Czynienie cudów z użyciem magicznie napompowanej piąchy to już przeszłość. Dziś modne stało się to, aby dokonywać cudy dzięki intelektowi, zaradności i współpracy ufających sobie ludzi. Dodatkowo nakama power przestało być tylko pustym frazesem oznaczającym boosta do wyczerpującej się mocy, a stało się synonimem możliwości, które indywidualnie nie znaczą wiele, ale dzięki pracy w zespole - takim prawdziwym zespole, a nie tylko grupce wykrzykującej zarąbiste nazwy ataków - są w stanie na nowo kreować świat. To właśnie to podejście stoi za sukcesem ucieczki dzieciaków z Grace Field House w The Promised Neverland czy za powolną, lecz nieustępliwą infiltracją Akademii Eden przez rodzinkę Forgerów w SpyxFamily. No i oczywiście to dzięki zaangażowaniu całego mrowia zmyślnych bohaterów możliwa jest odnowa cywilizacji w Dr. Stone. Już nie mogę się doczekać rozpoczynającego się od stycznia drugiego sezonu anime, które będzie eksplorować wątek kamiennej wojny między imperium Tsukasy a królestwem nauki Senku, dlatego jako przystawkę postanowiłam zaserwować sobie małą powtórkę z rozrywki w postaci kilku ostatnich tomów wydawanej przez Waneko mangi - i to akurat ostatnich przed rozpoczęciem zupełnie nieznanej fabuły!
Tytuł: Dr. Stone
Tytuł oryginalny: Dr. Stone
Autor: Richiro Inagaki (scenariusz), Boichi (rysunki)
Ilość tomów: 18+
Gatunek: akcja, przygodowe, komedia, dramat, sci-fi, shounen
Wydawnictwo: Waneko
Format: 175 x 125 mm (standardowy)
Turniej o tytuł nowego wodza wioski oraz rękę kapłanki właśnie się rozpoczyna - i to od razu z mocnym przytupem! W pierwszym pojedynku naprzeciwko siebie staną bowiem Kinro (nieoficjalny reprezentant królestwa nauki Senku) oraz Magma (pyszałek, dwulicowa szuja i zarazem jeden z najsilniejszych wojowników w lokalnej społeczności). Eliminacja tego drugiego jest kluczowa dla powodzenia misji uratowania chorej Ruri za pomocą tworzonego antybiotyku, dlatego Kinro stara się ze wszystkich sił, aby powstrzymać Magmę lub przynajmniej poważnie go osłabić przed dalszymi etapami zawodów, kiedy to zmierzy się z czempionką poprzedniego turnieju, czyli Kohaku. Ale czy tak się na pewno stanie? Po pierwsze przydupas Magmy ogłasza, że niedawno widział małą Suikę, jak topiła się w pobliskiej rzece i chociaż na kilometr czuć w tym podstęp, Kohaku decyduje się pobiec na ratunek, ryzykując tym samym dyskwalifikację z turnieju. Po drugie Kinro wyraźnie - czy może właśnie niewyraźnie - nie radzi sobie z Magmą, nie będąc w stanie celnie trafić go swoim kijem. Powodem są trywialne dla naszego świata problemy ze wzrokiem, ale i królestwo nauki Senku znalazło już na to pewne remedium...
 |
Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść... ale gdzie naukowców grupa, tam jest i odkryć kupa!
|
Najważniejszym punktem zwrotnym tej części historii jest poznanie prawdy na temat pochodzenia wioski Kohaku i Chrome'a. Skoro wszyscy jak jeden mąż zostali zamienieni w kamień i dopiero Senku był w stanie wyrwać się z petryfikacji po ponad trzech tysiącach lat, to skąd właściwie w Japonii wzięli się żywi, aktywnie działający ludzie? Jeśli również byli znieruchomiałymi rzeźbami, to czemu zachowują się niczym ludzie z epoki kamienia łupanego (tego prawdziwego), którzy wydają się kompletnie niezaznajomieni z jakąkolwiek naukową wiedzą? Tajemnica okazuje się całkiem prosta w zrozumieniu, gdy spojrzymy na okładkę tomiku numer 6. Ratunek dla ludzkości został bowiem zesłany z nieba... i to w znaczeniu zupełnie dosłownym. Szóstka astronautów pochodzących z USA, Rosji i Japonii, która przebywała akurat na międzynarodowej stacji kosmicznej, zdołała ocaleć z katastrofy, ponieważ znajdowała się poza zasięgiem zielonego rozbłysku. W pierwszej chwili naukowcy mieli nadzieję, że powrót na Ziemię umożliwi im zrozumienie sytuacji i wyratowanie ludzi z petryfikacji, jednak pozbawieni odpowiednich narzędzi nie byli w stanie niczego zdziałać. Zdołali jednak utrzymać gatunek przy życiu i tak po tysiącach lat nastąpiło wreszcie długo wyczekiwane "spotkanie" potomków astronautów oraz odpetryfikowanych ludzi. Jestem świadoma, że historia na tym etapie wiedzy czytelników ma spore luki w logice - na przykład jakim cudem tak wąska pula genów pochodząca zaledwie od szóstki ludzi wystarczyła na dłuższą metę - ale jest w niej też coś chwytającego za serce, że za genetyczna sztafeta faktycznie zaowocowała happy endem i zyskaniem przez Senku bezcennych sprzymierzeńców... a zarazem prawdziwych, oddanych sprawie przyjaciół.
 |
Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem, żeby was móc spotkać - nocy nie przespałem!
|
A skoro o prawdziwych przyjaciołach mowa, to niezmiennie cieszę się na widok każdej, nawet najmniejszej akcji w wykonaniu Chrome i dziadka Kasekiego, wspomaganych od czasu do czasu przez Senku i Gena. Ta międzypokoleniowa sztama to naprawdę coś pięknego, a zarazem wyciskającego łzy z oczu - sam dziadek Kaseki to potwierdzi! Poza tym ta relacja działa nie tylko na poziomie charakterologicznym, szczególnie że połączenie młodzieńczego umysłu i wiekowej zmyślności niejednokrotnie prowadzi do tworzenia wynalazków, z których nawet pomysłowy Dobromir (lub po prostu stojący na uboczu Senku) byłby dumny. Rośnie nam ta ekipa specjalistów, oj, rośnie w siłę, co jest chyba najlepszym argumentem na mylność całego podejścia Tsukasy. Zabicie jednego Senku nic nie znaczy wobec ogromu potencjału i niezatrzymanej chęci rozwoju, które kryją się w każdym człowieku. Zresztą, co się dziwić zapałowi do pracy naszych kamiennych odkrywców, skoro w ich postrzeganiu każda najdrobniejsza nowinka jest wynalazkiem na miarę całej - choć obecnie skromnej - ludzkości. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak na wysłużoną głowę Kasekiego musi działać taka skondensowana do kilkuminutowych wykładów wiedza, którą dawniej zdobywano długimi latami, o ile nawet nie wiekami...
 |
Widzę, że nowatorski shounen nowatorskim shounenem, ale papcio Kohaku uskutecznia tu swój mały, osobisty isekai.
|
Ale, ale! Wrogowie również muszą mieć się na baczności wobec potęgi królestwa nauki! Wystarczyła bowiem zaledwie jedna butelka coli, żeby do reszty przekabacić na słuszną stronę mocy Gena Asagiri, niezrównanego mentalistę i szczfanego lisa jakich mało. Znów kiedy Tsukasa orientuje się, że Senku jednak żyje, wysyła do obserwacji wioski jedną z zaufanych przybocznych - niejaką Homurę. Dziewczyna całymi dniami śledzi samotnie poczynania Senku z czubka drzewa, aż pewnego dnia pod jej kryjówkę zostaje przyniesiona naprędce zbita budka skrywająca... patyczek z watą cukrową. Ten z pozoru infantylny ruch ma jednak znacznie głębszy sens. Oczywiście ciężko liczyć, że jeden kłębek waty cukrowej będzie wystarczającą ceną, by przekupić tak oddanego sprawie wroga... a przynajmniej tak by było w normalnych warunkach. Tak naprawdę jednak ta skromna butelka coli, a potem zrobiona od niechcenia wata cukrowa to bezcenne przyjemności, których totalnie brakuje w kamiennym świecie, szczególnie pod jarzmem klapka Tsukasy. I o ile ludzie z wioski są w stanie przeżyć bez takich dupereli, bo ich zwyczajnie nie znają, tak przebudzeni z petryfikacji nastolatkowie - chyba nie trzeba wyjaśniać. Wolność, która sprowadza się do biegania w futrzanych portkach to trochę za mało do pełni szczęście, szczególnie kiedy mózg wciąż pamięta smak dawnych łakoci, ciepło kotatsu czy fabułę czytanej do podusi mangi. A skoro Senku jest w stanie przywrócić dawną świetność świata, to wybór stron konfliktu może być bardziej skomplikowany niż Tsukasa stara się to przedstawiać.
 |
No i cały misterny plan A, B, C, D, E, F (i pozostałe litery alfabetu) poszedł w pi...!
|
Odświeżająca formuła Dr. Stone'a opiera się na fakcie, że to shounen, który nie jest żadną odmianą fantasy - no chyba że dla kogoś nauka to czarna magia, wtedy owszem, można liczyć na całą masę fikuśnych sztuczek. Mimo braku spektakularnych walk nie sposób się tu nudzić, ponieważ każda strona przynosi nowe pomysły na wynalazki, nowe gagi i nowe interakcje między postaciami. To cudowny, pełen życia świat, w którym każdy bohater jest autentycznie wartościowy. Dr. Stone to chyba jedna z tych nielicznych serii, w przypadku której nie chcę doczekać szybkiego zakończenia, a jej piękno polega właśnie na tym, że może w nieskończoność zaskakiwać i uczyć - bawiąc. A! I jeszcze jedno! Jeśli na waszej kupce (lub biblioteczce) czytelniczego wstydu czeka akurat 7 tom Doktora Kamienia, koniecznie nadróbcie go w przerwie między lepieniem pierożków do barszczu a oglądaniem Kevina samego w domu. Świąteczny klimat mimo apokalipsy - tej prawdziwej i tej fikcyjnej - gwarantowany!
 |
Kiedy jak co roku rozmowa przy wieczerzy wigilijnej zejdzie na tematy polityczne i religijne...
|
Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu
Waneko.
0 Komentarze