Jak w trakcie zimowego lockdownu miałam jedynie siłę na to, aby zagrzebać się pod
kocem i absorbować miłe, puchate rzeczy, tak wraz z poprawą pogody
naszła mnie ochota, by sięgnąć po coś, co z powrotem pobudzi mnie do
życia. Coś pełnego pościgów i wybuchów. Coś z dorosłymi bohaterami. Coś, co nie traktuje się do końca serio, choć potrafi być też seryjnie niepokojące. I tak przyszedł czas na kolejną porcję Murcielago. To wyjątkowo dziwna seria jeśli chodzi o to, w jaką publikę próbuje celować. Mogłoby się wydawać, że ilość ponętnych bohaterek, nieocenzurowanych cycków i rozbryzgujących to tu, to tam wnętrzności ma na celu przede wszystkim zwabić podekscytowanych tą mieszaniną panów. Z jakiegoś jednak względu manga ta spośród wielu innych, niecertolących się z fabułą akcyjniaków dostępnych na polskim rynku podoba mi się jeśli nie najbardziej, to z pewnością znajduje się w ścisłej topce "potrzebuję tego więcej".

Tytuł: Murcielago
Tytuł oryginalny: Murcielago
Autor: Kana Yoshimura
Ilość tomów: 18+
Gatunek: seinen, akcja, dramat, komedia, yuri
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Kuroko wraz z Hinako i zgarniętą w międzyczasie Suiren kontynuują rozwiązywanie zagadki złapanego dla oceanarium rekina, który na skutek problemów gastrycznych zwrócił... ludzką rękę. Trop prowadzi do portowego miasteczka i znajdującego się tam kościółka zarządzanego przez pewnego wielebnego. Wskazówki - w tym jedna pozostawiona przez ojca Suiren, który również zginął w dość tajemniczych okolicznościach - wyraźnie wskazują na to, że duchowny oraz jego matka nie są wcale tak pobożni, na jakich się kreują. Gdy rozpoczyna się pościg za uciekinierami, Koumori i spółka trafiają do jaskini ukrytej w zboczu skarpy. W to samo miejsce trafiają również śledzący Hinako Mitsurugi i Kimihira, którzy postanawiają wkroczyć do akcji, jak tylko orientują się, że nocny odpływ odsłania wejście do niedostępnej w dzień kryjówki. Sprawa okazuje się jednak znacznie skomplikowana niż się na początku spodziewano - księżulek oraz jego opresyjna matka nie tylko wymierzali sprawiedliwość w imię Boga, ale przy okazji robili to na zlecenie kogoś wyżej. Kogoś, kto potrzebuje do swoich eksperymentów bardzo konkretnych organów...
 |
W niektórych mangach nie sposób się doliczyć piętnastu bohaterek w ogóle, a na okładkach Murcielago wciąż są prezentowane te odgrywające ważne role!
|
Wraz z lekturą kolejnych tomów Murcielago dostrzegłam ogromną zaletę tej serii - a mianowicie wiele z postaci drugoplanowych nie tylko regularnie wraca przy okazji rozwiązywania kolejnych zagadek brutalnych morderstw, ale są o tyle istotne dla fabuły, ponieważ dysponują konkretnymi, przydatnymi w danej sprawie umiejętnościami. Doceniam też fakt, że Kuroko nie jest zupełnie główną bohaterką działającą samopas, tylko bardziej szefową swojej po cichu rozbudowywanej organizacji, przez co inne dziewczyny mają równie dużo miejsca antenowego na rozwój i demonstrację zabójczych możliwości. I chociaż każdy ma swoje za uszami i często przynajmniej kilka(naście) trupów na koncie, to tworzą naprawdę sprawny, fachowy zespół do zadań specjalnych. Nie mogę się w tym miejscu nie porozpływać nad relacją Aiko i Rinko. Wciąż jest między nimi sporo niedopowiedzeń i może nie do końca krystalicznie czystych pobudek, ale nieustannie pracują nad tym, aby ta dysfunkcyjna rodzina chociaż w oczach tej drugiej wyglądała na prawdziwą. Narumi, która działa bardziej w tle, również wypada w przeczytanych tomach naprawdę świetnie. Wydaje się jedną z najsłabszych babek z zespołu konsultantek współpracujących z Kuroko (bo i nigdy nikogo tak naprawdę nie zabiła), ale znalazła dla siebie adekwatną rolę jako informator i zastępcza przywódczyni dla zagubionych dziewcząt pracujących wcześniej w ramach sekty "Virginal Rose".
 |
Twoje ciało jest takie hipnotajzing... w sensie że napisu! Oczywiście, że napisu!
|
Równie doskonały (choć stosunkowo krótki) jest zarządzany przez Narumi kącik wędkarski, który chwilowo zastąpił kulinarne popisy Hinako. Bardzo przypomina mi to przeurocze anime Houkago Teibou Nisshi opowiadające o licealnym klubie wędkarskim - nie spodziewałam się jednak, że ekwiwalent tej serii znajdę na naszym polskim rynku, w mandze pełnej flaków i cycków. I w ogóle doceniam fakt, że chociaż fabuła momentami potrafi nieźle szokować okrucieństwem, to dla równowagi można tu też znaleźć mnóstwo wholesome sytuacji, kiedy to dziewczyny jedzą rodzinne posiłki (propsy dla Kuroko, która zna się na gotowaniu wcale nie gorzej od morderczego fachu - o takie Shokugeki nic nie robiłam), sprawiają sobie prezenty, idą stadnie na basen lub do cyrku i takie tam różne. Autor doskonale wie, że tymi skrajnymi kontrastami buduje niepokojący klimat świata przedstawionego, a jednocześnie pozwala nam się zżyć z bohaterkami, zamiast traktować je jak bezduszne, wykręcone maszynki do zabijania. Dodatkowo dzięki takim zabiegom nawet postacie niespecjalizujące się bezpośrednim mordowaniu złodupców mają czas, by przypomnieć czytelnikom o swoim istnieniu - dzieje się tak chociażby z Ukiną, Yatsu czy doktor Julią.
 |
Raz, dwa, trzy - Baba Jaga patrzy!
|
Zaczęłam trochę żałować, że nie zbinge'owałam całego Murcielago lub nie kupowałam go regularnie co dwa miesiące, bo w tle przewija się tyle poszlak i wskazówek, które stają się ważne dopiero dwa-trzy arce później, że to aż głowa mała (dosłownie głowa mała, bo wielu rzeczy nie pamiętam, dopóki mi to bohaterowie nie wskażą i nie sięgnę po poprzednie części). Myśleliście na przykład, że sprawa z Rose Marie i Gold Marie jest już definitywnie zakończona, a jedna z przywódczyń kultu - widowiskowo zaciukana przez nabicie na hak? W takim razie lepiej przygotujcie się na nową "przygodę" w klimatach horrorów Cronenberga. Wygląda na to, że wszystkie te małe sprawy z lokalnymi villainami są inicjowane przez większych mastermindów, a ci zdają się prowadzić jeszcze wyżej w skomplikowanej hierarchii wypaczenia. Nawet prawi do tej pory policjanci działający wedle reguł zaczynają się wydawać coraz mniej sympatyczni i jednoznaczni, a niektórzy sprawiają wrażenie, jakby w ogóle grali w przeciwnej drużynie... Kuroko i jej niekonwencjonalne metody działania przestały być zatem szokującą fanaberią, a zaczęły być niemal standardem, bez którego nie sposób byłoby rozwikłać coraz to bardziej nietuzinkowe sprawy.
 |
Freudowska pomyłka może być też bardzo kjut
|
Nie można również zapominać, że w tle co chwila przewija się wątek poruszonego już w pierwszych rozdziałach narkotyku Cesare, który w tej czy innej formie sprawia coraz to bardziej pokraczne problemy. Po przeczytaniu piętnastu tomów nie mam bladego pojęcia, na jak zaawansowanym etapie historii jesteśmy, jednak wcale bym się nie zdziwiła, gdyby do końca czekało nas co najmniej drugie tyle materiału. Wciąż nie wiemy absolutnie nic ani o Kuroko, ani o Hinako, pomniejsi przeciwnicy zdają się rozmnażać niczym króliki, Rzeczpospolita Babska systematycznie rozrasta się o nowe nabytki i poza zrobieniem dosłownie dwóch małych kroczków w wątku Mitsurugiego nie kroi się żadna wielka fabuła. I spoko, nie mam z tym nawet najmniejszych problemów. W mojej ocenie Murcielago idealnie sprawdza się w formule podobnej do tasiemców Shounen Jumpa, tylko z dokręconą na maksa śrubą i w brutalno-cycastym wydaniu.
 |
Hej ho, hej ho, na ryby by się szło~
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko
0 Komentarze