W zdrowym ciele wieloduch - recenzja mangi Zbudź się, śpiąca królewno (tomy 2-6)

Shoujo to dość niewdzięczny quasi-gatunek mang, bo jest utożsamiany z historiami o małym spektrum oryginalności. Pełno tu bowiem szkolnych romansów opartych na przeróżnych figurach geometrycznych, od doskonale rozpracowanych trójkątów miłosnych po bardziej groteskowe, haremowe graniastosłupy. A przecież można inaczej! Można skupić się na zaledwie dwójce bohaterów, można wyjść z fabułą poza szkolne mury i można okrasić opowieść kilkoma bardzo życiowymi wątkami pobocznymi, które nie będą wydawać się tak pretensjonalne jak kolejne z rzędu nieporozumienie bazujące na podejrzeniu, że postać X kocha postać Y, a nie Z. No, czyli dokładnie jak ma to miejsce w Zbudź się, śpiąca królewno, które zrywa z wizerunkiem rozmemłanego do granic możliwości romansu, a jest zwartą obyczajówką, gdzie uczucie jest naturalnym następstwem przeżywanych wspólnie wydarzeń - zarówno tych miłych, jak i okazjonalnie dramatycznych.


Tytuł: Zbudź się, śpiąca królewno
Tytuł oryginalny: Ohayou, Ibarahime
Autor: Megumi Morino
Ilość tomów: 6
Gatunek: shoujo, romans, komedia, dramat, okruchy życia, psychologiczny, gender bender
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)

Po przerażających doświadczeniach z potajemnego wyjścia poza rezydencję Tetsu ma niezwykle ciężki orzech do zgryzienia jeśli chodzi o jego dalszą znajomość z Shizu Karasawą. To, co pierwotnie uważał za daleko posunięte rozdwojenie jaźni, okazało się być tak naprawdę opętywaniem przez dusze zmarłych osób, a duchów i wszelkiego rodzaju strasznych historii Tetsu nienawidzi chyba najbardziej na świecie... Z jednej strony chłopak ma więc uzasadnione obawy, aby nie chcieć kontaktować się z dziewczyną, która nie ma nawet pełnej kontroli nad swoim ciałem, natomiast z drugiej strony mama Shizu oferuje mu dodatkową pensję w zamian za opiekowanie się córką, umieszczoną w odseparowanym domku na życzenie jej własnych rodziców. Strach miesza się ze współczuciem i czysto materialistycznymi pobudkami, aż wreszcie główny bohater postanawia zacisnąć zęby i dalej zajmować się małomówną, przypominającą porcelanową lalkę panienką. Z czasem obowiązek zamienia się jednak w coś więcej, a Tetsu pragnie wydobyć na wierzch prawdziwą osobowość dziewczyny i wraz z przyjaznymi duchami, które od małego czuwają nad Shizu, rozbudzić w niej chęć do samodzielnego życia.


Tuż obok Posępnego Mononokeana to mój ulubiony zestaw okładek, w które sprytnie wpleciono motywy kwiatowe

Lubię historie, w których wątek fantastyczny jest obecny, ale stanowi bardziej punkt wyjściowy dla znacznie bardziej przyziemnych wydarzeń i rozważań. Wydaje mi się, że nawet jeśli Fruits Basket nie zapoczątkowało tego trendu, to na pewno mocno je spopularyzowało, dzięki czemu dziś możemy sięgać po takie przyjemne tytuły jak właśnie Zbudź się, śpiąca królewno. Fakt opętywania głównej bohaterki przez duchy jest tu ogrywany zarówno komediowo (np. kiedy Tetsu musi się użerać z energicznym kilkulatkiem zamkniętym w ciele urodziwej nastolatki), jak i znacznie bardziej poważnie (chociażby poprzez rozważania, co właściwie czyni nas tymi, kim jesteśmy), przez co nie ma tu praktycznie czasu na nudę. Nie zabrakło również wywołujących opad szczęki zwrotów akcji, zwłaszcza tych związanych z tożsamością duchów oraz ich przeszłości. Naprawdę nieźle się zapowietrzyłam, gdy w tomie piątym wyszło na jaw, kim tak naprawdę jest jeden z duchów opiekuńczych Shizu i jaki związek ma z obsadą żywych bohaterów. Należy jednak zaznaczyć, że mimo obecności bytów nadnaturalnych nie ma tu nawet śladu rozwiązujących wszelkie problemy supermocy, a gdyby potraktować duchy jako rozwiniętą metaforę rozdwojenia jaźni, to historia ta ani trochę nie straciłaby na swojej wymowie.
 
Przepraszamy, to akurat nasza narodowa wina za posiadanie wśród obywateli Edytki Górniak

Przyznaję się bez bicia, że początkowo nie byłam zagorzałą fanką charakteru Shizu (tej właściwej), która przez większą część serii nieumiejętnie próbowała rzucić wszystko w cholerę i wyjechać w wyimaginowane Bieszczady, jednak zostałam pozytywnie zaskoczona tym, jak udało jej się zmienić w drugiej połowie serii i jak wiarygodnie to wyszło przy zachowaniu całego kilkunastoletniego bagażu doświadczeń. Jasne, daleko jej do bycia pełną energii nastolatką, ale przejście z całkowicie biernej postawy w najzwyklejszą życzliwość i skromność zdołało w jej przypadku zdziałać prawdziwe cuda. Podobnie stało się z Chihiro, czyli najlepszym przyjacielem Tetsu. Jego chłodna postawa od początku do końca pozostała taka sama, jednak można zauważyć, jak niesamowicie ewoluował, gdy porzucił swój ośli upór na rzecz milczącego niesienia pomocy tym, na których szczęściu mu zależało. W ogóle mam wrażenie, że w Zbudź się, śpiąca królewno wszyscy pozostają mniej więcej tacy sami, a jedyną rzeczą, która faktycznie się zmienia, to wzajemne zaufanie. Nawet płaczliwa, roztrzęsiona mama Shizu to dalej ta sama wrażliwa kobieta, a jednak milej się na nią patrzy, gdy jest w stanie przekazać swoje wątpliwości czy w uroczo nieporadny sposób stara się naprawić relację z córką.

Nie tylko zmarli dbają tu o obecność elementów horrorowych

Przy recenzji pierwszego tomu wspominałam już o moich bardzo dziwnych (i bardzo podszytym podświadomym fanostwem) skojarzeniach, przez które nieustannie widziałam w Tetsu Anglię z Hetalii. Po lekturze całości muszę jednak stwierdzić, że... nadal podtrzymuję to stanowisko. Wprost nie mogłam odgonić od siebie wrażenia, że mam do czynienia z bratem bliźniakiem pewnego niskiego, pewnego siebie, okazjonalnie narwanego, a jednak niezwykle wrażliwego antropomorficznego przedstawienia pewnego wyspiarskiego kraju. Życzyłabym sobie - i wszystkim wytrwałym fanom franczyzy - żeby kreska we właściwej Hetalii wyglądała tak cudnie jak ta w Zbudź się, śpiąca królewno. Na designie głównego bohatera podobieństwa się bowiem kończą, a sześciotomowe dzieło Megumi Morino nie ustępuje jakością popularnym seriom rysowanym przez chociażby Io Sakisakę czy Miki Yamamori. Pełno jest tu gustownych teł (rzadkość w dłuższych shoujo), zabaw z kadrowaniem i wyrażania szerokiej palety emocji poprzez zbliżenia na oczy. Uwagę przykuwa również umiejętność rysowania twarzy Shizu w taki sposób, że można w mig rozpoznać, z jaką "osobowością" ma się akurat do czynienia (i nie, nie zawsze w grę muszą wchodzić jakieś oczywiste atrybuty jak związane w kucyk włosy czy okulary).

Rok szkolny już się zbliża, już puka do mych drzwiii~

Jeśli miałabym wskazać jakieś obowiązkowe "ale", to autorce nie zawsze udaje się w płynny sposób przeskakiwać pomiędzy kolejnymi wątkami - najbardziej toporne wydaje się pod tym względem przejście między wydarzeniami z końca tomu piątego i początku szóstego. Nie jest to oczywiście nic karygodnie złego, a bardziej coś, co zauważa się przy bingowaniu lektury, jednak wierzę, że dałoby się nad tym jeszcze trochę popracować. Zresztą, nie wątpię, że tak się stało, bo Zbudź się było wyjątkowo wczesną mangą w dorobku autorki, wydawaną w latach 2013-2017, a obecnie pracuje ona nad zupełnie nową kilkutomową szojką (którą - jeśli zakończyłaby się na rozsądnej ilości tomów - też chętnie bym sprawdziła). Poza tym drobnym technicznym czepialstwem jestem jednak niesamowicie zadowolona z lektury mangi, która spokojnie może stać w jednym szeregu z AnoHaną jako wartościowa, dająca do myślenia historia obyczajowo-romantyczna z duchami w tle. Polecam szczególnie tym osobom, które lubią od czasu do czasu porządnie się zasparklić, ale jednocześnie nie mają ochoty śledzić niekończących się nieporozumień bohaterów.

Niestety, ale w mangach jest to akurat argument-inwalida jeśli chodzi o ochronę przed podejrzeniem o gorący romans...

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze