehowi na pewno bo może i proste ale mi się podobało.

      I powiem tak: jeśli seria wywołała we mnie autentyczną ulgę, że nie ma w mieszkaniu nikogo, kto by mógł wejść do pokoju i spytać "co ty oglądasz?!" (bądź wycofać się z wymownym milczeniem żeby wrócić później) to tak, to jest dla mnie guilty pleasure. xD I zdecydowanie "wszystko na raz".

      (A niech to, komentarze!)

      I tak, zauważyłam. I owszem, będziemy. :D

      Usuń
    6. "może gdybyś robiła notkę tylko o samych isekajach sezonu… co sezon…" - oj, nie kracz, bo już niewiele potrzeba do tego, żeby isekaje zajmowały co najmniej połowę serii na sezon. I wciąż zapowiadają nowe, które zżynają od siebie pełną gębą DX

      Aaa, to dlatego tego nie zarejestrowałam! Za pierwszym razem zawsze wszystko oglądam, ale potem to już zależy od jakości bajki. A Platinum End... khem... zostańmy przy naszym wcześniejszym twierdzeniu, że Revel to jedyna dobra skrzydlata dupcia, która została na placu boju.

      No chyba że tak XD Zapomniał wół jak cielęciem był, a mieszkanie 100km od rodziny ma swoje niewątpliwe plusy...
      ...choć w zamian na wypadek gości trzymam na jak najmniejszym widoku wszelkie 18+ mangi v.v

      (ano komentarze, komentarze. często to właśnie dzięki nim wiem, co w niszowej trawie piszczy :3)

      Yay! Zapowiada się fantastyczne podsumowanie zimy, o ile znajdziesz gdzieś tam czas na Ousama Ranking ;)

      Usuń