Nie taki czarny charaktery zły, jak go twórcy malują! - recenzja mangi Odrodzona jako czarny charakter w grze otome (tom 2-4)

Sezon anime bez choć jednego isekaja w grafiku jest oczywiście sezonem straconym, a na polskim rynku chyba powoli zaczyna się rodzić trend, z którego wynika, że miesiąc bez tomiku mangi lub light novelki opowiadającej o isekajowym świecie jest miesiącem godnym miana totalnej posuchy. I tak do wyboru mamy obecnie przygody zaradnego niebieskiego glucika w Odrodzony jako galareta, mamy oba warianty cierpień Subaru z Re:Zero (o, a przecież na bieżąco leci jeszcze anime), raz na ruski rok pojawia się nowa część Log Horizona lub Overlorda (również dostępne w dwóch wersjach)... a na fanów i fanki mniej poważnego spojrzenia na alternatywne światy rodem z gier komputerowych czekają na ten moment aż cztery tomy nietuzinkowej i przezabawnej Odrodzonej jako czarny charakter.


Tytuł: Odrodzona jako czarny charakter w grze otome, gdzie wszystkie ścieżki prowadzą do złego zakończenia
Tytuł oryginalny: Otome Game no Hametsu Flag shika nai Akuyaku Reijou ni Tensei shite shimatta...
Autor: Satoru Yamaguchi (scenariusz), Nami Hidaka (rysunki)
Ilość tomów: 6+
Gatunek: komedia, fantasy, romans, harem, okruchy życia
Wydawnictwo: Waneko
Format: 195 x 135 mm (powiększony)
 
Latka mijają, urocze dzieciaki rosną jak na drożdżach, aż wreszcie życie Catariny dociera do przełomowego momentu egzystencji, którym jest rozpoczęcie nauki w Akademii Magii - czyli punktu startowego dla fabuły gry Fortune Lover. Od teraz panna Claes musi się mieć podwójnie na baczności, ponieważ na scenę wkracza główna bohaterka produkcji, Maria Campbell, z którą do tej pory Catarina nie miała żadnej styczności. Przy bliższym kontakcie Maria okazuje się być jednak istnym aniołem wcielonym, z którą Catarina nie tyle nawiązuje nić porozumienia, co utworzony zostaje między nimi puchaty dywan sympatii. Przypadkiem udaje się również zapobiec kilku romansogennym sytuacjom, kiedy to Geordo zauważa przypadkiem, jak Maria wspina się na drzewo (ale nie jest tym zdarzeniem jakkolwiek zauroczony, bo przecież jego własna narzeczona już od dzieciństwa stanowi krzyżówkę wiewiórki i małpy) albo gdy Catarina broni Marię przed zawistnymi szlachciankami (choć oryginalnie to sama Catarina powinna była zmieszać Marię z błotem). Problem w tym, że Catarina nie przeszła kompleksowo całej gry, a gdzieś tam w tle czai się jeszcze piąta, ukryta ścieżka fabularna, o której przyjaciółka z poprzedniego życia coś jej pokrótce przebąkiwała...

My little (sticker) harem, czyli żeby życie miało smaczek - raz dziewczynka, raz chłopaczek~

Kluczową różnicą, jaką widać między mangową a animowaną Hamefurą, a która wynika z tego, że komis został stworzony przed powstaniem serialu, jest zakres adaptowanego materiału. Czasami wychodzi to mandze na plus, jak w przypadku wycięcia kilku zupełnie fillerowych przygód, w których co prawda można było poobserwować urocze interakcje między postaciami, ale na dłuższą metę te luźne historyjki nie popchnęły fabuły ani o jotę (np. egzamin ze zdolności magicznych czy sytuacja z książką spełniającą pragnienia czytelnika). Z drugiej strony są momenty, kiedy historia pędzi w mandze trochę za bardzo i czuć w niej jakieś drobne niedopowiedzenia - wydaje mi się, że ucierpiały na tym chociażby odwiedziny w domu rodzinnym Marii, kiedy to zachowanie jej mamy nagle przeskakuje z pewnego rodzaju przygaszenia na życzliwe "jak to dobrze, że moja córeczka ma takich sympatycznych przyjaciół". Może sugeruję się znajomością anime, ale wydaje mi się, że lepiej byłoby w tym przypadku poświęcić bonusowe rozdziały dodawanej do mangi light novelki na kilka dodatkowych scen.

Och, Księciunie, uniżony Toadie pada do waszych przystojnych nóżek...

A scen z Catariną w roli głównej to już nigdy nie jest za dużo - szczególnie wtedy, gdy mówi miłe rzeczy o swoich przyjaciołach lub gdy ma jakieś meta komentarze na temat świata, w którym przyszło się jej odrodzić. Przykładowo w pewnym momencie Catarina zauważa, że standardem w grach otome stało się to, że główne bohaterki wprost ociekają naiwnością i dobrodusznością, przez co nie są w stanie odpowiednio wcześnie wyczuć, że ktoś się w nich podkochuje. Jednocześnie sama Catarina jest właśnie taka, jak to opisuje, nie wiedząc, że jej dobroć i łagodne usposobienie związane z chęcią uniknięcia konfliktów (które doprowadziłyby do złego zakończenia) są przyczyną systematycznego gromadzenia dozgonnie oddanego jej haremu. Niemniej zachowanie bohaterki wcale nie jest irytujące, ponieważ każdy na jej miejscu starałby się przede wszystkim zapobiec katastrofie, a nie romansować z kim popadnie. Tym bardziej, że przecież wdawanie się w niepowołane romanse mogłoby ponownie aktywować ścieżki, z których chciała za wszelką cenę uciec. Poza tym to naprawdę ujmujące, że Catarina w sumie wie, że jej przyjaciele ją uwielbiają, lecz nadrzędnym celem pozostaje dla niej to, aby to bliscy skończyli w szczęśliwych związkach. Catarinie na ten moment wystarczy sama świadomość, że będą mogli dalej spędzać ze sobą czas... no i że nigdy nie zabraknie jej smacznych łakoci.

Akademia Magii? Pfff! Zachęcamy do zapisów do Wyższej Szkoły Rolniczej imienia Catariny Claes!

Poza Marią prominentną postacią w kolejnych tomach zaczyna być także Sirius Duke, czyli uroczy przewodniczący rady uczniowskiej. Jak łatwo się można było domyślić, to z nim związana jest ukryta ścieżka, na którą Catarina nie może się odpowiednio przygotować, a zamiast tego musi reagować na bieżąco i zgodnie z podpowiedziami serca, co nie zawsze wydaje się takie proste. Podczas lekturze przypomniało mi się trochę przechodzenie niesławnej Amnesii (tej otome, nie tej horrorowej) i tamtejszej dodatkowej ścieżki, przepełnionej angstem i wszelkiego rodzaju krwawymi bad endami. Podobnie wygląda sytuacja Siriusa, który ewidentnie dąży do spektakularnej autozagłady. W tym kontekście podstawienie "wybranki" z idealnej Marii na mało idealną Catarinę działa naprawdę doskonale, bo obnaża, jak to te wymuskane Marysie Zuzie będące w grach głównymi bohaterkami wcale a wcale nie są wyjątkowe ani niepowtarzalne. W końcu każda rozsądna dziewczyna o porządnym kręgosłupie moralnym może zdziałać tyle samo co pochodzące z pospólstwa dziewczę obdarzone rzadkim rodzajem magii i niesamowitą urodą.

Nie ma to jak background, czyli jak zbudowaliśmy prawilną (nie)główną bohaterkę gry otome.

Zamysł historii przedstawionej w Odrodzonej jako czarny charakter na pierwszy rzut oka może wydawać się jeno wielkim dowcipem bazującym na utartych schematach, ale prawda jest taka, że pod warstwą oczywistej parodii kryje się bardzo ciepła, mądra opowieść o tym, że aby zmienić otaczający nas świat, trzeba (i warto) zacząć od samego siebie. Catarina ani przez sekundę trwania fabuły nie uważa, że winą za ewentualne złe zakończenia powinna obarczać inne osoby, a jedynym godnym pożałowania złolem jest jej własny, głupiutki oryginał. Dodatkowo jej historia to nie tyle romans, co pieśń pochwalna na cześć przyjaźni, która sięga ponad podziałami społecznymi, płcią, a nawet alternatywnymi wymiarami. Manga pewnie nie w każdym aspekcie zdołała wam zastąpić anime (nie mówiąc już zapewne o rozbudowanej light novel), ale i tak daje okazję do zażycia lub powtórzenia sobie kilku solidnych śmieszków i wzruszków...
 
...a to przecież jeszcze nie koniec tej historii, tak jak bestsellerowe gry otome nie mogą się obyć bez sequela!

Kiedy najcięższą obelgą pod twoim adresem jest twój zaszczytny tytuł szlachecki...

Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko

Prześlij komentarz

0 Komentarze