W czasach, gdy wielkie wydawnictwa biją się o wielkie licencje na wielkie tytuły, Dango niczym ta mało rzucająca się w oczy, pracowita mróweczka popyla swoimi własnymi ścieżkami, szukając mang, o których mało kto słyszał... bo tylko dzięki takiemu założeniu lektura takich dzieł wciąż będzie zupełnie świeżym, intrygującym doświadczeniem. Zresztą, pewnie dobrze wiecie, jak to u nas na rynku bywa - w znakomitej większości przypadków zapowiadane serie mają doskonale znane anime, na bazie których zwykli zjadacze chleba mogą bezpiecznie ocenić, czy historia nam odpowiada, czy może jednak nie są to nasze klimaty. Piekło bez kwiatów nie daje się jednak tak łatwo rozgryźć i aby z pełnym przekonaniem powiedzieć, czy fabuła ma potencjał, trzeba sięgnąć po pierwszy tom i "po bożemu" przeczytać jego zawartość zamiast sugerować się jakąś nie do końca wierną oryginałowi wizją. No, albo można przeczytać poniższą recenzję, żeby pi razy drzwi streściła ona zamysł historii i wyjaśniła, czemu przystojnych młodzieńców o niekoniecznie cnych zapędach nigdy nie jest za mało.
Tytuł: Piekło bez kwiatów
Tytuł oryginalny: Jigoku Kurayami Hana mo Naki
Autor: Yoru Michio (scenariusz), Ruka Todo (ilustracje)
Ilość tomów: 3+
Gatunek: horror, tajemnica, psychologiczne, moce nadprzyrodzone
Wydawnictwo: Dango
Format: 182 x 128 mm (bez obwoluty, ze skrzydełkami)
22-letni Seiji Tono jest młodym, prężnym, całkiem nieźle wyglądającym... przegrywem życiowym, który tuła się od kawiarenki internetowej do kawiarenki internetowej i na resztkach topniejących oszczędności stara się dociągnąć do kolejnego świtu. Czemu nie jest na studiach lub chociaż nie chwyci się jakiejś dorywczej fuchy w byle jakim spożywczaku? - spytacie. Otóż jeszcze rok wcześniej wszystko było w najlepszym porządku, lecz podczas rozmowy o pracę chłopak nie wytrzymał presji i doznał poważnego załamania nerwowego, które kompletnie wykluczyło go z i tak niespecjalnie lubianego społeczeństwa. Powodem jego zachowania nie jest jednak wcale daleko posunięty introwertyzm, a dziwna zdolność, za sprawą której młody mężczyzna widzi potwory zamiast ludzi. O dziwo na takie talenta też można znaleźć popyt - wystarczy, że Seiji przypadkiem trafia do tajemniczej rezydencji, w której wita go niejaki Shiroshi Saijo. Proponuje on bezdomnemu młodzieńcowi pracę jako asystent przy rozwikływaniu nękających klientów spraw... czy raczej zatuszowanych przez nich zbrodni, które Shiroshi - wysłannik piekieł - ma wydobywać na światło dzienne, by móc przykładnie ukarać zgrywających niewiniątka sprawców.
 |
No już, przejdźcie na ciemną stronę mocy... co prawda nie mamy tu kwiatów, ale w zamian produkujemy przystojniaków!
|
Kiedy tylko wychodzi na jaw, że młody pan posiadłości ma diabelskie konotacje, a jego misją jest odnajdywanie grzeszników i zaciąganie ich dusz przed wrota piekieł, natychmiast przyszły mi na myśl skojarzenia z
xxxHolic, Jigoku Shoujo i może odrobinką
Bakemonogatari. Huh, ile to już lat minęło, kiedy takie nadnaturalne kryminały święciły triumfy...? Ostatnią popularną marką w podobnym stylu było chyba
Death Parade z 2015 roku, natomiast wciąż wydawany (i zbliżający się do wielkiego finału)
Posępny Mononokean to zaledwie waniliowa odmiana prawdziwie posępnych historii, w których nadnaturalne siły aktywnie włączały się w proces osądzania winnego. Nie sądziłam, że brakowało mi tego podgatunku, jednak dzięki
Piekłu bez kwiatów znów poczułam w sobie znajomy dreszczyk emocji, gdy jakiś zwyrodniały padalec dostaje to, na co zasłużył. No i wytężanie szarych komóreczek, nie zapominajmy o intensywnych ćwiczeniach dla szarych komóreczek! Choć mogłoby się wydawać, że zagadki będą banalnie proste do rozgryzania - w końcu doskonale wiemy, że winni są ci, którzy są widziani jako potwory - jednak przedzieranie się przez niedopowiedzenia w przedstawianych przez nich zeznaniach każe poważnie się zastanawiać, czym dokładnie zawinili i czy jest choćby najmniejsza szansa na ich odkupienie.
 |
Zawsze podejrzewałam, że od tych podstarzałych cioć ze skłonnością do zdrabniania każdego rzeczownika trzeba się trzymać z daleka...
|
Choć nie da się odmówić, że okładki Piekła bez kwiatów wyglądają całkiem nęcąco - zwłaszcza jeśli ktoś jest podatny na wdzięki tajemniczo uśmiechających się młodzieńców (Mona Lisa może im co najwyżej kimona prasować!) - to wnętrze pierwszego tomiku prezentuje się jeszcze lepiej. Styl rysowania Ruki Todo z miejsca kupił mnie tym, że stosowane przez nią kontury są grube i ostre, a bohaterowie mają zadziorne, wąskie oczy i wyraziste podbródki, trochę tak jak postacie z Great Pretender albo Fugou Keiji. Nie znalazłam żadnych informacji, aby autorka pracowała wcześniej nad jakąkolwiek mangą, niemniej czuć w jej warsztacie spore doświadczenie i ogromną pewność siebie (bo nie umiem inaczej nazwać tego, że projekty postaci pozostają absolutnie niezmienne niezależnie od tego, spod jakiego kąta rysowany jest dany kadr). Należy też pochwalić sposób wydania mangi i dbałość o nieskazitelną czerń, której wcale nie jest tu mało. Zespół Klusek z Dango może nie mieć parcia na wydawanie milionów tomików na miesiąc, ale niezmiernie szanuję je za to, że dbają o wiele ważnych dla czytelnika detali jak choćby jakość papieru czy różne bajery na okładkach i dodawanych do przedsprzedaży gadżetach (nomen omen - tym razem piękną pocztówkę zdobi strukturalna folia LEN).
 |
Diabeł ze mnie, nie detektyw
|
Spodziewałam się przyjemnego średniaka, który będzie doskonałym kołem ratunkowym przy składaniu zbiorczych zamówień, tymczasem oczyma wyobraźni (i myślenia życzeniowego) widzę tu materiał pod wcale niezłe anime. Pewnie jeszcze z dekadę temu byłyby na to spore szanse, jednak teraz studia są zbyt zajęte wyciąganiem z dna gara kolejnych isekajów zamiast pracą nad ambitniejszymi, psychologicznymi fantasy, więc... No nic, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, a co widzą, to mogą śmiało potwierdzić, że jest w co inwestować. Żeńska część publiki na pewno będzie zadowolona z ilości wieloznacznych uśmieszków, które ukradkiem rzuca Shiroshi, natomiast panowie nie mają się czego obawiać, bo chociaż bishounenów ci tutaj dostatek, to ciężki, seinenowy klimat połączony z kilkoma naprawdę creepy scenami (niestety lub stety, pierwszy tom serii sponsorowany jest przez kilku bardzo twórczych samobójców) powinien zdecydowanej większości przypaść do gustu.
 |
A i owszem! Na te wydłużające się, chłodne wieczory nie ma nic lepszego nad dobrą mangę pod puchatą kołderką!
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Dango.
0 Komentarze