Miłość do pasji (i nie tylko) - recenzja mangi Głębia ostrości (jednotomówka)

Jeszcze do niedawna historie utrzymane w szkolnych klimatach wydawały się czymś, co można było streścić bez większego zagłębiania się w fabułę. Ostatnich kilka lat okazało się jednak prawdziwym krokiem milowym jeśli chodzi o podejście twórców do wykorzystywanej "scenografii". Szkolne kluby przestały być siedliskiem nicnierobienia, tylko zaczęły prezentować coraz to ambitniejsze aktywności, romanse zaczęły łączyć wątki uczuciowe z wyzwaniami stawianymi przez zbliżające się wielkimi krokami dorosłe życie, a komedie mają pełną świadomość dziedzictwa pozostawionego przez setki (jeśli nie tysiące) oklepanych do bólu historii. BLki również zaczęły nieśmiało eksplorować coraz to nowe zakątki licealnej rzeczywistości i na podobieństwo takiego ReLIFE'a, Wilczycy i czarnego księcia czy Sposobu na pięcioraczki - nie tylko skupiają się na rozwoju relacji między prezentowanymi bohaterami, ale stawiają czytelnika przed nie mniej ważnym pytaniem "czym mam się dalej zająć, żeby żyć w zgodzie z samym sobą i jeszcze mieć co do gara włożyć?".


Tytuł: Głębia ostrości
Tytuł oryginalny: Hishakai Shindo
Autor: Enjo
Ilość tomów: 1 (z serii Jednotomówek Waneko, wydanie 2w1)
Gatunek: yaoi, romans, dramat, szkolne życie, okruchy życia
Wydawnictwo
: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)
 
Szkolny dach to idealne miejsce, żeby zażyć nieco młodzieńczej wolności, urwać się z mało interesującej lekcji bądź przekimać się, pozwalając otulić się promieniom słońca. Hayakawa sądził, że udało mu się znaleźć idealny azyl od szarości codziennego życia, jednak nie trwa to długo, ponieważ myk na otwieranie opornych drzwi prowadzących na dach poznaje również niejaki Konno, chłopak z równoległej klasy. Dwójka licealistów zaczyna wspólnie spędzać czas, przesiadując na świeżym powietrzu podczas długich przerw obiadowych czy innych okraszonych lenistwem okazji. I o ile Hayakawa wydaje się nie mieć żadnych większych ambicji poza mimowolnym nuceniem sobie pod nosem czy podbijaniem do każdej napalonej laski, jaka nawinie mu się pod radar, tak już Konno - nazywany przez Hayakawę pieszczotliwie "Konem" - poza drzemkami lubi siedzieć z aparatem lub przeglądać czasopisma fotograficzne. Z czasem w Hayakawie budzą się coraz bardziej skomplikowane uczucia, w tym również zazdrość o to, że Kon z oddaniem realizuje swoją pasję, podczas gdy on sam boleśnie zderzył się z twardą ścianą rzeczywistości...

Bul bul bul bul... jak się okazuje - także egzystencjalny

Powiedzieć, że nie jestem fanką rozwiązania "przez gwałt do miłości", to jak stwierdzić, że kosmos jest całkiem sporą przestrzenią. Uch... a niestety muszę to wytknąć palcem - tak, autorka po 50 stronach powolnego budowania historii dochodzi do właśnie takiej konkluzji, że fajnie by było pokazać chemię między głównymi bohaterami poprzez ewidentne przymuszenie do stosunku seksualnego. I gdyby jeszcze miało to jakieś poważniejsze konsekwencje dla życia dwójki nie do końca przecież okrzesanych licealistów, gdyby był to punkt zwrotny dla jakiejś większej fabuły... ale nikt nie zaprzątnął sobie głowy jakimikolwiek, nawet krótkofalowymi skutkami. Jest to tym bardziej nieprzystające do reszty mangi, ponieważ zaraz po scenie gwałtu (nie bójmy się tak tego określać) rozpoczynają się naprawdę interesujące retrospekcje przedstawiające w szczegółach buzujące w Hayakawie emocje, które piętrzyły się od wczesnych lat dziecięcych. Problem w tym, że konieczność porzucenia muzycznej pasji nijak nie wyjaśnia bawidamkowego zachowania głównego bohatera ani tym bardziej jego seksualnych frustracji. Naprawdę, można to było rozegrać znacznie lepiej...

Jak do tego doszło - nie wiem. I autorka prawdopodobnie też nie do końca

I jak przez pierwsze 50 stron byłam tym tytułem dość mocno zawiedziona, później jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko zaczyna być pisane ze znacznie większym pomyślunkiem. Ba, koncept Głębi ostrości można byłoby spokojnie przyrównać do myśli przewodniej Ping Pong the Animation - oba tytuły prezentują bohaterów, którzy nie są szczególnie utalentowani, a mimo to chcą robić coś, co ich pasjonuje, jednocześnie kontrastując taką postawę z naturalnymi geniuszami, którym życie w ten czy inny sposób wali pod nogi kłodę za kłodą. Wcale nie trzeba było pokazywać żadnego fizycznego zbliżenia, żeby w mig uwierzyć, dlaczego Hayakawę coraz mocniej i mocniej ciągnie do Konno albo dlaczego tak naturalnie przyszło mu zaakceptowanie uczuć do innego chłopaka, chociaż jeszcze chwilę temu dawał się obłapiać każdej chętnej lasce w szkole. Bardzo spodobały mi się również różnego rodzaju niedopowiedzenia, które autorka teasuje, ale pozostawia w gestii czytelników, jak dokładnie należy je rozumieć. Prym wiedzie relacja Konno i jego ojca - niby nie ma między nimi żadnej otwartej wojny i w ogóle ten pierwszy wiele zawdzięcza swojemu rodzicielowi jeśli chodzi o rozwijanie pasji, ale czuć podskórnie, że ojciec traktuje syna trochę za bardzo przedmiotowo zamiast być dla niego wsparciem (czego dla podkreślenia kontrastu nie brakuje Hayakawie) lub nawet - kto wie? - przed laty wmusił w niego zajmowanie się fotografią.

Kosmate myśli były chyba zbyt kosmate, bo biednemu Konno aż się gorąco zrobiło

Strona wizualna naprawdę przypadła mi do gustu, choć jednocześnie nie powiedziałabym, że jest jakoś przesadnie dopieszczona. Najbardziej odczuwalny jest tu częsty brak teł i stosowanie dość grubej, ciut topornej w obsłudze kreski - autorka nie do końca radzi sobie z kadrami rysowanymi z oddalenia, przez co postacie są wtedy pozbawiane twarzy lub co najmniej jednego ważniejszego organu (najczęściej nosa albo oczu). Dla równowagi przy zbliżeniach Enjo-sensei wspina się na wyżyny swoich możliwości i robi quasi-realistyczne ujęcia fragmentów twarzy, ze szczególnym uwielbieniem oczu, brwi i przepięknie rozwichrzonych kłaków. Najbardziej zachwyca mnie czupryna Hayakawy, która zwykle wydaje się jednolitym czarnym bobem, ale jak przychodzi co do czego, to widać dokładnie poszczególne pasemka i sposób, w jaki frywolne kędziorki tworzą wcale nie taką nudną fryzurę. Nie sposób nie pogratulować tak udanego debiutu w tym pełnym talentów mangowym biznesie, a przecież - trzymam za to mocno kciuki - w kolejnych pracach poziom będzie tylko rósł i rósł.

Chłopcy zdecydowanie wpadli sobie w oko, za to mi wpadły w oko ich ładne oczka

Choć psioczyłam - i wciąż jeszcze mogłabym psioczyć - na ten nieszczęsny gwałt z początku, to już finalna scena seksu wypada tak, że mucha nie siada. Aż ciężko uwierzyć, że ta sama autorka, która wykazała się zupełnym brakiem finezji jeśli chodzi o zawiązanie wątku romansowego, będzie w stanie przedstawić tak lekką, zabawną, satysfakcjonującą scenę zbliżenia na koniec. Ba, pomyślała nawet o tym, żeby bohaterowie nie poszli od razu na całość, tylko zadbali o odpowiednią grę wstępną (ogromne propsy za solidną dawkę wrażliwości i użycie prezerwatywy już w trakcie przygotowań). Było nie było - to pierwsza praca tej autorki i można łatwo zrozumieć, skąd wzięły się pewne niedoróbki warsztatowe zarówno jeśli chodzi o rysowanie, jak i tworzenie fabuły. Wolę pozostawić osobistej ocenie każdego czytelnika z osobna, czy jesteście w stanie przymknąć oko na taki mało czarujący epizod z nastoletniego życia bohaterów, ale pomijając ten jeden minus, manga to naprawdę dobra licealno-studencka (!) BLką o dorastaniu i znajdywaniu sposobu na kontynuowanie ukochanego hobby.

Sezon na siedzenie w przeciągach i umieranie z nadmiaru ciepła można uznać za otwarty

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze