Ciekawa to rzecz, że zrebootowana wersja anime Fruits Basket i polskie wydanie mangi tak bardzo idą ze sobą łeb w łeb. Wraz z tomem 7 niemal udało się zrównać z zakończeniem drugiego sezonu (pomijając może pewne drobne zawirowania w chronologii wydarzeń), a tu już od 8 kwietnia rozpocznie się emisja finałowej części. I znów przyszło mi potraktować lekturę dwóch najnowszych tomów mangi jako szybki recap przed rozpoczęciem wiosennego sezonu anime, natomiast dzięki znajomości pewnych wydarzeń mogłam zupełnie inaczej podejść do zachowania kilku postaci, które wcześniej postrzegałam w zupełnie odmienny sposób (khemkhemYukikhemkhem). Jak to wpłynęło na odbiór opowieści i na ile mocno zmieniły się moje preferencje pairingowe - o tym w dalszej części recenzji.
Tytuł: Fruits Basket
Tytuł oryginalny: Fruits Basket
Autor: Natsuki Takaya
Ilość tomów: 12
Gatunek: shoujo, komedia, romans, dramat, psychologiczny, szkolne życie, supernatural
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)
Wakacje spędzane w domku letniskowym rodu Somów nie do końca przebiegają tak, jak to sobie wymarzyli jego uczestnicy. Przede wszystkim problematyczny okazuje się niezapowiedziany przyjazd Akito (który na całe niewielkie szczęście zatrzymuje się w zupełnie innym budynku) i rozkaz, aby wszystkie spędzające urlop Zodiaki stawiły się u boku głowy rodu. W domku letniskowym zostaje zatem tylko jedna jedyna Toru... oraz Kyo, który jako Kot wciąż nie jest mile widziany na żadnym oficjalnym zgromadzeniu Zodiaków. Akito sądzi, że dzięki temu zdoła zadać Toru głęboką ranę i skaże ją na samotność, uznając najwidoczniej, że towarzystwo takiego potwora jak Kyo to wszystko, tylko nie prawdziwa przyjemność. Po jakimś czasie strategia głowy rodu Somów ulega jednak pewnej zmianie - najpierw nakazuje sprowadzić Kyo i odbywa z nim rozmowę sam na sam, sprowadzając do parteru uczucia Kyo względem Toru, a potem nocą przybywa do samego domku letniskowego, gdzie szuka problematycznej (w swojej opinii) dziewczyny. Kiedy ją wreszcie znajduje, obnaża przed nią okrutną prawdę: Toru ma się nie puszyć i nie traktować innych Somów jak swoją własność, ponieważ Akito zamiast być ostatnim ze Zodiaków - czyli Kogutem - odgrywa w tym pokrętnym układzie rolę... samego Boga!
 |
Oj, Kisa, Kisa... ale żeby nawet autorka narzekała, żeś strasznie niziutka i przez to zostało zbyt dużo białego pola na okładce...
|
Pod pewnymi względami lektura tomu szóstego i siódmego była naprawdę wymagająca psychicznie, ponieważ bardzo skupiała się na postaci Akito, fanaberiach Akito, niszczeniu psychiki wszystkich dookoła przez Akito (poza tylko jednym Shigure, chociaż ciężko powiedzieć, co ten typ tak naprawdę knuje w kuluarach) i w ogóle na tym, jak bardzo przydałoby się sprzedać Akito co najmniej jednego porządnego bitchslapa. Dowiedzieliśmy się już, że sprawa nie jest tak prosta, jak by się na początku wydawało, a żadna policja nie może dokonać zmasowanej interwencji, ponieważ Zodiaki i Bóg są ze sobą złączeni na tyle silną więzią, że jakiekolwiek przejaw nieposłuszeństwa sprawia im psychiczne cierpienie. Mimo to wciąż się zastanawiam, dlaczego nikt inny nie spróbuje zareagować w jakikolwiek sposób. Było nie było, do rodu Somów należy od cholery różnych ludzi, którzy nie są związani żadną magiczną więzią, tylko co najwyżej jenami przelewanymi na konto. Czy naprawdę nie znalazłby się nikt, kto mimo wszystko zaryzykowałby statusem, by okiełznać niezrównoważoną głowę rodu? Kto w ogóle czuje się tam bezpieczny, zarządzany (nawet tylko w teorii) przez takiego szaleńca? Chociaż im dłużej się zastanawiam, tym pod spodem może kryć się jeszcze więcej syfu niż fabuła chce nam o tym otwarcie mówić. Zodiaki cierpią, ich rodziny nic nie robią, bo albo mają kompletnie wywalone, albo boją się pogorszyć sytuację, natomiast cała reszta najwidoczniej zarządza rodem zza pleców Akito-marionetki, który jedyne, czym się interesuje, to uprzykrzaniem życia swoim ludzkim zabaweczkom. No nic tylko zaorać u podstaw taki system klasowy...
 |
Akito nie należy się minus - Akito zasługuje na wilczy bilet prosto do piekła. Na kurs starym PKS-em.
|
Uch, dobra, dość już o Akito, bo mnie znowu krew zalewa... Znaczy, doskonale wiem, że taki był cel kreowania tej postaci, ale póki co nie chcę o tym myśleć więcej, niż jest to absolutnie konieczne (co mimo wszystko bywa trudne z powodu kilku dziwnych wskazówek sugerujących kolejne grube plottwisty w przyszłości). W końcu historia równie mocno skupia się także na dalszym rozwoju trójki głównych bohaterów. Po Toru widać to chyba najmniej, ale przyznaję, że przemiana Kyo jest już ogromnie zauważalna. Wiele pracy nadal przed nim, bo w szerszym gronie kolegów z klasy czy Zodiaków dalej ma niewyparzoną gębę i zbyt ciężkie pięści, ale już w kontaktach sam na sam z Toru jest przykładem absolutnie przeuroczego chłopaka. Co ciekawe dojrzałe zachowanie wkrada się również w jego relację z... Kagurą! Jak się okazuje, Zodiak Dzika również skrywa w sobie mroczne wspomnienia, z którymi wreszcie postanawia się zmierzyć, widząc znaczącą poprawę charakteru Kyo na tle jego kontaktów z Toru. Niezwykle pozytywnie zadziwił mnie ten wątek i zaczął coraz mocniej przechylać szalę przychylności w stronę Kyotka... aż pod koniec siódmego tomu doszło do zwycięstwa przez totalny walkower.
 |
T-T-Toru! A co to za śmiałe teksty na podryw rodem z podręcznika randkowania w weekend?!
|
Po przeciwnej stronie ringu mamy natomiast Yukiego, który właśnie obejmuje stanowisko przewodniczącego rady uczniowskiej. Jak jednak sama nazwa wskazuje, zarządza całą radą, a w niej... gromadzi się zgraja dość nietypowych indywiduów, którzy ostatnie, co powinni robić, to stać na czele czegokolwiek poza piaskownicą. Niestety, pani Natsuki Takaya ma dziwną manierę, żeby ze świeżo wprowadzanych postaci robić najpierw totalnych idiotów, a dopiero potem rozwijać im ciekawe wątki i prezentować głębsze retrospekcje. I ja wiem, że ostatecznie zrobi to doskonale - patrz taki Momiji czy Hatsuharu, którzy obecnie są moimi absolutnymi cukiereczkami - ale dlaczego na swoje nieszczęście wszyscy muszą najpierw przejść przez tę samą, dziwną, cringową fazę humoru lat 90.? O ile widzę jeszcze spory potencjał w Machi czy Naohito, tak Kakeru wydaje się młodszą, mniej czarującą wersją Ayame podniesioną do sześcianu. Już nawet nie chodzi o jego charakter sam w sobie, ale żyłka mi na czole pulsuje, gdy widzę próby przekształcenia rady w klub Power Rangersów. Chyba niepotrzebnie zrobiłam sobie równolegle bingereading całego
ReLIFE, w którym licealiści na serio starają się być odpowiedzialni...?
 |
Jak rozpętałem III wojnę światową
|
Może Fruits Basket nie jest serią bliską memu sercu przez zbyt duże natężenie dram i traumatycznych wspomnień z dzieciństwa, ale wciąż ma gromadkę świetnych postaci, których losy śledzę z wielkim zaangażowaniem, tak jak chociażby wspomnianego już Momijiego i Hatsuharu, ale też Hatorigo, Mayuko, Kazumy, Isuzu, Kureno, Uo, Hanajimy, Kisy, Hiro... a ostatnio nawet Kyo. Właściwie rzadko kiedy trafiają się mangi, w których można z miejsca pokochać wszystkich bohaterów, natomiast jest to już pewna sztuka, aby umieć stworzyć choć kilku, którzy faktycznie będą rezonować z danym czytelnikiem swoją stopniową przemianą lub noszonymi na barkach problemami. A nie wątpię, że przy tak olbrzymiej obsadzie każdy zdoła znaleźć kogoś, za kogo będzie trzymać kciuki - nawet gdyby miało chodzić o Akito.
Choć osobiście trzymam je z nadzieją, że to cholerstwo się kiedyś przewróci i rozwali sobie ten głupi ryj...
 |
Zaczynam wyczuwać w ilustracjach delikatny CLAMP-vibe
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze